
Paul Theroux, amerykański obieżyświat i reportażysta, napisał kiedyś zdanie, które choć dotyczy podróży, to ma w sobie również sporo miłego uniwersalizmu. Brzmiało mniej więcej tak: turyści nigdy nie wiedzą gdzie byli, za to podróżnicy nigdy nie są pewni dokąd tak naprawdę zmierzają. Ostatni pokaz Ani Kuczyńskiej nieoczekiwanie wydobył te słowa z mojej pamięci. Teoretycznie nie ma w tym nic dziwnego – moda i podróże mają ze sobą bardzo wiele wspólnego. Każda osoba która w swojej pracy potrzebuje inspiracji wie, że bywa ona niezwykle kapryśną Panią. Niejednokrotnie pojawia się tuż przed nosem twórcy, choć równie często jest ukryta w bardzo nieoczekiwanych miejscach. Trop bywa niejednoznaczny, czasem przypadkowy, ale cóż poradzić? Kreacja rządzi się swoimi prawami. Ania Kuczyńska wiele razy udowodniła, że proces szukania inspiracji wydobył z niej prawdziwą modową podróżniczkę, a jej moda nie ma nic wspólnego z pobieżną turystyką. Oczywiście nie traktujcie tych słów literalnie. Nie jest to tylko kwestia osobistego odkrywania świata, ale przede wszystkim tłumaczenia go na język ubioru. Przekazywania widzom i klientom nowych wartości, zdobytych wrażeń, emocji i przygód za pomocą ubrań i pokazów. Ania zabrała nas po raz kolejny w niezwykłą i bardzo kameralną podróż. Tym razem hasłem przewodnim stało się słowo słowo „Illuminate”. Wędrówka pod hasłem oświecenia?
Miejsce zbiórki zostało przedstawione w tajemniczym i przewrotnym zaproszeniu. O tym, jak ważni są dla Ani Kuczyńskiej jej goście świadczy już ten mały kawałek papieru. Awers inwitacji zawierał pięknie wykaligrafowane czarnym tuszem imię i nazwisko zaproszonej osoby, a informacje o samym pokazie zostały „zaledwie” wytłoczone w białym papierze, przez co były niemal niewidoczne. Te mikroskopijne detale punktują niezwykłe przywiązanie Ani do estetyki. O godzinie 13:00 pojawiam się więc w skromnej galerii sztuki współczesnej Raster. Już z daleka widać charakterystyczną czarną flagę z logotypem projektantki, wbitą w fasadę kamienicy. Przy wejściu stoi wazon z białymi liliami i ubrana na czarno obsługa pokazu, która jak zawsze uwodzi elegancką powściągliwością. Malutką przestrzeń galerii wypełniają czarne kubiki i równie malutki wybieg.

Bardzo zresztą skromny. Ot zwykły kolorowy chodniczek. Przypominający te, które przed hegemonią Ikei nasze babcie i ciocie robiły ze starych pończoch, rajstop, skrawków materiału. Ten niepozorny szmaciany dywanik stał się dla mnie doskonałym punktem wyjścia do przedstawienia najnowszej kolekcji Ani Kuczyńskiej. Umiejętność wykorzystywania odpadków jest wartością uniwersalną, przewijającą się przez wszystkie miejsca na ziemi. Patchworki, łaty, plecionki są znane pod każdą szerokością geograficzną. Od grobowców starożytnego Egiptu, przez japońską wieś aż po najwyższe szczyty Ameryki Łacińskiej. Przypominają one oszczędność i zaradność dawnych kobiet i ich małe, domowe królestwa, w których nawet najmniejsze, najbardziej niepozorne „nic” nie mogło się zmarnować. Można nie lubić naiwnego uroku tych technik, ale nie sposób odmówić im ciepła i sielskości. Tworzenie „czegoś z niczego” wymaga jednak kilku dość rzadkich cech charakteru – pomysłowości, cierpliwości i pracowitości. I właśnie te trzy cechy przewijają się w najnowszej kolekcji Ani.

Na tym szmacianym wybiegu Ania Kuczyńska pokazała obszerne sylwetki reinterpretujące konstrukcje koszul i tunik, utrzymane w skromnej kolorystyce, przywodzące na myśl rozmaite destynacje – wakacje na wsi, safari, kurorty, miejskie wycieczki i dalekie podróże. Dominuje fason, który nie krępuje ruchów – lekko opływające figurę ubrania dają przede wszystkim maksimum komfortu. I chociaż okrywają ciało, to również akcentują jego kształty. Długość „do polowy łydki” i pełne rękawy mają w sobie delikatny sznyt purytanizmu, a gładką plamę koloru urozmaicają, jak zawsze zresztą, detale. Ilość ozdobników została sprowadzona do minimum, jednak jest ich na tyle dużo, żeby skromne fasony nie kojarzyły się z sukienkami do sprzątania. Pojawiają się więc delikatne i romantyczne marszczenia przy mankietach, ramiona udekorowane szeregiem okrągłych guzików, paski wiązane na kokardki, ramiączka sukienek wzbogacone fakturą i objętością, plisy, dziergania, zmodyfikowane karczki spódnic akcentujące biodra i talię, przeźroczystości i klapy zapożyczone z tradycyjnych trenczy, tym razem wykorzystane symetrycznie i podwójnie. A jako wisienka na torcie – męska sylwetka. Ten rodzynek również jest wdzięcznym detalem, chociaż absolutnie trzecioplanowym.
Ania, pozostając wierna swoim korzeniom, ostrożnie podchodzi do koloru, co nie znaczy jednak, że nie wprowadza innowacji. Standardowe czernie i biele znalazły konkurencję w doskonałych odcieniach korali, pudrowych różów i szarych błękitów. Chłodna kolorystyka tworzy specyficzną aurę. Z jednej strony mamy pozbawiony wszelkich zobowiązań fason, z drugiej bardzo zdecydowaną paletę. Wypadkową tych wpływów jest jednak niezwykłe poczucie ciepła, przytulności i wyciszenia.
Projektantka, jako muzy tej kolekcji, wymienia dwójkę niepowtarzalnych artystów: Fridę Kahlo i Salvadora Daliego. Te meksykańsko-hiszpańskie referencje znajdują jasne odzwierciedlenie w ubraniach. Frida dała lekki powiew egzotyki, bukiety kwiatów, które modelki trzymały w dłoniach i ideę awangardowej elegancji, którą można odnaleźć w rustykalnych strojach. Wpływ Salvadora to oczywiście miękka, płynąca linia. Przelewające się kształty, budujące piękną, oryginalną sylwetkę. Ich wspólnym mianownikiem stały się: duchowość, spirytualizm i wspaniałe, niepowtarzalne charaktery, które były zarówno dopełnieniem, jak i katalizatorem twórczości artystycznej.

Kolekcja jest rozbudowana, raczej kompleksowa, zbudowana głównie na jedno i dwuczęściowych sylwetkach. Illuminate z pewnością jest dobrym punktem wyjścia do tworzenia (lub uzupełniania) garderoby na wiosenno-letni sezon. Niestety w kolekcji zabrakło większej ilości okryć wierzchnich – pojawiają się raptem dwie hybrydy narzutki i koszuli; i jeden płaszcz. Nie jest to ogromny minus, ale trzeba pamiętać, że tak oryginalne i zdecydowane fasony ciężko będzie dopełnić propozycjami od innych projektantów i sieciowych sklepów. Nie zmienia to jednak faktu, że propozycje Ani pozostawiają bardzo duże możliwości stylizacyjne. Będą wyglądać równie dobrze w czystym i ascetycznym wydaniu, jak i zestawione z większą ilością zdobnej biżuterii czy oryginalnymi dodatkami. Choć projektantka wykorzystała w pokazie espadryle hiszpańskiej marki La Manual Alpargatera, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby łączyć te ciuchy ze szpilkami lub trampkami. Sukienka Ani jest punktem wyjścia, bazą dzięki której można budować rozmaite wariacje na temat własnego stylu. Stylizacje zostały dopełnione bardzo delikatnym, rozświetlonym makijażem i skromnie zaczesanymi w przedziałek włosami. Taka bezpretensjonalna naturalność również podkreśliła wyjątkowo wakacyjny i sielski kontekst tej kolekcji. Warto też wspomnieć, że sezon Illuminate jest wyraźnie przeznaczony dla kobiet o bardzo różnych kształtach, zarówno szczupłych, jak tych, których sylwetki odbiegają od szeroko pojętej „perfekcji”.
Paradoks Ani Kuczyńskiej polega na tym, że wykorzystując proste środki i bogate inspiracje tworzy modę posiadającą w sobie sporo awangardy, szczególnie w kontekście dominującego w Polsce taniego efekciarstwa i archaicznej tandetności. W czasach naiwnie wybujałej estetyki, skontrastowanej z absolutną niedbałością stroju, projekty Ani stały się realną, purystyczną i awangardową alternatywą, skierowaną do niezwykle wrażliwych kobiet. Nie przebojowych, agresywnych czy neurotycznych kobiet, które próbują udowodnić wszystkim dookoła swoją pozycję, ale właśnie tych najbardziej świadomych swoich potrzeb i oczekiwań. Noszenie tak skromnych, pozornie pozbawionych dekoratywności ubrań wymaga zarówno odpowiedniego charakteru, jak i specyficznego podejścia do mody. Dlatego Ania Kuczyńska celowo limituje swoich odbiorców. I bardzo dobrze, bo dzięki temu doprowadziła do klarowanej sytuacji, w której jej klientka doskonale wie czemu chce nosić właśnie Kuczyńską. Nie ma w tym działaniu przypadku, jest tylko wyrafinowana potrzeba dobrego wzornictwa. Podsumowując – piękny sezon, świetny kameralny pokaz, miła atmosfera. Czy można chcieć czegoś więcej?
Never Ending Freestyle Voguing
Tobiasz Kujawa
freestylevoguing@gmail.com
Miejsce: Galeria Raster
Stylizacja: Andrzej Sobolewski
Muzyka: Sharif Laffrey
Włosy: Jaga Hupało
Makijaż: Sephora
Mani-Pedi: OPI
Produkcja: Ania Żurawska
Projekt Graficzny: Sharif Zawideh
Wideo – Piotr Dębski
pięknie. Nie było Herbusiowych w pierwszych rzędach, tłoku i masy prasowych hien. Moda przez duże M.
PolubieniePolubienie
TAKA recenzja i tylko jeden komentarz, skandal…
🙂
PolubieniePolubienie
Piękna recenzja! Bardzo trafna. Bardzo mądry fragment o limitowaniu odbiorców, doskonale ich określiłeś. Coż dodać, kolekcja bardo dojrzała, trochę magiczna. Ania jest super. Uwielbiam. 🙂
PolubieniePolubienie