WHAT? „10 sposobów na modę według Mai Sablewskiej” czyli poradnik, jak w 10 krokach stać się… Mają Sablewską!

1a

Horacy (Znacie? To taki rzymski poeta. Niestety już nie żyje.) napisał bardzo dawno temu pieśń „Exegi monumentum”. Otwiera ją zdanie: „Wzniosłem sobie pomnik trwalszy od spiżu” lub trochę bardziej lirycznie „Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu” – tłumaczenie Lucjana Rydla.  Interpretacja tego dzieła jest  bardzo prosta. Kierująca Horacym, poniekąd słuszna megalomania, kazała mu podsumować swoją twórczość we wzniosły i mocny sposób. Porównanie słowa pisanego do rzeźby ze spiżu okazało się na tyle trafne i intrygujące, że weszło do kanonu i powtarzamy je do dziś. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem okładkę książki 10 sposobów… , zacząłem się zastanawiać nad intencjami autorki. Pomyślałem sobie, że to jest właśnie ten moment, kiedy Maja zaczyna budować swój pomnik. A potem doszedłem do wniosku, że to wierutna bzdura. Momentalnie w mojej głowie zaczęły się wykluwać jedno po drugim słowa „PiaR”, „szum medialny”, „pieniądze”. Przecież o to właśnie chodzi. Nieustanny proces szukania siebie, permanentne zmiany i orbitowanie od managementu do reality show, z reality show do projektowania mody, z projektowania mody do pisania. Kim będę jutro? Co ze sobą zrobię? Kim właściwie jestem dzisiaj? A wszystko przez to, że bycie celebrytą to okrutne piętno. Jak się wejdzie się na pewien poziom zarobków i sławy, to nie ma już żadnego odwrotu. Zastanówmy się – kiedy „zwykły” człowiek straci pracę, to zaciska zęby i czasami obniża wymagania, bo nie ma innego wyjścia. Co ma zrobić celebryta, który traci zainteresowanie? Nie będzie przecież pracować w sklepie. W tym czasie musi się wymyślić na nowo. Proces polega na nieustannym recyclingu pomysłów, które mają go medialnie postawić na nogi. Cel jest zawsze ten sam – telewizja, która przynosi największe zyski i zapewnia najbardziej lukratywne kontrakty. Urodziłem się cynikiem, jestem cynikiem i jako cynik umrę. Przekonywanie mnie o „szczerych intencjach” autorki jest absolutnie bezcelowe. Maja Sablewska mogłaby sobie wytatuować na samym środku czoła hasło „fashion is my passion”, a ja i tak nie zmieniłbym zdania. Przyczyna powstania tej książki jest okrutnie oczywista. Po kolaboracji z Mohito i wysłuchaniu paru komplementów na temat swoich stylizacji, Maja najwyraźniej uwierzyła (i chciałaby, żebyśmy też w to uwierzyli), że na potrzeby chwili może stać się autorytetem w dziedzinie mody. Nie neguję takiego podejścia, pod jednym warunkiem. Jeśli ktoś podejmuje próbę wykreowania takiego wizerunku niech robi to dobrze. Okazuje się, że bycie specjalistą od „ubierania się” jest bardzo dalekie od bycia specjalistą w sprawach „mody”.


Już sama okładka dostarcza radości. Napis „WHAT?” umieszczony w lewym górnym rogu idealnie koresponduje z tytułem „10 sposobów na modę według Mai Sablewskiej”.  Pójdźmy o krok dalej. Ja bym napisał „WHAT THE FUCK?” – Sablewska pisze o modzie? A na jakiej podstawie? Czemu ona? Pikanterii dodają dwa znaki zapytania umieszczone nad i pod tytułem. Wiele tych pytań i jak na razie żadnych odpowiedzi. Jest za to zdjęcie autorki, ze skromnie spuszczonym wzrokiem. Zaprzeczenie wszelkich zasad tworzenia okładki poradnika. Autorka nie ma odwagi spojrzeć mi w oczy? Coś jest nie tak. Oczywiście tytuł to kłamstwo. Książka nie jest o modzie. Temat, który został w niej poruszony to stylizacja (czyli składowa mody) i powiedzmy, kreowanie własnego wizerunku, choć jest to stwierdzenie na wyrost. Otwieram ten poradnik i jestem zaatakowany przez banał na poziomie Ś.P. Filipinki. „Bez uśmiechu nigdy nie będziesz w pełni ubrana”. Kolejna strona to rzewne wyznanie autorki: „Byłam… Zakompleksioną dziewczyną w za dużych bluzach, pod którymi próbowałam ukryć siebie i swoje marzenia. Miałam aparat na zębach i bardzo ciemne włosy. Wyglądałam jak klasyczna brzydula”. Ok, mamy to. Teraz każda dziewczyna z aparatem na zębach, lubiąca bluzy swojego chłopaka już zna swoje miejsce w szeregu. Zdaniem autorki jesteście brzydulami. Otrzyjcie jednak swoje paskudne łzy, zaraz się dowiecie, co zrobić, żeby być ładną. Tak ładną jak Maja.

Poradnik dzieli się na 10 rozdziałów. Pierwszy z nich dotyczy Wizerunku i tego, że to nie tylko ubiór. I tu zaczyna się już prawdziwy koszmar, przy którym megalomanię Horacego można nazwać „delikatną sympatią do swojej własnej osoby”. Każda strona tej książki dotyczy Mai. Jej historie (nieciekawe), przygody (mało zaskakujące), bon moty (banalne). Zdjęcia, cytaty, wyimki z tekstów. Strona po stornie Sablewska stara się udowodnić jak to długo i mozolnie poszukiwała swojego stylu, po czym wyszło jej to tak doskonale, że po prostu nie może zatrzymać tej wiedzy dla siebie, tylko musi się nią podzielić. Płaszcz z mojej kolekcji dla Mohito. Mój fryzjer, moja kolorystka (tu mail, jakby ktoś chciał się umówić na spotkanie). Tu byłam, to zrobiłam, a tu wam pokażę moje buty, co mają już 8 lat i po tych ośmiu latach wyglądają lepiej niż nowe. Czytanie tego poradnika (średnio rozgarniętej osobie nie powinno to zająć więcej niż 1,5 godziny) było dla mnie prawdziwą drogą krzyżową. Zaczynając od pretensjonalnego języka i kończąc na zbyt wysokim stężeniu Mai Sablewskiej na centymetr kwadratowy papieru. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie jestem targetem tej publikacji. Na moje oko, ta publikacja jest przeznaczona dla dziewczyn 14-20 lat, które faktycznie między rosnącym biustem, burzliwymi miesiączkami i walką z kolejnym pryszczem potrzebują wskazówek „jak się ubrać”. W rozdzialiku „Nie stać cię na rzeczy tanie” Maja opisuje swoją pierwszą torebkę LV. Jak to się ma do nastoletniej dziewczyny? Rozumiem, że jest to pewnego rodzaju cel, do którego ma dążyć potencjalna czytelniczka. Nie zrozumcie mnie źle, krytykuję patrząc na nią z mojego punktu widzenia. Owszem, fajnie jest się wymieniać ciuchami z koleżanką, dobrze jest zainwestować w dobrą parę dżinsów, na przykład od Diesel’a. Ale! No właśnie, Maja w swoim odrealnieniu zapomina z jakiego poziomu pisze do swoich potencjalnych czytelniczek. Zapomina o tym, że nastoletnie dziewczyny uwielbiają wyprzedaże, że kolejny tani ciuch, to czasami jedyna przyjemność na jaką mogą sobie pozwolić. Sukienka wymieniona z koleżanką na starą bluzkę – fajna sprawa. Ale to nie to samo co rytuał pójścia do sklepu po ciężkich i niewdzięcznych zajęciach w liceum czy całym dniu w męczącej pracy.  Nie wie, albo już nie pamięta, że zaciskanie pasa przez kilka miesięcy tylko po to, żeby kupić sobie droższą rzecz wymaga żelaznego charakteru. A ludzie są mali i słabi i potrzebuję mieć coś od życia. I tak jest z większością idei zawartych w tej książce. One są urocze i trafne. Ale tylko dla osoby, która bez problemu może sobie pozwolić na wybieranie zarówno „górnej” jak i „dolnej” półki. Gdyby ta książka została napisana przez szafiarkę, nastoletnią dziewczynę pomyślałbym sobie – super i klaskałbym jak nienormalny. Takie banały w wykonaniu 33 -letniej kobiety (!!)? Specjalistki w sprawach mody? Oj nie. Operowanie sztampowymi powiedzeniami „mniej to więcej” (szczerze nie znoszę tej sentencji) boli okrutnie. Zasada „jeśli zakładasz obcisły dół, załóż luźną górę” jest zasadą ubierania się, ale nie ma nic wspólnego z modą. Bo gdyby książka była o MODZIE to autorka byłaby w stanie zaprezentować stylizację z obszerną górą i równie obszernym dołem, w której wyglądałaby powalająco.

Czym jest dla mnie ta publikacja? Poradnikiem „bycia manekinem”. Nie ma nic wspólnego z kreacją, czy prawdziwym szukaniem samego siebie. A już na pewno nie z modą. Maja uprawia poradnictwo na poziomie manekina z Zary. Wszystko jest grzeczne, banalne, nudne. I niepełne. Nie ma informacji jak korygować sylwetkę, jak zestawiać desenie, jak łączyć kolory. Jest za to jasna i czytelna informacja – „co zrobić, żeby wyglądać jak Maja Sablewska”. A perwersja tej sytuacji polega na tym, że tak jak w Polsce być może jej styl jakoś się wybija, tak w większych, światowych miastach przepadłby jak kropla w morzu. Ten „pomnik” to kult najgorszej rzeczy, która zabija modę. Kult bycia klonem. Wyglądania jak ładny i poprawny, modny klon.

Podsumowując. Wielki tytuł. Mała treść. Niewybaczalne kłamstwo na okładce. Zamykając tę książkę miałem wrażenie, że to żaden pomnik, żadne dzieło, żadna szczytna intencja. To tylko manifestacja braku lepszego zajęcia. Rozpaczliwe machanie ręką „Halo, cały czas tu jestem! Nie chcę wracać do normalnego życia! Teraz będę się zajmować modą! Pamiętajcie o mnie!”. Mam nadzieję (złośliwą), że ten cały wysiłek się opłaci. Może jakaś rubryka w brukowcu? Albo program w TV? Kolejna pożywna papka, która będzie pieścić mój cynizm. Ta Autokreacja musi przynieść jakiś efekt. Ale ale! A co jeśli przygoda z modą nie wyjdzie? Kim Maja będzie za rok. Może Astronautą? Tego jeszcze nie było…

Never Ending Freestyle Voguing

Tobiasz Kujawa

FreestyleVoguing@gmail.com

9 Comments

  1. Anna K. pisze:

    bolesne, ale prawdziwe. Żałuję, że ktoś nie powiedział jej tego wcześniej. Może uniknęlibyśmy niepotrzebnej wycinki drzew.
    A tak na poważnie Maja po dużym zainteresowaniu blogiem uwierzyła w to, że może zrobić coś dla polskiej mody, że może zmienić sposób patrzenia na nią przez potencjalną czytelniczkę. Nie mam nic co jej sposobu ubierania się, ma swój styl i moim zdaniem nie jest to poradnik jak stać się Mają Sablewską, bo gdyby tak było poziom książki byłby lepszy, a tak stał się kolejną książką w stylu Trinny i Susannah.

    Polubienie

    1. Ja nie wierzę w te szczytne intencje. Moim zdaniem to wyrachowana kalkulacja i rozpaczliwe szukanie sobie zajęcia.

      Polubienie

  2. Kate pisze:

    Doskonale napisane bravo! Świetna i rzeczowa recenzja. Zastanawiam się nad sensem wydawania takich „książek”

    Polubienie

    1. Dzięki! Lepiej się nie zastanawiać, bo po co niepotrzebnie się denerwować 😀

      Polubienie

  3. kadehti pisze:

    Ale czy ktokolwiek kiedyś zajrzał na jej bloga i zauważył, kto ją czyta? Maksymalnie piętnastolatki, które podjarały się nią w iks faktorze, którego oglądanie traktują jako cotygodniowy rytuał. Już abstrakcyjnie śmieszne było wrzucanie przez wielką „doradczynię wizerunkową” (czy aby to nie to samo, co spec od PR?) zdjęć ze „zlotu fanów” – każda jedna fotka wyglądała, jakby pani przedszkolanka zabrała dzieciaki na lodowisko. Litości, już chyba nawet Kasia Tusk jest lepsza.

    Polubienie

  4. modologia pisze:

    I nie daj buk zainwestowałeś w ten poradnik pieniądze – oby nie. A co do znaków zapytania, to może to jedyne, co mógł zrobić grafik lub graficzka, żeby dać kupującym choć chwilę do namysłu pt.”? – naprawdę tego potrzebuję?”

    Polubienie

  5. ech.. szkoda tak dobrej recenzji dla tak złej książki 🙂

    Polubienie

  6. A pisze:

    Świetny tekst. Bardzo trafne spostrzeżenia odnośnie Sablewskiej.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s