„Zawsze w pierwszym rzędzie. Anna Wintour – królowa Vogue’a” czyli bardzo zła książka o bardzo ciekawiej osobie.

Całą moja przygodę z tą książką można opisać jako niespodziewane, brzydkie dziecko dość dziwnego przypadku i bardzo nudnego popołudnia. Kilka miesięcy temu miał miejsce dzień sponsorowany przez hasło: wybitnie niskie ciśnienie. Naszą zbiorową, redakcyjną przypadłością jest meteopatia. Nie mam pojęcia jak to jest możliwe, ale dosłownie wszyscy mają niesamowicie dużą nadwrażliwość na niekorzystne warunki meteorologiczne. Właściwie każdy dzień możemy rozpatrywać przez jakiś negatywny aspekt związany z pogodą. Albo jest za zimno, albo za ciepło, za wilgotno, albo za sucho, za duży wiatr, albo (najgorzej) powietrze stoi. No i to ciśnienie… Remedium jak zawsze stanowi Kawa, zarówno rozpuszczalna jak i z ekspresu. W stanach krytycznych, nie polecam tego nikomu, stosuję mieszankę tych dwóch specyfików, czyli do kawy z ekspresu dosypuję rozpuszczalną. Potem mam palpitacje serca i odmienne stany świadomości. Tego (nie)pamiętnego dnia, ciśnienie było tak niskie, że mając do wyboru odciśnięty na twarzy wzór klawiatury albo drgawki spowodowane przedawkowaniem kofeiny, wybrałem tę drugą, ryzykowną opcję. Wprowadziwszy się w zaawansowany, kofeinowy trans nabrałem ochoty na porządki. Na pierwszy ogień poszło moje biurko, potem szafki a na koniec półki z magazynami. Między starymi wydaniami „Harper’s Bazaar” i „Numéro” znalazłem ściśniętą, odwróconą grzbietem do ściany książkę. Była to właśnie „Anna Winotur – królowa Vouge’a”. I tak się zaczęła moja kilkumiesięczna męczarnia związana z tym tytułem. Istnieją jeszcze dwie książki, które męczyłem równie długo. Wspomniany przy jednej z recenzji „Ulysses” Joyce’a i tetralogia Manna – „Józef i jego bracia”. Do tego zaszczytnego grona dołączyła zmanierowana, demaskatorska pozycja autorstwa Jerrego Oppenheimera. I tak jak w przypadku dwóch pierwszych pozycji wyzwaniem stała się kwestia mojej erudycji (albo pewnych braków), tak w przypadku biografii Anny Wintour przeszkody były bardziej trywialne. Ponieważ nie widziałem oryginalnego wydania, nie wiem na którym etapie popełniono błąd. Być może pan Oppenheimer nie potrafi pisać. Być może dwie panie (nazwisk litościwie nie podam), które tłumaczyły tę książkę, powinny zająć się czymś bardziej odpowiednim dla ich możliwości intelektualnych – na przykład kursem wytwarzania twarogu. Jest jeszcze szansa, że zaistniały oba te czynniki a ich wypadkową stał się tekst, którego nie sposób czytać, nie zgrzytając przy tym zębami. A po 10 stronach ma się ochotę na wybijanie dziur w ścianie. Własną głową.

Biografia nie posiada autoryzacji, co samo w sobie nie jest jeszcze przewinieniem. Jednak z góry wskazuje, jaki charakter ma dana pozycja. „Obiektywizm” staje się w tym przypadku ostatnim słowem, które można umieścić w recenzji tej książki. Wygrzebujemy za to wszystkie możliwe brudy, anegdotki, potknięcia i grzeszki. Bez litości i bez znieczulenia. Teoretycznie przyświeca temu słuszna idea „ukazywania prawdziwej prawdy”, jednak w efekcie dostajemy ogromną porcję informacji, których źródłem są: „osoba z towarzystwa Anny Wintour”, „anonimowa pracownica Anny Wintour” czy „dawna przyjaciółka Anny Wintour”. Czyli dużo sensacji bez żadnego stabilnego gruntu. Pominąwszy fatalny język i efemeryczne fakty, da się w tej pozycji znaleźć kilka plusów. Przede wszystkim możemy się dowiedzieć o całej historii ścieżki zawodowej Anny, poczytać o redakcjach i tytułach, w których zostawiła ślad swojego obcasa i pracownikach, którzy pewnie do dzisiaj leczą rany na nadwątlonej psychice. Słynna „Editrix” została przedstawiona, jako zimnokrwiste modowe zwierze, które polując na słabszych (czyli wszystkich), powoli wspina się po szczeblach (i trupach) kariery. Kierunek jest jeden – wymarzona posada redaktor naczelnej amerykańskiej edycji Vogue’a. To co dla mnie było najciekawsze to oczywiście system funkcjonowania redakcji wielkich tytułów, anegdoty dotyczące projektantów i ogromny kawał historii międzynarodowej prasy. Niestety, jak już wspominałem, są to informacje, które bardzo trudno zweryfikować. Książka zbudowana jako klasyczne, sensacyjne czytadło, mimo sporej treści, spełnia znikomą funkcję dydaktyczną. Czytadła mają to do siebie, że połyka się je szybko i z przyjemnością. W trakcie czytania „Królwej Vogue’a” lawirujemy między dochodzeniem „co autor / tłumacz miał na myśli” a kwiatkami typu „Projektant Marc Jacob”. Koszmar!

Autor z pewnością spełnił swój zamierzony cel. Ukazał Annę Wintour jako bezwzględnego babsztylo-robota, wypranego z jakichkolwiek emocji i empatii, który za pomocą wszystkich możliwych środków (od przysłowiowego „łóżka” aż po iście machiaweliczne intrygi) zmierza do celu. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, kiedy główna bohaterka wyjmie z gustownej torebki broń i usunie z tego świata, na przykład, Grace Mirabellę. Bohaterka „The Devil Wears Prada”, napisanej przez Lauren Weisberger, czyli fikcyjna Miranda Priestly to przy niej łagodny, niewinny baranek. Książka przedstawi nam każdy możliwy aspekt dotyczący jej bohaterki – od faktów typu „ile masła Wintour dorzuca do zupy”, przez decyzje odnośnie wystroju wnętrz aż po informacje z kim i kiedy miała romans. Zgadzam się, te wszystkie fakty nakreślają postać znanej redaktorki. Sprawiają, że można ją lepiej poznać i zrozumieć. Problem polega na tym, że nie są one podane obiektywnie czy bezinteresownie. Każda taka anegdota jest kolejną Kostką Bauma, która buduje obraz smutnej, odrealnionej i zimnej osoby. Paradoks polega na tym, że Anna zrealizowała swój plan. Czyli kolejny raz potwierdza się stare przysłowie „cel uświęca środki”. Jej determinacja, konsekwencja i pracowitość, wielokrotnie w książce podkreślone, są idealnym punktem wyjścia do zrobienia kariery w świecie sezonowych trendów. Książka udowadnia też, że moda to zazdrosna kochanka, bardzo nielubiąca konkurencji. Metoda Anny jest prosta – albo tu jesteś w 1o1% albo nie ma cie tu wcale.

Czy wobec tego warto przeczytać tę książkę? Tak. Bo mimo wszystko stanowi ona bardzo ważny punkt odniesienia. Anna Wintour nie jest tylko wpływową redaktorką. Jest również kobietą, która ma ogromną władzę i realny wpływ na świat mody. Jej decyzje i wybory mają prawdziwie odniesienie w otaczającej nas rzeczywistości, na niespotykaną dotąd skalę. I chociażby z tego powodu warto poznać jej historię (może trochę wypaczoną i stronniczą) ale jednak bardzo ważną historię, w której ciągle nie napisano ostatniego rozdziału.

Podsumowując: puryści językowi niech uzbroją się w cierpliwość a wielbiciele sensacji niech naostrzą zęby, bo czeka ich spore używanie. Jedno jest pewne – Anna jest warta tej literackiej drogi przez mękę. Taka kobieta zbyt szybko znów się nie narodzi.

Tobiasz Kujawa

tobiasz.kujawa@fashionmagzine.pl


Front Row: Anna Wintour: The Cool Life and Hot Times of Vogue’s Editor in Chief

Autor: Jerry Oppenheimer 
Data Publikacji –  27 Stycznia, 2005 roku

Zawsze w pierwszym rzędzie. Anna Wintour – królowa Vogue’a
Wydana przez Wydawnictwo Książkowe Twój Styl w 2006 roku.

PS. Meteoropatia, meteopatia – patologiczna reakcja organizmu człowieka na działanie czynników meteorologicznych, uzależniona od jego wrażliwości indywidualnej. Chorobotwórcze działanie zmian pogody na organizm. (źródło – nieoceniona Wikipedia)

PS2. Korekty znowu brak. Miss Marta Mitek biega w baletkach po deszczu a potem się dziwi, że choruje…

PS3. A może czytaliście już to wiekopomne dzieło literatury biograficzno-sensacyjnej? Ktoś ma inne wrażenia?

7 Comments

  1. A pisze:

    Nie uważam, żeby książka była aż tak fatalna jak autor recenzji opisuje. Ja przeczytałam ją z przyjemnością, głównie dlatego, że historia bohaterki jest niezmiernie ciekawa. Gdybym miała użyć jednego słowa podsumowującego lekturę, powiedziałabym – inspirująca.

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Autor został wychowany w duchu literatury pięknej, poszanowania dla słowa i języka. Będę się upierać, że tłumaczenie jest fatalne i pełne błędów. Język tekstu jest pretensjonalny i zbyt emocjonalny. Przypomnę, że Oppenheimer przez kilkaset stron tej biografii niejednokrotnie podkreśla, że pozycja, którą zajęła Wintour jest nieadekwatna do jej wykształcenia, zdolności interpersonalnych i możliwości dziennikarskich. Ponadto demaskuje kilka poważniejszych epizodów z innych redakcji, które Anna zazwyczaj zbywa milczeniem.

      A co najważniejsze. To nie książka jest inspirująca, tylko postać Anny. Lepiej nie stawiać tej pierwszej ponad drugą.

      Polubienie

  2. Wojtek pisze:

    trudno się nie zgodzić z tym co napisałeś Tobiasz x

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      zgadzam się z Twoim komentarzem Wojtku! 😀

      pozdrawiam!

      Polubienie

  3. mitek pisze:

    tak czy siak, ten tytuł również znajduje się na mojej liście lektur pt. „pożyczyć od tobiasza”. oraz owszem choruję z głupoty własnej i nieprawidłowych prognoz, nie wiem, czy będę jutro, xo xo

    Polubienie

  4. jaga pisze:

    Myślę, że nie powinien Pan czytać już pod wpływem złej pogody, wysokiego lub niskiego ciśnienia. Chociaż mnie podobne książki na takie dolegliwości pomagają. Jeżeli ta publikacja zmęczyła Pana tak jak pięknie napisany Ulysses, to co Pan czyta? Ja ją polecam.

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Jago! Gratuluję wytrwałości w czytaniu Ulissesa, polecam również wytrwałość w szukaniu informacji między wierszami, które powiedzmy sobie wprost – nie zostały zawoalowane w niemożliwy do oczytania sposób. TEMAT książki jest jak najbardziej ciekawy. JĘZYK książki jest fatalny. I to są fakty a nie moje fantazje.

      Na koniec zacytuję sam siebie – „Czy wobec tego warto przeczytać tę książkę? Tak.”

      Nie wiem co mogę jeszcze dodać w świetle tego cytatu…

      Polubienie

Dodaj komentarz

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s