Magazyn Glamour w swoim najnowszym lutowym wydaniu zadał bardzo ciekawe pytanie: „Co się stanie, gdy dziennikarka, która nie lubi mody, pójdzie na pokazy polskich projektantów?”. Co się stanie? Okazuje się, że powstanie dość nietypowy, jak na standardy polskiej prasy drukowanej, tekst. Ktoś się tego spodziewał? Ja na pewno nie. A mogłem!
Teraz już wiem, co Agata Passent robiła na pokazie Paprocki&Brzozowski. Czekając w kilometrowym ogonku spotkałem Marcina Świderka, szefa działu mody Glamour, z którym miałem przyjemność pracować za lepszych czasów Fashion Magazine. Marcinowi towarzyszyła właśnie Agata Passent, której nigdy nie poznałem osobiście. Chociaż zostaliśmy sobie przedstawieni, to nie miałem śmiałości zapytać: „Cóż pani takiego robi na tym targowisku próżności?”. Na moment straciłem czujność, a powinienem był się spodziewać, że takie wizyty nigdy nie są przypadkowe. I bardzo żałuję, że nie zadałem powyższego pytania, bo mogłem Pani Agacie udzielić kilku rad, które uratowałyby ją przed lekką kompromitacją. Mleko się niestety rozlało. A ja, tak zupełnie standardowo, jeszcze bardziej je rozetrę po podłodze. Bo chyba nikt się nie spodziewał, że będę je wycierać?
Wróćmy jednak do meritum. W piątkowy wieczór wyszło szydło z worka. Przynajmniej w moim przypadku, bo znajomy fotograf zapytał mnie w godzinach nocnych, czy widziałem cóż takiego Agata Passent napisała w nowym Glamour. Okazało się, że znana (i uważana za kontrowersyjną) dziennikarka, wieloletnia felietonistka magazynu Twój Styl, twórczyni Fundacji Okularnicy, zajmującej się dorobkiem artystycznym Agnieszki Osieckiej, przyszła wtedy na pokaz w celach… Szpiegowskich! Cudowni Państwo Gucwińscy w programie „Z Kamerą Wśród Zwierząt” pokazywali niegdyś zwykłym zjadaczom chleba obyczaje egzotycznej fauny, a Agata Passent, z podobną intencją, postanowiła opisać zwierzęta modowe. Problem polega na tym, że Państwo Gucwińscy wiedzieli o czym mówią i mieli pokojowe zamiary, a Agata Passent w dziedzinie mody jest laikiem, a do tego jest najwyraźniej żądna krwi. Do swojej siatki na motyle załapała również: Anię Kuczyńską, Roberta Kupisza i Łukasza Jemioła.
Intelektualna wyprawa poznawcza miała iście doborowy skład: Agata Passent, bezkompromisowe pióro, oko do detalu, stary sweterek, koleżanko-córka (do tego wrócimy) i walizkę tupetu. Za pomocą tych aparatów poznawczych dziennikarka zebrała w jednym felietonie swoje doświadczenia (i pakiet wniosków) z czterech diametralnie różnych wydarzeń. Na pierwszy ostrzał wysłanniczki magazynu, który ma sześciocyfrowy nakład, poszedł duet Paprocki&Brzozowski. Projektanci zostali złapani, odstrzeleni, spreparowani, a ich głowy zawisły nad kominkiem dziennikarki. Generalnie wszystko na pokazie było złe – od zimnej wody podanej w chłodny wieczór, aż po tandetne t-shirty. Ciężko mi polemizować z tymi refleksjami, bo chociaż byłem na tym wydarzeniu, to nie widziałem kolekcji. Owszem, mogę potwierdzić, że sam pokaz miał z ekskluzywnością równie dużo wspólnego co Edyta Górniak z rzeczywistością, ale muszę przyznać, że słowa Agaty Passent o samej kolekcji mają w sobie silną potrzebę kontrowersji. Dość niepotrzebnej, szczególnie jeśli dziennikarka sama przyznaje, że na „modzie się nie zna” i „modą się nie interesuje”. Trzeba mieć nie lada śmiałość, żeby oceniać jakość materiałów na podstawie samego oglądactwa, a szczerze wątpię, że Agata Passent pofatygowała się za kulisy, żeby zobaczyć rzeczy z bliska. Jeśli tak, to zwracam honor. Jeśli nie, to na podstawie mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że o wiele lepiej jest używać zwrotów o bardziej subiektywnym wydźwięku. Zdanie „…jakość koszulek pozostawiała wiele do życzenia”, okraszone na przykład prostym stwierdzeniem: „odniosłam wrażenie, że” natychmiast zmienia swój wydźwięk. Oczywiście to tylko sugestia, bo gdzie ja – marny bloger, mógłbym pouczać znaną dziennikarkę? Za to duet projektantów pozwolił sobie na odpowiedź, równie radykalną, jak słowa Agaty Passent, bo Marcin i Mariusz nazwali ją krótko i zwięźle: hipokrytka. Broszka za kolczyk, obcas za obcas, czy jakoś tak.
Kolejna na liście znalazła się Ania Kuczyńska. Tu padły same superlatywy. Moje wnioski na temat pokazu i kolekcji Ani pewnie już czytaliście, więc nie ma potrzeby się powtarzać. Następny w kolejce do tego modowego safari czekał Robert Kupisz, który również dostał reprymendę. Jednak nie tak ostrą, jak mogłoby się zdawać. W tym miejscu Agata Passent na moment przymknęła oko na jakość ubrań (o jakości nie pojawia się nawet najmniejsza wzmianka), a drugie otworzyła szerzej na inspirację, której egzekucja okazała się (według niej) nietrafiona. Przynajmniej w mojej interpretacji tego artykułu. Końcówka tego akapitu należała do gatunku słodko-gorzkich, bo chociaż dziennikarka nie wierzy w przyszłość marki Kupisz, to wróży Robertowi świetlaną karierę w jakiejkolwiek innej dziedzinie, bo ma on „doskonały zmysł biznesowy”. No cóż, ja również cenię ludzi potrafiących zrobić cokolwiek z absolutnego niczego.
Ostatni w kolejce do analizy modowo-przyrodniczej czekał Łukasz Jemioł. Projektant zyskał aprobatę w oczach i słowach Agaty Paseent, bo ta widziała jak „najlepszy polski stylista” Krzysztof Łoszewski „nawet parę razy z uznaniem kiwnął głową”. Absolutnie nie zamierzam Panu Krzysztofowi odbierać splendoru, którym go tak szczodrze obdarowała twórczyni omawianego tekstu, ale pragnę przypomnieć, że Pan Krzysztof w magazynie Elle, do spółki z Panią Anną Luboń, w dziale „Elle Się Bawi” z entuzjazmem opisuje wszystkie towarzyskie spędy, również te najkoszmarniejsze, na których Agata Passent z pewnością ostatecznie straciłaby wiarę w przyszłość ludzkości. Pokazy w centrach handlowych są niesamowite, a Małgorzata Socha, która pokazuje się na otwarciu butiku pierwszy raz (!) po urodzeniu dziecka (!!) stanowi „sensację” (!!!). Moje rozumienie słowa sensacja jest nieco inne, no ale cóż – każdy ma prawo do własnych ekscytacji. Nie wspominając o tym, że Pan Krzysztof jest znany i szanowany przede wszystkim na podstawie doskonałej znajomości męskiego kodu ubioru, do którego sukienki nadal się nie zaliczają, mimo usilnych prób J.W Andersona. Chyba, że w międzyczasie powstała jakaś nowa teoria łącząca gender i dresscode, ale nic mi o tym nie wiadomo. Myślę, ze najbardziej tą sytuacją są rozczarowani Marcin i Mariusz. Może gdyby w trakcie ich pokazu Agata Passent miała na linii wzroku Krzysztofa Łoszewskiego, cała historia potoczyłaby się zupełnie innymi torami? Tego nie wie nikt…
Ten wstrząsający tekst, po którym nic nie będzie już takie samo, kończy się anegdotą na temat koleżanki Agaty Passent, która wymienia garderobę co sezon, a nadmiar ubrań utylizuje łaskawym gestem w szafach mniej zamożnych (to tylko moje dopowiedzenie) znajomych. Anegdocie towarzyszy zdanie, które nadal jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe, a którego kluczowy fragment brzmi: „w czasach gdy każdej szafiarce wydaje się, że jest Justyną Chrabelską…”. Bóg mi świadkiem próbowałem doszukać się w tym zdaniu jakiejś zawoalowanej ironii, której przecież wymaga tak absurdalne założenie, w myśl którego każda szafiarka ma ambicję bycia cenioną, choć niszową (to słowo to komplement) projektantką. Próbowałem i próbowałem i nic. Wszelkie moje starania znalezienia sensownego wytłumaczenia kończyły się myślową pętelką, dlatego wolę bezpiecznie uznać, że to po prostu mało uroczy brak wiedzy na temat zjawisk funkcjonujących w branży, do którego autorka zresztą wielokrotnie się przyznała. Nie musiała się nawet przyznawać, bo jest to rzecz jaskrawo oczywista. Przykład? Ależ proszę bardzo, mam ich wiele, będę sypać niczym z rękawa: „(kolekcja) uszyta z różnorodnych materiałów, a nie z jednej rolki!”. Oczywiście chodziło o belę materiału. Na rolce znajduje się wszak papier toaletowy i nie trzeba znać się na modzie, żeby to wiedzieć, bo w końcu wszyscy… A zresztą, nie wgłębiajmy się w szczegóły, ot, perfidna semantyka, nic więcej. Idźmy jednak dalej – „Materiały niczym obrus z wiskozy” Pudło Pani Agato! Owszem, do obrusów dodaje się wiskozę, ale zazwyczaj jest to tylko mniejsza w proporcji domieszka do bawełny albo lnu. To są detale, ale z mojej perspektywy takie detale dają pojęcie o jakimkolwiek obeznaniu. Ano tak, bo trzeba wiedzieć, że znajomość mody, to nie tylko gust i fatałaszki. Wiedza o modzie to przede wszystkim wiedza o tekstyliach, technologii, kroju i szyciu, historii. Hasło „tandetna koszulka” może rzucić każdy, ot tak. Jednak kiedy pada ono w tekście z aspiracją do oceny, staje się zwykłym nadużyciem, w świetle którego zarówno krytyka marki Paprocki&Brzozowski, jak i pochwała Ani Kuczyńskiej nie mają żadnej mocy. A skoro nie mają żadnej mocy, to znaczy, że są najzwyklejszą stratą czasu.
I tu są właśnie Paprocie i Brzozy zasadzone. Dobrze, że powstał taki tekst. Dobrze, że drukowana prasa ma śmiałość i potrzebę prezentowania tak radykalnych opinii. Gorzej, że wygłasza je osoba, która jest laikiem i nie ma zielonego pojęcia o czym pisze. To, że Agacie Passent udało się „trafić” z kilkoma wnioskami, jest prędzej dziełem przypadku, niż świadomości zagadnienia. Zresztą, nasza bohaterka już na samym wstępie daje do zrozumienia, że moda to temat dla półgłówków: „Nie odwiedzam butików, nie wertuję Vogue’a, bo jest tyle książek do przeczytania, że na gazetki czasu nie starcza.” A przepraszam bardzo, gdzie ja właściwie ten tekst czytam? Chyba w gazetce, bo jeśli gazetką jest Vogue, to jest nią tym bardziej Glamour. Dyskredytowanie nośnika własnych myśli jest dość brawurowe. Piszę brawurowe, bo nie mam odwagi użyć słowa „idiotyczne”.
Agata Passnet dała też dobitnie znać, co sądzi o swoich odbiorcach. Wiąże się z tym kolejna anegdota. Kiedy dziennikarka wchodziła na pokaz Łukasza Jemioła, oszukała dziennikarzy, mówiąc że jest w towarzystwie córki. A była to, werble i fanfary, koooleżaaanka! Motywacja? Jak na razie dowcipna, ale w następnym zdaniu diametralnie zmieni swoje oblicze. Cel był jeden – zdemaskowanie nierzetelności dziennikarzy i sensacja, która: „niech się klika i hejtuje w sieci ku radości pospólstwa”. Aha! No tak. Pospólstwa? Ostre słowo. Nie wiem, kiedy ostatni raz je widziałem w jakiejkolwiek publicystyce. Takiego języka prędzej spodziewałbym się w prasie politycznej, chociaż i tam stanowi ono ewenement. Rozumiem, że taki poziom tupetu, kompletnie odartego z dowcipu i ziejącego wulgarnym poczuciem wyższości, wymaga co najmniej studiów na uniwersytecie harwardzkim? No cóż, ważne, że cel został poniekąd osiągnięty – w końcu kilka marginalnych portali opublikowało tę niesprawdzoną informację. Pospólstwo miało radość. Podobną radość miałem i ja, kiedy oglądałem na zdjęciach ubiór Agaty Passent. Warto zauważyć, że jestem jedną z tych osób, które oceniają również (a nawet głównie) po wyglądzie. Raczej bezwzględnie i raczej złośliwie. Tak tak, zdaję sobie sprawę, że z tego powodu umknęło mi w życiu kilka fascynujących i porywających dyskusji, powiedzmy (przykład pierwszy z brzegu): „zastosowanie teorii suture Jean-Pierre Oudart w amerykańskim kinie transgresji” (czy to ma w ogóle sens?). Cóż jednak zrobić, patrzenie na polar, flanelę i sfilcowaną wełnę wywołuje w moim organizmie reakcje alergiczne! To nie jest kwestia „bycia pustym”, to kwestia ratowania życia. Wracając więc do wyglądu Agaty Passent, mogę powiedzieć, że Ekspedientka z mojego okolicznego sklepu spożywczego ma w sobie więcej stylu, gracji i modowej fantazji. Kolejny cytat: „Byłam już tak zdołowana tandetą modową, że nie chciało mi się przebierać na wieczór i poszłam w wyciągniętym swetrze, pod oczami sine, napuchnięte kręgi – ślady dwudniowego kaca”. Ach, jaka wyśmienita, dowcipna i oryginalna prowokacja. Przyjdę sobie na ten cyrk w starym swetrze, pokażę tym małpom, jak mam w nosie ich przygłupi świat. Szalona kreatywność. I tak jak w pełni rozumiem temat abnegacji modowej, która bywa niezwykle naturalna i wdzięczna, czy problemy natury alkoholowej, które potrafią wyrządzić szkody w urodzie, albo pogłębić jej braki (ewentualnie powodować wypadki samochodowe), tak kompletnie nie rozumiem, jak dorosła kobieta, może się w podobny sposób zaprezentować innym ludziom. Wiem z własnego doświadczenia, że użycie korektora do oczu nie boli. Można wyglądać skromnie, ale wtedy trzeba wyglądać schludnie. Zresztą, zasada jest taka – im ma się mniej do powiedzenia, tym lepiej trzeba wyglądać. W modzie wrażenie robi albo talent, albo wygląd zewnętrzny. Na podstawie tego założenia, wniosek jest tylko jeden – Agata Passent powinna była przyjść na pokaz co najmniej w sukni balowej i tiarze.
Agata Passent z córką. Zdjęcie via Elle.pl
Przysięgam, moja świętej pamięci babcia lepiej się ubierała na wywczasach w daczy, kiedy szła na grzybobranie.
Nie zrozumcie mnie źle – nadal szalenie się cieszę, że powstał ten tekst. Uważam, że to krok milowy w przedstawianiu przez prasę mody autorskiej tworzonej w Polsce. Szkoda tylko, że ten krok zakończył się niezgrabnym potknięciem. Wiadomo przecież, że jeśli ktoś otwarcie przyznaje się do modowej awersji, to taki tekst będzie po prostu tendencyjny. A przecież autorka mogła się skupić tylko na socjologicznych i obyczajowych aspektach pokazu. Ta strefa daje tak ogromne pole do złośliwej krytyki, że można napisać o niej książkę, albo i dwie. Zdecydowanie największym grzechem tej publikacji jest właśnie podejście „nie znam się, ale się wypowiem”, które sprawia, że ten eksperyment po prostu nie mógł się udać. Być może podobne usprawiedliwienie miało w przekorny i autoironiczny sposób sankcjonować kontrowersyjną treść? Choć to bardzo naiwny pomysł, to można go było uratować satyrą, ironią i dowcipem. A tych zdecydowanie zabrakło. A jak nie ma argumentu i nie ma żartu, to co właściwie zostaje? Ja wiem co – poniżenie. W tym przypadku wszystkich zainteresowanych – od autorki, przez czytelników, aż po bohaterów tekstu, którzy mimo wszystko zasługują na to, aby oceniały ich osoby, które modę lubią. Choć to przecież taki banalny i nieistotny temat.
Never Ending Freestyle Voguing
Tobiasz Kujawa
freestylevoguing@gmail.com
❤
PolubieniePolubienie
Hm, też się nie znam, na pokazach mody nie bywam, ale czytałam tekst p. Agaty i nawet mi się podobał – najbardziej właśnie te socjologiczno-obyczajowe obserwacje:)
Zdziwiłam się też trochę, że wzięła się za ocenianie kolekcji, ale może to jest tak, że nawet totalny laik i abnegat modowy jednak dostrzeże jakość i pomyślunek, tam gdzie on jest? To w sumie nawet ciekawy eksperyment, można by powiedzieć:)
Zastrzegam, że kolekcji P&B nie widziałam, nie dotykałam, innych też zresztą nie -tak sobie tylko dywaguję..;)
PolubieniePolubienie
Dobry tekst, mam na myśli ten powyższy. Kiedyś już była podobna akcja, jestem tego pewna, że czytałam gdzieś taką szpiegowską opinię, ale raczej sobie nie przypomnę gdzie i kiedy. Niedobrze mi gdy patrzę na to zdjęcie, na tym skończę.
PolubieniePolubienie
Była podobna akcja z Sylwią Chutnik, chyba w Elle, o ile mnie pamięć nie myli.
PolubieniePolubienie
Jedna rzecz do poprawy w tekście: nie „uniwersytet Harwardzki”, a „uniwersytet Harvarda”. „Harwardzki” może być przypis, test albo model. 🙂
PolubieniePolubienie
Tyle w temacie 😀
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=11791
PolubieniePolubienie
Hm, okej, ale w takim razie w dalszym ciągu jest błąd – skoro stosujemy przymiotnik, to powinno być „harwardzki”, a nie „Harwardzki”. 😉
+ Wydaje mi się, że „Uniwersytet Harvarda” po prostu ładniej by tu brzmiał, byłby bardziej naturalnym określeniem, ale w końcu to Ty jesteś autorem tekstu i zrobisz to, co będziesz uważał za słuszne.
Miłego wieczoru! 🙂
PolubieniePolubienie
A to prawda, w tym przypadku powinienem użyć małych liter! Co do „brzmienia” – ja wolę spolszczone nazwy. Ale to chyba kwestia gustu i przyzwyczajenia.
Pozdrawiam cieplutko!
PolubieniePolubienie
no chciałbym to jakoś skomentować (artykuł pani Agaty); ale nie mam (wyjątkowo) pomysłu. Poor woman – niech no tym Harwardem zabłyśnie. Ahoj!
PolubieniePolubienie
nie odwiedza butików? hmmm gdyby mi się chciało znaleźć zdjęcie z cosa, gdzie pozowała ze swoim chyba-wtedy-już?-mężem-pisarzem-celebrytą. pamiętam też jakieś przykre zdjęcie z randomowej ścianki (w komplecie od chrabelskiej – to może coś tłumaczyć?). ponoć też mówiła, że nigdy nie założy konta na fb. ehh po łóżkowej sesji niczym mnie już nie zaskoczy.
PolubieniePolubienie
Touché! I tak to właśnie wygląda.
PolubieniePolubienie
Cóż pseudo relacje z pokazów opisane przez Panią Passent zdecydowanie zmieniły mój stosunek do niej, niestety na gorsze. Choć patrząc na to w jak głębokim poważaniu ma czytelników i sam magazyn to jakoś mnie jej nie żal.
Nie rozumiem takich ignorantów, którzy tylko szukają gorącego tematu, nie mając pojęcia o czym piszą. Jak to się mówi „nie znam się, to się wypowiem”
PolubieniePolubienie
Ukłony dla autora. Takie do ziemi co najmniej. Piękny tekst. Cóż robić, nic tylko kroić, kiedy się nam Pani Agata na tacy podała … W zasadzie to proponuję bez litości zarzynać. Co tez ku mojej radości Autor uczynił. Koniec. Kropka. Sprawiedliwości stało się zadość.
PolubieniePolubienie
Ja również się kłaniam, odkłaniam? O jest nawet takie słowo! Szanowana Pani, pozdrawiam!
PolubieniePolubienie
Dla mnie to jest już strzeleniem sobie w kolano będąc intelektualistką i mówiąc, że się nie czyta gazet, pisanie dla Glamour, tu już brak spójności wizerunku… resztę pozostawiam bez komentarza…bo Tobiasz powiedział już wszystko co powinno być powiedziane…
PolubieniePolubienie
Mam nadzieję, że Pani Agata kiedyś natknie się na powyższy tekst i zauważy, że każda dziedzina ma kilka grup przedstawicieli, a na pewno dwie: „półgłowków”, którzy myślą, że nie znają, oraz tych reprezentatywnych, rzeczywiście się znających: bogatych w wiedzę specjalistyczną i erudycję. I dodatkowo, że niech każdy zajmuje się tym, co do niego należy i o czym ma (jakiekolwiek!) pojęcie.
Chyba nie muszę nadmieniać, jaką grupę reprezentuje Pan, Panie Tobiaszu.
PolubieniePolubienie
Ja artykuł kupuje. Napisany z przymróżenie oka przez autorkę, która kilka razy wspomina o tym iż na modzie się nie zna. Opisuje swoje subiektywne doświadczenie, nie roszcząc sobie praw do opinii jedynej i właściwej. Tobiasz na ogół zgadzam się z Twoimi artykułami w pełni. Tym razem uważam że Twoja drobiazgowa analiza i krytyka jest nie do końca sprawiedliwa. Ale oczywiście wolne media pozwalają na wolne wypowiedzi. Pozdrawiam Serdecznie!
PolubieniePolubienie
Powiedz mi proszę, w których miejscach widzisz to przymrużenie oka! Może sam za mało mrużę oczy i coś mi umyka? 😉
PolubieniePolubienie
To wszystko przez te pokorne barany czekające na pokaz 😉 Miłego dnia!
PolubieniePolubienie
uwielbiam czytać Twoje teksty! ❤
PolubieniePolubienie
Musze przyznać, że uwielbiam czytać takie komentarze! 😀
PolubieniePolubienie
Nie mogę zareagować inaczej:
http://www.musicnotes.com/sheetmusic/mtdFPE.asp?ppn=MN0103711 Ps. Czy vogule to będzie niestosowne, gdy powiem, że kocham Twój mózg? 🙂
PolubieniePolubienie
Przysięgam, mój świętej pamięci dziadek był mniej nadęty, kiedy pijany biegł przez wieś z widłami, żeby odzyskać utracony kawałek swej bezdyskusyjnej dumy 😀
PolubieniePolubienie
Kiedy czytuję jej felietony w „Twoim stylu” to zupełnie nie rozumiem czym ona właściwie się wyróżnia. Jej spostrzeżenia nie są ani odkrywcze, ani prześmiewcze. Nie niosą żadnej wartości dodanej. Nudne są po prostu. FV, może ją zastąpisz? 🙂
PolubieniePolubienie
To córka Agnieszki Osieckiej i Daniela Passenta. Więcej nie potrzeba.
PolubieniePolubienie
Nigdy nie uczestniczylam w zadnych pokazach mody w Polsce ale zastanawia mnie czy obowiazuje tu jakis dress code? Pytam dosc powaznie, jako ze mieszkam od kilku lat za granica i zazwyczaj (a w zasadzie prawie zawsze) podkreslam urode i dobry gust Polek. Jednak powyzsze zdjecie dziennikarki i jej corko-kolezanki pozostawia wiele do zyczenia. Swetro – tunika, przypominajaca troche albe dla ksiedza plus pomarszczone jeansy ledwo upchane w kozaki wygladaja gorzej niz tragicznie. Nie wspomne juz o braku makijazu i obycia z grzebieniem. Corko-kolezanka z bardzo masywnym udem w mini spodniczce jakos nie pasuje do mojego wyobrazenia o Polkach jako kobietach zgrabnych i zadbanych. Moze czas wrocic na lono ojczyzny?
PolubieniePolubienie