Moje życie (początek godny listu samobójcy) jest wypełnione słowami. Dzień w dzień przelewam na ekran tysiące liter, które układam w wyrazy, zdania i akapity. Im więcej piszę, tym mocniej zdaję sobie sprawę, których słów nie chcę już więcej używać. Na początek zrezygnowałem z anglicyzmów – w imię puryzmu językowego. Nie zaglądam już na „backstage”, tylko za kulisy. Nie piszę o „setach” i „outfitach” tylko o zestawach i sylwetkach. „Oversize” zastąpiła przeskalowana forma. Oszczędnie wykorzystuję przeinaczony „minimalizm” i wyświechtaną „ponadczasowość”, bo im więcej ludzi wyciera sobie nimi usta, tym mniejszą mają moc. Usuwam z moich tekstów słowa, które nie mają żadnego znaczenia. Dziś do tego zestawu dodaję „polską” modę.
Nie wiem, czy to możliwe, żeby w podobnym wpisie uniknąć patosu. Chyba nie. Jakkolwiek nie przestawiam zdań, czuję, że natrętna emocjonalność krąży między przecinkami, rozpycha się i mości w każdym fragmencie. Widocznie nie ma innej metody. A raczej ja nie znam innej. Jeszcze.
Do tej pory z uporem godnym maniaka promowałem „polską” modę. W imię jakiejś wyższej, nieokreślonej idei. Wiedziony poczuciem, że tak powinno się robić, że trzeba! Przyznaję, mniej było w tym refleksji, więcej zapalczywości. Ostatnie dni sprawiły, że dużo więcej zastanawiałem się nad „polskością”, nie tylko jako narodowością, ale również zjawiskiem. I przyznam, że doznałem małego, osobistego oświecenia – nie chcę już więcej dzielić mody na „polską” i „zagraniczną”. To nie ma absolutnie żadnego sensu. I to nie jest kwestia braku patriotyzmu, celowej pretensjonalności, rezygnowania z własnej narodowości czy taniej żądzy sensacji. To jest najzwyklejsze, ludzkie zmęczenie słowem, które jest coraz mniejszym powodem do dumy, a coraz większym powodem frustracji. Moda powinna nieść radość, uprzyjemniać nam życie, sprawiać że czujemy się lepiej. A przymiotnik „polska” nijak nie pasuje do tej definicji. Określenie, które sprawdza się w przypadku jogurtu czy szynki, w przypadku mody działa zupełnie odwrotnie. „Polska” moda? To pewnie jakieś dziwna fanaberie, które nie nadają się do noszenia. To świat celebrytów, pokazów pełnych wywyższających się ludzi, czerwonych dywanów. Pewnie ma też kiepską jakość, bo przecież jakość jest dla nas priorytetowa, choć większość ludzi w życiu nie widziała jej na oczy.
Polska jest krajem niezwykłym w skali całego świata. Dobry Bóg, kiedy wymyślał nadwiślańskie państwo, był wyjątkowo szczodry i postanowił nas obdarzyć nie jedną, ale dwoma moralnościami. Cóż za radość! Prawda? A jaka wygoda. Moje pojmowanie mody, nie pozwala mi na osadzanie jej w takich realiach i skojarzeniach. Każdy magazyn, każdy portal, każda gazeta traktuje „polską” modę równie abstrakcyjnie, jak poziomki rosnące pośrodku pustyni. Fantastyczna marka/projektant, świetne ubrania i UWAGA, BO TO WRĘCZ NIESAMOWITE – „to jest p-o-l-s-k-a m-o-d-a!”. Jakież to szokująco wspaniałe, że w tym naszych niewdzięcznych warunkach, ludzie potrafią zszyć kilka kawałków materiału! Nic tylko zemdleć z zachwytu. A więc nie. To się staje standardem. Nie ma w tym nic wyjątkowego. „Polska” moda nie jest wyjątkowa i nie zasługuje na wyjątkowe traktowanie. Zasługuje na to, żeby pisać i mówić o niej normalnie, jak o bycie realnie funkcjonującym w naszym życiu. O czymś co się po prostu tworzy i nosi, a nie tylko ogląda, albo o czym się tylko czyta.
Po co powstał ten tekst? Bo postanowiłem uwolnić zarówno siebie (jak i twórców o których piszę) z getta, które tylko szkodzi. Polscy projektanci, również ci, których znam i których noszę, nie tworzą „polskiej” mody, bo taka moda nie istnieje. Nie posiada na tyle stabilnego gruntu, żeby szukać w niej wspólnego mianownika. Owszem, polscy projektanci tworzą kolekcje lepsze i gorsze, ale to się przecież dzieje na całym świecie. Jeśli przewijają się przez nią popularne trendy, to nadal nie budują one konkretnego obrazu, czy ustalonej tożsamości. Zamykanie tego zjawiska określeniem „polska” działa tylko i wyłącznie na jego niekorzyść, bo momentalnie prowokuje myślenie które podpowiada: „Nie Francuska? Nie Włoska? To znaczy gorsza?”. Efekt jest taki, że zamiast szukać i cieszyć się dobrymi produktami, tworzymy sztuczną wizję wielkiego zbioru „polskiej mody”, który przywołuje negatywne skojarzenia. Jeśli więc chcemy, żeby twórczość naszych projektantów mogła realnie funkcjonować, nie nakładajmy jej kajdan „polskości”. Pamiętajcie – moda jest kosmopolitką i nie posiada konkretnej narodowości, a co za tym idzie nie potrzebuje paszportów, wiz i stempli.
Never Ending Freestyle Voguing
Tobiasz Kujawa
freestylevoguing@gmail.com
oj głupotki, głupotki!
PolubieniePolubienie
Dla mnie nie. Ale każdy ma prawo do własnych opinii.
PolubieniePolubienie
Brakowalo mi takiego tekstu !!! :)) bo czuje sie czasami jak malpka w zoo i miedzy slowami padlo pare slow jak: czerwone dywany, celebryci , a ja bym dodala jeszcze brak kreatywnosci i wciaz ostre kopiowanie tego co bylo kiedys ” w swiecie ” . Tak czy inaczej, ja robie to co mi w duszy gra, szukam inspiracji czy tkanin, dodatkow z pasja wszedzie gdzie jestem, moje projekty pokazuje tu i tam, a moja moda ” ….jest kosmopolitką i nie posiada konkretnej narodowości, a co za tym idzie nie potrzebuje paszportów, wiz i stempli.” Tylko ma to swoja cene i czasem jest trudniej…..
PolubieniePolubienie
Idź kochana tą swoją ścieżką i nigdy nie zbaczaj! Twoja moda jest niepowtarzalna i wyjątkowa ❤ Trzymam mocno kciuki gdziekolwiek Was poniesie 🙂
PolubieniePolubienie
dziekuje Kochana 🙂 ❤ ja za nas wszystkich trzymam kciuki!
PolubieniePolubienie
brawo!. nareszcie.
PolubieniePolubienie
„Polska branża modowa” nie istnieje. A nawet na Ukrainie istnieje. Tragedia.
PolubieniePolubienie
„Moda jest kosmopolitką” napisane odręcznie, podpisane przez Tobiasza zajmie miejsce koło cytatów Coco Chanel;-)
http://welnianyrynek.pl
PolubieniePolubienie