Fashion Week Poland SS 2013. OFFowa ofensywa.

Jak się powiedziało „a” to trzeba też powiedzieć „b”. Tak mniej więcej brzmiała moja niby-mantra, którą nuciłem w trakcie ostatniej podróży do Łodzi. Dlaczego? Mało zaskakujące i bardzo pechowe przeziębienie dopadło mnie akurat na kilka dni przed wyjazdem. Przeziębienie przerodziło się w zapalenie krtani, co oczywiście było całkowicie do przewidzenia. Pewne rzeczy powinny być proste. Tak. Jest to niewątpliwie bardzo sympatyczna idea. Dziwnym trafem istnieje tylko w teorii. No ale skoro powiedziałem „a” to musiałem pojechać na FW, żeby móc powiedzieć „b”. Dlatego w deliryczny czwartkowy poranek, uzbrojony w spory pakunek chusteczek, kolorowych tabletek, chemicznych saszetek prosto z reklamy w TV i miłe towarzystwo Miss Mitek i Harel, wsiadłem do autobusu i pojechałem do Łodzi. Miasta Łodzi. Opróżniając kolejną paczkę chusteczek-smarkatek zastanawiałem się nad formułą tekstów, które będę publikować po Fashion Weeku. Pomyślałem sobie, że zamiast rozbijać opisy pokazów i kolekcji na sekcje OFF i Designer Avenue, mógłbym zastosować dla odmiany nowy klucz. Chciałem stworzyć trzy osobne wpisy, które można podsumować słowami: „źle”, „poprawnie” i „świetnie”. Teraz jest poniedziałkowy wieczór i wiem, że pomysł może i miałby szanse się sprawdzić, ale proporcje poszczególnych wpisów byłyby bardzo nierówne (niestety ze stratą dla kategorii „świetnie”, co raczej nie jest jakimś ogromnym zaskoczeniem). Owszem, miło by było (ha! co za rym) skompletować najlepsze pokazy, ale boję się, że gdybym zrobił podobnie z najgorszymi, to taka ilość krytyki w jednym miejscu stałaby się nie do zniesienia. Dlatego kontynuuję sprawdzoną metodę z poprzedniego sezonu. Dziś zobaczymy co projektanci pokazali na OFFowej scenie. I zastanowimy się, czy na pewno była to dobra decyzja. Na koniec tradycyjnie otwieram księgę skarg i zażaleń, w której powoli zaczyna brakować miejsca. Mam zamiar zadać kilka krępujących pytań, które siedzą mi w głowie od dłuższego czasu.

Aha, jeszcze tak w ramach wyjaśnień. Zdjęcia są tylko poglądowe, nie traktujcie ich jak coś na czym można zbudować konkretną opinię, bo absolutnie nie oddają tego co mieliśmy okazję zobaczyć na wybiegu. Kolory są mocno przekłamane i nie widać detali. A zresztą – wiecie, że u mnie zdjęcia są drugim miejscu, a na pierwszym zawsze były i będą literki. I właśnie literek dzisiaj będzie tu zdecydowanie najwięcej. Uprzedzam wszelkich malkontentów i wtórnych analfabetów, którzy nie lubią rozwlekłych form. To jest długi wpis. Bardzo długi. Nikomu nie narzucam czytania go w całości. Można go przeczytać na raty, prawda? Można go też w ogóle nie czytać, co polecam szczególnie Andrzejowi Sobolewskiemu (serdecznie Cię Andrzeju pozdrawiam), który był na tyle miły, że na jednym z afterów pokusił się o kilka (podejrzewam, że podyktowanych dobrą wolą) kompletnie nieprzydatnych rad. Wszystkim bardziej i mniej zainteresowanym za rady dziękuję. Jak będę ich potrzebować, to uwierzcie, mam się do kogo zwrócić. Niestety konwencji zmieniać nie zamierzam. A zresztą, wróćmy do OFFa, bo to on jest dziś głównym bohaterem.

Gotowi? To zaczynamy!

Małgorzata Knopik Skibińska

Pierwszy pokaz otwierający strefę OFF. Frekwencja słaba ze względu na dość wczesną, czwartkową porę. To jest akurat standard i absolutnie nie byłem tym faktem zdziwiony. Jednak propozycja projektantki, którą miałem możliwość zobaczyć, zdziwiła mnie tak bardzo, że właściwie nadal w tym zdziwieniu trwam. Na wybiegu leżała sobie czarna, podłużna szmata, która w pewnym momencie zaczęła się wypełniać powietrzem. I po tej falującej, czarnej szmacie (przed naszymi oczami również) przeparadował orszak przebierańców. Trzeba dodać, że paradował nadzwyczaj pokracznie. Kostiumowość kolekcji nie musi być wadą. Przeciwnie – może być zaletą. Jednak jak każdy aspekt projektowania, balansowanie między kostiumem a ubraniem wymaga dużych umiejętności. Inspiracje Knopik Skibińskiej były bardzo wyraźne. Orient, przygoda, historia. Bajka. Wizja romantycznego zawadiaki, który w turbanie na głowie i z szablą w dłoni pokona czterdziestu rozbójników, a na koniec uratuje arabską księżniczkę. W tej kolekcji happy endu nie było. Widać tu taką małą (albo nawet i dużą) tęsknotę do kolekcji Johna Galliano. Widać również, że projektantka ma plastyczną i bogatą wyobraźnię. Obwieszenie modeli czym się dało (metalowe łańcuchy!!) zaszkodziło całkiem znośnym kurtkom. Oczywiście – strefa OFF ma pokazywać alternatywną i debiutancką modę. Należy jednak pamiętać, że to nie kino-teatrzyk. Traktujmy się poważnie. Życie to nie bajka.

Jankowska & Tomaszewski

Znak & w nazwie marki wskazuje, że duet projektantów niechybnie planuje podbijać świat. Zanim jednak dokona tej tekstylnej inwazji, postanowił pokazać nam swoją najnowszą kolekcję. Marcin i Emilia są absolwentami ASP. Studiowali kierunki związane jak najbardziej z modą – ubiór i tkanina. I to w kolekcji widać. Chociaż nie jest to moja estetyka, to ubrania utrzymane w klimacie boho, wydają się trzymać pewną jakość. Wielowarstwowe, asymetryczne sylwetki w beżowo-kremowo-ecru sosie posiadały całkiem ciekawe konstrukcje. W tym sosie pływały jeszcze mule, bo torebki zostały zrobione z muszelek. Taka torebka nie ma miejsca w moim światopoglądzie, ale cóż  poradzę – pasowała do kolekcji. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie zauważył, że bielizna prześwitywała kolorem, który raczej nie był celowy a niektóre odszycia miały delikatnie mówiąc… Kontrowersyjną jakość. Coś mi też mówi, że zabrakło przymiarek, chyba że te rzeczy miały się tak układać (w co szczerze wątpię).

Anniss

Pół na pół. Ja estetyki Anniss niestety (albo i „stety”) nie łapię. Kompletnie nie mój styl. Kolorystyka tej kolekcji jest dla mnie zupełnie nietrafiona. Połączenie czerwieni i czerni kojarzy mi się dramatycznie źle, dodanie do tego brązów wywołuje drgawki, a co się dzieje kiedy w tym zestawieniu zobaczę jeszcze błękit, to wolę nawet nie opisywać. Ale. No właśnie, w tym wszystkim jest małe „ale”. Ta kolekcja jest spójna, ma kilka ciekawych rozwiązań, zróżnicowane formy i wykorzystuje mało popularne fasony – na przykład podwyższony stan, którego projektanci się boją. Była całkiem nieźle wystylizowana (oczywiście wewnątrz tej ni to orientalnej ni to kowbojskiej estetyki). Podobały mi się przeskalowane mankiety, choreografia i konsekwencja. Duży plus za solidną ilość sylwetek. Mam pewne wątpliwości co do materiałów i ich jakości, choć odszycia prezentowały się porządnie. Anniss z kolekcję na kolekcję zmierza w ciekawym kierunku. Choć ten pokaz nie należy do moich ulubionych, to z ciekawością czekam na następny.

Thunder Blond

Nagość, seks i fetysz w… Miłej dla oka i mimo wszystko dość grzecznej, dzianinkowo-skórzanej odsłonie. Debiutancka kolekcja Maćka Banasiaka jest dobrym przykładem na to, jak bawić się konwencją nagości umiejętnie odkrywając i zakrywając ciało. A przy okazji prezentując w pełni funkcjonalne i estetyczne ubrania. Moje pierwsze skojarzenie to miejscy wojownicy. Tacy neo-gladiatorzy, awangardowi bokserzy, współczesne amazonki. Może na wyrost, ale sportowe fasony mają w sobie tę energię, niepokorność i siłę. Modułowe bluzy i bluzki o ciekawej konstrukcji układały się świetnie. Kolekcja jest kompleksowa, posiada wiele różnorodnych elementów i detali. Chociaż aplikacje z suwaków są już wyeksploatowane niemal do cna, to tutaj pasują jak ulał. Bielizna, rękawiczki czy ciekawe ozdoby i akcesoria to bardziej fanaberia, niż coś faktycznie istniejącego w kolekcjach młodych projektantów. A tu się okazuje, że można je zrobić! Motyw przewodni, co sami zresztą widzicie, to wieniec laurowy (również mocno wyeksploatowany). Złoty i czarny, haftowany ręcznie-maszynowo (to znaczy, że drożej i porządniej) pięknie spina kolekcję. Jeżeli Maciek korzysta z klisz to najwyraźniej robi to bardzo świadomie. Kolekcja jest zróżnicowana, dopieszczona, ślicznie odszyta. Paleta skromna (raptem trzy-cztery kolory). Mogło być więcej, przyznaję, ale to nie znaczy, że jest źle. Dla wielbicieli awangardy – warstwowe wdzianko  z dzianiny i siatki. Dla tradycjonalistów – prosta bluza. Jednym słowem, dla każdego coś miłego. Bardzo udany debiut.

Bożena Ślaga

Beata Kozidrak śpiewała Kiedy się stanę plamą na ścianie… Czy Bożena słuchała tej piosenki projektując swoją kolekcję? Tego nie wiem. Motyw plamy musi mieć jedna jakąś przyczynę. Przewija się przez wiele sylwetek. Farba ścieka z dekoltów, rozlewa się na krawędziach sukienek, tworzy sztywne, zaschnięte zacieki. Wszystko to w kontekście nudnych i przewidywalnych fasonów. Rozumiem, projektantka nie chciała „przedobrzyć”. Skoro stworzyła błyszczącą i plastyczną fakturę (podejrzewam, że za pomocą płynnego silikonu, ale mogę się mylić) to zachowała prostotę frmy. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że te plamy wyglądają jak kolorowe strupy. Nic tylko je zdrapać i zastąpić innym materiałem o podobnej fakturze. Bo sama chropowatość brzydka nie jest. Tylko jej realizacja zbytnio przypomina przedszkolne zabawy plasteliną. Bożena zastosowała pudełkowe fasony, rękawy w których specjalizuje się taki jeden doskonały dom mody (nie powiem jaki, bo obiecałem sobie, że nie będę porównywać projektantów). Gnijącym stopom (totalnie nietrafiony pomysł) mówimy stanowcze nie, za to czarny płaszczyk jest całkiem miły dla oka. Szczerze mówiąc nie wiem co projektantka „miała na myśli” i niestety nie wyobrażam sobie grupy docelowej. Może ewentualnie nauczycielki plastyki. 

Monika Błotnicka

Nie znam tej projektantki i nie do końca rozumiem jej kolekcję. Pokaz ładnie się zaczął, choreografia była całkiem przyjemna, projektantka wybrała interesujące tkaniny i nowoczesne fasony, ale… Te aplikacje ze sznurków. Pomysł w założeniu był ciekawy, ale wykonanie i końcowy efekt do najprzyjemniejszych nie należały. Lubię niestandardowe połączenia tkanin i dodatków. Suwaki, przeźroczystości, warstwy i przyjemna paleta kolorystyczna stworzyły dobry efekt, który niestety został pogrzebany tymi nieszczęsnymi sznurkami. Nie chcę mówić, że mniej to więcej, bo to idiotyczne hasło, które nie ma już żadnego przełożenia na styl i modę, ale w tym przypadku ten jeden element okazał się zdradliwy. Niemniej, kolekcja Moniki broni się i z pewnością będę dalej obserwować poczynania projektantki.

Olga Mieloszyk

Najczęściej kiedy widzę biało-czarne sylwetki mam ochotę uciekać. Olga Mieloszyk sprawiła, że o ucieczce nie myślałem nawet przez sekundę. Nie powiem, że ta kolekcja wbiła mnie w krzesło ale na pewno w jakiś sposób zaintrygowała. Bardzo zróżnicowana w formach, ozdobiona ciekawymi nadrukami – gradacją, czarnych, graficznych kresek – zacieków. Nie wiem w jakiej technice zostały wykonane, ale jeśli projektantka robiła je ręcznie to należą jej się ogromne brawa, bo wyglądało to nadzwyczaj dobrze. Pokaz był świetnie wystylizowany, uprzęże i maski na twarzach dobrze urozmaicały wybiegowe looki. Czarne, trójwymiarowe faktury, pudełkowe fasony stworzyły estetyczną i spójną, lekko kliniczną całość. Zdecydowany plus za piękne peleryno-płaszcze. Porządna OFFowa kolekcja i kolejny projektant, któremu mocno kibicuję!

Aleksandra Chaberek

Patrzę w notatki i pierwsze hasło na liście to słowo neuroza. Podejrzewam, że chodziło o dziwne, niepokojące wizualizacje. Kolejna kolekcja, której nie jestem w stanie zrozumieć. Pojawiły się w niej dziwne nakrycia głowy – wilcze głowy, których w żaden sposób nie mogę przyporządkować do dość stonowanych, niemal komercyjnych projektów. Chyba najlepiej opisuje je słowo „niespójność”. Na plus mogę zaliczyć kompleksowość kolekcji – pojawia się wiele różnorodnych elementów, od przylegającej sukni, przez spodnie, płaszcze, kurtki, bluzki aż po akcesoria. Kolejny plus to ładne pikowania. Jest to o tyle ciekawe, że pikowania nie kojarzą się z letnimi kolekcjami, podobnie jak ciepłe tkaniny – plusz i aksamit. Paleta kolorystyczna jest dośc bogata – biel, czerń (matowa i błyszcząca), morela, fiolet, zieleń, róże, czerwień a do tego krata i opalizująca benzyna. Jednak co projektantka miała na myśli? Jaka była inspiracja, motyw przewodni? O co chodziło z fasonami na „kurtkę dobosza”? Nie wiem… Nie jest to na pewno rewolucja w świecie mody. Ot, taki średni OFF, który właściwie nic nie powiedział mi o tym jaka jest Aleksandra Chabrek i co tak naprawdę chciałaby tworzyć. Na kolejny pokaz nie czekam, ale jak będzie to go zobaczę. Zawsze jest ziarenko szansy, że zostanę miło zaskoczony.

Michalina Polk

Kolejna czarno-biała kolekcja i kolejne mieszane wrażenia. Michalina sezon wiosenno-letni widzi w wersji Total Look. Co więcej, w lekko „ejtisowej” odsłonie. Rozbudowane ramiona, graficzne połączenia i czarno-białe desenie to temat dla odważnych. Ubrania niesamowicie ciężkie w stylizacji i bardzo awangardowe. Projektantka stoi na krawędzi kiczu. Jedną nogę trzyma po bezpiecznej, (w miarę) gustownej stronie ale drugą robi niebezpieczny krok w kierunku kliszy. Czyli stoi w takim  fashion-rozkroku. Znowu pojawiają się wykończenia z suwaków, które chyba stały się żelaznym punktem większości polskich kolekcji. Michalina szarżuje, to widać po stopniu skomplikowania tych żakieto-kurtek. Nie zawsze tę walkę wygrywa, bo niektóre ubrania układają się po prostu źle. Ambitnie zaprojektowała skomplikowane, asymetryczne sylwetki o złożonej konstrukcji. Podobnie z makijażami – róż na policzkach z linią ostrą jak brzytwa, połączony z czerwoną szminką i mocno podkreślonymi brwiami… No cóż. W latach ’80 robił furorę. Jak by nie patrzeć, pasował do pokazu. Mogło być mniej oczywiście, można było zrealizować inspirację bez takiej dosłowności ale źle nie jest. Kolekcja jest mocno sceniczna, jestem pewien, że projektantka świetnie by się sprawdziła pracując z muzykami (jeśli jeszcze tego nie robi).

Ima Mad

Nie widziałem. Trochę żałuje, bo wygląda to ciekawie. Z kronikarskiego obowiązku wrzucam zdjęcia.

(ten zestawik bardzo mnie zaintrygował, mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć tę kolekcję na żywo)

Bola

Bajer Olu, prawdziwy bajer! Jedna z przyjemniejszych kolekcji tego OFFa. Również jedna z niewielu, które mnie zachęciły do wejścia na OFFowy backstage, przypominający najczęściej pole tekstylnej bitwy. Ola kontynuuje swój romans z modą casualową. Wyjątkowo udane modułowe bluzy zszywane z geometrycznych fragmentów, genialna tkanina holograficzna, bardzo ładne, proste sylwetki. Prostota jest oczywiście urozmaicona i to w świetny sposób – pojawia się na przykład delikatna asymetria. Doceniam też, że Ola ma świadomość siły materiału. Czasami o jakości projektu może świadczyć nie tylko wymyślna konstrukcja ale i dobór tkaniny. Holograficzna lama, którą sprowadzała (chyba) z USA była genialnym pomysłem. To są bardzo ładne i bardzo nowoczesne ubrania. Co więcej, świadczą o tym, że Ola bardzo szybko się rozwija. Poprzednia kolekcja była całkiem udana, jednak propozycja SS 2013 to duży krok naprzód. Czekam na kolejną kolekcję!

Magdalena Kubalańca

W trakcie Fashion Weeku dużo czasu spędzałem z zagranicznymi mediami. Spaliśmy w tym samym hotelu, jeździliśmy tym samym, srebrnym busikiem, spotykaliśmy się na śniadaniach i kolacjach. Po pokazie tej kolekcji zostało mi zadane pytanie – „czy Polacy naprawdę noszą takie ubrania?”. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nadal nie wiem. Oglądałem ten pokaz i próbowałem sobie wyobrazić, jak przebiega proces tworzenia kolekcji Magdaleny. Mam teorię. Projektantka poszła sobie na strych (albo do piwnicy). Tu znalazła sznureczek, tam koroneczkę, jakąś skórkę, jakiś suwaczek. Zebrała to wszystko razem, pozszywała w sposób całkowicie przypadkowy po czym wysłała na wybieg. Kolekcja naiwna, mało użytkowa, z niejasnymi inspiracjami. Kolorystyka zbudowana na czerniach, szarościach, musztardzie i miodzie niczym nie urzeka. I chociaż na zdjęciach ubrania prezentują się całkiem znośnie, to w trakcie pokazu wyglądało to o wiele gorzej. Pusto i nudnie. Nie jestem w stanie znaleźć żadnych solidnych plusów. Może obroniłby się ten czarny płaszcz, ale z tego co pamiętam, on też miał wszyte jakieś nieznośne „upiększacze”. Czarna, asymetryczna kurta byłaby ciekawa, gdyby brak rękawa był opcją, a nie przymusem. Można było się zastanowić nad opcją odpinanych rękawów. Można to było później pokazać na wybiegu. Generalnie można było (a nawet należało) trochę więcej pomyśleć nad tą kolekcją.

Gutowski Ewert

Podobno co dwie głowy to nie jedna. Wydaje mi się, że w tym duecie zabrakło osoby trzeciej, która powiedziałaby panom projektantom, że inspiracja farbkami plakatowymi, lekcją plastyki i przecierkami to nie jest dobry pomysł. Nie mam pojęcia i boję się nawet myśleć, skąd biorą się pomysły na takie wykończenia. Nie ma nic gorszego w modzie niż nieudane rękodzieło. Przypomina to najgorsze z możliwych, naiwne, chałupnicze projekty, które owszem, można sobie odszywać i farbować w domu (jak się komuś nudzi), ale czemu katować tym innych? Gdyby usunąć z tej kolekcji wszystkie nieudane farbowania, brzydką biżuterię, niezrozumiały makijaż, czyli cały ten źle pojęty artyzm, to zostałaby całkiem miła dla oka, komercyjna ciuchy. Oczywiście poza skandaliczną „sukienką” z rafii. Nie ma tu nowatorstwa czy szukania unikatowych form. I nie stanowi to dla mnie problemu, bo konfekcja też jest potrzebna. Jednak kiedy widzę, że ktoś ewidentnie nie ma żadnych pomysłów i musi ratować prosty krój szortów paskudnym farbowaniem, to rośnie we mnie agresja, że taka kolekcja być może zablokowała innego projektanta, który mógł pokazać coś ciekawszego i lepszego. Do wątku selekcji wrócę oczywiście na koniec. Oczywiście, jest to kolejny przypadek, gdzie działa magia zdjęć. Niestety, ta kolekcja tak nie wyglądała.

Paulina Plizga

Ach ta Paulina! Trochę projektantka, trochę artystka. Myślałem, że nie powinienem stosować w jej przypadku takich samych kryteriów oceny jak u innych, bo prezentuje zupełnie inny rodzaj projektowania. Ale zmieniłem zdanie. Zacznijmy od tego, że na ten pokaz wpadłem w ostatniej chwili, dosłownie na sekundę przed rozpoczęciem. Nie zauważyłem, że na krzesełku była kartka z tekstem, w którym Paulina opisuje (jak zawsze) swoją nową kolekcję. Usadziłem się na tej kartce i oglądam pokaz. Następuje moment zdziwienia. Przecież to dokładnie to samo co sezon temu. Ta sama technika łączenia materiałów, te same formy. Odrobinę odświeżona kolorystyka. O co chodzi? Nic nie rozumiem. Pokaz skończył się w równie kontrowersyjny sposób, bo w finale modelki wyszły z frytkami zapakowanymi w gazetkę Elle wydawaną z okazji FW, co więcej stanęły (między innymi) przed redakcją Elle i zaczęły te frytki wcinać. Mam teraz dwa wyjścia. Oba z góry przegrane. Mógłbym napisać elaborat na temat performance, kondycji polskiej mody, tego, że frytki były jakąś skomplikowaną metaforą, czyli bronić ten pokaz. Drugą opcją jest całkowite zdyskredytowanie starań projektantki i stwierdzenie, że takie sytuacje nie powinny mieć na Fashion Weeku miejsca. Wybieram trzecią możliwość. Kolekcja Armor Deluxe z poprzedniego sezonu bardzo mi się spodobała. Jest więc oczywistością, że rozwinięcie tej kolekcji również mi się podoba. Jedyne co mogę powiedzieć, to przyznać, że do tej pory Paulina Plizga zawsze pozytywnie mnie zaskakiwała. Tym razem zaskoczenie wiązało się z rozczarowaniem. Rozwinięcia kolekcji można robić poza sezonem w formie kolekcji kapsułowych, albo zupełnie bez powodu. Fashion Week zobowiązuje do kolekcji premierowych. Jak dla mnie to nie była premiera, tylko odgrzana, stara frytka.

Herzlich Willkommen

Na niedzielne OFFy jechałem w depresyjnym humorze. Zobaczyłem tyle złych i rozczarowujących kolekcji, że powoli traciłem wszelką wolę walki. Jednak dziewczyny z HW rozpoczęły całkiem udany dzień, który (całe szczęście) odrobinę uratowała honor „mniej ważnej” sceny Fashion Weeka. Kolekcja jest typowo letnia, bardzo rozbudowana, zadrukowana charakterystycznymi printami, w których marka się specjalizuje. Miło się oglądało te ubrania i równie miło się o nich pisze. Jest przede wszystkim młodzieżowo i pozytywnie. Bez żadnych smutków czy kompleksów. Ubrania są absolutnie do noszenia na co dzień i stanowią wdzięczny temat do stylizacji. Kolorystyka jest zgaszona, spłowiała. Cały impakt poszedł w łącznie różnych deseni, tkanin i materiałów. Do tego ładne akcesoria i (co szokujące) kostiumy kąpielowe, których na FW nie pokazuje praktycznie nikt. Na koniec napiszę, że fryzury i make-up pasowały do całości i dodam, że jeszcze 10 sylwetek i dziewczyny z HW mogłyby spokojnie pokazać swoją kolekcją na DA. Offenbarung!


Jakub Pieczarkowski

Gdybym miał podsumować tę kolekcję w kilku słowach to napisałbym: Ghetto Chic na Kwasie. Pan Pieczarkowski ma pomysły i nie zawaha się ich użyć. Lubi maksymalizm i wcale tego nie ukrywa. I dobrze, bo przynajmniej w tym zalewie nudy i przeciętności jest ktoś, kto projektuje ciekawie. Może nie perfekcyjnie, ale przynajmniej charakterystycznie i intrygująco. Kolekcja jest mocno awangardowa, bardzo kobieca i wyposażona w arsenał detali, od którego można dostać oczopląsu. Farbowania, ćwieki, nadruki, sznurki, przeźroczystości, ażury, mieszanie deseni i kolorów. Uff. Kicz, camp, ironia. Takie słowa przychodzą mi do głowy kiedy oglądam teraz zdjęcia zdjęcia z pokazu. Sposób projektowania Kuby jest bardzo rzadki w Polsce. Mógłbym się rozwodzić, czy to jest bardziej nowojorskie, berlińskie a może londyńskiego, ale wolę nie porównywać, bo po co? Cieszę się, że w naszym kraju są projektanci, którzy wyzbywają się tego pseudo-minimalistycznego, pseudo-intelektualnego i jeszcze bardziej pseudo-eleganckiego podejścia do ubrań. Oczywiście nie jest tak różowo. Farbowanie rivanolem można było sobie darować, tak samo jak małe gwiazdki poprzyczepiane do jednej marynarki. Za to robienie żółto-błękitnego gradientu i połączenie go z fioletowym żakardem, złotymi frędzlami i złotym nadrukiem wymaga unikalnej schizofrenii. I to właśnie jest najbardziej ekscytujące w projektach Kuby Pieczarkowskiego, każda jego kolekcja jest inna, ale zawsze widać, że to jego autorski projekt. Czy ktoś go kupi? Czy ktoś będzie to nosić? Wydaje mi się, że po rozbiciu wybiegowych stylizacji, każda z tych rzeczy straci odrobinę modowego wariactwa na rzecz użyteczności. Wbrew pozorom są to ubrania do noszenia. Trzeba tylko wiedzieć jak je nosić. Dobra robota!

Joanna Startek

Ależ ja miałem nosa, kiedy pół roku temu pisałem o Joannie Startek, że warto zapamiętać jej nazwisko. Przeczucie mówiło mi, że jest to projektantka, która jak mało kto ma szanse na wybicie się ponad przeciętność. Tym bardziej mi miło, bo zarekomendowałem ją redakcji Fashion Magazine jako zwyciężczynię w kategorii Debiut Roku – Projektant. Joanna dostała „efkę” całkowicie zasłużenie. W tym sezonie absolutnie nie zawiodła moich oczekiwań, a nawet więcej – po raz kolejny zaskoczyła  bo ta kolekcja jest jeszcze lepsza od poprzedniej. Joanna zrezygnowała z awangardowych stylizacji na rzecz świetnych, perfekcyjnie odszytych looków, które z powodzeniem można przenieść prosto z wybiegu na ulicę. W ostateczności polską, ale chętniej bym ją widział w jednej ze stolic mody. Może Paryż? A może Mediolan? Projektantka udowadnia, że męska moda może być jednocześnie elegancka, trochę klasyczna i oryginalna. Piękne tłoczone skóry, wysmakowane formy i konstrukcje, dbałość o detal – to wszystko widać w wybiegowych sylwetkach. A do tego rewelacyjne opanowanie tematu, wyjątkowa świadomość projektowania, dbałość o szczegóły i akcesoria (genialne daszki!). I choć kolekcja jest dużo prostsza od poprzedniej to jest to dowód na to, że Joanna Startek niezależnie od ilości użytych środków jest w stanie zachwycać. A skromna paleta tylko potęguje to wrażenie. Poprzeczka jest ustawiona niezwykle wysoko, ale nie ma co się martwić. Kolejny sezon również będzie należał do Joanny. Taki talent nie pojawia się często.

Marta Siniło

Zastanawiam się czego Marta Oczekiwała wracając na łódzki Fashion Week. Zastanawiam się, czy projektowanie to na pewno „to coś”, czym chce się zajmować. Najdziwniejsze jest fakt, że Marta doskonale wie jak wygląda proces tworzenia kolekcji. Widziałem jej pieczołowicie zrobione, dopracowane moodboardy, zdjęcia inspiracyjne, poszukiwania form i faktur. Teczki ważące chyba tonę, w których trzyma dokumentację swoich pomysłów. Rozmawiałem z nią na ten temat wiele razy i nadal nie rozumiem cóż takiego się stało w trakcie jej pokazu. Zabrakło jej czasu? Energii? Ostatnia kolekcja na OFFie. Marta wypuściła na wybieg modelki w t-shirtcie z napisem „I Don’t Care”. I tak właśnie się poczułem. Jak by to hasło, będące mottem kolekcji było też bezpośrednim przekazem dla widzów. Deklaracją – nie dbam o… O nic? Kolekcja jest komercyjna i jak najbardziej do noszenia na co dzień. Nie widzę tam jednak spójności ani konsekwencji. Fasony są do bólu proste. Kolorystyka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Detal w postaci kontrastującego kołnierzyka rozczarowuje banałem. Podobnie jak asymetryczne swetry. Dziwne nakrycia głowy w żaden sposób nie korespondują z ubraniami. Pagony z włóczki niebezpiecznie blisko kojarzą się z ostatnią kolekcją Zosi Kuli. Znam te pagony aż za dobrze, bo sam je pomagałem Zosi robić. A tu siedzę na pokazie i dosłownie nie wierzę w to co widzę. Nie jest mi miło pisać takie słowa, bo Martę znam i lubię. Jednak nie jest to żaden argument. Obcisłe sukienki z kołami na biodrach? Nic nowego. Nie twierdzę, że te ubrania nie nadają się do noszenia. Jednak spodziewałem się po Marcie o wiele więcej. Ogromne rozczarowanie.

No i tak wyglądały OFFy w tym sezonie. Nie opisałem jednego pokazu – Ima Mad. Jest mi niezmiernie przykro, ale najzwyczajniej w świecie nie zdążyłem przyjść. Przez cały Fashion Week opuściłem raptem 3 pokazy, co być może jest szczytne, dobrze brzmi ale jest również niebezpieczne dla zdrowia, życia i kondycji psychicznej. Z każdym kolejnym wyjazdem do Łodzi moje oczekiwania i wymagania przechodzą przez sito gorzkiej weryfikacji. Tym razem mam ogromny żal do rady programowej. Chciałbym, żeby ktoś mi wyjaśnił, czemu do pokazów nie zakwalifikowała się Syliwa Rochala? Dlaczego Herzlich Willkommen z tak dobrą kolekcją musiały płacić za pokaz? Szczególnie patrząc przez pryzmat powyższych kwiatków. Jak to się stało, że kolekcja MARS (to właśnie Sylwia Rochala), której premiera zamiast na wybiegu zaistniała w strefie showroomowej, nie zyskała akceptacji członków rady programowej? Widziałem to zgłoszenie. Nie mogę pojąć, czemu komisja przepuściła kolekcję, które wygląda jak kostiumy rodem z nieudanej gry RPG, a nie obdarzyła kredytem zaufania jednej z ciekawszych projektantek młodego pokolenia, która nie jest debiutantką i udowodniła już kilka razy, że tworzy dobre kolekcje. Ja wiem, że Sylwia się nie udziela, nie rzuca w oczy. Jej moda nie jest krzykliwa. Ale chciałbym się dowiedzieć, który projektant tworzy tkaninę i mimo braku ogromnych funduszy zamawia ją we Włoszech? W takich chwilach nie potrafię ukryć mojej irytacji wymieszanej z dezaprobatą. Być może nie reagowałbym tak emocjonalnie, gdybym nie wiedział, że Sylwia wysłała zgłoszenie na FW. Ponieważ dysponuję taką wiedzą, nie mogę nad tym przejść obojętnie. Na podstawie takiej sytuacji mogę spokojnie powiedzieć, że jakość OFFa to nie jest kwestia braku zgłoszeń. To kwestia bardzo złej weryfikacji. Ale czemu ja się dziwię, dyrektor tej strefy – Bernard Saczuk przyznał kiedyś, że w zgłoszeniach można oszukiwać. Dobrze zrobiona sesja wizerunkowa może każdego zwieść. Oczywiście. Kto pracuje przy sesjach ten wie, że dysponując odpowiednią ilością taśmy dwustronnej, szpilek, agrafek i w miarę dobrym fotografem nawet największa tandeta może wyglądać świetnie. Jednak od rady programowej, złożonej (podobno) z profesjonalistów można chyba oczekiwać czegoś więcej, niż usprawiedliwiania się „podstępnymi zgłoszeniami”. Jest jakaś poważna luka w procesie przesyłania i weryfikowania kolekcji. Informacja, że do tej pory organizatorzy nie wymagali zdjęć lookbookowych była dla mnie szokująca. To, że żadna z decyzyjnych osób nie oczekuje przesłania próbnika również jest dziwna. Nie oszukujemy się – zebranie ścinków materiału z podłogi i przyszycie je zszywaczem do kartki nie wymaga od projektanta wielkiego wysiłku, a na pewno da dodatkową wiedzę o kolekcji. Co z tego, że fason jest oryginalny, skoro materiał przyprawia o dreszcze? Przykład Oli Bajer pokazuje, że dobry projekt to nie tylko wymyślny fason, ale przede wszystkim materiał.

Jeżeli to są projektanci, którymi chcemy się chwalić przed światem to uważam, że organizatorzy muszą poważnie zastanowić się nad koncepcją sceny OFF. Miałem okazję rozmawiać z dziennikarką z zagranicznego wydania Elle. Mimo prób zachowania dyplomatycznej postawy widać było jej zdegustowanie. Może czas okroić strefę OFF? I tak na wcześniejszych pokazach rzadko pojawiają się osoby, na których obecności projektanci mogą zyskać najwięcej. Większa selekcja, mniej kolekcji i lepsze godziny pokazów – wszystkim by to wyszło na zdrowie. Zastanawiam się też, czy FW nie powinien bardziej rozszerzyć oferty ekspozycyjnej. Sylwia Rochala i Mateusz Rej stworzyli ciekawą instalację 3D na potrzeby premiery nowej kolekcji. Niestety jakość boxu i jego umiejscowienie bardzo zaszkodziło całej koncepcji  Takie ekspozycje trzeba również ograć światłem, scenografia nie może być rozpraszana przez towarzystwo nieciekawych bluzeczek prezentowanych u sąsiadów. Po co marnować ogromną salę tylko i wyłącznie na ekspozycję zdjęć wydrukowanych na piance, w formacie niewiele większym niż gazetowym? Zaglądali tam głównie ludzie, którzy szukali łazienki. Być może niektórzy projektanci byliby zainteresowani taką formą prezentacji kolekcji. Pokaz to przecież tylko jedna z możliwości.

Mam wrażenie, że cała ta rozpędzona energia stanęła w miejscu. Jestem bardzo zadowolony, że mogłem zobaczyć kilka dobrych kolekcji, ale nie zmienia to faktu, że było to okupione oglądaniem ubrań nie tyle złych, co nie mających absolutnie żadnej racji bytu w tej przestrzeni. Rozpisałem się okrutnie. Kolejne wnioski będą oczywiście w recenzjach pokazów strefy DA. Czy będzie część trzecia, podsumowująca? Tego jeszcze nie wiem. Zastanowię się i dam znać.

Autor, który wypluł już połowę płuc

Tobiasz Kujawa

tobiasz.kujawa@fashionmagazine.pl 

PS. Korekty brak. Musicie się powoli przyzwyczajać do mojej awangardowej interpunkcji. Miss Marta Mitek ma na głowie magazyn, więc proszenie jej o pomoc byłoby okrucieństwem.

PS2. Wszelkie szumy na zdjęciach (udostępnionych przez FashionPhiliosophy Fashion Week Poland) pojawiły się w sposób magiczny, niezależny ode mnie. Podejrzewam, że aparat nie wytrzymał napięcia, towarzyszącego pokazom.

PS3. Coś tu miało być ale zapomniałem…

22 Comments

  1. oliwka pisze:

    Przebrnęłam, zgadzam się z każdym słowem! Z niecierpliwością czekam na podsumowanie Alei Projektantów! Buziaki!

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Cieszę się, że osoby, które lubię i cenię zgadzają się ze mną! 😀

      Nad aleją już pracuje, ale to jeszcze większa sprawa, więc trzeba będzie trochę poczekać.

      Buziaków moc!

      Polubienie

  2. jarek pisze:

    skandaliczna sukienka wykonana jest z suwaków:)

    pozdrawiam

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Z suwaków? Miała fakturę rafii, dałem się zwieść. Zwracam honor, chociaż muszę zauważyć, że to skandaliczne marnotrawstwo suwaków.

      Polubienie

  3. jarek pisze:

    skandal na całego 🙂

    Polubienie

  4. Miło w końcu poczytać coś na temat kolekcji, a nie tego kto z kim był i jak wyglądał na afterze..
    Joanna Startek to niewątpliwie objawienie!
    A sama chętnie bym coś przygarnęła od Michaliny Polk, lubię takie geometryczne wygibasy 😀

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      U mnie to raczej standard niż nowinka.

      A co do Polk – podoba mi się ta totalność w jej projektowaniu. Ciekawe co pokaże następne.

      Polubienie

      1. Dlatego lubię tu wchodzić ;))

        Polubienie

  5. Monika T. pisze:

    Rety. Po tym, co czytam i widzę teraz na zdjęciach to OFFy wydają mi się milion razy ciekawsze niż to, co było na DA. A ja nie poszłam na żaden. Przez te cztery dni chyba wyczerpałam limit pecha na jakieś najbliższe 10 lat. Uciekające tramwaje, spóźnione autobusy, śnieżyce, koniec świata, a jak jeszcze dodać do tego moje niezorganizowanie i lenistwo to tak później wychodzi. Obym miała jeszcze taką okazję na wiosnę to zaklinam, że nie opuszczę nic.
    Bola, Pieczarkowski, Startek, Herzlich Willkommen, Gutowski Ewert, Plizga – te pokazy chciałam zobaczyć najbardziej i miałam dobre przeczucia, bo zainteresowały mnie teraz wszystkie poza dwoma ostatnimi. U Plizgi nic mi się nie podoba – ani kolor, ani forma. Za to pokaz Małgorzaty Knopik Skibińskiej, na który od początku wiedziałam, że nie pójdę, to kompletne zaskoczenie. Podoba mi się bardzo i nawet nie spodziewałam się czegoś tak fajnego od projektantki o której nic wcześniej nie słyszałam. I jeszcze ta oprawa. wow.

    Polubienie

  6. Anna Pięta pisze:

    napisałam wielki komentarz, ale go nie ma…chyba straciłam połączenie z wordpressem na amen…

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Och nie! Proszę się zebrać i napisać jeszcze raz!

      Polubienie

  7. mat rej pisze:

    Cieszę się, że zgadzamy się na temat Offa i festiwalowej atmosfery towarzyszącej fashionweekowi. Problem selekcji zgłoszeń do strefy off wymagał komentarza.
    Bardzo fajnie, że wspomniałeś też o Sylwii i jej nowej kolekcji. O tym, że wykorzystano do niej włoskie materiały sprowadzane z włoch, w tym specjalnie dla niej zaprojektowany materiał w kropki.

    Polubienie

  8. anio pisze:

    Jak to Sylwia Rochala się „nie dostała”?! Nie wiedziałam o tym, zupełnie nie rozumiem takiej decyzji. Tyle pisze się o potrzebie ciągłości w działaniach projektantów, a później Sylwia która już wcześniej na offach obecna była i pokazała dobre rzeczy nie kwalifikuje się.
    A co do potrzeby przedefiniowania strefy off zgadzam się w stu procentach. Warto byłoby określić o co tak naprawdę chodzi. O debiuty, długość kolekcji, bycie poza głównym nurtem, wzmożoną artystyczność? Oglądając tegosezonowe kolekcje nie mam pojęcia. Kilka razy zasłyszałam zwrot „awansować na aleję”, myślę, że off jako „mniejsza, gorsza, uboższa aleja” nie ma sensu.
    Pozdrawiam, spotkaliśmy się w tym garderobianym armagedonie po pokazie Oli Bajer

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Bardzo ładnie to określiłaś – „przedefiniować”. Dlatego w tekście użyłem cudzysłowu – OFF nie jest ani gorszy ani lepszy. Jest inny. Tylko nie wiadomo do końca na czym ta „inność” ma polegać.

      Pamiętam i również pozdrawiam!

      Polubienie

      1. kelly pisze:

        No właśnie. Ja OFFa po prostu nie rozumiem. Widzę „alternatywne” kolekcje a potem taką perełkę Joanny Startek i jestem jeszcze bardziej zdziwiona i zagubiona, niż wcześniej. Pierwszy pokaz OFFa oglądałam na livestreamie i przyznam się szczerze, że czekałam na Twój komentarz odnośnie tych „Piratów z Karaibów”… 😉

        Polubienie

  9. anty-bylejaki pisze:

    Może przydałby się jakiś audyt?! Niektóre porażki się powtarzają, więc niech szanowny pan Saczuk nie zasłania nepotyzmu i kolesiostwa „zbyt ładnie zrobionymi” zdjęciami! Plakatówki i niedoróbki, podejście „mam wasz czas w nosie/I don’t care” to nie pierwszyzna…

    Polubienie

  10. Niech żyje Off w Kielcach. A w Łodzi można w tym czasie się wysypiać po nocy jak komuś się nie podoba:). Ilu Polaków tyle opinii. Rada Programowa w skałdzie :Sławek Blaszewski ,Krzysztof Grabań/ HIRO Free,Ewa Kosz / Ultra Żurnal,Janusz Noniewicz / KMAG, Marcin Różyc / Exklusiv ,Bernard Saczuk /OFF Out of Schedule
    Robert Serek/Vice i Bartosz Żurowski -i tak nie ma autorytetu widzę.

    Polubienie

  11. m pisze:

    Jak wspaniale widzieć u kogoś tyle literek na temat FW! Pierwszy raz od niepamiętnych czasów przeczytałam na ten temat coś konkretnego, a nie pooglądałam zdjęcia z imprez i afterów. Zastanawiam się, czy niektórzy z tych projektantów są poważni – jeśli nie ma się dopracowanej kolekcji albo nie do końca wie się do czego się dąży to czy warto wychodzić poza showroom i zabierać czas na pokaz innemu projektantowi z byćmoże bardziej spójną ideą?

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      Może liczą na cud? Szczerze? Nie mam pojęcia co ich motywuje. Myślę, że co poniektóre przypadki powinny się zastanowić nad inną ścieżką zawodową. I to nie jest złośliwość, tylko bardziej próba oszczędzenia komuś bolesnej konfrontacji z rzeczywistością. W niektórych przypadkach naprawdę widać, że nic dobrego się z tego nie urodzi. Ani za rok ani za dekadę.

      Polubienie

  12. Gabriela pisze:

    Co za dokładny komentarz na temat pokazów OFF! Uwielbiam czytać Twoje przemyślenia – lekko, ale profesjonalnie.

    Mam dwa pytania:
    1. Co to znaczy, że dziewczyny z HW musiały płacić za pokaz? Czy FW nie ma przypadkiem ‚wspierać’ młode talenty?
    2. Od wczoraj na fb krąży porównanie koszuli Rafa Simonsa i projektu Boli? Jestem ciekawa, co o tym myślisz?
    Dla mnie mógł to być bardzo niefortunny zbieg okoliczności, ale projektantka chyba mogłaby się zainteresować lub skonsultować z kimś, czy nie było już czegoś takiego (chociaż podobno już wszystko ‚było’). Tłumaczenie, że nie śledzi pokazów nie brzmi dobrze. Ale mogę się mylić 🙂
    Pozdrawiam!

    Polubienie

    1. Tobiasz K. pisze:

      1. Jeżeli ktoś się nie dostanie w pierwszej turze, a jego kolekcja miała wysoką pozycję w klasyfikacji to dostaje od FW propozycję – zapłać a się pokażesz. I tak jak w przypadku DA jest to jeszcze zrozumiałe, to w w sytuacji OFFa i debiutantów jest już mocno kontrowersyjne.

      2. Uważam, że nie należy od razu zakładać najgorszego i odpowiem podając swój własny przykład. Bardzo dużo czytam, można powiedzieć, że chłonę tekst. Bardzo często trafiam na zwroty, wyrażenia, porównania, które ujmują mnie dowcipem i oryginalnością. Później pisząc tekst nie zawsze mam pewność, czy sam to wymyśliłem, czy zasugerowałem się czyimś pisaniem. W takiej sytuacji może być też projektant. Czasami jeden rzut oka na zdjęcie zagranicznej kolekcji może zagnieździć się w głowie. Potem następuje realizacja kolekcji i coś coś wydawało się autorskim pomysłem okazuje się sugestią, wspomnieniem jakiegoś wrażenia. Znam Olę i nie wierzę w jej wyrachowanie. A zresztą, sytuacja jest na tyle ciekawa, że niedługo powstanie z tej okazji felieton.

      Pozdrawiam ciepło!

      Polubienie

  13. Żaden ale to żaden a na pewno już żaden z największych i najbogatszych FW nie finansuje OFFu Co najwyżej wspomni o nim w jakimś komunikacie prasowym. Off to nazwijmy sobie dosłownie wykorzystanie machiny medialnej głównej sceny FW i skorzystanie z okazji tym spoza elity aby coś z tego dla siebie urwać na osobiste ryzyko projektanta i jego sponsora.. Na paryskich offach designer finansuje wszystko:modelki,technikę,PR,ochronę wejscia,obsługę backstage itp….Oczywiście korzysta czasami ze sponsorów,których sobie sam załatwi ale to jego biznes jak to zdobędzie.W Londynie off współfinansują asocjacje i fundacje a także British Fashion Counsil itp czy Fashion Scout ….Ale Londyn jest dość wyjatkowy w tej kwestii.
    Przecież wszystkie medialnie nagłaśniane pokazy polskie na FW w Paryżu miały formułę off.Nawet Evy Minge także nie było w oficjalnej komunikacji paryskiego FW a ja sam pomagałem rozdawać zaproszenia na ten pokaz podczas wielkiego otwarcia salonu Robeto Cavalli na rue Victor Hugo stojąc obok Emmanuelle Seigner i wykorzystujac jej blask i dezorientację dziennikarzy…Każdy organizujący sobie pokaz w Paryżu w czasie FW bierze pełne ryzyko finansowania i organizacji pokazu , sam sobie coś wynajmuje ł,płaci,zaprosza i korzysta z obecności wielu dziennikarzy w tym czasie będących w mieście .Obserwujcie bywajcie i potem komentujcie. Zapytajcie Maldorora czy Strózyny ile płacili za kilka metrów betonowej podłogi na offowym showroomie w Berlinie ,i czy ktoś cokolwiek im finansował.Może wreszcie ktoś zrobi materiał o kosztach uczestnictwa w podobnych imprezach?

    Polubienie

Dodaj komentarz

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s