Michał Szulc Jesień/Zima 2014 „Fire!” czyli Pół Kolekcji i Sztuka Kompromisów

Michał Szulc Fire! fot. Artur Cieślakowski (43)

Plotki o tym, że Michał Szulc planuje swój pierwszy autorski pokaz krążyły w przestrzeni miejsko-internetowej już od dłuższego czasu. Dodam, że były to plotki słodko-gorzkie. Już śpieszę z wyjaśnieniami, skąd się wzięły te ambiwalentne emocje. Słodko-radosne są ewidentne – Michał Szulc jest jednym z najlepszych projektantów na naszym rynku i w pełni zasługuje na to, żeby być jedynym bohaterem wydarzenia, podczas którego wszystkie oczy i obiektywy są skupione na jego pracy i na nim samym. A gorzko-straszne? Prezentacje Michała na łódzkim tygodniu mody są jednymi z najważniejszych wydarzeń w harmonogramie. Świadomość, że tak utalentowany projektant może zniknąć z programu była… Powiedzmy, że była demobilizująca, przynajmniej z mojej perspektywy. Okazało się jednak, że Michał nie zrezygnował. W imię zasady „i wilk syty i owca cała”, zaprezentuje najnowszą kolekcję w dwóch częściach. Nie da się ukryć, że jest to dość nietypowe podejście. Pierwszy segment sezonu Jesień/Zima 2014, zatytułowanego „Fire!”, mogliśmy zobaczyć tydzień temu. Drugi zobaczymy na początku maja. Pytanie, czy warto rozbijać sezon pozostaje na razie otwarte.

Wczesnowiosenny, wtorkowy wieczór zgromadził wyjątkowo skondensowaną, modową śmietankę w przestronnym budynku domu handlowego Mysia 3. Po niewdzięcznym wspomnieniu dawnego Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk nie został już nawet ślad. Białe ściany i przeszklone butiki wywietrzyły klimat kagańca obyczajowego i kulturalnego. Zaskakująca, bo dość mała popularność tego miejsca, dodaje do tego klimatu element przeciągu. To dziwne, bo znajduje się tam zarówno świetnie wyposażony butik COSa, malutki sklepik Nenukko, jak i pełne mniej lub bardziej uroczych gadżetów Muji. Jednak słaby puls tego miejsca ożywia trzecie piętro, które co jakiś czas tętni życiem, przy okazji rozmaitych wydarzeń. Tego dnia był to akurat pokaz Michała Szulca. Kilka zdań wyżej wspomniałem o modowej śmietance. Nie było to określenie na wyrost, bo białą przestrzeń ciasno i skutecznie wypełniła spora reprezentacja branży. Styliści, dziennikarze, klienci, blogerzy. I zaskakująco mało „gwiazd”. Nie jest to jednak żadne zaskoczenie. Chyba nikt się nie spodziewał, że Michał zaprosi nas na spęd towarzyski? To nie w jego stylu. Oczywiście – była ścianka, bo byli również sponsorzy. Ale nie było alkoholu, nie było imprezy, nie było głośnej muzyki. Był za to pokaz. Moda na wybiegu. Ciągle nie mogę uwierzyć, że podobnie oczywiste sytuacje budzą we mnie zaskoczenie, a nawet ekscytację. Za obsługę pokazu odpowiadała młoda, absolutnie urocza i bardzo profesjonalna ekipa White Noise Event Group. Dodam tylko, że dokładnie tak sobie wyobrażałem pierwszy pokaz Michała Szulca. Skromnie, elegancko, na miarę potrzeb i możliwości. I takie rzeczy się ceni. Szczerość jest nieustannie modna.

Najnowsza kolekcja nosi nazwę „Fire”. Gdzie jest ten ogień? Być może powiecie, że jestem patetyczny, ale zaryzykuję – przede wszystkim w sercu projektanta. Michał od wielu lat hołduje zasadzie wyważonego, bardzo przemyślanego wzornictwa, kompletnie pozbawionego taniego efekciarstwa. Kontrowersje zastąpił pracą, a szum medialny szacunkiem branży i swoich uczniów. Przyciąga do siebie zdolnych i inteligentnych ludzi. Jego studenci opowiadają o nim w samych superlatywach. Zaczyna się nam tworzyć słodka laurka, ale cóż poradzić – takie są fakty. Zapytacie – skoro taki zdolny, to czemu nie jest popularniejszy? Wydaje mi się, że nasz rynek jeszcze nie dorósł do tego poziomu. Dlatego Michał cierpliwie się rozwija, projektuje kolejne sezony, nie aspiruje do kopiowania zagranicznych kolekcji, nie wlecze za sobą tabunu prostackich gwiazd, nie wygłupia się w telewizji. A w jego sercu nieustannie jarzy się płomień prawdziwej pasji do mody.

Michał Szulc Składka 3

Moda Michała Szulca jest daleka od oczywistości. Posiada on dość rzadką umiejętność odczarowywania trudnych barw i niewdzięcznych deseni. Potrafi je skutecznie zamknąć w prostych, ale zaskakujących fasonach. Nie inaczej jest w tym sezonie, opartym na bazie z czerni i szarości z mocnym rozbłyskiem fluorescencyjnej żółci, zieleni i metalu. Ostre, niemal agresywne kolory debiutują w jego propozycjach, które do tej pory cechowały się  stonowaną, zgaszoną paletą. Tym razem zabrakło nadruków, które zastąpiły hafty i aplikacje. Wyszywane włóczką grochy są dwuznaczne. Mają w sobie odrobinę naiwnego rękodzielnictwa – w końcu to „tylko” proste (a raczej okrągłe) wyszywane kropki, ale są też intrygujące, bo stworzone z żelazną konsekwencją i w geometrycznym, niemal maszynowym porządku. Wielbicielki kontrastów docenią opcję zielonych kropek na szarym tle. Zwolenniczki skromniejszej dekoratywności i faktur docenią za to czarne hafty w równie czarnej oprawie. Zaraz za nimi pokazują się kolejne, powiedzmy, że kontrowersyjne pomysły. Znów grochy, ale tym razem wykonane z szarego… Filcu! Chciałbym docenić ten pomysł, ale tego nie zrobię. Od projektanta tej klasy, o takiej świadomości mody i materiału oczekiwałbym prędzej szlachetnej pilśni niż koszmarnego filcu, który nie budzi dobrych skojarzeń. Tym bardziej, że w kolekcji pojawiają się piękne żakardy (szyfon i jedwab), doskonałe naturalne skóry, jak i wdzięczne bawełniane batysty i krepy. Jednak moja osobista awersja do zbitej wełny nie zmienia faktu, że jest to ciekawe podejście do ornamentyki ubioru. Kolejne detale uwodzą ze zdecydowanie większą skutecznością. Mój absolutnie ulubiony to zwykły-niezwykły krój kieszonki. W dolnej linii ostro cięta, podczas pokazu był niczym klaśnięcie nad uchem. O! Coś naprawdę nowego, oryginalnego. Bardzo smaczny niuans, który przewija się nie tylko w wyżej wspomnianych kieszonkach, ale i w konstrukcji ubrań.

Michał Szulc Składka 1

Przekrój sylwetek jest pełen, a kolekcja (jak zawsze zresztą) kompleksowa. Choć kilka sukienek można podejrzewać o wieczorowe referencje, to jednak przeważająca większość ubrań idzie w kierunku uniwersalnego i wygodnego każualu. Michał nie krępuje sylwetki. Jego propozycje nie walczą z figurą, delikatnie ją opływają, albo zamykają w pudełkowym, chociaż skalowanym bez zbytniej przesady fasonie. Ta równowaga jest cenna, bo utylitarna. Kilka centymetrów więcej i z użytecznego fasonu zrobiłby się awangardowy krój, który lubimy oglądać na wybiegach, ale który bardzo rzadko sprawdza się w realnych sytuacjach. Metaliczna, bardzo klasyczna w kroju sukienka, proste rozkloszowane spódniczki i bluzy to ukłon w stronę naszych lokalnych mikrotrendów, które nieustannie cieszą się powodzeniem. Nie oszukujmy się – jest to tak zwana „sprzedażówka”. A dla klientek bardziej odważnych, które lubią mocną modową deklarację, idealne będą obszerne, choć krótkie kurtki, transparentne tuniki, rewelacyjne ramoneski i przepastne płaszcze ze sztucznego futra, w których można dosłownie utonąć.

Michał Szulc Składka 2

W kolekcji pojawiło się również zaskoczenie, które wiąże się niestety z rozczarowaniem. Michał Szulc wrócił do projektowania męskich sylwetek. Jednak nowo narodzony mężczyzna Szulca jest jeszcze bardzo niewyraźny, brakuje mu charakteru. Wplątany w paradę pięknych kobiet, wygląda na zagubionego, niczym kwiatek przypięty do kożucha. Niby chce coś przekazać, choćby w nietypowym kroju spodni, ale koniec końców jest czarną plamą. Momentami nawet irytuje swoim rozmemłaniem. Jestem jednak ostatnią osobą, która będzie odwodzić Michała od projektowania dla mężczyzn. Chociażby z bardzo samolubnego powodu – sam chciałbym być jego klientem.

Michał Szulc Składka 4

Kwestie techniczne samego pokazu nie wymagają wnikliwych analiz. Stylizacje przygotowane przez Zuzę Kuczyńską były spójne i nowoczesne, a biżuteria z Cocktail me, buty Wojas i okulary przeciwsłoneczne JOOP! ładnie dopełniły sylwetki, które w większości przypadków można przenieść do życia prosto z wybiegu.

 

 

Zdjęcia: Artur Cieślakowski / Grafiki: Freestyle Voguing

Musze przyznać, że jak na razie nie jestem ogromnym fanem tego sezonu. Wkradł się do niego lekki chaos, a wraz z nim zagubiła się gdzieś myśl przewodnia. Oczywiście nie oznacza to, że w tej kolekcji brakuje ciekawych ubrań – wręcz przeciwnie, jest ich wiele. Znając jednak dotychczasową twórczość Michała, mam wrażenie, że „Fire” nie mieści się kategorii „110%”. Być może jest to wina presji, którą niesie ze sobą pierwszy autorski pokaz? A może lepsze kąski projektant zachował na majowy Fashion Week? Jednak biorąc pod uwagę, że ta kolekcja zawiera ponad 40 sylwetek, obawiam się, że dalsze rozcieńczanie pomysłów może grozić katastrofą. Michał Szulc przyzwyczaił mnie do porywających i wciągających opowieści. Mógłbym nawet dodać, że rozpieścił. Taka sytuacja rodzi w obserwatorze mody (przynajmniej takim jak ja) zachłanność. Nie przeszkadza mi włączenie do tego sezonu bardziej sprzedażowych elementów i stanowcze rozszerzenie potencjalnej grupy odbiorców. Mam tylko wrażenie, że w tym procesie zachwiały się proporcje.

W trakcie pokazu mogliśmy usłyszeć kawałek Trentemøller „Still on Fire”. Znając Michała mogę się domyślać, że on również jest „Still on Fire”. Powiem szczerze – marzy mi się sytuacja, w której tak dobry projektant nie będzie musiał szukać kompromisów. Jednak żeby przetrwać w tym niewdzięcznym świecie, czasami trzeba szukać mniejszych i większych ustępstw. Najważniejsze jest jedno – ogień ciągle płonie. I dla mnie, tak absolutnie osobiście, jest to z pewnością największa wartość tego pokazu i kolekcji. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na drugą cześć.

Never Ending Fire!

Tobiasz Kujawa 

freestylevoguing@gmail.com

2 Comments

Dodaj komentarz

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s