Wszyscy jesteśmy „mentalnymi dresami” czyli o akceptacji i ocenianiu w modzie.

Christopher Kane SS 2013.

Przypomniała mi się ostatnio anegdota z mojego życia. Ani wesoła, ani smutna. Należąca raczej do gatunku historii refleksyjnych i zostawiających w głowie więcej pytań niż odpowiedzi. Wracałem kiedyś z imprezy. Nie pamiętam dokładnie, czy był to jakiś pokaz, raut lub inne, równie ekscytujące modowe przedsięwzięcie. Idąc późnym wieczorem przez centrum Warszawy spotkałem grupkę młodych ludzi. Już na pierwszy rzut oka wiedziałem, że lubią sportowy styl życia, cenią sobie nonszalancki, szeleszczący strój i prezentują bardzo ubogi, choć wywierający spore wrażenie zakres słów. Nie ubieram się szczególnie prowokująco, lubię gładkie plamy kolorystyczne, stonowane barwy i luźny oversize. Mam trochę kolczyków, sporą słabość do biżuterii i mojego szarego kapelusza, po którym łatwo mnie poznać. Moja akceptacja w kwestiach ubioru jest ogromna. Wychodzę z założenia, że każdy ma prawo nosić to, co mu się podoba i w czym mu jest wygodnie. Jeżeli wygląda przy tym szczerze i prawdziwie, tym większa jest moja radość. Młodzi ludzie wyglądali na tyle autentycznie, że z tyłu głowy momentalnie zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. Nie zwykłem udawać kogoś, kim nie jestem, nie lubię też ukrywać się po kątach. Życie w stolicy nauczyło mnie, że w pewnych sytuacjach lepiej nie pokazywać strachu, tylko iść przed siebie – bez przerażenia w oczach, ale i bez wyzywającego, brawurowego kroku „idę stawiając nogi na krzyż bo chcę być top-model”. Zostałem, mimo wszystko, zaczepiony.  Grupka młodych mężczyzn wprost buzujących od testosteronu była totalnie zafascynowana moim wyglądem. O dziwo, nie było nich agresji, raczej ogromne zainteresowanie. Trochę jak fascynacja przedszkolaka, który pierwszy raz w życiu trafił do ZOO i zobaczył tyłek pawiana. Ja jestem jeden – ich jest kilku. Ja mam na sobie wielką, szarą bluzo-tunikę, a oni kreszowe uniformy. W takich warunkach nie ma miejsca na wybrzydzanie, skoro ktoś zadaje pytanie, to trzeba na nie grzecznie odpowiedzieć. Pytanie było oczywiste – czemu wyglądam tak jak wyglądam. Wyjaśniłem im czym się zajmuję w życiu, gdzie szukam inspiracji, czemu lubię nosić takie, a nie inne ubrania. Przyjęli to do świadomości. Kolejne pytanie – czy nie przeszkadza mi, że wyglądam jak pedał. Nadal grzecznie tłumaczę, że raczej mi to nie przeszkadza, bo w sumie wszystko się zgadza. Wytrąciło ich to trochę z równowagi. Teoria zrodzona w mózgu posiadającym dwie synapsy zakłada, że nie powinienem być z tego powodu szczęśliwy. A tu się nagle okazuje, że bezczelnie nie mam z tym żadnego problemu. Dla chłopców-sportowców jest to kompletnie niezrozumiałe. Rozmowa trwa dalej. Mam świadomość, że jeżeli chcę zachować obecny układ oczu i nosa na twarzy, to nie mnie decydować, kiedy skończymy nasz dialog. Po jakimś czasie poczułem się na tyle ośmielony, że postanowiłem zadać im pytanie. Spytałem się, czy zdają sobie sprawę, kto im właściwie projektował te szałowe dresiki Nike’a i wypaśne buty Adidasa. Czy wiedzą, skąd się biorą polówki i dżinsy – ich cywilne, weekendowe zestawiki, które zakładają na wyjścia do modnych klubów. Czym moja biżuteria różni się od ich biżuterii? Kolejną godzinę spędziłem na tłumaczeniu tym młodym ludziom, jak to wygląda z mojej perspektywy. Chciałbym powiedzieć, że ta rozmowa zmieniła ich podejście do pewnych spraw, ale pewnie tak nie było. Oni mieli swoje weekendowe obowiązki, ja miałem dość i chciałem iść do domu. Rozstaliśmy się w umiarkowanej zgodzie i bez zbytnich emocji. W drodze powrotnej kołatała mi się po głowie nachalna myśl – zarówno oni jak i ja dokonaliśmy bardzo płytkiej i powierzchownej oceny. Nasze opinie łączyło jedno – nie były do końca prawdziwe…

Czemu o tym piszę? Przyczyna jest dość prosta. Okazuje się, że każdy z nas ma w sobie takiego „mentalnego dresa”. Ocenianie to najszerzej zakrojona działalność „pro bono publico” w naszym życiu. O każdej porze dnia i nocy, niezależnie od czasu i okoliczności. Zaczynamy wraz z poranną kawą i telewizją śniadaniową. Potem w drodze do pracy lub szkoły. Każda spotkana osoba może stać się potencjalną ofiarą naszej podświadomości – bo przecież żeby kogoś ocenić nie musimy od razu werbalizować naszych myśli. Wystarczy jedno spojrzenie i już wiemy, że „ta dziewczyna ma za grube łydki do tych leginsów”, „ten koleś nie wie, że podnoszenie kołnierzyka w koszulce polo to totalna wieś”, „ta pani nie wymieniła garderoby od 82”. Oceniamy naszych przyjaciół, rodzinę, wrogów, nieznajomych. Sami oczywiście też jesteśmy obiektami podlegającymi ocenie. Dopóki odbywa się to tylko w naszych głowach nikomu nie dzieje się większa krzywda. Problem pojawia się wtedy, kiedy zaczynamy nasze wnioski upubliczniać. W realnych sytuacjach ciągle (całe szczęście) zachowujemy jeszcze minimum kultury (a raczej zwykłego tchórzostwa). Rzadko kto ma odwagę powiedzieć na głos „dziewczyno, idź zdejmij te tandetne kabaretki, bo ciężko cię odróżnić od prostytutki”. Jest to strefa zarezerwowana dla zaawansowanych wiekowo frustratek z bigoteryjnym zacięciem. Po co nam jednak realne sytuacje, kiedy całą frustrację możemy przenieść do internetu, który zniesie dosłownie wszystko.

Przyglądam się profilowi Fashion Magazine na facebooku i czasami przecieram oczy ze zdumienia. Podam prosty przykład. Wrzucamy zdjęcie z lookbooka Christophera Kane – męska kolekcja na sezon SS 2013. Model ma na sobie prosty t-shirt i spodnie z przeskalowanym wzorem kwiatów róży. Komentarze? Powiedzieć, że nieprzychylne, to tak, jakby nazwać powódź „deszczową aurą”. Owszem, można powiedzieć, że coś się komuś nie podoba. Ok, nie lubisz jak facet nosi nadruk w róże – masz do tego prawo. Może to na przykład godzić w twój wizerunek „męskiego mężczyzny”. Możesz też uważać, że takie wzory są zarezerwowane dla kobiet. Generalnie – możesz wszystko! Jednak pojawia się wtedy pytanie – co tu właściwie robisz i  czego oczekujesz od mody? Wiadomo – ile ludzi, tyle teorii. Nie jest moją rolą wyrokowanie czym jest lub czym powinna być moda w naszym życiu. Wiem jednak, że żyjemy w czasach kiedy „modne” jest właściwie wszystko. Możemy się ekscytować faktem, że naszpikowane ćwiekami kołnierzyki są teraz bardzo popularne, a panterka trochę mniej. Możemy szydzić z dziewczyn, które noszą miętowe, asymetryczne spódnice. Możemy też je najzwyczajniej w świecie nosić i czuć się z tym dobrze. Moda to kwestia wyborów. Podejmowanych świadomie lub nieświadomie, ale jednak wyborów. Zakładając konkretne rzeczy prezentujemy światu naszą deklarację. Noszę  kolory fluo, bo chcę być modna. Noszę wyciągnięty sweter, bo modą się nie interesuję. Mam torebkę Birkin, bo mnie na nią stać. Być może sami podjęliśmy tę decyzję, istnieje też szansa, że ktoś ją podjął za nas. Niezależnie od okoliczności, w tej chwili mamy na sobie to, co uważamy za słuszne, ładne, praktyczne. Podlegamy ocenie i oceniamy innych przez pryzmat tego, co nam się aktualnie podoba. I chcąc-nie-chcąc zachowujemy się niczym „mentalny dres”. Wszystko, co odbiega od naszej „normy”, jest złe. Działa to oczywiście w obie strony. Jeżeli cenimy sobie skromny, charakterystyczny dla danej płci ubiór, to istnieje duża szansa, że nie docenimy awangardowej stylizacji, a chłopaka w t-shircie w róże ocenimy jako „pedała”. Jeżeli na co dzień ubieramy się bardzo oryginalnie, to każdy, kto nie lubi się wyróżniać z tłumu, będzie w naszych oczach banalnym nudziarzem. Smutny jest fakt, że żyjąc w tych unikalnych czasach, które dają nam niesamowity komfort decydowania o tym jak chcemy wyglądać, nie potrafimy tego szczerze docenić. Być może mamy za dużą wolność, a brak ograniczeń stał się dla nas pułapką. Zagubieni w nieograniczonej ilości wyborów, stylów i trendów, każdą odmienność traktujemy jako zamach na naszą tożsamość i płeć. Niepewni swojej pozycji reagujemy słowną agresją. Wyrażamy bezrefleksyjne opinie, które niczego nie wnoszą do tematu. Zamiast dialogu pojawia się suma monologów wyrwanych z prawdziwego kontekstu rozmowy, czym właściwie jest aktualna moda i jak się będzie dalej rozwijać. Oceniając efekty zapominamy o procesach. Co z tego, że męska moda od 100 lat przenikała skutecznie do damskiej? Kiedy w końcu ta energia się odwróciła (a jest to jedna z nieśmiertelnych zasad mody – „jeżeli teraz na topie jest mini to w następnym sezonie zastąpi ją spódnica maxi”) większość osób reaguje negatywnie. Nic dziwnego, bo jest to nowość. Wniosek? Całe doświadczenie i obserwacja ostatniego wieku poszły na marne, sprowadziliśmy je do jednego, pustego określenia „pedalska stylizacja”.

Wychodzę z założenia, że strefa mody nie jest miejscem na ciasne poglądy i bycie „mentalnym dresem”. Owszem, ubranie może być „tylko ubraniem”, spełniając swoją najbardziej podstawową funkcję – osłanianie naszego ciała przed pogodą i normami kulturowymi. Jednak od osób, które deklarują głębsze zainteresowanie tym tematem, należy oczekiwać więcej. Ubiór staje się uzupełnieniem naszej osobowości, emanacją pozycji społecznej, poglądów, podejścia do życia. W takim przypadku nie może podlegać tak prostej, wulgarnej i krótkowzrocznej analizie. Nauczmy się doceniać koloryt i różnorodność. Postarajmy się lepiej formułować nasze myśli. Bądźmy bardziej otwarci na eksperymenty, szukajmy swojego własnego stylu i pozwólmy na to innym. Budowanie samoakceptacji przez obrażanie innych jest głupotą i pójściem na łatwiznę. Oczywiście nie zabraniam nikomu oceniania. Jest to nierealne – mamy to tak głęboko zakodowane w naszych głowach, że nie da się tego uniknąć. Zmieńmy jednak formę. Zamiast inwektyw można użyć argumentów, ewentualnie celnej i inteligentnej złośliwości. Przeglądajmy się w oczach innych pamiętając jednocześnie, że sami też jesteśmy lustrem.

A co najważniejsze, miejmy świadomość, że moda to „tylko” i „aż” ubrania, więc bawmy się nią! I nie bądźmy „menatalnymi dresami”!

Tobiasz Kujawa
tobiasz.kujawa@fashionmagazine.pl

PS. Chłopcy-Sportowcy zdawali sobie sprawę, że projektowanie ubrań to „pedalskie zajęcie”. Nie wiedzieli jednak, że te  uwielbiane przez nich dresy też ktoś musiał zaprojektować. Synapsy zadziałały – skaza na umyśle, na całe życie. Moja wina, przyznaję.

PS2. Od tej reguły odstępstwem są oczywiście celebryci, którzy z własnej woli wystawiają się na świecznik. Tu obowiązuje zasada „no pain – no game”.

PS3. Korekta – Miss Marta Mitek, która odzyskała głos!

15 Comments

  1. Patrycja pisze:

    znakomity artykuł . „Przeglądajmy się w oczach innych pamiętając jednocześnie, że sami też jesteśmy lustrem.” , myśl godna zapisania na walającym się świstku i wklejenia w naszą świadomość 😉
    Może i mi uda się to zapamiętać na dłużej.

    Polubienie

  2. Podoba mi się Twój styl wypowiedzi. Piszesz w ten sposób, że po pierwszym akapicie ma się ochotę czytać dalej. Wyczuwam jednak spory gwóźdź w oku, trochę niedobrane skarpety do ślicznych sandałów LV. Uczysz nas byśmy spoglądali na modę, ale przede wszystkim na ludzi ubranych w nią z pewną dozą dystansu, bez zbytniego wyśmiewania i szydzenia. Sam jednak nazywasz chłopaków spod bloku dwusynapsowymi istotami. Za ciężko cholerę nie mam takiego pojęcia o sztukach walki, piłce nożnej i ćwiczeniu własnego ciała co oni. To że ukierunkowani są na całkowicie inne bieguny niż my nie oznacza, że są idiotami. Nawet jeżeli starałeś się uniknąć takich sformułowań, dwusynapsowość trochę burzy obiektywizm, nadając kpiącego charakteru. Czy Galiano wykrzykując o śmierci dla żydów miał więcej rozumu niż chłopaki spod bloku dla których wzbudziłeś znaczne zainteresowanie? Chyba nie…
    Zresztą gdyby to wyznawców mody zebrało się pięcioro, jakie pytania zadawaliby ubranemu w dres chłopakowi? Skończyłoby się na ocenie kroju stroju sportowego? Wątpię
    Przychodząc na pogrzeb w piżamie też budzi się wiele pytań. I jakoś rodziny zmarłego nikt nie śmie nazwać dwusynapsowymi istotami.

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Napisałem ten tekst na podstawie własnych doświadczeń. Pisząc, że każdy ma w sobie „mentalnego dresa” miałem na myśli też siebie. W tamtej sytuacji wszyscy oceniliśmy się na najniższym możliwym rejestrze. I była to błędna ocena.

      Nie lubię też określenia „wyznawca mody”. Ja mody nie wyznaję, traktuję ją na równi z innym dziedzinami życia, z tym tylko wyjątkiem, że jest zarówno moją pracą jak i największą życiową pasją (co strasznie pretensjonalne wyrażenie).

      Staram się uczyć, pamiętając, że sam też się ciągle uczę. Więc uczymy się tak naprawdę razem.

      A co do mody pogrzebowej… Podsunąłeś mi ciekawy pomysł! Dzięki!

      Pozdrawiam Serdecznie!
      t.

      Polubienie

  3. lady_pasztet pisze:

    Brawo! Ważny tekst, dresa w sobie trzeba trzymać na uwięzi, bo nie wiadomo nigdy, kto nas poszczuje swoim mentalnym dresiskiem. Apelowanie o tolerancję to oczywiście utopia, ale jednak warto.

    Polubienie

  4. harel pisze:

    Tradycyjnie przeczytałam z ogromną przyjemnością.
    I muszę przyznać. Mam w sobie mentalnego dresa, choć teraz i tak złagodniał. Co ciekawe, przez długi czas nie zdawałam sobie sprawy z jego istnienia. Ja byłam jak najbardziej w porządku, otwarta i tolerancyjna. Tylko „tamta baba się ubrała, jakby wciąż miała osiemnaście lat”, a „tego koloru już dawno się przecież nie nosi” itd. itd…
    W którymś momencie zdałam sobie sprawę, że to nie o babę czy kolor chodzi, ale o mnie samą. I o to, że w głowie mam mnóstwo stereotypów. I że to mnie one hamują i mi przeszkadzają, nikomu innemu. Od tamtego odkrycia minęło sporo czasu. Co się okazało? Że gdy przestałam brutalnie oceniać innych, przestałam być ostra przede wszystkim dla siebie.

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Każde z nas ma go w sobie. I jak to napisała lady_pasztet powyżej, trzeba go trzymać na krótkiej smyczy i uczyć posłuszeństwa. Też się na tym łapię czasami, że mimo woli tworzę w głowie bardzo bardzo negatywne i złośliwe opinie – jest to jest niestety silniejsze ode mnie. Chciałbym jednak, żeby ludzie nie przenosili swoich myśli wprost do komentarzy. Ktoś kto pisze/tworzy stylizacje poświęca na to czas i zasługuje na to, żeby osoba komentująca również poświęciła swój czas na przemyślenie tego co chce napisać.

      Polubienie

  5. Samba pisze:

    Wszyscy zasługujemy na drechów na naszych ulicach. Wystarczy zaglądnąć na pierwszą lepszą stronkę z serii „fashion street”. Ludzie nie zostawiają na sobie suchej nitki i to w najgorszym stylu. Każdy drze ryja o to, że chce sie ubierać tak jak chce bez ryzyka słuchania żurów na mieście. Ci sami ludzi kiedy tylko dobiorą sie do kompa srają na wszystko i na wszystkich. To sie nie zmieni. Bo tacy wlasnie jestesmy. My – polaczki.

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      To co piszesz jest niestety smutne i prawdziwe. Wymienialiśmy z Tamarą z MACADEMIAN GIRL opinie i doszliśmy do wniosku, że da się poprawić obecną sytuację, trzeba „tylko” dużo pracy i cierpliwości, zarówno ze strony blogerów, jak i dziennikarzy, szafiarek i publicystów. Jeżeli ludzie nie wiedzą jak oceniać to trzeba ich tego nauczyć.

      Polubienie

  6. Agnieszka pisze:

    Piękny tekst, naprawdę, niesamowicie skrojony; jak Przedmówczyni – przeczytałam z przyjemnością.
    A ocenianie chłopca w „kwiatach” nasunęło mi jeszcze inną, choć pokrewną refleksję: nad ocenianiem pracy projektantów w ogóle. Wydaje się, że w naszym kraju każdy może na szybko ocenić i zbomardować projekt graficzny, projekt ubrania, produktu. Dentysty ani dyrygenta tak łatwo się nie pogania. A projekt spodni, printu czy znaku i leczenie kanałowe zęba to przecież przemyślanie działanie specjalisty i jego omawianie wymaga wiedzy. Trzeba pokory, by oceniając nie wyjść na ignoranta.
    I chwała Tobie za to, że zachowałeś się bardzo rozsądnie w kontakcie z nimi; choć, wydaje mi się – miałeś też na szczęście trochę szczęścia.
    Uważaj na siebie, Utalentowany.

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Jak to mówią „miał więcej szczęścia niż rozumu” 😀

      Bardzo prawdziwie i mądre jest to, co piszesz. Wielu ludziom się wydaje, że skoro moda jest tak łatwa w odbiorze to również jest łatwa w ocenie. A nie jest. Nie miałbym sumienia opisywać kolekcji i podejmować się krytyki, gdybym nie znał historii, historii ubioru i sztuki, gdybym sobie nie zdawał sprawy z tego jak wygląda proces powstawania kolekcji i tego jak powinien wyglądać dobrze zaprojektowany sezon.

      A co do oceniania to reguła jest prosta – „pomyśl zanim coś napiszesz” – to nie boli! 😀

      Pozdrawiam ciepło i obiecuję uważać! 😀

      Aha, zauważyłem, że prowadzisz kulinarnego bloga. Nie lubię gotować, ale poczytam – może jakiś przepis mnie zainspiruje!

      Polubienie

  7. Mimi pisze:

    „|Być może mamy za dużą wolność, a brak ograniczeń stał się dla nas pułapką. Zagubieni w nieograniczonej ilości wyborów, stylów i trendów, każdą odmienność traktujemy jako zamach na naszą tożsamość i płeć.”

    Odnoszę wrażenie, że tekst przedstawia tylko jedną stronę medalu, będąc obroną ekspresji poprzez ubiór, szeroko pojętej oryginalności poprzez podążanie za modą /przypadkowy oksymoron/, odmienności od standardów nakreślonych przez niegdyś jako szablony płci; jednocześnie jest też ostrzem zwróconym przeciwko przestrzeganiu tych standarów. Nie atakujmy klasyki. Jeśli dresy i szaraczki postrzegają nieszablonowo ubrane osoby jako „pedałów” (w zakodowanej w ich głowach kodach ekspresji jako przydomek pejoratywny), chcąc walczyć z takim szufladkowaniem, nie należy, znajdując się po drugiej stronie barierki, patrzeć z góry, uważając się za „kolorowego ptaka” lecącego nad „szarym motłochem”.

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Popełniasz kilka podstawowych błędów – nie trzeba bronić większości, ona sama się obroni. Dresy i szaraczki to zdecydowanie nie jest klasyka. Współczesne postrzeganie „standardów” i szablonów płci w ujęciu historii mody jest bardzo świeże, wyklarowane na przestrzeni kilku dekad. Nie chodzi mi o to, żeby kogoś bronić czy oskarżać. Tak jak pisałem, niech każdy nosi się jak mu się podoba. Kiedy jednak mamy zamiar kogoś oceniać, i czujemy potrzebę, żeby innych poinformować o naszych przemyśleniach (szczególnie osoby, których nie znamy osobiście) kreujmy sensowne, konstruktywne opinie. Tyle – ot cała magia. Dotyczy to zarówno internetu jak i codziennego życia.

      Polubienie

  8. Ada pisze:

    „Zawsze wiedziałem, że trzeba być krok od samego siebie. Ale teraz jestem, stoję tysiąc, a może parę tysięcy kroków od samego siebie. Patrzę z dystansu. Z rosnącego dystansu. Dar dystansu, a może przekleństwo dystansu. Dziwi mnie, kurwa, wszystko. Stwór pewnego dnia przebudził się, pojął, że się przebudził, i dawaj udoskonalać własne przebudzenie.” Pilch, Marsz Polonia
    Mówisz, że jesteś mentalnym dresem, a patrzysz z takiego dystansu, że jakbym Ci to mogła wizualnie pokazać, to byś się, kurwa, zdziwił!
    Coraz bardziej lubię tu bywać.

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      A ja lubię ten komentarz!

      Polubienie

Odpowiedz na Mimi Anuluj pisanie odpowiedzi

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s