Kwestia czasu, minimalizm i nuda czyli BOHOBOCO AW 2013.

Dziennikarze, styliści, blogerki i każdy kto moczy paluszki w branży zwanej hucznie branżą modową, biegają bez tchu po pokazach, eventach i prezentacjach prasowych. Każdy kto myśli, że to istna bajka a nie życie jest w ogromnym błędzie. Umówmy się – lekko nie jest. Podstawowy problem to “kwestia czasu”. A raczej jego wiecznego braku. Na evencik trzeba dojechać co oczywiście zabiera nam kilka chwil. Jak już dotrzemy na miejsce, to musimy się z każdym przywitać i zamienić parę słów. Głównie o tym, jaki to człowiek jest zabiegany i jak nam ciągle brakuje tego ultra cennego czasu. Istny koszmar na jawie! Następnie trzeba z grzeczności (lub z ciekawości) posłuchać o tym, co właściwie oglądamy i dlaczego akurat tutaj jesteśmy. Następnie coś zjeść, napić się i zabrać paczkę z materiałami prasowymi / prezencikiem, żeby na koniec z uśmiechem na ustach powiedzieć “zmykam dalej bo mam bardzo mało czasu”. Przy odrobinie szczęścia w ciągu jednej doby można zjeść trzy obiady, a o trzeciej po południu mieć już nieźle w czubie, bo serwowanie wina w ciągu dnia w oczywisty sposób sprzyja percepcji. Kilka godzin z życia wyjęte na zawsze. Potem oczywiście następuje problem, bo zaglądamy do kalendarza i okazuje się, że wieczorem jest kolejny evenick! Wieczorne wydarzenia wymagają jednak sporych manewrów – trzeba się na nie przygotować. Wrócić do domu, odświeżyć, skompletować stylizację (bardzo ważne!), obdzwonić znajomych (których swoją drogą widzieliśmy tego dnia już kilka razy) i dowiedzieć się kto, jak i o której wybiera się na pokaz/galę/imprezę, niepotrzebne skreślić. Wszystko to jest bardzo czasożerne – zastanawiam się, kiedy właściwie w tym natłoku obowiązków znajdujemy czas na pracę…  Oczywiście jest to bardzo przerysowany opis. Ale jak wiemy, każda karykatura powstaje na wzór prawdziwego obrazu. Czemu dzisiaj tak bardzo skoncentrowałem się na kwestii czasu? Bo, jak się okazuje, nie wszyscy go szanujemy.

Zaczniemy od ładnego banału. BOHOBOCO to młoda marka, która w krótkim czasie zyskała sporą popularność. Pomysł jest intrygujący – “Nowojorska nonszalancja. Londyńska awangarda. Paryska elegancja. Mediolańskie dolce vita”. Połączenie czterech stolic mody w jednym brandzie jest ambitną ideą, która jednak niebezpiecznie podąża w kierunku brawury. No ale cóż, projektanci są młodzi i mają bardzo duże ambicje. Z różnych powodów, których nie warto dzisiaj wspominać, BOHOBOCO nie pokazało kolekcji na ostatnim Fashion Weeku w Łodzi. Piątkowy pokaz w Soho Factory był ich pierwszym autorskim przedstawieniem kolekcji przed większą publicznością. Zorganizowanie takiego przedsięwzięcia nie jest ani łatwe, ani przyjemne. Trzeba pozyskać miejsce i sponsorów. Wydrukować zaproszenia i przygotować odpowiednią komunikację eventu. Zatrudnić stylistę, ekipy od włosów i makijażu, obsługę techniczną, reżysera świateł, choreografa, DJa a na koniec pozyskać buty i akcesoria (bo niewielu projektantów w Polsce stać na produkcję takich ekstrawagancji). Dużo kreatywnej pracy, która jest jednak bardzo ciężka, żmudna i niewdzięczna. Niestety, sprawnie zorganizowany pokaz i porządna kolekcja już dawno przestały być wyznacznikiem jakiegokolwiek sukcesu. Co się teraz liczy? Kto był na pokazie, lub ewentualnie kogo na nim nie było. Moda zeszła na drugi, albo nawet na trzeci plan stając się bohaterem epizodycznym. Pokazy są wydarzeniami stricte towarzyskimi. Nie czuję się na siłach, żeby to oceniać. Przyjmuję to jako stan, w którym dziennikarze i blogerzy piszący o modzie muszą jakoś funkcjonować i na który tak naprawdę nie mają żadnego wpływu. Oczywiście jak zawsze podkreślam – moda i showbiznes są nierozłączne, chodzi mi bardziej o fakt, że nastąpiło ogromne zaburzenie proporcji. O celebrytkach pisać nie będę, bo w kontekście pokazu niewiele mnie obchodzą. Jedno jest pewne – było ich bardzo dużo, bo fotografowie biegali z szaleństwem w oczach, nie wiedząc na kim skupić wzrok i obiektywy. Tak więc mamy piątek, jesteśmy zaproszeni na godzinę 21 i (jak zawsze) pojawiamy się punktualnie. Oczywiście wszyscy sobie zdają sprawę, że godzina na zaproszeniu nie jest godziną rozpoczęcia pokazu. Nie istnieje coś takiego jak konkretnie określony czas, w trakcie którego wszyscy zaproszeni goście mają się zebrać na miejscu i czekać na rozpoczęcie pokazu. Zazwyczaj trwa to od 30 minut do godziny. Wiadomo, że im bardziej popularny projektant, tym więcej jest gości do usadzenia. A na to potrzeba czasu. Nie wiedziałem jednak, że BOHOBOCO zyskało aż tak wielką popularność. Na rozpoczęcie pokazu kazano nam czekać ponad półtorej godziny. Podobno było to spowodowane oczekiwaniem na przybycie Pani Sochy. Szczerze? Niewiele mnie to obchodzi. Picie kolejnej mini butelki truskawkowego wina musującego i pogaduszki ze znajomymi są miłe, przyznaję, ale po pokazie. Trzeba pamiętać, że w piątkowy wieczór każdy może mieć inne zobowiązania i przetrzymywanie gości w ten sposób jest najzwyczajniej w świecie niegrzeczne! Napięcie wiszące w powietrzu, przesycone irytacją i zaduchem, nie jest też wymarzoną atmosferą na takim wydarzeniu. No ale cóż – stało się. Niestety, okazało się, że to fatalne opóźnienie nie było jedyną wpadką tego wieczoru. I tym sposobem przechodzimy do meritum, czyli kolekcji per se!

 Jaka będzie jesień i zima według BOHOBOCO? Przede wszystkim osadzona w naszych warunkach klimatycznych! I chwała za to projektantom, bo w dość niepokornym, polskim świecie mody sezonowość kolekcji stała się bardziej możliwością niż obowiązkiem. Kolekcja jest typowo zimowa – ciepłe tkaniny, trochę futra i skóry, półgolfy, zabudowane sylwetki, długie rękawy i sukienki do kostek. BOHOBOCO konsekwentnie kontynuuje swój romans z szeroko pojętym minimalizmem. Większość fasonów jest ekstremalnie prosta i monochromatyczna. Dominują cztery kolory – czerń, biel, szarość (w różnych odcieniach) i złoto. Brak jakichkolwiek deseni i faktur (z małymi wyjątkami) został zastąpiony konstrukcją. Cięcia przebiegają często w nieoczekiwanych i zaskakujących miejscach, a detale takie jak wywinięte zaszewki, kołnierzyki albo zapięcia wykorzystujące klipsy z szelek urozmaicają nudę kolorystycznych plam. Niektóre modele bardzo zaburzają sylwetkę, szczególnie te, które odszyto z futra. Projektanci próbowali ożywić kolekcję zwracając dużą uwagę na tyły sylwetek – większość sukienek miała bardzo głębokie dekolty na plecach. Jest to ciekawy i efektowny zabieg, ale zarezerwowany tylko dla kobiet o idealnych kształtach. Przy takim rozcięciu każda najmniejsza fałdka będzie wyglądać bardzo niekorzystnie. W kolekcji jednym z tematów przewodnich stała się asymetria. Pojawia w większości sylwetek i w wielu różnych odsłonach – zapięciach, przeszyciach i dekoltach. Teoretycznie jest to ciekawy zabieg, ale asymetryczne łaty z cekinów są tak odtwórcze, że szkoda o tym wspominać. Swoją drogą, polska moda od dłuższego czasu choruje na cekiny. Dość powiedzieć, że na pokazie cekinowe marynarki nosiły nawet hostessy. Może już czas pożegnać na kilka sezonów błyszczące kółeczka, bo przesyt może spowodować refluks żołądkowy. Na tym nie kończy się jednak lista „skarg i zażaleń”. Źle układające się ubrania, spódnice, które w trakcie pokazu “podjeżdżały” do góry, spodnie brzydko marszczące się w kroczu, wybrzuszające się na plecach suwaki każą mi się zastanawiać, czy ilość przymiarek przed pokazem na pewno była wystarczająca. Przypomniał mi się też tekst Tomasza Jacykówa, który powiedział kiedyś, że białe rajstopy kobieta może założyć ostatni raz do pierwszej komunii, ewentualnie na ślub, ale tylko pod warunkiem, że ma suknię co najmniej do kostek. Rzadko się zgadzam z tym panem, ale tym razem podpiszę się pod tym, co napisał z czystym sumieniem. Żadna z sylwetek na pokazie nie była na tyle mocna, żeby podciągnąć białe rajstopy do bycia modowym hitem. Brzydkie fryzury, banalny makijaż i fakt, że pokaz był bardzo źle wystylizowany tylko pogłębiały to wrażenie. Rozumiem, że wszystkie te aspekty zostały stworzone w duchu minimalizmu, ale nudne sylwetki w takich stylizacjach po prostu wyglądały ubogo. Co z tego, że materiały były włoskie, wysokogatunkowe i zaawansowane technicznie, skoro ich potencjał nie został należycie wykorzystany? Nie pomogły też całkiem ładne buty zaprojektowane we współpracy z Loft37. Kolejną wpadką było oświetlenie – rzędy i trybuny były zbyt widoczne. Ciężko było skoncentrować wzrok na wybiegu mając za tło widzów siedzących po przeciwnej stronie w nachalnej iluminacji. O muzyce można powiedzieć tyle, że mało inwazyjnie płynęła z głośników. Choreografia była poprawna i prosta (a może minimalistyczna?). Na plus liczy się też zachowanie dramaturgii pokazu i coś na kształt finałowej sukienki – ciężkiej i dość bezkształtnej konstrukcji ozdobionej koralikami, która nijak nie pasowała do całej kolekcji.

Wnioski? Przyznam, że odczuwam ogromne rozczarowanie. Mam wrażenie, że odtwórczość, zbyt widoczne inspiracje a nawet wzajemne kopiowanie (być może nieświadome, ale nadal istniejące) stały się w Polsce codziennością. I nie piszę tego tylko w kontekście pokazu BOHOBOCO. Zaczyna mi się wydawać, że projektanci nie mają już żadnego poczucia misji i nie czują się na siłach, żeby tworzyć trendy albo ciekawie reinterpretować te, które obecnie są „na topie”. Powielanie z rocznym opóźnieniem zachodnich wybiegów tak naprawdę nie ma wiele wspólnego z modą. A przynajmniej z jej esencją, czyli kreowaniem rzeczywistości. Rozumiem, że rzadko kto może sobie pozwolić na eksperymenty, bo niesprzedana kolekcja może stać się przeszkodą do zrealizowania kolejnej. Nie twierdzę, że ubrania BOHOBOCO są brzydkie. Przeciwnie, są ładne – ale co z tego? Być może, na najniższym rejestrze pojmowania mody jest to kolekcja zadowalająca. Nadal jednak nie mogę zrozumieć skąd bierze się permanentny strach przed użyciem faktury, koloru, zdobienia tkaniny i deseni, który sprawia, że coraz ciężej odróżnić produkty różnych projektantów. Ile jeszcze razy zobaczę nieśmiertelną sukienkę Gucci w kolejnej odsłonie? Jeżeli ktoś twierdzi, że inspirują go cztery największe stolice mody to powinno być to widoczne w kolekcji. Inaczej są to tylko puste słowa. Miałem nadzieję, że BOHOBOCO nie popłynie tak bardzo w celebrycko-czerwonodywanowy kierunek. Niestety – myliłem się. Na koniec dodam tylko, że zasłanianie się źle pojmowanym minimalizmem (co jest naszą kolejną narodową specjalizacją) to prawdziwy grzech kardynalny. Minimalizm i nuda to dwie bardzo różne sprawy.

PS. Popularne przysłowie mówi “Czas to pieniądz”. Na pokazie BOHOBOCO, w bardzo mało wyrafinowany i dość pokrętny sposób mieliśmy okazję się przekonać, jak bardzo to zdanie może być prawdziwe.

PS. 2 – Korekta – jak zawsze fantastyczna Panna Marta Mitek, która nie dość, że ma do mnie anielską cierpliwość to jeszcze pozwala się męczyć w niedzielę!

Tobiasz Kujawa

tobiasz.kujawa@fashionmagazine.pl

6 Comments

  1. Kuba pisze:

    Korekta, korektą – naprawdę piszemy łącznie 🙂 ciekawa recenzja!

    Polubienie

    1. już poprawione, tak to jest jak się miesza w tekście po korekcie 😀

      Podrawiam
      t.

      Polubienie

  2. amelka pisze:

    wreszcie czytam coś co nie jest pochlebną recenzją, a poza tym biała sukienka a nawet kilka sukien nawiązuje do archaicznego modelu pokazu mody w tym rzymskich np Valentino, albo kolekcji sukien ślubnych Maćka Zienia. Ja osobiście byłam w szoku, że kolekcja jest tym co jest i będzie w gazetach na celebs. I może jest sposób, może to jest komunikacja marketingowa działająca na rozpoznawalność i przetrwanie.

    Polubienie

  3. Annkie pisze:

    jestem ciekawa czy tylko ja zauważyłam, że kilka outfitów za bardzo nawiązują do kolekcji Mariusza Przybylskiego( a go tam nie było i dobrze), a zwłaszcza do spódnicy i spodni złotych, idąc dalej, w której lansowała się w mediach Małgosia Socha, która zaraz po Żmudzie- Trzebiatowskiej była top celebrytką na pokazie. Czy części czarne patchworkowej nawiązują do Maldolora ( helo?!), czy ja mam już zboczenie zawodowe, czy tylko mnie się zjawił Jil Sander w Soho Factory?

    Polubienie

  4. wandał niks pisze:

    dobrze, że ktoś to pisze, straszna nuda i wtórność, najgorsze chyba te szare z furterm, zreszta to jak wygladaja, jak sa ubrani sami projektanci też o czymś swiadczy…

    Polubienie

  5. Z opisu wynika, że była to kolekcja i pokaz dla celebrytów i dziennikarzy.
    Kilka projektów mi się podoba – ja lubię bardzo proste kroje z ciekawą konstrukcją, ale poprawnie skrojone i dobrze się układające. Że było inaczej wnoszę z opisu, bo na zdjęciach nie widać za bardzo.

    malamajka.blogspot.com

    Polubienie

Dodaj komentarz

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s