
Kwestia wyścigu – gonitwa w poszukiwaniu nowych przestrzeni zdatnych do prezentacji kolekcji trwa już od dawna. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy Warszawa sprzedała już wszystkie swoje walory, sekrety i sztuczki, ale faktem jest, że w ciągu kilku ostatnich lat projektanci i marki skrupulatnie wyeksploatowali miejsca, które są w stanie pomieścić zadatek wybiegu i kilka rzędów krzeseł, puf czy innych taboretów – zaczynając od kameralnych restauracji, przez galerie, teatry, pałace (również te zrujnowane), parki (również pałacowe), muzea ogrody, zdewastowane kamienice i pofabryczne hale, baseny, stacje metra, lotnisko, szczyty wieżowców, elektrownię aż po kościół, lobby biurowców, ulice i witryny sklepowe… Nie jest to na pewno pełna lista, można by ją uzupełniać jeszcze długo i (niestety) mało namiętnie, ale w tym przypadku nie ma to najmniejszego sensu. Ważne jest to, że te cuda wianki mają nas zbliżyć do olśniewających spektakli, którymi szczycą się wielkie stolice mody. Projektanci prześcigają się więc w wynajdywaniu nowych, oryginalnych lokacji. Właśnie takim miejscem dla Łukasza Jemioła stała się ogromna, soczyście zielona i bezkresna przestrzeń toru warszawskich wyścigów konnych na Służewcu. Nieco zakurzona, mocna pachnąca przeszłością (lepszą i gorszą), ale z drugiej strony praktycznie dziewicza, bo jeśli dobrze sięgam pamięcią, to do tej pory zorganizowano tam zaledwie jeden pokaz – marki Hugo Boss.
Dlaczego miejsce jest tak ważne? Odpowiednio dobrana lokacja ma stanowić idealną oprawę dla ubrań. Bywa również uzupełnieniem inspiracji i motywu przewodniego kolekcji. Proste skojarzenia podpowiadały więc, że Łukasz Jemioł przygotuje kolekcję inspirowaną wyścigami konnymi. Co ciekawe, Łukasz nie wykorzystał jednak spektakularnych okoliczności przyrody, które oferuje Służewiec. Zamiast integracji z przestrzenią mieliśmy alienację – projektant wybudował sobie pośrodku wielkiego trawnika małe miasteczko z namiotów. W jednym z nich znalazł się oczywiście wybieg zwieńczony delikatną złotą przesłoną. W innych odnalazły się bary i zespół z wokalistą, który tworzył nad wyraz miłe tło dla tych niecodziennych widoków.


Warto dodać, że na zaproszeniu widniała prośba-groźba mówiąca o obowiązkowych strojach wieczorowych. Tu przyda się małe wtrącenie – prawda jest taka, że gdyby rzeczywiście ten kod ubioru solidnie wyegzekwować, to na pokazie zostałyby garstka ludzi, w tym kilka elegantek wyglądających niczym bohaterki telewizyjnej reklamy, której akcja toczy się na fikcyjnym przyjęciu u równie fikcyjnego ambasadora. Wielbiciele t-shirtów mogli się czuć bezpiecznie, a nie powinni. Chociaż z drugiej strony goście również mogliby mieć drobne pretensje do organizacji. Skoro obowiązują standardy wieczorowe, to wypadałoby przygotować cywilizowaną drogę do namiotów. Niestety – Panie, które wybrały na tę okazję szpilki, ryzykowały ugrzęźnięcie obcasów w bujnej trawie. No i właśnie taka jest ta nasza „wieczorowość”, szczególnie jeśli w grę wchodzi pokaz mody. Raczej fikcyjna, nieszczera i niewdzięczna. Dlatego narzucenie klamry dreskodu bywa ryzykowne. A może i nawet niepotrzebne. Szczególnie jeśli jesteśmy, nie oszukujmy się, po prostu pośrodku wielkiego trawnika.

Na zaproszeniu widniała również grafika przedstawiająca piórka. Byłem więc przekonany, że będzie to wieczór z gatunku „lekkich i przyjemnych”. Nie pomyliłem się. Zresztą nie tylko ja. Już po pokazie rozmawiałem z zatroskaną znajomą, której towarzyszka (płynąc prawdopodobnie na romantycznej czerwcowej fali) zniknęła w ciemnościach, uskuteczniając ryzykowne spacery z nowo poznanym gentlemanem. Nie wiem co prawda, czy ta fala przypłynęła z wybiegu, czy z baru, ale jedno jest pewne – pokazy Łukasza Jemioła wywołują wiele rozmaitych emocji. Zobaczmy więc czym projektant czaruje w swojej najnowszej kolekcji.
Jaka będzie kobieta Jemioła jesienią i zimą? Delikatna, sensualna, niemal miękka. Temat miękkości, zapowiedziany zresztą przez piórko wydrukowane na zaproszeniu, został przeniesiony do wszystkich sylwetek, które niezobowiązującymi liniami opływają ciało. A sama linia? Nieregularna, często asymetryczna, płynna. Projektant otula kobietę, zamyka ją w komfortowych kokonach z dzianiny, ubiera w warstwy. W większości zestawów wybiegowych te zabiegi prezentowały się przyjemnie (za stylizacje odpowiadała Agnieszka Ścibior, niewątpliwie jedna z najlepszych polskich stylistek), chociaż niektóre sylwetki sprawiały wrażenie nieco bezkształtnych, szczególnie płaszcz spod którego wyzierał solidny kawał futra. Czy wyglądało to „dobrze” (bo na pewno „modnie”)? Niech każdy rozstrzygnie tę zagwozdkę na własna rękę (i oko). Ciekawym pomysłem były z pewnością pokaźne węzły, w które związane zostały poły długich kardiganów. Mało wygodny, ale szalenie efektowny zabieg, który sam chętnie przeniosę do własnej szafy.

Paleta w tej kolekcji jest bardzo chłodna. Nawet w odcieniach beżów czy różów (Pudrowy róż na sezon zimowy? Szalenie modny!), nadal ma w sobie delikatny, rześki błysk. Kontrastem dla jasnych barw (tu należy dodać jeszcze błękit, biel i szarość), stał się granat i czerń. Dominuje gładka plama koloru, która wprowadza element spokoju i wyciszenia do tej kolekcji. Deseń i wzór praktycznie zniknął na rzecz faktur, plastycznych zestawień materiałów i dość oszczędnych zdobień, ograniczających się do widocznych suwaków i wszędobylskich piórek, które aż się proszą, żeby je stroszyć. Gdzieniegdzie mignie również pagon lub kontrastująca podszewka.
Ten spokojny, neutralny sezon posiada kilka perełek. Są to na pewno efektowne kimonowo-szlafrokowe sukienki, których orientalny klimat ciekawie przełamały ozdobne pasy, przywodzące na myśl zarówno północnoamerykański indiański folklor, jak i japońskie obi. Kompleksowość sezonów Łukasza to żadna nowość. Dlatego w kolekcji, obok kilku wieczorowych pozycji, znalazły się jak zawsze elementy każualu (spodnie, płaszcze, ekskluzywne swetry) jak i sportu (nieśmiertelne od dłuższego czasu kurtki „bomber”, które przyznajmy – nie nudzą się; i kombinezony).
Nie jest to na pewno kolekcja, która bezwzględnie chwyta za serce i pozostawia kompletnie bez tchu. Ale nie jest to też sezon, który rozczarowuje. Wręcz przeciwnie – syci oczy i inspiruje, a to nadal rzadkość w naszym kraju. Wyobrażam sobie, że po dwóch intensywnych pokazach: jesień/zima 2013 (piękne, bogate żakardy) i wiosna/lato 2014 (obłędne plisy) projektant postanowił odrobinę uspokoić swoją linię premium, wprowadzając do niej nieco więcej oddechu, nonszalancji i… lekkości. I taki właśnie był ten pokaz – lekki, przyjemny i zaskakująco niezobowiązujący. Niczym deszcz złotego konfetti, który spadł podczas finałowego wyjścia modelek. Idealny na zakończenie sezonu.
Never Ending Freestyle Voguing
Tobiasz Kujawa
freestylevoguing@gmail.com
PS. Zdjęcia wybiegowe – Filip Okopny / Fashion-Backstage.com
PS. Piękne zdjęcia z wydarzenia znajdziecie również na stronie Bartka Szmigulskiego – tu.
Bardzo to wszystko ładne… i trochę miałkie? Na pewno jestem mnóstwo ubrań, które byłabym gotowa na siebie włożyć, co jest rzadkością wybiegową, kiedy ma się obwód dębu Bartka. W swoim tekście użyłeś chyba najlepszego słowa, które opisuje ten sezon – neutralny. Wyrazić się bardziej pejoratywnie – przesada, nie zasłużył, powiedzieć, że faktycznie dobry – za dużo.
PolubieniePolubienie
Doskonale zrozumiałaś moje intencje. Dziękuję!
t.
PolubieniePolubienie
‚Jestem mnóstwo ubrań’ – no cóż, a jednak kolekcja wzbudziła emocje.
Żadna w tym moja zasługa, po prostu bardzo przejrzyście piszesz, a ja przy okazji miałam podobne odczucia.
PolubieniePolubienie
Karolina Maryjka Jakubiak napisała dokładnie to, co chciałem napisać po przeczytaniu wpisu. Nic dodać nic ująć 😉
PolubieniePolubienie
Panie Tobiaszu, mam do Pana pytanie. Dlaczego w polskich realiach nie funkcjonuje niepisana zasada, że goście pokazu zakładają projekty oglądanego projektanta? Czy może taka zasada nie istnieje, jest tylko legendą? Z góry bardzo dziękuję za wyjaśnienia.
PolubieniePolubienie
Panuje, ale często w nieoczekiwanych odsłonach
https://freestylevoguing.com/2014/04/16/tomek-olejniczak-veronique-wiosnalato-2014-moda-muza-i-milosc/
Generalnie zależy to od projektanta i nie ma tu żadnej reguły.
PolubieniePolubienie
Ja powtórzę to samo, co poprzednicy. Przeczytałam recenzję zaraz po opublikowaniu, ale nie potrafiłam wówczas ubrać w słowa, tego, co kłębiło mi się w głowie. Mimo, że recenzja jest ogólnie raczej przychylna dla projektanta, to trudno nie odnieść wrażenia, że masz do tej kolekcji stosunek mocno obojętny. Odczytuję ten tekst jako sprawozdanie znudzonego widza. Ale gdy patrzę na kolekcję to, cóż, trudno się dziwić. Przewidywalność podobna do tej, którą oferują inni polscy projektanci – celebryci.
PolubieniePolubienie
Nie traktuję Łukasza, jak projektanta-celebyty. Cenię zarówno jego kolekcje, jak i jego osobę. Tak jak pisałem w tekście, wydaje mi się, że twórczość, w ogóle cała kreacja, ma charakter sinusoidalny, a po dwóch mocnych i trudnych sezonach Łukasz być może potrzebował odrobiny spokoju.
PolubieniePolubienie