Patrzę przez okno. Myślę sobie – co za koszmar. Listopadowy, depresyjnie siąpiący deszcz połączony z kwietniową pluchą wsysającą w siebie każdy przejaw dobrej energii. Kałuże po kostki, mokro, szaro. Zdrowy rozsądek podpowiada – masz migrenę, zostań w domu, poczytaj książkę, napij się herbaty, albo najlepiej idź spać. Odpowiadam mu na to – ale wiesz rozsądku, pokaz Dawida Tomaszewskiego, przecież on robi takie piękne rzeczy i w ogóle tak rzadko ostatnio gdzieś wychodzę. On na to – aha, to idź, zobaczysz jak to się skończy… Shut up zdrowy rozsądku, mam cię gdzieś, pojadę sobie, a co! No i poszedłem. Gdzie? Do PKiN. Na co? Ano na wydarzenie zwane „LG FASHIONTV MODEL SEARCH”. Czyli finał jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego konkursu, o którym absolutnie nic nie wiedziałem. I chyba nie chcę już nic więcej wiedzieć. Oj tak drodzy Państwo. Dzisiaj lekko nie będzie, bo zdrowy rozsądek jak zawsze miał rację!
To nie będzie ani recenzja, ani stricte relacja. Właściwie jeszcze nie wiem co to będzie, bo pisząc pierwsze zdania zdejmuję wilgotne skarpetki i próbuję znaleźć w miarę pozytywną muzykę, która jakoś podniesie mnie na duchu. Plan w czystej teorii (czyli na zaproszeniu) był jak najbardziej godny. Pierwszy w Polsce pokaz najnowszej kolekcji Dawida Tomaszewskiego, „wyjątkowy pokaz francuskiego projektanta Karim Bonnet” i „awangardowy pokaz” Jacka Kłosińskiego. Brzmi smakowicie. „Francuskiego projektanta” nie kojarzę, internet za wiele o nim nie wspomina, strony brak, ale w sumie tym lepiej. Może zobaczę coś nowego. Wchodzę do sali, w której miał już kiedyś miejsce pokaz Mariusza Przybylskiego, pierwsze co widzę to stojąca na podeście pralka. Obok pralki stoją: pani hostessa z czekoladkami i kelner z winem. Myślę sobie, oho, będzie Fun. Fun zaczął się z lekkim poślizgiem, ale od razu z przysłowiowej grubej rury. Światła zamigotały, głos z offu zagonił nas na miejsca, a na scenę wszedł duet egzotyczny w składzie: Joanna Horodyńska i moja ulubienica, Ada Fijał. Joanna jest super, bardzo ją lubię i szanuję, co już w sumie wiele razy podkreślałem, ale Ada, ach ta Ada. Nie daruję sobie i wam – przytoczę jedną anegdotkę. W trakcie pokazów siedziałem sobie po turecku (czasami też stałem, bo nóżki mi cierpły) na końcu wybiegu, między fotografami. W pewnym momencie słyszę dość tubalną wypowiedź. „Ta czarna to Horodyńska, a ta blondyna, to kto? Farna?”. Niesiony dobrą wolą odwracam się i podpowiadam. „Ależ nie, to Ada Fijał”. Odpowiedź zbiła mnie z tropu – „Aha, ale kim ona jest?”. Nadal nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. No właśnie, kim? Plotka głosi, że Ada przejechała dziś pół miasta szukając kreacji na ten wyjątkowy wieczór. Tak sobie myślę, że mogła przemierzyć jeszcze drugą połowę. No nie, zwracam honor, aż tak źle nie było. W sumie jak na możliwości kogoś, kto nie posiada namiastki własnego stylu, tylko wypadkową tego co aktualnie modne, czarna sukienka do ziemi (chyba ze skóry), wyglądała całkiem ok. Joanna wystąpiła w cekinach, czarno-biało na górze i na dole. Dobrze dopasowana stylizacja do sytuacji, nie za oficjalnie i nie za bardzo na luzie. Panie coś tam przeczytały z kartek, trochę się obśmiały, publiczność mniej, bo braw nie było. Był za to pierwszy pokaz „francuskiego projektanta”, który w zamyśle miał być na wskroś francuski, a w efekcie był paradą ręcznie barwionych sukienek (efekt rozlanej akwareli) i cyfrowo drukowanych płacht, z których modelki rozdziewały się w tak zwanym „trakcie”. W tle leciał mój ukochany Jacques Brel z zaloopowaną piosenką „Les remparts de Varsovie”. Za pierwszym razem było miło, chociaż zbyt dosłownie. Przy drugim odsłuchaniu tej skocznej piosenki poczułem, jak owe mury Warszawy zaciskają się na moim mózgu. Później był pokaz mody aż za bardzo konfekcyjnej, urozmaiconej obuwiem z Deichmann’a i skrzypkiem na żywo. Pretensjonalne do szpiku kości. Następnie pokaz Jacka Kłosińskiego, który znamy z ubiegłego FW, więc tu również nie ma sensu się rozpisywać. Kolejnym punktem programu był pokaz bielizny i w tym miejscu zdjęcia powiedzą więcej niż słowa. Hmm… Potem była przerwa i (fanfary!!) pokaz Dawida. Gdybym był j złośliwy, to napisałbym – „pokaz czarnej kolekcji zaprezentowanej w czarnych ciemnościach”. Ale zaraz, właściwie nie ma w tym nic złośliwego, bo tak właśnie było. Podejrzewam, że jest to bardzo ładna kolekcja, niestety tylko na podejrzeniach się skończy, bo nie byłem w stanie tego zweryfikować. I jest mi z tego powodu trochę przykro. Paradoks polega na tym, że pierwsze pokazy odbyły się oślepiającej iluminacji. Czemu ostatni, najważniejszy i najbardziej prestiżowy, został ukryty przed oczami widzów? Tego nie wie nikt.
Kilka zdjęć z pokazu Dawida. Jedyne kadry na których było coś widać, to te rozświetlone fleszami fotografów.
Sam konkurs kompletnie mnie nie obchodził, bo modelki, to nie moja broszka. Spełnieniem moich marzeń, jest dziewczyna, która swoją osobą nie przytłacza ubrań, stanowi ich dopełnienie i pozwala modzie być głównym bohaterem pokazu. Na palcach jednej ręki jestem w stanie zliczyć pretendujące modelki, które miały jakikolwiek potencjał, ale nie starczyło mi cierpliwości, żeby czekać na wyniki jury. W trakcie pokazu bielizny, każdy uczestnik został chyba zobowiązany do zrobienia jak najbardziej kompromitującej miny lub gestu. Przez kogo? Podobno żaden choreograf nie pracował przy tym pokazie (co tłumaczy absurdalne tempo poszczególnych segmentów). Boję się pomyśleć, kto zrobił tym dzieciom taką krzywdę. Dziewczyna, która otwierała pokaz bielizny przygotowała bardzo alternatywną wersję układu choreograficznego z piosenki Scissor Sisters „Let’s Have a Kiki”, która swoją drogą leciała w tle. Ciężko było zachować powagę w tak komediowych warunkach. Wariacji na temat „bycia seksi” nie sposób zliczyć. Rzucanie włosami, wymachy biodrami, buziaki przesyłane w przestrzeń, oczka, geściki, piruety… Jedna z dziewcząt zrobiła taki wyrzut biodrem, że wypadła z wybiegu. Po co tak katować niedoświadczonych debiutantów? Tego nie wie nikt. W tych wszystkich groteskowych wygibasach zatraciły się najważniejsze cechy modelki, czyli predyspozycje do chodzenia, sylwetka, wymiary czy buzia. Twarz wykrzywiona sztucznym i mało seksownym dziubkiem posyłającym uśmiechy w kierunku fotografów działa odpychająco. Na wszystko przychodzi pora. Najpierw naucz się tak balansować ciałem, chodzić na szpilkach, trzymać prosto i ładnie układać ręce i ramiona. Potem możesz się zacząć mizdrzyć do kamery. Efekt przypominał wybory miss prowincjonalnego centrum handlowego. Przełamaniem tej konwencji miał być pewnie mroczny pokaz Tomaszewskiego. I jak jestem w stanie zrozumieć żółwie tempo, to nikt mnie nie przekona, że krok poloneza (przypominjący również krok druhny do ołtarza) może zaistnieć na wybiegu. Lewa nóżka – krok, dostawiam prawą nóżkę – pauza. Prawa nóżka – krok i tak dalej w bezbrzeżny koszmar na granicy tortur. To co na wybiegu wyczyniali chłopcy, również wołało o pomstę do nieba. Ich wizja bycia seksownym, pewnym siebie maczo przypominała kiepskiej jakości komedię porno. Tyle w temacie konkursu. Jeśli ktoś z tej hałastry zrobi międzynarodową karierę, przyznam się do błędu. Coś mi podpowiada, że nie będę musiał.
Przerywnik rozrywkowy, czyli fotostory na dwa kadry.
Projektant Rodrigo De La Garza z zainteresowaniem obserwuje pokaz.
Projektant Rodrigo De La Garza z zainteresowaniem zniknął z krzesełka…
O problemach technicznych nawet nie chce mi się wspominać. Wymazałem je z pamięci w tempie ekspresowym. Wydarzenie było fatalne. Znikoma ilość gwiazd – z tych bardziej rozpoznawalnych Iza Trojanowska, Kaja Śródka czy Leszek Stanek. Zero dynamizmu i energii. Nuda, bezcelowość i pralka na piedestale. Jeśli najciekawszym zdarzeniem wieczoru była szarża obłąkanej kobiety, która w trakcie jednego z pokazów wbiła się na backstage przez środek wybiegu, potrącając przy tym modelkę, to chyba dalszy komentarz jest zbędny. Nie było w tym ani mody ani modelingu, ani hajlafu.
Mam tylko ogromną nadzieję, że uda mi się zobaczyć kolekcję Dawida w bardziej cywilizowanych i sprzyjających warunkach. Kompletnie nie rozumiem, czemu zrezygnował z FW na rzecz tego wydarzenia. Oczywiście, kiedy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi… Ale w to się wtrącać nie mam zamiaru.
Never Ending Freestyle Voguing
Tobiasz Kujawa
PS. Tak, wiem wiem, to debiutanci i inne smętne wymówki. Niestety tu nie ma taryfy ulgowej. Skoro ktoś się zdecydował pchać w światła jupiterów w samej bieliźnie, to musi się liczyć z konsekwencjami.
PS2. Korekty brak. Chyba muszę zrobić casting na następczynie Miss Mitek.
Na koniec mały poradnik pod tytułem „Czego Nie Należy Robić Na Wybiegu”
NIE drapiemy się po sutkach, nawet jak nas bardzo swędzą. Zaciskamy zęby i czekamy aż będziemy z powrotem na backstage’u!
NIE garbimy się jak orangutan, szczególnie wtedy, kiedy jesteśmy w miarę ładnie zbudowani.
NIE… Uh, dziewczyno, przytyj.
NIE udajemy, że jesteśmy na imprezie techno po sześciu pigułach..!
NIE udajemy, że jesteśmy średnio opłacaną call girl z cyklu „mam na sobie seksi peniuarek”. No i nie wiem, czy ktokolwiek chciałby mieć z tobą Kiki. Ja na pewno nie.
NIE odgrywamy scen, których nie umiemy odegrać.
NIE wyłamujemy nóżek na słodką japonkę. Tylko słodkie japonki i czteroletnie panienki wyglądają w tej pozie dobrze.
Pif Paf? Po prostu NIE.
Już nie mam siły. Tego też nie róbmy, dobrze? Dopiero jak Jean Paul Gaultier zaprosi cię do pokazu…
I jeszcze mały wniosek, który autor wysnuł podczas tego wydarzenia – czasami można być ZA BLISKO wybiegu.
Mogłem mu związać sznurówki w supeł…
Dzień dobry. Chciałam powiedzieć, że jest pan Ninja (Ninją?) Ciętej Riposty i czytanie Pana tekstów jest za każdym razem cudownym punktem mojego dnia. Dziękuję za uwagę.
PolubieniePolubienie
zgadzam się ze swoją przedmówczynią!
+ nareszcie jest ktoś, kto wie o czym mówi i zachowuje zdrowy dystans. Jak najbardziej życzę powodzenia
PolubieniePolubienie
Fajna ta recenzja… Jednak recenzja 😉 Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Pięknie napisane ❤
PolubieniePolubienie
No bo my, Polacy, już tak mamy. Rzadko kiedy chcemy (lub też umiemy) wymyślić coś oryginalnego – ten festiwal dziwnych kroków i min odbieram jako chęć skopiowania (bardzo nieudolnego zresztą) pokazu VS. Pytanie, po co? Same modelki nie za ciekawe, chociaż i tak lepsze od tych, które było mi dane widzieć na jednym z pokazów bielizny. Po ujrzeniu czterech zwisających na majty brzuchów i niemożliwie dużej ilości trzęsących się ud postanowiłam, że więcej na roznegliżowany pokaz nie pójdę.
Chociaż i tak podziwiam, że wytrwałeś do końca, bo ja bym wyszła zaraz po ujrzeniu na „wybiegu” butów z mojego ulubionego sklepu, który śmierdzi na odległość skajodermą.
PolubieniePolubienie
świetny tekst!
PolubieniePolubienie
poplakalam sie ze smiechu ogladajac foty… i czytajac komentarze pod nimi… :)))
PolubieniePolubienie
ahahahahaha ………. tragedia to wydarzenie… a właściwie tragikomedia…. koniec najlepszy, uśmiałam się 🙂
PolubieniePolubienie