Takie rzeczy tylko w Polsce!
Lokalny świat mody drży w posadach z powodu najnowszej sensacji. Afera Krzesełkowa -„KrzesłoGate”, czyli dramat związany z pokazami mody, krzesłami (co oczywisite) i tym kto na nich siedzi (albo i nie).
Wielu chce usiąść, każdy ma ku temu dobre i konkretne powody, a ilość miejsc jest mocno ograniczona. Nie ściemniajmy przy okazji, że drugi rząd wystarczy, bo to ewidentna bzdura. Drugi rząd się nie liczy, bo to tak, jakby podczas Olimpiady stanąć na drugim stopniu podium. Niby miło, bo to całkiem dobra lokata, ale z drugiej strony nieznośna świadomość, że było się o krok od najwyższego stopnia, zawsze plącze się po głowie.
Po co siadać w pierwszym rzędzie? To bardzo proste – żeby zrobić innym na złość! Można wtedy ze zgrabnie zassaną miną posadzić pupkę i pogadać z „fascynującymi” sąsiadami o kompletnie nieistotnych sprawach. W międzyczasie można też rzucać mrożące krew w żyłach spojrzenia maluśkim ludzikom, które mówią (spojrzenia, nie ludziki) „ja jestem tu, a ty tam, heeeen daleko, nawet przez lornetkę cię nie zobaczę, a zresztą, w ogóle nie chcę na ciebie patrzeć, ble i fu”.
Warto też zrobić sobie w pierwszym rzędzie „samojebkę” z zacnymi towarzyszami, docelowo na facebooka, albo instagrama, żeby znajomi którzy nie dotarli na pokaz, zostali doskonale poinformowani, że my na nim jesteśmy i siedzimy dokładnie tam, gdzie należy siedzieć. Pozostałe rzędy służą wtedy jako zgrabne, szare tło. Bardzo popularną rozrywką jest też „machanie”. Po tym jak wyłowimy znajomego siedzącego po przeciwnej stornie, gestem Papieża (albo Królowej Brytyjskiej), pozdrawiamy go wdzięcznie, jakbyśmy jechali pozłacaną karocą po osiemnastowiecznych Polach Elizejskich. Ruch nadgarstka „bez kości” ćwiczymy w domu, przed lustrem. Referencje podałem powyżej.
Pierwszy rząd rzuca bliki niczym dobrze oszlifowany diament. Po wybiegu latają fotografowie, żeby złapać wszystkie mniej lub bardziej ważne gwiazdki, błyskając fleszami na lewo i prawo. Podczas pokazu ludzie udają zainteresowanie, chociaż to co zobaczą na wybiegu, obchodzi ich równie bardzo co zeszłoroczny, zasikany śnieg. Ubrani w garnitury i suknie wieczorowe, przyszli na pokaz jak do teatru, zapominając, że czasy wieczorowej mody w teatrach odeszły na dobre i świadczą o pretensjonalności, a nie elegancji.
Właśnie! Teatr, cyrk, szopka. Niestety ciągle nie praca. W teorii pierwszy rząd to miejsce dla dziennikarzy, stylistów, blogerów, klientek, ambasadorek marki, muz – czyli osób, które mogą wygenerować marce lub projektantowi konkretny zysk i prestiż. W naszym kraju wszystko musi być na opak, więc pierwszy rząd stał się „punktem honoru”. Wiecie czemu tak się dzieje? A, i tu jest własnie pies pogrzebany.
Uwierzcie mi, że każdy projektant chciałby zrobić ekskluzywny, wyselekcjonowany pokaz, ale taki pokaz kompletnie nie przypadnie do gustu sponsorowi. Bo sponsor lubi krwistą ilość, więc wszystkiego musi być dużo dużo dużo, Zarówno „wypełniacza” – dlatego zaproszenia fruwają jak szalone na rozmaitych konkursach i właściwie każdy śmiertelnik może się dostać na takie wydarzenie. Oczywiście musi być też dużo „mięsa” więc zaprasza się każdą istniejącą gwiazdkę, która sfotografuje się na ściance sponsorskiej, co jest oczywiście miłe sponsorowi, bo na owej ściance widnieje jego logotyp. Jedyne, czego nie musi być dużo to prasa, bo prasa w Polsce jest anonimowa, właściwie wszystko jej się podoba i jej obecność nie jest za bardzo potrzebna. Prasa w Polsce nie dyktuje, nie weryfikuje, nie ma żadnej mocy sprawczej. A o pokazie i tak napisze, bo zależy jej na dobrych kontaktach z projektantem i sponsorami. Pierwszy może udzielić wywiadu, wypożyczyć rzeczy do sesji. Drugi? Nigdy nie wiadomo, może przy okazji relacji, wykupi jeszcze jakąś reklamę albo advertorial. I z całym szacunkiem dla wszelkich sponsorów. To, że wasze firmy wylewają pieniądze na pokazy, nie sprawia, że wasza obecność w pierwszym rzędzie jest jakkolwiek potrzebna. Owszem, przedstawicielstwo jest konieczne, żeby dopilnować realizacji warunków umowy. Rozumiem, że dla pana dyrektora, czy pani z marketingu firmy „krzak”, dobre miejsce na pokazie, to realizacja życiowych marzeń, jak i przyczynek do opowieści snutych następnego dnia, w czterech ścianach biura, mówiących o „wielkim świecie”. Ale serio – nie tak to powinno wyglądać.
Teoretycznie schemat nie jest wadliwy, bo przecież moda to biznes, na którym należy zarabiać. Ale jak się okazuje wadliwa jest jego realizacja. Energia zaburzyła zbyt mocno, selekcja nie istnieje i już kompletnie nie wiadomo, kto kogo trzyma na smyczy. I czy ten zysk, nie jest przypadkiem okupiony zbyt dużymi stratami. Dlaczego zarabianie realnych pieniędzy na modzie musi się wiązać w Polsce z tak koszmarnie złym gustem? Czemu to wszystko musi być takie tandetne? Takie „małe”, mimo wielkich ambicji. Jakim cudem filozofia pokazania na wybiegu ubrań (!!!) mogła nas aż tak bardzo przerosnąć?
Niestety nikt nie ma odwagi wyjść przed szereg, żeby narzucić innym lepszy standard. Oczywiście, są takie osoby, jak Ania Kuczyńska, która słynie z pięknych, kameralnych pokazów bez przypadkowych ludzi, ale Ania zamiast biegać po ściankach i udzielać kretyńskich wywiadów ma inne priorytety. Ja posiadam to szczęście, że wyjście na pokaz jest dla mnie wyjściem do pracy. Gdybym o nich nie pisał – uwierzcie, wolałbym siedzieć w domu czytając książkę, grając na Xboxie, albo robiąc tysiąc innych, przyjemniejszych rzeczy. Zawsze się zastawiam – co ciągnie te setki ludzi na pokazy? Błagam, tylko bez bzdur typu „miłość do mody”. Jeśli ktoś stoi wciśnięty pod ścianę i widzi ułamek wybiegu, to jego miłość do mody najwyraźniej ma w sobie więcej patologii, niż prawdziwego uczucia. Miło jest kochać modę, dopóki ona kocha nas ze wzajemnością. Jeśli jednak ta miłość jest jednokierunkowa, to lepiej znaleźć sobie lepszy obiekt dla naszego afektu.
To się jednak zmieni. Moda na pokazy, które są spędami towarzyskimi tworzonymi w pierwszej kolejności dla celebrytów, rozpaczliwie szukających zainteresowania w końcu przeminie. Może to najwyższy czas, żeby pomyśleć o lepszych rozwiązaniach? Osobne wejście dla prasy? Strefa wydzielona dla osób realnie pracujących w branży? To nie są moje wymysły, tylko sprawdzone wzorce, wzięte z cywilizowanych krajów, gdzie istnieją priorytety i szacunek. Afera krzesełkowa wybitnie daje nam do zrozumienia, że nasze podejście do mody, jako biznesu ekskluzywnego i twardo stąpającego po ziemi, jest ciągle bardzo szczeniackie i odpustowe. Jeśli ktoś się jeszcze łudzi, że ten cyrk ma coś wspólnego z prestiżem, to ma nierówno pod sufitem. Prestiż to wyjątkowość, intelekt, gust. Można pokazać w krzykliwej oprawie kiecki warte tysiące złotych. Można wypełnić salę ludźmi z pretensją do elegancji i wyjątkowości. Można zaklinać rzeczywistość tworząc aurę high-fashion. Ale to „high-fashion” zawsze ma niestety przypiętą metkę „made in poland”, co w tym konkretnym przypadku, kompletnie nie świadczy o dobrej jakości.
Never Ending Freestyle Voguing
Tobiasz Kujawa
freestylevoguing@gmail.com
Bosze, bosze, człowiek wyjedzie na kilka dni i nie ma zupełnie pojęcia o co chodzi z tymi krzesełkami
Ale na marginesie informuję, że właśnie w tiwi wychwyciłam, że teraz to już nie mawia się „pokazy mody”, tylko „spektakle mody”. Także tego ten, zmień tag (taga?).
PolubieniePolubienie
Spektakle Mody? Kurtyna mi opadła…
PolubieniePolubienie
Małe zażalenie: Przedostatni akapit urywa się w pół słowa i jest mi z tego powodu przykro, bo to bardzo dobry tekst.
PolubieniePolubienie
Amen! 🙂
PolubieniePolubienie
Ja po prostu nie rozumiem – tym paniom od nagich pośladków i tym nawet bardziej znanym, pragnących zauważenia, blichtru i high life’u nie wystarczają jakieś inne „eventy”, których z tego co widać na pudelkach jest od groma i muszą jeszcze chodzić na pokaziki, na których nie wiedzą nic o projektancie, co więcej, ich zainteresowanie modą wyraża się poprzez odbieranie darmowych łachów od marek..? Jak to pewna blogerka kiedyś powiedziała, moda trafia do „mas z ulic”, ale może jednak lepiej by było gdyby pozostała niszowa?
PolubieniePolubienie
wiesz co, to ja sobie przemyślę tego Feszyn Łika jeszcze…:D
PolubieniePolubienie
Nie ma mowy. Chcę zobaczyć Twoją minę na miejscu! 🙂
PolubieniePolubienie
Bo to jest tak, ze w modzie nie ma pieniedzy. nie tej butikowej. najpopularniejsi projektanci zyja z pracy dla sieciowek, projektujac smutne bezowe garsonki. nie stac ich aby finansowac sobie pokazy, stad sponsorzy. plus to chyba troche jednak takie laskotanie ego, ze moze jednak cos tam sie znaczy, jak sie nie siedzi w kanciapie bez okien wylozonej poliestrowymi probkami tkanin.
PolubieniePolubienie
To kogo się zaprasza na pokazy to jedno, a burdel organizacyjny to rzecz zupełnie odrębna. Nie wnikając jaki % widowni to celebryci, a jaki modowi fachowcy trzeba sobie powiedzieć, że ludzie którzy organizują wspomnianie pokazy nie powinni tego dłużej robić bo są totalnie nieprofesjonalni. Rozumiem, że dla braży to modowe święto, ale z perspektywy czysto organizacyjnej to taki sam event do ogarniecia jak premiera kinowa, prezentacja nowego samochodu, kremu, mecz piłki nożnej czy koncert. Wszędzie są media, celebryci, sponsorzy oraz tysiąc osób, które chcą się wbić na krzywy ryj. Piłeczka jest po stronie organizatora – czy potrafi cały ten bałagan orgarnąć czy nie. Jeśli ktoś myśli, że usadzenie 100 polskich gwiazdek to problem, to co mają powiedzieć Ci, którzy robią festiwal w Cannes, Oskary, Mistrzostwa Świata w piłce nożnej albo festiwale muzyczne na 100 000 osób?
PolubieniePolubienie
Ja mam głupią nadzieję, że kiedyś zobaczę w Polsce pokaz, gdzie miejsca w pierwszym rzędzie będą zajmować: redaktorzy magazynów modowi, dziennikarze, fotografowie, sponmsorzy, muzy, i te najwybitniejsze mordy, które mają coś do powiedzenia.
Nadzieja matką głupich, ale może kiedyś…
Narazie, muszę się stykać z tym co mamy, ale jest na tragicznym poziomie. Więc nie życzę nam by kiedyś przyjechała do nas Anna Wintour i zobaczyła ten bajzel.
PolubieniePolubienie
Piszesz: „To, że wasze firmy wylewają pieniądze na pokazy, nie sprawia, że wasza obecność w pierwszym rzędzie jest jakkolwiek potrzebna.”
W modzie jest pierwszy rząd, a w teatrach i galeriach (no, może w muzeach – bardziej) wali się gigantyczne bennery z logami żeby każdy kulturalny człowiek wiedział dzięki komu może obcować ze sztuką. Wygląda to badziewnie i jasno sugeruje rekompensatę ‚czegoś’ rozmiarem.. Ale: w obszarze sztuk plastycznych i scenicznych na szczęście nie ma takich nadużyć jakościowych jak w Twojej dziedzinie, ponieważ umowy sponsorskie są podpisywane z instytucjami, które z kolei są w jakiś sposób spowinacone z ministerstwem kultury więc taki sponsor chyli czoła i uznaje, że jednak wtrącać się mu nie wypada, a nawet nie ma ochoty, bo się po prostu nie zna. Więc tylko się wkurzam jak jadę do Welt1 (czyli za tak zwaną granicę) i widzę skromne reklamy sponsorów, którzy piszą, że ‚Backing our most precious resources. The arts.’ (to akurat reklama koncernu BP).
Podsumowując: czekajmy na zmiany, czekajmy aż badziew wymrze. Może będziemy mieć to szczęście, że zdechnie za naszego pokolenia.
PolubieniePolubienie