
Pewnie zaraz usłyszę, że spadłem z księżyca, bo co to za pomysł, żeby gej się wypowiadał na temat kobiecego ciała. Ale cóż zrobić – zaryzykuję. Zresztą i tak wszyscy wiedzą, że modą trzęsie „gejmafia”, która nie marzy o niczym innym, jak o tym, żeby wszystkie kobiety na świecie przerobić na androgeniczne patyki. Tak tak! A księżyc drodzy państwo jest z sera. Raz na jakiś czas trafiam na kolejną idiotyczną dyskusję o tym, że modelki są za chude i przez to Normalne Kobiety wariują, ergo, stają się nienormalne. Co ciekawe, w tych dyskusjach zabierają głos głównie mężczyźni, którzy snują swoje fantazje na temat „Normalnych Kobiet”. Zawsze się wtedy zastanawiam, kto tu właściwie dba o własny, że tak niezbyt wybrednie napiszę, interes?
Zacznę od strasznej informacji skierowanej bezpośrednio do Kobiety. A więc Kobieto! Czytając ten felieton już na wstępie prawdopodobnie uświadomiłaś sobie, że nie jesteś normalna. Ani fizycznie, ani psychicznie. Nawet moralnie. Właściwie to w żadnym możliwym aspekcie twojego życia, ta normalność się nie przewija. A czemu? No jak to czemu? To wszystko wina mody. I projektantów-homoseksualistów, co jest raczej oczywiste, ale warto to jeszcze kilka razy dobitnie podkreślić. Taki projektant to kawał szczwanego lisa. Wymyślił sobie, że będzie tworzył modę, a ponieważ ma bardzo perwersyjną i nieustającą fanaberię sprawiania innym przykrości, to postanowił ją tworzyć w rozmiarze „0” czyli powszechnie znanej 34-ce. Jak już szelma-nikczemnik wymęczy te swoje przebajerowane szmatki, to posyła na wybieg armię kościotrupów, którymi można straszyć dzieci po nocach. Żadna „Normalna Kobieta” nie ma oczywiście naturalnie rozmiaru 34, o 32 nawet nie wspominając. A nawet jeśli ma, to i tak jest nienormalna, bo po prostu dała się wmanewrować (dosłownie otumanić) chorej propagandzie kreatorów mody i z tego powodu parszywie i złośliwie nie tyje. A to, że jest naturalnie szczupła można włożyć między bajki, bo żadna normalna kobieta nie ma prawa być naturalnie szczupła. Ten sam schemat myślowy dotyczy również kobiet, które chcą schudnąć. Są nienormalne, bo podejmują takie decyzje kompulsywnie, sekundę po zobaczeniu modelek na wybiegu. Wtedy decydują się przejść na dietę składającą się z wacików nasączonych octem. Owszem, kobieta może (a czasem nawet powinna) schudnąć. Ale „Normalna Kobieta” nie chudnie ani dla projektanta, ani dla sukienki, ani dla samej siebie. Normalna kobieta chudnie tylko i wyłącznie dla mężczyzny (aktualnego lub hipotetycznego), co by ucieszyć jego oko i chuć. Dla niego może sobie też ewentualnie poprawić rozmiar biustu, wygładzić zmarszczki, wydepilować pachy i zrobić mnóstwo innych, bolesnych rzeczy, których normalny mężczyzna (a jest nim każdy mężczyzna) robić nie musi.
Świat domaga się „Normalnej Kobiety”! A ja się pytam, czym (bo niestety nie kim) ona jest? Rozumiem, że została odlana według jakiejś formy. Ma określone wymiary. Normalna Kobieta nie może być szczupła, prawda? Bo to podejrzane. Jeśli jest szczupła, to znaczy, że się zamęcza. Oczywiście Normalna Kobieta nie powinna też być gruba, bo to obleśne. No chyba, że znajdzie dyspensę w oczach „wielbiciela krągłości”, wtedy jej wolno, bo pan lubi mieć za co załapać. Czy „Normalna Kobieta” ma określoną długość rąk? Kąty krągłości? Konkretny rozmiar uszu? Kształt pęka? Jaka jest idealna długość paznokci normalnej kobiety? A włosów? Czy Normalna Kobieta może w ogóle mieć krótkie włosy? A co jeśli ma asymetryczne piersi? A co jeśli ma naturalnie wąskie biodra? Rozumiem, że ma natychmiast pójść się utopić, bo kto by chciał patrzeć na taki nienormalny wytwór natury? Przepraszam, jest szansa, że coś mi umknęło i ktoś to wszystko zliczył, zsumował i postawił w Głównym Urzędzie Miar, jako totem normalności? Czy da się odlać „normalność” w konkretny kształt? No niestety nie, bo „Normalna Kobieta” jest takim Świętym Graalem naszych czasów. Graalem złotego środka, którego nie da się sprecyzować, bo po prostu nie istnieje. Nie za wysoka, nie za niska, nie za gruba, nie za chuda, nie za ładna, nie za brzydka, nie za mądra, nie za głupia. Czyli jaka? Żadna.
Co w powszechnym uznaniu czyni kobietę „Normalną”? Wszystko, tylko nie ona sama. Nie będzie to zaskoczeniem, jeśli napiszę, że znam wiele kobiet. O dziwo wszystkie uważam za normalne, chociaż jest szansa, że zmyślnie się przede mną ukrywają. Jedne chcą schudnąć, ale są też takie, które chciałby przytyć (te to dopiero są szurnięte, że hoho). Jedne chciałby mieć większe piersi, niektóre mniejsze, a inne są zachwycone tym co dostały w pakiecie genetycznym. Większość z nich ma doskonale działające synapsy i zdaje sobie sprawę, że tak jak strażacy czy policjanci muszą być sprawni fizycznie, tak modelka musi być szczupła, a nawet chuda. Bo tak wygląda specyfika tego zwodu. Żadna z nich nie odważyłaby się też określić modelki jako „nienormalną” albo „nieprawdziwą” kobietę. Owszem, niektóre z nich dążą do takiego wzorca. Być może wyprały sobie mózgi. Istnieje promil szansy, że mają nie po kolei w głowie. Ostatecznie – może po prostu tak chcą? Może chcą być chude jak patyki. Lepiej – niektóre z nich w końcu dopną swego, spędzając tysiące godzin na siłowni, a nie na oglądaniu serialu „K jak Kupa” i staną się chodzącymi patykami. Może taki stan da im w końcu pewność siebie i pozwoli zmienić swoje życie. Być może nawet na lepsze? Ja wiem wiem, liczy się wnętrze. To myślenie jest tak uroczo naiwne, że aż łzy mi się kręcą w oczach, a to nie zdarza się często. Wszyscy jesteśmy przecież tak cudownie wyabstrahowani z cielesności, że nie oceniamy niczego innego jak wnętrze. Jak spotykamy koleżankę z pracy w nowych szałowych butach, to przecież nie powiemy jej „ale masz obłędne nogi w tych szpilkach” tylko stwierdzamy „stara, ale masz zajebiste wnętrze, normalnie dzisiaj jeszcze piękniejsze niż wczoraj”. Tacy jesteśmy niesamowicie „wewnętrzni”. A co zrobić z tymi bidualmi, które chciałyby zawinąć swoje wspaniałe wnętrza w jeszcze piękniejsze opakowania? Czy im też można z tego powodu odmawiać „normalności”?
Nie, bo dążenie do wyimaginowanej perfekcji leży w naszej naturze. Natomiast szafowanie słowem „normalny” jest okrutne i bezwzględne. Przecież ludzie mają tak różne kształty i rozmiary, że szukając normy, zawsze wyrzucimy kogoś poza nawias. Jeśli ktoś ma ochotę walczyć z aktualnym kanonem piękna, nie może tego robić kosztem innych osób. Jako przeciwieństwo tradycyjnych modelek, pokazuje się dziewczyny w rozmiarze XXL, czyli nie robi nic innego, jak przechodzi z jednej skrajności w drugą. Mogłoby się wydawać, że zawartość zbioru zebranego między tymi dwiema klamrami skrajności to właśnie normalność. A tak nie jest, bo ten środkowy przedział jest tak niesamowicie zróżnicowany, tak pełen kontrastów i różnorodności, że niemożliwe jest określenie go „normą”.
Nie jest moim zamiarem bronienie, lub oskarżanie którejś ze stron. Problemem jest dla mnie to, że „Normalna Kobieta” stała się przedmiotem, tanią kartą przetargową w idiotycznej dyskusji o „zbyt chudych” modelkach. Kolejną opresją, tylko jeszcze bardziej wyrafinowaną i okrutną, bo całkowicie abstrakcyjną. Normalną kobietę zostawiono z nieskończoną ilością wyborów. Szkoda tylko, że tak naprawdę nie ma ona żadnego realnego wyboru, bo jeśli będzie chciała cokolwiek zmienić w swojej fizyczności, wprowadzić radykalne zmiany, to od razu jest na przegranej pozycji. Dlaczego? Bo pozbawiono ją własnej woli, racjonalności w dokonywanych wyborach, prawa do jakichkolwiek inwazyjnych decyzji związanych z własnym ciałem. Soczewka przez którą normalna kobieta może oglądać świat, jest niestety szkiełkiem podstawionym przez osoby trzecie. Przez wrogów, którzy w imię zakłamanej wiecznej młodości i fałszywego piękna, czyhają na jej naiwną, chłonącą każdą bzdurę, normalną i niezidentyfikowaną fizyczność. Jej jedyną referencją stał się próżny i nieosiągalny świat grupki sławnych i pięknych ludzi. Po co ona tam zagląda? Niech się cieszy z tego co ma, prawda? Niech siedzi cicho i kultywuje swoją normalność. To jest ewidentna bzdura! Czy jest coś nienormalnego w tym, że kobieta chciałaby mieć, na przykład, pełniejsze usta? Nie dla męża, nie dla koleżanek, nie dla pani w warzywniaku, ale dla samej siebie? Szczególnie, że można to zrobić bez zmieniania ich w dwa napęczniałe pontony? Ja nie widzę w tym nic zdrożnego, nawet jeśli jedyną motywacją jest próżność. Owszem, świat celebrytów pokazuje nam wiele przykładów udowadniających, że niektórzy nie znają umiaru. Dlaczego jednak z góry trzeba zakładać, że taka sytuacja staje się wzorem, a nie przestrogą przed przesadą? I co jest złego w próżności? Przecież gdyby nie ona, wszyscy chodzilibyśmy w zgrzebnych workach, z włosami do kolan, a świat byłby koszmarnie nudny i brzydki.
Zastanawiam się, w którym momencie norma stała się synonimem stagnacji, pasywności i przeciętności. A może jednak normalniejszą sytuacją jest mądre i świadome korzystanie z możliwości, które daje nam dzisiejszy świat? Po co demonizować rzeczywistość? Ona nie składa się przecież tylko ze skrajności. Nikt nie powiedział, że są tylko dwa wyjścia z sytuacji: albo całkowite hołdowanie naturze, radosne wyliczanie w pamiętniku wszystkich nowych zmarszczek i włożenie słowa „botoks” między najgorsze wulgaryzmy, a z drugiej strony wylewanie siódmych potów na siłowni połączone z głodówką, zmniejszeniem żołądka i maniakalnym niwelowaniem każdej możliwej emocji, za pomocą strzykawki lub skalpela. Prawda podobno zawsze leży pośrodku. I w tym przypadku to powiedzenie jest wyjątkowo trafne. Trzeba zawsze pamiętać, że każdy jest właścicielem swojego ciała i ma prawo robić z nim to, co mu się żywnie podoba. Dlatego nie ma absolutnie nic złego w tym, że chcemy coś w sobie poprawić czy zmienić. Czy jest to potrzeba zgubienia kilku kilogramów, poprawy kształtu nosa, albo usunięcia bruzdy z czoła za pomocą medycyny estetycznej. Nie ma też nic złego w posiadaniu wzorców, nawet tych z wybiegu. Oczywiście – kiedy widzę, że moja znajoma, której praca wymaga nienagannego wyglądu, przesadza z tabletkami na przeczyszczenie, to jej to mówię, bo się o nią troszczę. Ale na pewno jej nie powiem „kochana, pokochaj swoje fałdki, bo taka jesteś piękniutka w środku”. Wiem, że ona w to nie uwierzy, bo to są puste słowa, w które ja sam nie wierzę. Mam jej odmówić normalności, bo stara się osiągnąć coś, co może dać jej prawdziwy komfort? Nie, bo według mnie poddanie się walkowerem jest mimo wszystko dużo gorsze od walki. Nawet takiej, która nie ma żadnej gwarancji na wygraną.
Ważne jest to, żeby żyć w zgodzie z samą sobą i szukać rozwiązań, które dają nam realne szczęście. Owszem – można zaakceptować siebie z całym dobrodziejstwem inwentarza (fantastyczna sprawa, zazdroszczę), ale można również akceptować swoją potrzebę metamorfozy, zmiany. Oba te stany są normalne, tak jak normalne w swojej istocie jest bycie człowiekiem. A posiadanie kompleksów i walka z nimi jest już chyba najnormalniejszą rzeczą pod słońcem. I najważniejsza sprawa – nie ma absolutnie nic złego w dążeniu do podobania się. Zarówno sobie samej, jak i innym. Czy to za sprawą afirmacji, wyrzeczeń czy nowoczesnych sztuczek. Bo czy z kimś innym spędzacie od początku do końca całe swoje życie? Nie! Tylko z sobą. A przecież miło jest być z kimś, kto nam się podoba, prawda?
Nie-normalny
Tobiasz Kujawa
Never Ending Freestyle Voguing
freestylevoguing@gmail.com
PS. Korekty brak, bla bla bla
PS2. Przecinki, a zresztą – sami wiecie… 😀
Zgadzam się z Tobą prawie w stu procentach, jedynym problemem jest to, że nie w pełni dojrzałe psychicznie osoby (a może i dojrzałe) w pewnym momencie upodabniania się do ich wzorców z wybiegów zapominają o tym, że rozmiar „0” nie równa się wyeliminowaniu natychmiastowo wszystkich problemów. A to u szesnastoletnich dziewczynek powoduje zaburzenia odżywiania i inne takie, więc mimo że mi nie przeszkadzają, a wręcz lubię oglądać chude modelki, warto się zastanowić, czy nie lepiej by było gdyby ważyły trochę więcej i przestały być wzorem dla „motylków” czy jak tam te biedne dziewczęta się nazywają. Muszę też dodać, że sama jestem bardzo próżna i zdaję sobie sprawę, że w przyszłości udam się do jakiegoś gabinetu i zlikwiduję zmarszczki na czole 😀
PolubieniePolubienie
Bardzo dobry artkuł, niektórzy powinni zrozumieć, że każdy zawód ma swoje wymogi.
Mnie najbardziej przerażają kobiet, które zamiast zwracać uwagę na ubrania w artykule to piszą tylko o tym jak modelki są chude, a ich ulubionym komentarzem jest , że mężczyzna na kości nie poleci. Oprócz tego, niektóre kobiety powinny zrozumieć, że to mężczyzna powinien ją zakceptować taką jaka jest.
PolubieniePolubienie
Z tytułu wnoskuję, że normalna zmarła. Trudno. Zołza była. Nic więcej nie powiem, bo o zmarłych normalnych nie mówi się żle. Przynajmniej w rodzinach normalnych. Normalni maja zasady. W przeciwieństwie do anormalnych. Od szestantego roku życia nie zmieniłam objętości mego boskiego ciała śmiertelnego, rozmiar około 36-38 wow, ździra! Na pewno niczego pożywnego do ust nie włożyła od lat osiemdziesiątych.(bez komentarza). Za to wnętrze mi się wypełniło znacznie. Powszechne zrozumienie zanikło u mnie i musze kumać po mojemu. Pomysł, żeby gej wypowiadał się na temat kobiecego ciała nie jest w gruncie rzeczy taki głupi, na jaki zakrawa. Od kiedy to jedynie cukiernik ma wyłączne prawo wypowiedzi na temat nieznośnej obłości pączusia? Gdybym była facetem, a zresztą już nim jestem po części, byłabym gejem-blondynką. Żywiłabym się planktonem felietonistyki freestylowej i pikantnej. Nie przytyłabym ani ciut od zewnątrz. Za to od środka stałą bym się okrąglutka… Tobiaszu, do planktonu się nie zaliczasz, ale już Cię wcinam po kawałeczku. Kisses, Babette.
PolubieniePolubienie
Oh my god, napisałam ‚szestnastego’! ‚Szest’ to przecież taki obrządek z wodą i ryczącym, małym, grubym niewinnym, zrodzonym z dwóch normalnych kobiet! Idę strzelić banię ze wstydu. Zawsze to jakaś okazja.
PolubieniePolubienie
Sensownie prawisz 🙂 I przyjemnie się czyta. A ostatni akapit… Nawet ja bym tak mądrze nie napisała 🙂
PolubieniePolubienie
Tobiasz, jakie to jest cholernie głębokie. Jako płytki gay boy nie powinieneś takich rzeczy pisać 😀
Ale fajne fajneee, aż mi się w głowie zakręciło 😀
PolubieniePolubienie
Ja w szczególności nie lubię argumentu „facet na nią nie poleci”. Facet nie chce cię przelecieć więc idź się powieś.
A tak poza tym to artykuł świetny.
PolubieniePolubienie
Świetny blog, bardzo inspirujący.
http://www.kashmirinspirations.blogspot.com
PolubieniePolubienie
Ciekawy i prawdziwy tekst. Sama ostatnio zastanawiam się dlaczego szczupła czy też chuda kobieta jest tak demoizowana w opinii publicznej? Sama jestem osobą, której waga (51kg) od liceum w zasadzie nie drgnęła i jakoś nigdy nnie bylo to dla mnie czymś nadzwyczajnym. Dzisiaj jednak oraz częściej słyszę, sczególnie od osób nie grzeszących smukłą sylwetką, że coś jest ze mną nie tak… Widze to w krzywych, podejrzyliwych spojrzeniach tych „normalnych” kobiet. One autentycznie mają do mnie pretensje! Na dodatek próbują wmówić mi i reszcie społeczeństwa że to rozmiar 44 jest normą. Przytoczyć mogę tu przykład słynnych „puszystych” Grycanek, które jawnie twierdzą że ich sylwetki są jak najbardziej zdrowe i powinny być przez innych brane za wzór… Śmieszne! Nikt nie jest w stanie mi wmówić, że otarcie i odparzenia na udach oraz codzienne noszenie kilkukilogramowych fałd tłuszczu to samo zdrowie. Nie twierdzę, jednocześnie że każda z nas powinna wyglądać jak modelka z wybiegu ale z pewnością lepszy taki wzór niż wspomniane już Grycanki. Tym bardziej, że owe Panie prezentują się zazwyczaj raczej komicznie, ubierając się tak jak gdyby miały rozmiar 34 (o samym doboru elementów stroju nie wspomnę).
Na koniec wspomnieć chciałam podzielić się własnym doświadczeniem w tym temacie. Otóż, uważam się nieskromnie za osobę inteligentną i odpowiedzialną a jednocześnie za raczej atrakcyjną(co potwierdzają osoby postronne;)). Do niedawna zawsze myślałam, że są to moje atuty… jednak jak bardzo się myliłam. Wyobraź sobie, że zostałam przeniesiona do innego działu i zdegradowana ponieważ…. jestem za ładna. Dosłownie coś takiego usłyszałam! I to od kobiety, która była moim przełożonym. Sama wygląda jak wieloryb, w ogóle nie używa makijażu, chodzi z przetłuszczonymi włosami a w jej garderobie znaleźć można tylko powyciągane swetry. Aż mi się ciśnie na usta : No żesz ku..wa! To mój wygląd jej przeszkadza?! A jej obraz przed lustrem nie przeraża? Nawet do tego stopnia, że spróbować coś zmienić? Nie. Ona po prostu nie chce codzienni na mnie patrzeć i się dołować… Jak dla mnie kompletna beznadzieja. Rozpisałm się trochę,wybacz 🙂
PolubieniePolubienie
Jestem DZIWOLĄGIEM: naturalnie szczupła – potrafię zjeść konia z kopytami, długonoga – od urodzenia, wysportowana bez uprawiania sportu, przeciętnej urody – naturalnie długa szyja, rzęsy z norek, brwi zretuszowane tatuażem przez Mistrzynię A.Rosińską – właścicielkę „odNOWY”, akryl na paznokciach od zarania dziejów, uszy małe, przylegające, włosy cięte króciutko przez Mistrza J.Olejniczaka, ufarbowane ostatnio na kolor miedziano-czerwony z dodatkiem patyny, oczy małe jak u Tatarzyna koloru ciemnopiwnego, nie czarne jak napisano w dowodzie osobistym, usta wykrzywione w wymuszonym angielskim uśmiechu itd. Rodzice nadali mi imię Olga, bo krócej, a miałoby być Aleksandra. Słowem Polka – mieszaniec pospolity-ulepszony. 7. czerwca tego roku obchodzę 50. urodziny. Ni pies ni wydra, ni to stara ni to młoda jeszcze…Kocham nurkowanie, jazdę samochodem, dobre jedzonko, dobre ubrania, drogie kosmetyki, perfumy, srebrną biżuterię, samotność, pisanie moich niewydanych jeszcze książek, palenie papierosów, picie hektolitrów kawy, łykanie tabletek przeciwbólowych, kolekcjonowanie Aniołów, zwiedzanie świata, posiadanie pieniędzy, na które muszę ciężko pracować prawie 7 dni w tygodniu itd. Jednym słowem DZIWOLĄG 🙂 Uwielbiam ten stan. Pozdrawiam przyszłych moich czytelników. Wasza PTAKORYBA, hej!
PolubieniePolubienie