
Studio ATM, umiejscowione na obrzeżach Warszawy, ma już pewne doświadczenia w kwestii goszczenia pokazów mody. Nie jest to może jeszcze uśmiech dojrzałej kobiety, która „niejedno przeszła” (tu protekcjonalnie kiwa głową Soho Factory), ale na pewno nie ma nic wspólnego z dziewiczym pąsem. W swoim wachlarzu sztuczek i uśmiechów, posiada przecież znakomite warunki, które mogą uwieść niejednego uznanego projektanta. Oczywiście nie należy do nich sama okolica studio (raczej posępna), ani fasada budynku (wyjątkowo przeciętna). No dobrze, ale jeśli nie uroda, to co? Domyślacie się już, cóż takiego ma do zaproponowania ATM? Dokładnie ten czynnik stanowiący absolutnie przeciwny biegun świata mody, czyli mitologiczne wnętrze, które teoretycznie wszyscy doceniają, ale nikt się nim do końca nie interesuje. Nie ma tu jednak mowy o żadnej duchowości, czy emocjach. To jest tylko i wyłącznie kwestia technicznego, profesjonalnego podejścia. Choćby przestronna hala, która jest w stanie zmieścić wyjątkowo szeroki wybieg. Albo doskonałe trybuny, które pozwalają gościom zobaczyć coś więcej niż kok, lub stroik pani siedzącej rząd wcześniej. A sufit usiany riggingiem? To prawdziwa gratka dla oświetleniowców. Nie wspominając o przestronnym zapleczu, w którym sam po pokazie buszowałem. I właśnie w tych uroczo profesjonalnych warunkach mogliśmy zobaczyć wiosenno-letnią kolekcję Łukasza Jemioła, którą wywołała we mnie uczucie sporego niedosytu. Ale do tego jeszcze dojdziemy.
Plisy. Zdecydowanie plisy! W różnych kolorach i fakturach, od mieniących się na złoto, przez graficzne, czarno białe, niemal „przetarte” kolorystycznie, aż po wyjątkowo trafiony odcień czerwieni. Lekkie, mobilne, urzekające wspomnieniem dziewczęcości szkolnego mundurku, ale w wydaniu mocnym, kobiecym, stanowczym. Sukienka z małą draperią, łącząca w sobie kilka różnych splisowanych materiałów to prawdziwa gratka. Coś mi mówi, że nasze rodzime gwiazdki już próbują zarezerwować tę kreację na wyłączność.

Lekkość fruwających plis skontrastowała ciężka, bardzo plastyczna tkanina (przypominająca soft shell), która skrojona w geometryczne moduły, przeszywana i pikowania, zyskała formę masywnych kurtek i spódniczek. Szytych z koła i ostro ciętych. Zamiast oblamówek czy podszyć mających twarde, lekko naiwne overlockowe wykończenie. To ma swój sens – dzięki temu materiał doskonale trzymał sztywną formę, nie podwijał się i udowadnił, że nawet tak pozornie niedbałe wykończenie, może wyglądać doskonale. Kolejny mocny akcent kolekcji to srebro + złoto. Jak na nasze warunki połączenie wręcz progresywne, idące w kierunku niezobowiązującej mody wieczorowej. Luźny fason dodaje nonszalancji, dobrze zresztą zapowiedzianej przez ażurowe bawełny. Znowu wracamy do tematu subtelnych niuansów. Wspaniałe w dotyku dzianiny, miksujące kilka poziomów transparentności i faktur to taki wspólny mianownik między regularną, a basicową kolekcją. Tych odwołań jest zresztą więcej. Choćby lekko przedłużone rękawy, które zakrywają dłoń. Znów niby dziewczęco-niesforny detal, ale koniec końców sensualny i romantyczny.

Elementem, który zdecydowanie wybija się ponad basicową ofertę Łukasza, jest zgrabne blokowanie kolorów. Ten dość rzadko wykorzystywany w twórczości polskich projektantów motyw, nie jest jednak dominantą kolekcji, ale jednym z mniejszych epizodów, łączących w udane pary oranż i fuksję, czerń i pomarańcz, szarość i czerwień. Mocne, nasycone barwy dobrze umiejscowiły kolekcję w konkretnym sezonie. Na wybiegu nie zabrakło też cekinów, ale tym razem w bardzo sportowym, codziennym wydaniu – jako bluzy i bezrękawniki. Przez większość sylwetek przewinął się też delikatny detal, w postaci metalowych aplikacji na kieszeniach. Niby niepozorny, ale dający wyobrażenie o przywiązaniu projektanta do szczegółów. Nie sposób też zapomnieć o wiosenno-letnim „total look”. Tym razem w mocnym, czerwonym wydaniu. To rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony pokazuje bardzo zdecydowane plamy kolorystyczne, obok których nie sposób przejść obojętnie, ale z drugiej ma w sobie trochę „mundurowej” pretensji, szczególnie jeśli buty również grają tę samą nutę kolorystyczną. Oczywiście są to najczęściej samodzielne elementy (na przykład spódnica+kurtka), więc potencjalna klientka nie musi być skazana na bycie widoczną w promieniu 100 kilometrów. Jednak sylwetki oparte na jednym kolorze to zdecydowanie stylizacyjna droga na skróty. W tym przypadku można było włożyć trochę więcej myśli i kreatywności.
Linia kolekcji przebiega dwutorowo – raz jest delikatna, opływowa, a czasem obszerna, niemal pudełkowa. Jednak w obu przypadkach sprawiedliwie akcentująca talię, ramiona lub nogi. Projektant pozostaje wierny swojej wizji kobiety, więc nie znajdziecie w kolekcji taniego epatowania ciałem. Wszystkie sylwetki zachowują eleganckie proporcje. Kompleksowość to kolejny, również zdecydowany plus – oprócz sukienek, Łukasz przygotował wiele sylwetek dwu i trzyczęściowych, które zostawiają bardzo dużą swobodę stylizacji. Widać w tej kolekcji dużą staranność przy eksperymentowaniu z materiałami. Tkanina w drobniutki wzorek – biało-czerwono-niebieską, nieregularną kratkę (przypominającą tak popularny ostatnio, choć niesamowicie przeskalowany, wzór Céline) jest ciekawa i umiejętnie zwraca na siebie uwagę. Pod względem konstrukcji kolekcja jest raczej bez zarzutu, chociaż pojawiła się jedna (lub dwie) pary spodni z dość szalonym kroczem i napa w kamizelce, której raczej mieliśmy nie widzieć. Są to jednak zdecydowanie małe wyjątki.

Na początku wspominałem o niedosycie. Tym razem jest on jednak wyjątkowo pozytywny. Dawno nie widziałem pokazu, który zamiast męczyć swoją powtarzalnością i nudą, zaskoczył tym, że zbyt szybko się skończył. Być może jest to „wina” wyjątkowo dobrze przemyślanego ułożenia sylwetek, które zamiast oferować standardowe „bloki tematyczne”, działało jak sprawna, wciągająca sinusoida. Mocna sylwetka, chwila oddechu, mocna sylwetka i tak aż do samego końca. W połączeniu ze żwawą choreografią, która nakazała modelkom poruszać się od plamy do plamy punktowego światła, efekt był nad wyraz przyjemny. Nie przekonują mnie jednak fryzury, które na wybiegu wyglądały lekko i nonszalancko, ale na zdjęciach mają w sobie zbyt dużo niechlujności. Najwyraźniej było w nich zbyt mało, albo zbyt dużo bałaganu, przez co efekt zgubił się gdzieś pośrodku. Makijaż oparty na mocnej, pomarańczowej powiece miał za to miły, wakacyjny klimat. Widać w tej produkcji dobry kierunek. Plastyka pokazu ograniczona do minimum – budowana światłem i prostą, kwiecistą wizualizacją w finale, działała wyjątkowo na korzyść ubrań. Największym plusem tej kolekcji jest fakt, że w modzie Jemioła z sezonu na sezon pojawia się coraz mniej „wieczoru” i czerwonego dywanu, a coraz więcej umiejętnie budowanych, sportowych sylwetek, które mają w sobie duży potencjał dobrego gustu, elegancji, chociaż nie brak jednocześnie odrobiny seksu. Cóż mogę dodać – udany sezon i równie udany pokaz. Gratuluję!
Never Ending Freestyle Voguing
Tobiasz Kujawa
freestylevoguing@gmail.com
PS. A w finale poleciała Sinéad O’Connor.
ha może kiedyś uda mi się zobaczyć pokaz Jemioła na żywo 😉 na razie z zapartym tchem oglądam go online i też robię zdjęcia sylwetkom….albo ekranowi 😀
PolubieniePolubienie
Hej. Jestem Twoją imienniczką i widziałam pokaz Łukasza na Fashion Week Poland. Zapraszam na kolejną edycję. Możesz nawet odwiedzić showroom Łukasza i spokojnie porozmawiać o jego projektach. Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
W kolekcji podoba się też to, że projektant stworzył kreacje dla różnych typów sylwetek – każda kobieta znajdzie coś w czym zaprezentuje się świetnie! Zestawy typu czerwony total look mi akurat się podobają – cóż chyba lubię być widoczna z daleka 😀
Pozdrawiam
LiliS
PolubieniePolubienie