Letnia Depresja

Ilustracja: Majka Racka
Ilustracja: Majka Racka

Ta Okrutna Moda

Larum zaczęło się, jak to zwykle bywa, od wpisu na Facebooku. A właściwie od narzekactwa. Mojego narzekactwa. Na co? Na „kondycję ubraniową” szanownych rodaków. W owym wpisie (zainteresowanych odsyłam tu) pozwoliłem sobie na kilka(dziesiąt) gorzkich słów dotyczących tego jak się ubieramy, jak wyglądamy i oczywiście tego jak pachniemy, bo nie od dziś wiadomo, że Polacy mają ogromny problem z higieną osobistą. Szczoteczka do zębów nadal jest wrogiem niemal śmiertelnym, nie wspominając o dezodorancie, czy zwykłym i banalnym mydle. Czystości boimy się niczym diabeł święconej wody. Szczególnie mężczyźni, bo dbanie o siebie jest nieustannie rozpatrywane jako słabość. Coś niemęskiego i nieistotnego. Równie mocno boimy się wyglądać porządnie i schludnie. Bo nie o modę tutaj chodzi. Słowo „Moda” zostało dosłownie ukrzyżowane w toku dyskusji. Postawione w roli ciemiężyciela, kapitalistycznego kieratu, do którego niemal przemocą chce się przywiązać biednego Polaka. A nie o awangardę, nie o trendy czy obsesyjne kupowanie nowych rzeczy tutaj chodzi. Problem dotyczy ubioru. Skompletowania dziennej garderoby, poprawność estetyczną i odnalezienie się w sytuacji, którą współdzielimy z innymi ludźmi. Można pomyśleć – tylko o ubranie? Ano właśnie. Ta podstawa, truizm życiowy, stanowi dla ogromnej grupy ludzi przeszkodę nie do pokonania.

Bloger ma problem. Ma problem, bo lato (jak co roku) okrutnie obnaża wszystkie nasze niedoskonałości. Upał sprawia, że w centrum miasta, które pełni funkcję stolicy kraju, nie do końca wiadomo, czy jest się na plaży, w czyimś ogródku działkowym, a może nawet u kogoś w domu, praktycznie w łazience z jedną stopą w sedesie. Z czym bloger ma problem? Ze wszystkim! Podła kreatura czyha na biednych mieszkańców, dyskredytuje ich walory, bo ma obsesję na punkcie mody. Okazało się dość szybko, że jestem „polaczkiem”, bo nic nie robię, tylko narzekam. Do tego „jaśniepanią” której poprzewracało się w głowie (tu śpieszę z wytłumaczeniem odnośnie pochodzenia, że żadna ze mnie arystokracja, ale zaledwie mieszczaństwo), ewentualnie „nienormalnym stylistą”, który z niewiadomych przyczyn rości sobie prawo do oceniania. Widać w tych komentarzach rozpaczliwą próbę zdeprecjonowania mojej wypowiedzi. Metody były różne, ale kierunek jeden i na dodatek dość ewidentny – zbanalizowanie problemu. Jak również, w imię zasady „oko za oko”, bezpośrednia krytyka mojej (jak i każdej innej podzielającej tę konkretną opinię) osoby. Rozumiem, że rzucenie inwektywą może niektórym przywrócić pewien złudny poziom komfortu życiowego, tak niesprawiedliwie przeze mnie zaatakowany. Ale to tylko chwilowa ulga. A problem jak był, tak nadal istnieje. Nie wspominając o tym, że skonstruowanie realnej obelgi przekracza niestety możliwości intelektualne większości użytkowników portalu Facebook.

„Styl Polaków jest tak samo zły, jak styl Niemców czy Anglików. Po prostu oceniając cały naród, od razu oceniamy to, co kiedyś było zwane ludem. Nie ma nic gorszego niż statystyczny Polak (Anglik, Niemiec…). Każdy pojedynczy przedstawiciel gatunku jest lepszy od statystycznego, bo u tego ostatniego znikają wszelkie cechy indywidualne. Dla mnie największą estetyczną tragedią są kurorty nad Bałtykiem w lecie. Wtedy Polka postanawia spełnić swoje marzenia. Cały rok była księgową, a teraz będzie Dodą. Nieistotne, że brylant w pępku z powikłaniami, a biała stylówa z palmą. Natomiast dużo dobrego widać u młodych ludzi w dużych miastach, takich JAK MY”

Michał Witkowski, Pisarz, Bloger, Entuzjasta Mody, Mistrz Metamorfozy

W Imię Wolności

Polak jest czupurny i nie lubi, jak mu się coś każe. Czekał na wolność kilka dekad, wolność nadeszła i on teraz z tą wolnością będzie robić to, co mu się żywnie podoba. Tak więc w imię wolności postanowił wyglądać najgorzej, jak to tylko możliwe. Bo mu wolno! Wolno mu w środkach komunikacji wciskać pachy ostatniej świeżości w twarze współpasażerów. Wolno mu wyjść na ulicę z fałdami tłuszczu wylewającymi się spod przyciasnych rzeczy. Wolno mu paradować z torsem na wierzchu po chodnikach samego śródmieścia. Wolno mu nosić brudne ubrania. Wolno mu odsłaniać wszelkie niedoskonałości ciała. Pryszczate plecy, siatki żylaków, wiszące brzuchy wypełnione letnim grillowaniem, popękane pięty, łupież sypiący się jak bożonarodzeniowa choinka, wygnana po świętach na balkon. Wolno mu śmierdzieć. Wolno mu być zaniedbanym. Wolno mu wszystko, bo takie ma PRAWO. Oczywiście, nie neguję tej wolności, ale wyjaśnijmy sobie parę rzeczy i zastanówmy się do czego prowadzi ta wolność?

Ilustracja: Majka Racka
Ilustracja: Majka Racka

Ubranie i wygląd są wizytówką każdej osoby, czy komuś się to podoba, czy nie. Gregory P. Stone stworzył teorię, mówiącą, że ubiór jest działaniem człowieka skierowanym na innych. Sens i istota ubioru ujawniają się dopiero w interakcji z drugą osobą. Pojawiają się tutaj dwa kierunki – intencja osoby, która zakłada konkretne rzeczy z konkretnego powodu i recenzja odbiorcy, a raczej odbiorców, bo rzadko przebywamy w tak kameralnych warunkach. W ten sposób możemy nawiązywać relacje, ustalać i rewidować role społeczne; jak i miejsca w hierarchii. Jedna z komentujących osób zarzuciła mi, że liczy się przede wszystkim wnętrze i inne cudowne przymioty, które każdy, z tak ogromną przecież troskliwością, pielęgnuje w sobie 25 godzin na dobę. Same górnolotne tematy: miłość, szacunek, braterstwo, uczciwość. Tak, z tego słyniemy na całym świecie. Zastanówmy się – czy kiedy dajemy komuś prezent, cenny drobiazg, albo nawet niedrogi podarek, czy owijamy je w gazetę? Nie. Czy robiąc codzienne zakupy kierujemy się tylko zawartością produktu? Również nie. Bo takie są ludzkie potrzeby. Lubimy ładne opakowania. Czemu więc sami nie chcemy się ładnie zapakować? Twierdzenie, że to wolność, jest bzdurą. To najzwyklejsze lenistwo. Abnegacja spowodowana tym, że nie wymagamy od siebie wzajemnego szacunku. Polacy nie mają już świadomości, co im wypada, a co nie. Upojeni wolnością, która daje im złudną wygodę, mogą wyjść w centrum miasta praktycznie w bokserkach i nie widzą w tym nic złego. Bo inni też tak robią, to o co właściwie chodzi? Wspomniany wyżej Gregory P. Stone twierdził, że ubiór stanowi najprostszą metodę komunikacji, o wiele szybszą, wydajniejszą i mniej absorbującą niż komunikaty werbalne. Nie sposób nie zgodzić się z tym twierdzeniem, bo zanim zdążymy „otworzyć usta”, żeby przedstawić swoją osobę, pierwsze co prezentujemy to właśnie ubiór. Jak traktować sytuację, w której jedyną wytyczną tego ubioru staje się bezrefleksyjna wygoda? Czy w takiej kategorii możemy mówić o szacunku dla innych, otoczenia, sytuacji? Raczej nie. Świat wygody ma zresztą jeszcze wiele nieodkrytych lądów. Czy nie wygodniej byłoby nam realizować swoje potrzeby fizjologiczne wprost na ulicy? Przecież to najwygodniejsze (i bardzo naturalne) rozwiązanie pod słońcem, ale z jakiegoś powodu tak nie robimy. W dawnych czasach wygodą było wyrzucenie nieczystości przez okno, wprost na bruk, lub do rynsztoku, ewentualnie na czyjąś głowę. Dziś takie zachowanie jest społecznie nieakceptowalne. Przynajmniej teoretycznie, bo Polacy nie potrafią odróżnić (na przykład) lasu od wysypiska śmieci, a Państwo zamiast kazać i karać nieustannie prosi. Biorąc po uwagę, że wygląd jest komunikatem tożsamości, tożsamość Polaków jawi się bardzo przygnębiająco. Należy tu również oddzielić intencję od interpretacji. Zakładając konkretne ubrania musimy mieć świadomość, że będą one różnie interpretowane przez otoczenie. Na ten proces nie mamy już wpływu. Nasze intencje mogą być często kompletnie niezrozumiałe, albo zinterpretowane nie po naszej myśli, a co za tym idzie, ich realizacja (czytaj „wygląd”) może zostać zrecenzowana przez otoczenie i (na przykład) zanegowana. To bardzo ważna informacja, bo daje do zrozumienia, że nie ubieramy się tylko dla siebie, a wręcz przeciwnie – ubieramy się przede wszystkim dla innych. W przeciwieństwie do komunikacji werbalnej, komunikat zawarty w ubraniu jest mało elastyczny. Wychodząc z domu jesteśmy najczęściej „skazani” przez cały dzień na wybory, których dokonaliśmy rano. Modyfikacja wizerunku w ciągu dnia jest możliwa, ale opiera się jedynie na detalach. I jakkolwiek te detale nie są istotne, to trzon pozostaje niezmienny. W trakcie rozmowy, owszem, możemy płynnie zmieniać percepcję naszej osoby za pomocą odpowiednich komunikatów, które dobieramy pod kątem rozmówcy. Zmiana ubioru wymaga jednak większych manewrów i jest najczęściej możliwa dopiero następnego dnia. Zasada pierwszego wrażenia funkcjonuje jednak niezależnie od naszej woli czy akceptacji tego zjawiska. Owszem, możemy naprawić szkody powstałe na skutek złego odbioru naszego wyglądu, ale nie zawsze jest to możliwe.

Komentarze 1

Komentarze 2

Selekcja moich ulubionych komentarzy. Zaznaczam, że wszystkie zostały udostępnione publicznie na portalu Facebook. 

Potęga Ubioru

Pracując jako personal shopper (osoba pomagająca innym w kompletowaniu garderoby lub przygotowaniu stylizacji na konkretne okazje), niejednokrotnie byłem świadkiem procesu, który udowadnia, jak ubiór potrafi zmienić życie człowieka. Powtarzam, nie chodzi tutaj o modę czy życie w trendach, ale o ubranie. Ubranie, które pasuje do sylwetki, charakteru i okazji tworząc z nimi harmonijną całość. Ciuchy które wdzięcznie ukrywają nasze mankamenty i podkreślają atuty, dają komfort bez ustępstw estetycznych. Ubranie, które zwiększa pewność siebie. Bo ubiór to potęga. Potrafi wpłynąć na osobowość, wydobyć z nas cechy, z których nie zdawaliśmy sobie sprawy. Odpowiednie kody i zasady zostały wymyślone (a raczej wyewoluowały i wyklarowały) po to, żeby łatwiej było nam się wcielić w konkretne role – na przykład ekspertów i specjalistów. Czy mielibyście zaufanie do lekarki w poplamionym kitlu? Do prawnika z dziurą na łokciu? A nawet do sprzątaczki, która ma brudne dłonie, albo opiekunki w ginekologicznej spódniczce? Nie – bo ubiór i wygląd są pierwszym sygnałem, który przekazuje, że przykładamy się do naszych życiowych ról i jesteśmy kompetentni.

Wierzę w moc ubrań. Wielokrotnie widziałam, że zmiana stylu to tylko pierwszy krok i wstęp do dalszych zmian. Podczas jednego z projektów dotyczącego stylu biznesowego, jedna czerwona marynarka zdziałała cuda. Bezrobotna kobieta stojąc przed lustrem w nowych ubraniach stwierdziła, że dzięki nim wierzy, że ona również może osiągnąć sukces, bo wygląda jak kobiety, którym zawsze zazdrościła przebojowości. Zaczęła robić zaproszenia. Przepiękne. Zrobił się z tego całkiem niezły biznes. Inna klientka po metamorfozie poczuła się tak dobrze, że postanowiła doświadczać nowych rzeczy, uczyć się i podróżować. Skończyło się to wielkim love story po 40tce. Nie lubię metamorfoz, których powodem jest tylko i wyłącznie próżność, bo nie ma w tym nic prawdziwego. Gdy wynika z głębszych potrzeb faktycznie ma moc wpływania na całe życie.

Monika Jurczyk, Personal Shopper, Doradca i Szkoleniowiec do spraw kreowania wizerunku

Narzekactwa nigdy dość, prawda? A ilu z was narzeka na to, że nie może znaleźć lepszej pracy, że szef was nie szanuje, że nie macie znajomych, że nie prowadzicie ciekawego życia, albo nie macie partnera? Urok osobisty, wiedza i dobry charakter rzadko obronią się same. A wystarczy codziennie, przed wyjściem z domu spojrzeć w lustro i zastanowić się, tak szczerze, w samym środku siebie – czy na pewno wyglądam jak osoba, którą jestem, lub którą chciałbym być? Czy prezentuję się jak ktoś, kto zasługuje na awans? Czy mój wygląd jest w stanie zainteresować inną osobę? Myślenie, że cechy wewnętrzne wystarczą, jest utopijne. Życie człowieka opiera się na równowadze. A równowaga to zgodność wyglądu zewnętrznego z tym, co siedzi w naszych głowach i sercach. Zanim jednak dotrzemy do tych wszystkich fantastycznych cech charakteru, do tej całej porywającej wiedzy i intelektu, najpierw patrzymy na to, jak kto wygląda.

Ilustracja: Majka Racka
Ilustracja: Majka Racka

Przyzwoitość, Rozsądek, Charakter

Nie ma potrzeby, żeby każdy żył modą i ekscytował się nowymi trendami, albo awangardowym wizerunkiem. Zresztą, nikt tak nie doceni przeciętności, jak osoba lubiąca modny wygląd – szare tło daje przecież doskonałą możliwość przy eksponowaniu własnej kreatywności. W tym przypadku nie chodzi jednak o modę czy stylizację (zainteresowanych tematem stylizacji zapraszam na Qelement, dla którego opisywałem już kiedyś to zjawisko), ale o ubieranie się i świadomość własnego ciała. Odrobina rozsądku podpowiadająca, że przy rozmiarze 44, są inne rozwiązania, niż mikro-szorty zatrzymujące krążenie w udach. Jeśli nie mamy czasu dbać o stopy, albo po prostu nie chce nam się tego robić, to nie powinniśmy eksponować pięt przypominających fakturą kratery na Marsie i paznokci, którymi można pielić rabatki. W ostateczności lepiej już założyć skarpety do sandałów. Moda modą, można z tym polemizować, myśląc o stylu, ale z dwojga złego już lepsze są te nieszczęsne skarpety, niż stopy na widok których odechciewa się żyć. Sam noszę japonki tylko na basenie, bo wiem jakie spustoszenie uczyniło noszenie glanów przez kilka bitych lat, nawet w letnie upały, kiedy miałem głupie naście lat. Trudno, takie są konsekwencje pewnych decyzji i zwykła, ludzka przyzwoitość. A przyzwoitości nam brakuje, bo wymaga ona wysiłku i charakteru. Ubiór to również proporcja. Jeśli zakładacie szorty niczym dżinsowe figi, to pomyślcie, czy nie zakryć trochę góry. Jeśli wybieracie bluzkę z dekoltem do pępka, to może fajnie ją sparować z przewiewnymi spodniami palazzo. Panowie, jeśli nie możecie żyć bez japonek, to odkrywając stopy, pomyślcie, czy potrzeba jeszcze dodatkowo odsłaniać łydki, uda i bicepsy. Jak chcecie prężyć bicki w wyciętych podkoszulkach, zastanówcie się, czy ktoś (poza wami) chce oglądać wasze chaszcze. Pomyślcie o żywopłocie, nie trzeba go równać z ziemią, ale można go odrobinę przyciąć. Każdy element garderoby i wyglądu da się ograć. Do każdego ubrania istnieje wytrych, który osłabi jego dwuznaczne elementy. Podobnie jest z sylwetkami – każdą można ubrać na wielu poziomach, od zwykłej schludności, aż po modowe szaleństwo. Internet jest pełen inspiracji. Wystarczy znaleźć odpowiednią stronę i – najzwyczajniej pod słońcem – nauczyć się czegoś nowego. Bo sztuka ubierania się wymaga nauki. A jedynym wytłumaczeniem dla niechęci w stosunku do nauki jest lenistwo. Pewnie, łatwiej jest się tym nie przejmować, ale tu pojawia się kolejna kwestia. Wiele osób pisało komentarze „niech każdy nosi, co mu się podoba – jego sprawa, nie liczy się wygląd, liczy się wygoda”. Przykro mi, ale nie mogę się zgodzić z takim tokiem rozumowania. Owszem, możemy z tego zrezygnować, ale dlaczego nie pójść o krok dalej? Skończmy z durnymi zwrotami „dzień dobry, do widzenia, proszę, przepraszam czy dziękuję” – tak też będzie wygodniej. Zamknijmy muzea i galerie, nie czytajmy książek, prasy – skoro nie mamy czasu na kulturę osobistą (a ubiór to jej fundamentalny element), to po co nam kultura wysoka? Wystarczy kilka tandetnych programów w TV i parę brukowców. Ot, wygodne i bezproblemowe życie. Przecież tak jest łatwiej i wygodniej! A myślenie jest takie przereklamowane…

Nie wiem nawet, czy coś takiego istnieje. Podobnie jak styl Czechów czy Francuzów. Że Francuz to w berecie i z bagietką, a Czech z kuflem piwa i wąsami? Owszem, pojawiają się lokalne mody, ale zbyt wiele tu czynników, żeby wydobyć jeden konkretny nurt. Jak różne są środowiska, tak i style. Tak już całkiem ogólnie, trochę mnie męczy ta nasza polska dwubiegunowość. Że albo będzie zachowawczo, albo totalnie wybuchowo. Rzadko kiedy jest coś pomiędzy. Bardzo często słyszę opinię, która sprawia, że nóż się w kieszeni otwiera. A mianowicie, że styl zależy od zasobności portfela. To jest bzdura, w którą sporo Polaków z tajemniczych powodów wierzy. Więc jak mam bluzeczkę z napisem Dior, to mam styl. A jeszcze jak pani z telewizji ma taką samą, to już szczyt rozkoszy. Istnieją w Polsce ludzie, którzy mnie inspirują. Ale to raczej garstka znajomych niż uliczny tłum. Nie chodzi o to, że „polska ulica jest szara i nudna bla bla bla”. Odnoszę wrażenie, że jesteśmy potwornie oceniającym narodem. Taksujemy wzrokiem każdego, kto choć trochę się wyróżnia. Tak jakbyśmy nigdy nie wyrośli z czasów podstawówki, gdzie taki piórnik był na topie, a inny obciachowy. Więc na wszelki wypadek zaczynamy od siebie i staramy stopić jak najlepiej z resztą. Dlatego tak lubię obce ulice, chociażby berlińską. Tam nie ma żadnych zasad, spotkam i panią zakorzenioną na zawsze w latach dziewięćdziesiątych, i pana, który nie zmienia fryzury od czasów głębokiego NRD, i dziewczynę przebraną za czarnego anioła. A jedyną osobą, która się na nich gapi, jestem ja. Może brakuje nam tego luzu, bo czujemy absurdalną powinność, żeby coś udowadniać? Zaznaczam, że pisałam o ludziach ubranych. Ominęłam szerokim łukiem najbardziej rozbudowaną tego lata grupę jednostek męskich pogardzających okryciami górnej połowy ciała, występujących zarówno na łonie natury, jak i w miastach, szczególnie w porze obiadowej.

Harel, Blogerka, Promotorka Polskiej Mody, Muzyk

Wymówki, Wymóweczki…

Tak więc bloger ma problem, napisał kilka gorzkich słów i nagle, niczym deus ex machina, ujawniły się nasze okrutne i skrywane pod maską nonszalancji kompleksy. Jest problem, bo ktoś zauważa problem. Co ciekawe nie pojawił się sprzeciw, że ów problem nie istnieje. Praktycznie nikt nie napisał, że plotę bzdury, że nie mam racji, albo że wymyślam farmazony. Oprócz dość rozsądnych głosów, że mogę być zbyt radykalny w swoich osądach (tak – jestem, przyznaję, nigdy tego nie ukrywałem i bardzo mnie ten stan cieszy, bo właśnie dlatego macie okazję czytać to, co mam do przekazania) zaczęła się walka, dosłownie, o „wolność” i „wygodę”. O jakąś przedziwną wypadkową liberalizmu, która kompletnie nie przystaje do naszego mentalnego konserwatyzmu, idącego często w stronę niewiarygodnej wręcz ciasnoty umysłowej. Niestety, oswoiliśmy się z bylejakością, zaczęliśmy ją traktować jako dobro nabyte, a nawet zdobyte. Jako wartość dodaną do miłego, teoretycznie bezproblemowego (bo z praktyką to ma niewiele wspólnego) życia. Niestety, to nie my zdobyliśmy tę mitologiczną wolność wyglądu, ale ona zdobyła nas. Zalewając nas falą tanich sieciowych i bazarowych ubrań, z której nikt nie nauczył nas korzystać. Nawet jeśli pojawiały się takie próby, choćby działalność magazynu Twój Styl w latach 90., o której wspomina Karolina Korwin Piotrowska w swojej książce Ćwiartka Raz, to najwyraźniej było ich za mało. Nie wspominając o tym, że nawet najpopularniejszy magazyn jest niszowy w skali całego kraju i społeczeństwa. Ale gdzieś z tyłu głowy, mamy jeszcze resztki świadomości, że ta cała wolność wyrządza nam większą krzywdę, niż nam się wydaje. Więc reakcja jest równie emocjonalna jak mój wpis. Wolność daje nam złudne poczucie, że nie podlegamy krytyce, że ubiór i wygląd nie mają realnego wpływu na życie. To jakaś dziwna poprawność polityczna, która działa niestety w jedną stronę. Nie wolno zaatakować Polaka-szaraka, bo ten jest biedny i uciśniony. Ale sam Polak-szarak dzień po dniu wiesza psy na każdym, kogo upoluje w Internecie, nie szczędząc najgorszych komentarzy, jakie może wymyślić ludzka, wyjątkowo podła natura. Polak-szarak zna się na wszystkim, a już na pewno na modzie i wizerunku. Więc szafuje wyrokami: kto wygląda jak idiota, kto jak pedał, a kto jak dziwka. Zapominając przy okazji o tym, że to nie w Internecie, ale przede wszystkim w codzienności byliśmy, jesteśmy i będziemy oceniani, właśnie na podstawie naszego wyglądu. Oczywiście, każdy ma od razu milion wymówek – brak pieniędzy, brak czasu. Same braki – w życiu, w uzębieniu, na półkach, zarówno w łazience, jak i w salonie. Wszystkiego nam brak, nawet czasu na umycie dłoni. Ewentualny nadmiar może wystąpić jedynie w kilogramach i zmartwieniach. A tak, przepraszam, niektórym jest dobrze z otyłością, a inni mają problemy ze zdrowiem. Dwa hasła, które regularnie pojawiają się przy podobnych dyskusjach. Jeśli ktoś chce, albo musi mieć tak zwany „plus size” to niech się nauczy ubierać swoją sylwetkę. Ciężar absurdalnych komentarzy dosłownie zwala z nóg: „a co ma założyć biedna, otyła dziewczyna w lato?”. No nie wiem? Pomyślmy… Pętle na szyję? To absurd, zupełnie jakby kuse spodenki i przepaska na biust były jedynym możliwym rozwiązaniem. A na co harowały całe pokolenia projektantów mody? Po co wymyślono tyle fasonów, tylko krojów spódnic, spodni, bluzek, koszul, sukienek? Prawda jest taka, że schludny wygląd, w miarę szczupłe ciało i czystość nie wymagają wielkich pieniędzy albo ponadludzkiego wysiłku. Nie stać cię na popularne sieciówki? No tak, nie ma wyjścia – zostaje niechlujstwo. Nie masz pieniędzy na karnet do siłowni? Faktycznie jogging w parku to bardzo droga impreza, a ćwiczenia w domu z Boską-Chodakowską to istny luksus. W sklepach nie ma twojego rozmiaru? Krawcowa to fanaberia bogaczy, a kupienie domowej maszyny i nauczenie się przerabiania ubrań (choćby ze sklepów z używaną odzieżą) to strata czasu. Dlatego lepiej wciskać się w przyciasne ciuchy, torturując zarówno siebie, jak i innych. Kolejną wymówką jest obrona mitologicznej męskości. Prawdziwy facet (czym jest nieprawdziwy facet tego nie wie nikt) powinien… No właśnie – wersje są różne, ale zawsze istnieje jakiś próg mówiący co mu „wolno” robić ze swoim wyglądem. I kiedy ten próg, zazwyczaj bardzo niski, zostanie przekroczony, to mężczyzna w oczach społeczeństwa staje się wręcz bezpłodny. Takie myślenie jest równie ograniczone, co komentarz jednego z czytelników, który napisał, że w lato jest gorąco, więc nie ma wyjścia i trzeba nosić japonki. Na moje pytanie o płócienne buty, dowiedziałem się, że nie pasują do każdego stylu. Drodzy Państwo, ja o sobie nie miałbym śmiałości powiedzieć, że mam jakiś styl, bo styl to przywilej garstki ludzi, którzy wkładają bardzo wiele pracy w swój ubiór, wygląd i zachowanie. Jest jeszcze promil, któremu to przychodzi naturalnie i takich osobników uważam za niezwykłych szczęśliwców, którzy instynktownie i niemal naturalnie potrafią dobrać ubrania tak, że zawsze wyglądają doskonale. Ale styl? Gust? Te elementy nie funkcjonują w życiu Polaków. To nie konkretny styl albo gust definiuje nasz kraj, ale kompletny brak tych składników. Zakładanie przyciasnych ciuszków, to żaden gust. To głupota i świadome, albo pół-świadome deprecjonowanie swojej osoby, świadczące o lenistwie. I ok, jeśli ktoś chce być niechlujnym leniem, to niech sobie nim będzie, ale po co przy okazji produkować potok bzdur o jakiejś kretyńskiej wolności czy wygodzie?

Niestety, większość polskich mężczyzn wciąż usilnie trzyma się stereotypów, w których każda inność, wykraczająca poza „etykietę koszulki polo i luźnych dżinsów” jest traktowana jako przejaw braku męskości. Panowie nie dbają o siebie z zasady, moda kojarzy im się ze zwariowanymi na punkcie ubrań babami i wtórującymi im w tym całym ubraniowym szale „pedałami” (tak, pedałami, z wydźwiękiem jak najbardziej pejoratywnym, bo jakże innym). Boją się codziennej pielęgnacji i schludnego wyglądu jak diabeł wody święconej, żyjąc chyba w przekonaniu, że podczas kąpieli zostawią w wannie wszystkie pokłady testosteronu (nad nieco większą wyobraźnią w stroju nie będę się rozwodzić, bo to już zabawa dla wytrawnych graczy). Przy tego typu podejściu, ich zagraniczni koledzy nie mieliby życia na polskich ulicach – biorąc pod uwagę to, na co sami na co dzień pozwalają sobie w dbaniu o własny wizerunek. Niestety, żyjemy w kraju sztywnych pojęć i braku tolerancji. Oczekujemy poklasku, a plujemy jadem jak opętani. Jak w starym porzekadle ze „źdźbłem w oku sąsiada” – nie widzimy w swoim belki i co gorsza lubimy nią jeszcze komuś „ostro przyjebać”.

Kamila Maria Żyźniewska, Redaktorka i Dziennikarka portalu Lamode.info, Stylistka, Filmoznawczyni

W kwestii wymówek pojawia się też zjawisko podwójnych standardów, dotyczących kobiet i mężczyzn. Te pierwsze są kulturowo i obyczajowo zobligowane do większej dbałości o swój wygląd i ubiór. Zaniedbana kobieta podlega zdecydowanie większej krytyce, niż zaniedbany mężczyzna. Bo ten może być niechlujny (nie mylić z nonszalancją) i może być trochę przybrudzony – te czynniki nadal mieszczą się w kategorii „męskości”. Bardzo archaicznej i jeszcze bardziej niepasującej do współczesnych czasów, a jednak ciągle aktualnej. Równouprawnienie w kwestii wyglądu nie istnieje, ale problem nie polega na zbyt wysokich oczekiwaniach w stosunku do kobiet, ale na zbyt niskich oczekiwaniach w stosunku do mężczyzn. Prosty przykład – nieogolone pachy kobiety wywołują o wiele większe kontrowersje, niż te należące do mężczyzny. Owszem, mówimy tutaj o dość sztucznych mechanizmach wytworzonych przez kulturę, bo tak naprawdę nie ma nic złego w owłosieniu per se. Nagle okazuje się, że panowie „mają prawo” eksponować swoje chaszcze, a panie „mają obowiązek” je golić. Pozostaje jednak pytanie: kto i jak kształtuje reguły, które rządzą naszym wyglądem? Tym bardziej, że wywołują on poczucie niesprawiedliwości. Odpowiedź jest prosta – to społeczeństwo decyduje jakie zachowania zyskują przyzwolenie, a jakie są piętnowane. Nie jest tutaj kwestią sam fakt golenia pach, bo zarówno mężczyźni, jak i kobiety, mogą uważać owe owłosienie za atrakcyjne i mają do tego prawo, ale właśnie podwójnego standardu, który nakazuje płciom konkretne i różniące się od siebie modele zachowań. Dlaczego mężczyzna może zdjąć w miejscu publicznym koszulkę, a kobieta nie? Dlaczego prawo działa na niekorzyść kobiety, która może też by chciała wygrzać i wywietrzyć cycki na letnim słońcu, w samym centrum miasta? Tak naprawdę ma do tego o wiele większe prawo, bo piersi są realnie pożyteczne, więc rozsądnie byłoby im dać więcej praw. Męski tors jest za to pozbawiony wszelkiej wartości, od kiedy polowania odbywają się w supermarketach, a nie w lasach. Ten dualizm jest bardzo charakterystyczny dla człowieka, bo ukazuje słabość jego zasad i rozumowania. Lubimy i bronimy rzeczy, które są dla nas miłe i wygodne. A taki jest właśnie brak myślenia. Męski tors jest „bezproblemowy”, bo w przeciwieństwie do piersi, nie został kulturowo sprowadzony do roli seksualnego gadżetu. To oczywiście koszmarne kłamstwo, powstałe na skutek setek lat trywializowania kobiecej seksualności. Owszem, jesteśmy więźniami sztucznych reguł, ale zapominamy, że to właśnie one świadczą o byciu człowiekiem. Każdy mężczyzna powinien sobie zadać wobec tego pytanie, na ile jest mu miły widok owłosionej kobiecej pachy, a następnie zastanowić się, na ile innym jest miły widok jego owłosienia? Skoro zgadzamy się na takie reguły, to dlaczego negujemy inne? Gdzie leży faktyczna granica między swobodą, a zasadami które należy szanować? I nie chodzi tutaj o to, żeby przyzwolić kobietom na paradowanie z biustem na wierzchu, ale żeby zabronić mężczyznom odsłaniania torsu w środku miasta. Zastraszające jest to, jak wiele ludzie tracą nie szanując pewnych reguł. Wyjazd na plażę, pójście na basen, nad rzekę, wycieczka na wieś właśnie dlatego miały kiedyś w sobie tyle uroku, bo pozwalały nam odpocząć od sztywnych zasad panujących w mieście. A pozwalając sobie na bylejakość najzwyczajniej przestajemy je doceniać. Obyczaje są sztuką nakazów i zakazów. Niestety, dla Polaków obyczaje stały się szarą strefą. Niedopowiedzianą przestrzenią, bez konkretnych wytycznych, konsekwencji i bez żadnej odpowiedzialności. Polak-szarak lubi szarą strefę. Wyzbywając się schludnego wyglądu wyzbywamy się w sobie tego co najcenniejsze – kultury. Umiłowanie „wygody” (rozumianej jako bylejakość) sprawia, że na własne życzenie usuwamy ze swojego życia zróżnicowanie, sprawiając, że jedyną przyjemnością staje się bliżej nieokreślona „wolność”. Szkoda tylko, że wolność bez reguł i nakazów jest słowem pustym jak wydmuszka i nie niesie w sobie żadnych wartości.

Ilustracja: Majka Racka
Ilustracja: Majka Racka

Gra Pozorów

Polacy są również mistrzami pozorów. Owszem, uznają wartość ubioru, ale muszą być do tego zmuszeni okolicznościami. Rozmowa o pracę, uroczystość rodzinna, święto, niedzielna wizyta w kościele, albo wycieczka do urzędu. Wtedy rodacy przywdziewają swoje źle skrojone garnitury i brzydkie sukienki, próbując podreperować codzienny wizerunek. Biorąc pod uwagę, jak wygląda ich normalny ubiór, więcej w tym kłamstwa niż szacunku dla okazji czy instytucji. Jeśli ktoś codziennie nasiąka bylejakością, nie jest w stanie później zrealizować założeń elegancji. Sytuacja jest bardzo analogiczna do płynności w porozumiewaniu się obcym językiem. Jeśli nie używamy go regularnie, to powoli zapominamy jego zasady i tracimy akcent. I nie pomoże tutaj okazjonalna rozmowa przeprowadzona dwa razy do roku. Nie da się nadrobić zaległości w chwilę. Co wtedy zostaje? Proste kłamstwo ubrane w tandetny garniak, który ma dowieść, że niby nie mam tego w nosie, że dbam o swój wizerunek. Następnie kilka okazjonalnych fotek na portal społecznościowy, a później już tylko poliestrowa codzienność z nadrukiem reklamowym i koszmarnym, rozklekotanym klapkiem.

Kolejnym elementem gry pozorów jest kompletna nieznajomość pojęcia jakości. Typowe dla Polaków jest bezmyślne trwonienie pieniędzy. Lepiej co pół roku kupić kolejną torebkę z plastiku, niż porządne skórzane akcesoria, prawda? Zresztą, o czym ja piszę – torebka? Zacznijmy od butów, które po trzech dniach noszenia wykształcają florę bakteryjną porównywalną do średniej wielkości szamba. To widać. A tym bardziej czuć. Jeśli ktoś myśli, że podobne zakupy to oszczędność, ten żyje w błędzie. Zajrzyjcie do swoich szaf, przedpokoi, pawlaczy. Policzcie, złotówka po złotówce, ile pieniędzy utopiliście w rzeczach, które służyły tylko jeden sezon, albo takich, których nigdy nie założyliście. A podróbki? Te wszystkie szałowe bluzeczki z logotypami migoczącymi w rytm syntetycznych dżetów, pretendujących do wielkiego świata, zaklinające rzeczywistość i dające złudzenie wielkich i kosztownych marek? Poliestrowa kradzież logotypu, dająca komfort życiowy? To jest metoda? Kiczowata szmata mająca świadczyć o statusie społecznym? Upiorna, tandetna dekoratywność, do której nijak nie pasuje fetor unoszący się spod pachy, to również nasza specjalność. Nie tak dawno temu, pewna blogerka zastanawiała się (słowo na wyrost, bo inklinuje zdolność myślenia, a w tym konkretnym przypadku jest to wątpliwe) nad  trendem noszenia dwóch torebek na raz. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że taki trend istnieje w Polsce już od dawna. W jednej dłoni podróbka Louis Vuitton, a w drugiej sfatygowana siata z dyskontu, do której można schować drugie śniadanie i plotkarskie pisemko. Pastisz prestiżu. Ależ oczywiście, znów zapominam – Polak jest biedny i nie stać go na zakup dobrych jakościowo rzeczy. Bzdura. To jest pazerność. Kompensacja braków życiowych opierająca się na chwilowej zachciance. Stary i dobry fakt – ilość postawiona ponad jakością.

Co dalej?

I tu właściwie mógłbym skończyć ten felieton, ale tego nie zrobię, bo opisywana sytuacja ma według mnie jeszcze kilka innych, dość fatalnych skutków. Pierwszym z nich jest to, że narodowe rozchełstanie wpływa na kondycję mody autorskiej. Polacy nie troszcząc się o swój wygląd, ograniczają rozwój i funkcjonowanie projektantów na naszym rynku. Kupując rzeczy tanie, tandetne, często wulgarne, tworzą wspólnie atmosferę, w której wygląd zewnętrzny nie jest polem do żadnej kreatywnej rywalizacji, a raczej nieuzasadnioną fanaberią. A moda uwielbia rywalizację i deklaracje. Karmi się nimi i dzięki nim może funkcjonować. Nic więc dziwnego, że marki proponujące coś więcej, niż durną koszulkę z obscenicznym napisem, mają problemy z odnalezieniem się na polskim gruncie i z brakiem klientów. Skoro nie musimy się starać, to moda autorska przestaje być potrzebna. Koło się zamyka. Drugim problemem jest to, że każda osoba wybijająca się ponad średnią podlega społecznemu ostracyzmowi. Jakim prawem ktoś się wyróżnia? Czemu obnosi się ze swoją zamożnością, kreatywnością czy awangardowym strojem? Albo nie-daj-boże, uwaga użyję szokującego słowa, innością? Wielu moich znajomych, zarówno kobiet, jak i mężczyzn miewa z tym problemy. Owszem, ja też krytykuję wygląd innych, ale nie robię tego bezpośrednio. W przeciwieństwie do niektórych rodaków, którzy nie mają żadnego problemu ze wskazywaniem palcem i głośnymi komentarzami „jak ty kurwa wyglądasz”. Niestety, dodatkiem do tego wyciągniętego palca (a bywa, że i pięści) jest osoba, która nie prezentuje sobą niczego, poza frustracją wywołaną tym, że ktoś może mieć większe potrzeby (a bywa, że i możliwości) życiowe. Co ciekawe, wielu komentujących pisało, że „za granicą” też jest mnóstwo niedbałych i niestosownie ubranych osób. Tu zostały podane wszelkie możliwe destynacje, na każdym możliwym kontynencie. Cieszę się, że Polacy tyle podróżują, martwi mnie tylko, że z całej tej zagranicy nie czerpią najlepszych wzorców, ale te najgorsze, traktując je jako usprawiedliwienie dla swojej indolencji. A tak poza tym, drodzy Państwo, o czym my mówimy? Gdybym napisał, że stawianie się w jednym szeregu z Nowym Jorkiem, Singapurem, Berlinem czy Londynem jest „szaleństwem”, to mógłbym już w tej chwili szykować nową półkę, żeby postawić na niej nagrodę zdobytą w kategorii: „Eufemizm Dekady”. Przepraszam, ale z czym do ludzi? Do USA? Gdzie właśnie trwa 13. edycja Project Runway? My mieliśmy jedną i kto wie, czy nie o jedną za dużo. Do państwa, w którym o prestiżu projektanta świadczą regularne pokazy, a nie bycie lokalnym księciem windy i infantylnych fotek? Do tego kraju, gdzie kobiety nadal traktują niedzielne wyjście do kościoła, jako powód do założenia rękawiczek i kapelusza? Do Nowego Jorku, który jest stolicą mody, a styl jego mieszkańców jest ikoniczny? Serio, do tego miasta, po którego ulicach przechadzają się boskie kobiety z Advancedstyle.blogspot.com? Do Skandynawii, która definiuje jeden z najistotniejszych kierunków estetycznych w naszych czasach? Do pełnego awangardy Berlina? Do Hiszpanii, która jest autentycznie dumna ze swoich strojów ludowych, stanowiących inspirację dla dekad projektantów z całego świata? Do Londynu, który jest nieziemskim tyglem kulturowym? Ktoś ma naprawdę czelność i śmiałość, żeby porównywać Polskę do tych miejsc? Przepraszam, ale w głowie mi się to nie mieści… Przyznaję, jeśli chodzi o tupet, to nadal jesteśmy niedoścignieni na całym świecie, ale może trzeba to powtórzyć raz jeszcze, niemal jak krowie na rowie: Mój rodaku, jeśli wyjeżdżasz poza granice naszego kraju i dostrzegasz tam tylko rzeczy gorsze, mniej estetyczne, wtórne, małe, brzydkie, które w jakiś pokręcony i maksymalnie słaby sposób usprawiedliwiają twój niechlujny byt i twoją zapyziałą osobę, świadczy to tylko i wyłącznie o twojej trywialnej, niczym nieskrępowanej, niemal bydlęcej tępocie. Nie dość, że jesteś źle ubrany, to jeszcze głupi i krótkowzroczny. Bo wyjazd zagranicę to doskonała okazja, żeby zobaczyć na żywo, jacy ludzie potrafią być piękni i jacy są z tym pięknem szczęśliwi. Jacy są uśmiechnięci i radośni. W sklepach, w komunikacji miejskiej, na ulicach i w parkach. A teraz rozejrzyj się dookoła. Widzisz różnicę? Jeśli nie, to nie dlatego, że jej nie ma. To dlatego, że nie potrafisz jej dostrzec. Albo po prostu za wszelką nie chcesz tego zrobić.

Powoli umierają też subkultury. Dzieciaki wyglądają jak klony, odlane z jednej formy nie czują już żadnej potrzeby autoekspresji. Dlaczego? Bo nie mają żadnych przekonań. Jedyny manifest, który pozostał na koszulce, opiera się maglowaniu słowa „fuck” w coraz to bardziej absurdalnych wariantach. Zalewa nas fala wulgarnej unifikacji, pokolenie ludzi bez charakteru i odwagi, żeby samemu stanowić o swoim wyglądzie. Rodzice nie uczą już, jak ważny jest ubiór w życiu człowieka, dając pełne przyzwolenie na bylejakość. Co gorsze, brakuje w Polsce odgórnych wzorców. Pożal się Boże „elity” nie nadają żadnego tonu. Portale pokazują głównie sezonowe czupiradła, które wsławiły się zerową zawartością mózgu i moralnością na poziomie muszki owocówki. Celebrytki ubierają się na jedno kopyto, a celebryci… O tych lepiej nie wspominać. W cywilizowanych krajach odbywają się jeszcze wydarzenia, które pokazują pięknych, doskonale ubranych ludzi, do których wizerunku można aspirować. Bo aspiracja jest tutaj kluczem do sukcesu. Dzięki niej staramy się w życiu osiągnąć jak najwięcej. Zdobyć lepszą pracę, status materialny, bezpieczną przyszłość dla następnych pokoleń. I to nie jest aktualne odkrycie, tylko mechanizm, który działa od wieków. George Simmel w Filozofii Mody wskazywał zasadę opierającą się na odgórnym kierunku mody. Klasy uprzywilejowane definiowały wzorce ubioru, które podłapywały klasy niższe, ale niepozbawione aspiracji. Owszem, dziś sytuacja jest inna niż 100 lat temu – moda i ubiór pozornie zdemokratyzowały się. Nie zmienia to jednak faktu, że gwiazdy i celebryci, a nawet blogerki (co niektórych doprowadza do niekontrolowanego ścierania zębów w procesie zgrzytania), które przejęły rolę elit, nadal powinny nadawać ton w kwestii ubioru, bo ich powszechna rozpoznawalność niesie w sobie obowiązek moralny (przynajmniej teoretyczny) tworzenia wzorców godnych naśladowania. Niestety, Polacy zamienili życie kulturalne na pokazy mody i kilka średniej jakości festiwali. Nie ma już wielkich premier, nie ma gal i bali. Naszym żywiołem są festyny, celebryckie spędy promujące lody i rubaszne kabarety – polskie słodkie życie z plastikowym kubkiem wypełnionym piwem i kiełbasą z grilla w roli berła. Do tego obowiązkowe klapki i podkoszulek. Tanio, wygodnie, niechlujnie. Portret Polaka niemal codzienny. Wizerunek zbudowany ze słomy i błota.

„Idąc ulicami Warszawy nie widzę osobowości, nie czuję by ludzie chcieli się pokazać lub wyróżnić. Mało kto ma odwagę i wewnętrzną siłę żeby swoim strojem chcieć zwrócić na siebie uwagę i wybić się ponad przeciętność. W Warszawie czy w innych większych miastach i tak nie jest tak źle, bo zdarzają się wyjątkowo dobrze ubrani ludzie, którym wierzę, że to co mają na sobie jest ich, jest jakieś i odzwierciedla ich wnętrze. Nie są modni, nie podążają ślepo za trendami, bo nie na tym przecież styl polega. Mają klasę, podniesioną głowę, wyprostowany kręgosłup, pięknie ułożone włosy, zrobiony make-up i wewnętrzną siłę by się wyróżnić, pokazać siebie takimi jakimi są. Wystarczy jednak wyjechać nad morze podczas sezonu, gdzie mamy cały przekrój naszego społeczeństwa, by okazało się, że ze stylem nam zupełnie nie po drodze. Umiemy się tylko wzorować na innych, głównie tych z zachodu i na manekinach z popularnych sieciówek, ale i tak wyciągamy z nich najbezpieczniejsze rozwiązania. Zwykle tak by było jak najtaniej, jak najwygodniej i jak najskromniej. Wszystko jest nudne, zwykle szare lub bure, zupełnie nijakie. To chyba kwestia naszej kultury i mentalności. Jakiś kompleks który podpowiada, żeby nie wychodzić przed szereg. Wielka szkoda, bo Polacy są naprawdę piękni, ale zupełnie nie doceniają swoich warunków, przez co niestety zwykle wyglądają jakby im nie zależało na własnym wyglądzie.”

Kas Kryst, projektantka, założycielka butiku Młodzi Polscy Projektanci, tancerka

Nie wymagam od nikogo, żeby się ze mną zgadzał. Wbrew niektórym opiniom nie jestem szalony. Przynajmniej nie tak bardzo.Tu nie chodzi o kiwanie głową, czy negowanie opinii, ale o refleksję. Uszczęśliwianie kogokolwiek na siłę nie ma sensu i mam tego pełną świadomość. Jednak czymś innym jest uświadamianie. Piszę o tym zagadnieniu, bo lubię mieć czyste sumienie i uważam, że myśl przedstawiona na Facebooku wymagała rozwinięcia. Pamiętajcie tylko o jednym – swoją niedbałością zawsze dajecie innym przyzwolenie na ocenianie i krytykę. I to właśnie zrobiłem w moim wpisie na Facebooku. Zrecenzowałem wygląd Polaków. Zabolało? Na podstawie reakcji mogę stwierdzić, że tak. I to bardzo mocno. No cóż, może właśnie dlatego, że to jednak prawda?

Never Ending Freestyle Voguing

Tobiasz Kujawa

freestylevoguing@gmail.com

44 Comments

  1. Jako, że Twój felieton jest przepyszny, postanowiłam wtrącić do niego odrobinę prywaty, zresztą w odniesieniu do jednego z miliona wątków, które poruszyłeś.

    Dzisiaj odwiedziłam moich dziadków, a ponieważ wstałam jak zwykle za późno, to czas mojego przygotowania do wyjścia wynosił jakieś siedem razy mniej niż zwykle. Kiedy dotarłam na miejsce, dostałam solidny ochrzan od babci za moją niedbałą fryzurę, bo ‚kiedy wychodzisz z domu, to chcąc, nie chcąc – jesteś oceniana, a nie będziesz miał czasu i możliwości z każdym podać sobie rękę i wyjaśnić, jaką masz bogatą osobowość i cztery fakultety’. Najpierw trochę się z nią posprzeczałam, bo wiadomo – ad personam trochę szczypie i nikt nie lubi. Teraz jednak refleksja – moja babcia ma siedemdziesiąt lat i jest reprezentantką chyba ostatniego pokolenia, którego otwarcie uczyło się takich rzeczy. Wyjątki potwierdzają regułę, a my należymy do takiego, które przyjmowało już inne dewizy – o tym, że nie liczy się wygląd, że nie ocenia się książki po okładce, które na dodatek źle zinterpretowaliśmy.

    Śmieszy mnie, kiedy ludzie tak usilnie próbują dowodzić, że zero estetyzmu jest przywarą całego świata, nie tylko Polaków. W latach 90. zwyczajnie zachłysnęliśmy się kapitalizmem, rozumianym jako niesamowicie bogaty wachlarz wyboru, który potem tylko i wyłącznie powiększał się przez stopniowe wchodzenie obcego kapitału i nie mówię tu o dolarach, czy wcześniej frankach i markach, a o yuanach. Reasumując: serio, nie wmówicie mi, że w Nowym Jorku i Londynie socjologicznie jest identycznie, bo jest zupełnie inaczej.

    Polubienie

    1. Popieram.
      Co drugi dzień wizytuję dziadków. On, lat 93, nadal pracuje (freelance ;)). Ona, lat 89, jest bardzo chora i przykuta od lat do łóżka, nie wychodzi z domu.
      Nie przypominam sobie sytuacji, abym zobaczyła dziadka bez wyprasowanej koszuli i spodni w kancik (zimą dopuszcza sztruksy, natomiast nadal nie dopuszcza śniegowców i uważa, że porządny skórzany sztyblet jest jedyną słuszną opcją na zimne dni).
      Natomiast babcia w wersji elegancka koszula nocna i kaszmirowy sweterek nadal, mimo że są dni kiedy ledwo może mówić, zawsze ma umalowane oko i elegancko spięte włosy. W dniach lepszych są zakręcone na wałki.
      I to wszystko mimo faktu, że jedynymi osobami, które widują, jestem ja i moja mama.

      Tyle w temacie.

      Polubienie

      1. Po Twoim komentarzu nie pozostaje już chyba nic do dodania. Nie chcę zrzędzić ale … upadek obyczajów ? Tak się to określa ? Przeczytałam i tym bardziej chce mi się starać. Pozdrawiam serdecznie.

        Polubienie

  2. Wspaniały felieton. Jak nauczyłeś się tak pisać? Czy to wrodzony talent? Szkoła? A może po prostu lata praktyki?

    Polubienie

    1. Zawsze lubiłem pisać. Może zabrzmi to głupio, ale zaczęło się od pamiętników, później poezji, a potem to już jakoś samo poszło. Na pewno przydał się okres studiów humanistycznych, bo nauczył mnie analitycznego myślenia i konstruowania rozbudowanych wypowiedzi. Nie znam recepty na „dobre pisanie”, ale jestem przekonany, że trzy czynniki są najważniejsze – trzeba dużo czytać, jeszcze więcej pisać i być ciekawym świata.

      Polubienie

  3. kadehti pisze:

    Ja bym powiedziała, że może nie w całości, ale pośrednio, winę za stan rzeczy taki, a nie inny, ponosi pruderia. Tak, ten śmierdzący mentalną cebulą naród jest pozbawiony jakichkolwiek odczuć na tym polu – kobiety (będę je tak nazywała w dużym skrócie, każdy wie, dlaczego) w moim wieku, a więc 20< x <25, zwyczajnie się wstydzą. Jak ty możesz, takie krótkie spódnice nosić, no wiesz co! No właśnie nie wiem. Co hamuje młode dziewczyny na drodze do naprawdę dobrego, prawdziwie kobiecego wyglądu? (Poszłam na egzamin w klasycznym, czarno białym zestawie, uzupełnionym o rajstopki ze szwem i szpilki i zostałam wyzwana od kobiet zarabiających nocą. Bez komentarza) Dlaczego kobiety w wieku, w którym wybacza się naprawdę wiele eksperymentów na stylizacji i makijażu, pozostają przy wyciągniętych porach, które broń boziu, żeby podkreślały tyłek, i bluzie z kapturem, na które z tak wielkim upodobaniem polują na dziale męskim? Bo co, bo ktoś sobie spojrzy, stanie mu i sobie coś uroi i w tym swoim ciasnym rozumku? Ktoś mądry jakiś czas temu rozprzestrzenił broń intelektualną, mianowicie wpoił głupim babom, że to wstyd wyglądać jak baba. Że cycki to wstyd, że ładne nogi to wstyd, że wszystko, co kobiece, to wstyd! Ktoś mądry, bo jestem pewna, że takie głupoty do głowy wpoił ludziom ktoś, kto teraz wygląda jak nenufar na tle tego całego gówna.
    Mogłabym tak jeszcze długo, ale po prostu ukłonię się Autorowi z uznaniem.

    Polubienie

    1. Co do „pruderii” – na ulicy widać raczej wspomniane „cycki” czy „nogi” (mniej lub bardziej ładne) w ilościach nadmiernych, których właścicielki najwyraźniej niewielu już rzeczy się wstydzą.
      Myślę, że problem raczej nie w tym, co się obnosi na wierzchu tudzież pod spodem, tylko w jakim stylu. Nie wiemy, jak Pani wyglądała na egzaminie (lakoniczny opis stylu jednak nie obrazuje), ale może jest to dobry powód, aby się zastanowić, jak Pani strój jest odbierany i czy koniecznie chce Pani na uczelni uchodzić za kobietę „zarabiającą nocą”. Bo jak pisał słusznie Pan Tobiasz, niewielki mamy wpływ na to, jak nasze odzieżowe intencje odbierze otoczenie. Trzeba więc otoczeniu pomóc odnieść takie wrażenie, jakie odnosić byśmy chcieli. A nie obruszać się, że jesteśmy źle rozumiani. Bo to bezcelowe.

      Polubienie

      1. kadehti pisze:

        Muszę Pani (jeśli już chcemy zawoalować swoje chamstwo formami grzecznościowymi) pogratulować żelaznej logiki. Z jednej strony Pani nie wie, jak wyglądałam, ale z drugiej strony już wiadomo, że chcę uchodzić za dziwkę. Być może są ludzie, którzy mają tak daleko posunięty fetyszyzm, ale ja do nich nie należę. Zamiast uprawiać czepialstwo i próbować uchodzić przy tym za osobę elokwentną proponuję zająć się czymś bardziej relaksującym.
        Ale nadal podziwiam, bo widać, że spłodzenie tego komentarza zajęło PANI cholernie dużo czasu i energii.

        Polubienie

  4. Widziałam na FB Twój komentarz, przeczytałam go, ale nie zwróciłam uwagi na komentarze pod tekstem. Zawsze dziwią mnie te wszystkie oburzone głosy, które w imię dziwnie pojmowanej wolności i swobody bronią prawa do chodzenia niedomytym i niechlujnym.
    Mnie uczono, że to jak się ubierasz jest wyrazem szacunku. Nie tylko do samego siebie, ale także (a może przede wszystkim) do drugiego człowieka. Nie od dziś wiadomo, że nie lubimy siebie nawzajem, że jesteśmy do siebie wrogo nastawieni. Może po prostu nasz wygląd świadczy o tym jak bardzo nam nie zależy na społeczeństwie, w którym żyjemy? Wiem, że to mocne uproszczenie, bo to problem wielowątkowy, wynikający z wielu przyczyn, ale akurat ta – brak szacunku do siebie nawzajem, wybił się ponad inne po przeczytaniu twojego tekstu.
    Na koniec taka smutna konstatacja…Obawiam się, że osoby, które najbardziej potrzebują edukacji w kwestii wyglądu, niestety nie przeczytają Twojego tekstu. Ma więcej niż dwie linijki i to jest za dużo…

    Polubienie

  5. Zgadzam się całkowicie ze stwierdzeniem, że polska ulica jest bardzo niemiła dla oka, obawiam się jednak, że Twój felieton niestety niewiele tu zdziała. Osoby, które mają gdzieś to jak wyglądają, a co za tym idzie – to jak postrzegają ich ludzie w miejscach publicznych, zapewne mają również gdzieś Twoje (i czyjekolwiek) zdanie na ten temat. Możemy nad tym jedynie ubolewać, albo się nie przejmować. Mam tylko nadzieję, że młode pokolenie, do którego należę, przeczyta fragment o sobie i może przestanie się bać nosić to co lubi i w czym faktycznie dobrze się czuje, a nie to co mają koleżanki w szkole/kupują rodzice/sugeruje chłopak. Jestem żywym przykładem na to, że warto, bo to zmienia nastawienie. Wychodzę na ulice w tym, w czym się sobie podobam, wszyscy się na mnie patrzą, bo nie wyglądam jak oni i jest to całkiem super.

    Wciąż trzymam kciuki za nasze społeczeństwo, chociaż słabo to wygląda.

    Polubienie

  6. Zupełnie nie rozumiem tego tekstu. Nie widzę związku między higieną ciała a estetyką wyglądu, a pojęcie „ładnego wyglądania” wprowadza do tych rozważań dodatkowy zamęt. Jakie są wobec tego kryteria poprawności? Bo ja osobiście pomimo 10 lat pracy w polskiej modzie (przemysł odzieżowy, mała firma, stanowisko kreatywne) nie mam problemu z widokiem grubych panów w obcisłych podkoszulkach ani dziewczyn w zbyt krótkich spódniczkach. Nie oczekuję od nikogo, że będzie mi okazywał szacunek poprzez swój ubiór bo nie sądzę, żeby kołnierzyk i krawat miały w tej kwestii jakąś przewagę nad gołą klatą. Wiem to z doświadczenia. To, że ludziom śmierdzą pachy, że kobiety w czasie okresu wydzielają woń sui generis czy to, że się pocimy jest dla mnie rzeczą naturalną i społecznie nieszkodliwą. Podobnie jest ze wspomnianym w tekście łupieżem – współczuję tym, którzy go mają, ale nie jest to dla mnie przeszkodą w zawarciu znajomości. Zajmując się zawodowo modą nie sądzę, żeby była ona niezbędna komukolwiek – to kwestia wyboru. A będąc 30-kilkuletnim człowiekiem nie rozumiem dlaczego odmawia mi się niechlujnego wyglądu – przecież to moja suwerenna decyzja, którą gwarantuje mi prawo. Po wielu latach strojenia się dla reszty świata wybieram aktualnie „stylizacje” z tak zwanej dupy czyli na chybił-trafił. Często wcale nie takie znowu wygodne. To jak aktualnie definiuje się „stosowność” jest to dla mnie mało istotne. Więc w zasadzie ten tekst jest chyba o mnie. Pomimo, że mam dyplom wyższej uczeni artystycznej, a w indeksie pionę z historii estetyki. I nie zamierzam zmieniać tego stanu rzeczy. Nie chcę też aby mój sąsiad pan Stefan zrezygnował ze swoich koszulek na ramiączkach przez które prześwituje jego włochaty pępek. Bo ja tu nie widzę problemu. Tak samo jak nie widzę go w brudzie pod paznokciami jednej Pani, z którą jechałam dziś tramwajem. Właśnie tak rozumiem szacunek – ludzie są różni, inni ode mnie, mają inne doświadczenia i potrzeby. Nie odczuwam krzywdy z powodu istnienia dresiar, nastolatek ubranych na szołrumie, panów w garniturach, suchych babć w kufajkach ani modowych frików. Moim zdaniem dla wszystkich starczy miejsca.

    Polubienie

    1. DA WI FI pisze:

      ….mhmmm…grzecznie dodam,ze oklamuje pani sama siebie!
      Nie wierze,ze ktos kreatywny z wyczuciem estetyki nie odczuwa malej checi „korektury” na widok ” niechlujnych,smierdzacych ludzi!…Jak widze w aktualnej fazie jest u pani WSZYSTKO na „NIE”…w mysl wiersza Tuwima”Pcalujcie mnie wszyscy w dupe”…..Przepraszam,ze osmielilam sie skrytykowac,bo troche sie juz pani boje!! 😉 Agresja emanuje z pani wypowiedzi!…smutne.

      Polubienie

      1. Hm… Krzywdzący i niesprawiedliwy jest dla mnie Pani komentarz. Przykro mi, że uważa mnie Pani za osobę agresywną bo moje intencje są inne. Jeśli nadużyłam gdzieś wolności słowa to przepraszam. W moim przekonaniu nasze poglądy po prostu się różnią i być może stąd Pani wrażenie, że mój komentarz jest cały na „nie”. Tezy reprezentowane przez Autora tekstu stoją w jawnej sprzeczności z moim widzeniem świata i dlatego trudno mi do tego tekstu odnieść inaczej niż polemicznie. Tak rozumiem sens dyskusji. Dla mnie agresywne jest wykluczenie osób niechlujnych, do których należę jeśli brać pod uwagę kryteria przedstawione przez Pana Tobiasza. Dziękuję za komentarz o okłamywaniu samej siebie. Przemyślałam go, ale nie mogę Pani przyznać racji. Najtrudniejsze jest właśnie to, że kiedy przestałam się okłamywać – przestałam się podobać światu. Jest Pani kolejnym tego potwierdzeniem. Mimo wszystko pozdrawiam serdecznie (i naprawdę szczerze). Kattalina.

        Polubienie

      2. DA WI FI pisze:

        To ja juz nic nie rozumiem!! Przepraszam z göry,za niesprawiedliwa ocene!…ale nigdy nie spotkalam kobiety,ktöra celowo i swiadomie „olewa podobac sie”i nie interesuje ja opinia innych!….Ja jako typowa kobietka,nigdy pewnie tego nie zrozumiem i nie odwaze sie tak reagowac,jak pani …Doskonale wiem,ze na to potrzebna jest sila i odwaga i pewien skomplikowany proces dojrzewania….a pani to ma…To jest ponad nas,tych przyziemnych…a mi daleko do tego….i mimo wszystko, wybieram ta estetyczna strone kobiety,tak dla siebie…bo to lubie.
        Pozdrawiam serdecznie!

        Polubienie

      3. Pani Da Wi Fi, jeśli odpuścimy oceny to jak sama Pani widzi możemy znaleźć wspólny język. Bardzo mnie to cieszy bo w właśnie otwartość na innych ludzi jest warunkiem ładu społecznego. Każda jednostka ma prawo do takiej ekspresji siebie jaka jej odpowiada. Szczególnie cieszy mnie Pani komentarz „wybieram ta estetyczna strone kobiety,tak dla siebie…bo to lubie”. Tak się składa, że ja bardzo szanuję to co Pani lubi. Pytanie tylko dlaczego mamy nie szanować tego co lubią inni. Na przykład mój sąsiad pan Stefan. Spotkałam go dzisiaj na podwórku. Bardzo Panią pozdrawia. Tak samo jak resztę towarzystwa. Kazał przekazać, że nie przeszkadzają mu niczyje buty na obcasach ani nic w tym guście. Powiedział tylko, że „trzeba dobrze robić swoje”. Włochaty pępek jak zwykle prześwitywał mu przez koszulkę. Życzę wszystkiego dobrego.

        Polubienie

    2. Pani Kattalino, na wstępie dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie mojego tekstu i komentarz. Tyle w ramach kurtuazji, teraz pora na testowanie rzeczywistości. Zacznijmy od początku – nie zrozumiała Pani tekstu, ale mimo wszystko poczuła się Pani kompetentna do skomentowania go. No cóż, z jednej strony rozumiem, że potrzeba wypowiedzi bywa bardzo silna, ale spójrzmy na to z innej strony – ja na przykład nie rozumiem książek dotyczących fizyki kwantowej czy teorii czasu. Choćbym chciał, to niestety nie rozumiem. Mój umysł nie jest przyzwyczajony do podobnych tematów, czego mam pełną świadomość i nie spędza mi to snu z powiek. Czy upoważnia mnie to do pisania dyrdymałów pod artykułami na temat fizyki kwantowej? Nie! Bo jeśli czegoś nie rozumiem i nie mam potrzeby rozumienia tego, to nie tracę na to czasu. Idźmy dalej – czy gdzieś w tekście użyłem wyrażenia „ładnego wyglądania”. Szukam i nie mogę go znaleźć. Jeśli już kogoś cytujemy, to korzystajmy z cytatów, a nie z wymysłów. Użyłem plastycznego określenia o „ładnych opakowaniach”, bo wiem, że takie porównania są bardziej przystępne dla przeciętnego czytelnika.

      Pani nie ma problemu i bardzo dobrze. Nie mieszajmy w to jednak szacunku. Na Wikipedii czytamy „szacunek w sensie poważanie, uszanowanie, poszanowanie, respekt, atencja, estyma, pokłon, uznanie”. Obrażanie innych swoim wyglądem nie ma nic wspólnego z szacunkiem. Nie widzę powodu, dla którego mam szanować zachowanie innych ludzi, które z mojego punktu widzenia jest szkodliwe społecznie, co wskazałem w tekście i nie zamierzam się powtarzać. Stwierdzenie, że ludzie są różni, nie jest wyrazem szacunku, ale truizmem, niewartym nawet dyskusji na tej stronie, bo jeśli chodzi o moich odbiorców, to są oni bardzo zróżnicowani i Pani obecność tutaj, jest tego najlepszym przykładem. Być może odór zaniedbanego ciała nie jest dla Pani problematyczny, ale proszę mi wierzyć – dla wielu ludzi jest równie repulsywny, co zbyt mocne perfumy. To co staram się przekazać, jak widać z oporami niezależnymi ode mnie, to swoista droga środka. Rozsądku. Zrozumienia. Znalezienie optimum, który nie pozbawia nas komfortu, ale sprawia, że jesteśmy ludźmi. Na koniec dodam, że prawo ma wiele luk. Szczególnie jeśli chodzi o obyczaje.

      A tak na koniec dodam, już zupełnie osobiście – jest dla mnie szokujące, że osoba twierdząca, że pracuje w modzie, może reprezentować takie poglądy. Szokujące i zdumiewające.

      Polubienie

      1. Witam Panie Tobiaszu,

        dziękuję za zabranie głosu. Pisząc, że nie rozumiem Pana tekstu miałam na myśli to, że nie rozumiem stawianych w nim tez. I to właśnie z tego powodu włączam się do dyskusji. W przeciwnym razie po prostu nie miałabym powodu aby zareagować. Zaznaczam przy tym, że kwestie estetyki nie są dla mnie fizyką kwantową, bo jak już wspominałam skończyłam studia artystyczne i mam stosunkowo duże pojęcie o teorii estetyki. Poruszający cytat z Pana tekstu brzmi „Lubimy ładne opakowania. Czemu więc sami nie chcemy się ładnie zapakować?” – do tego odnosi się moja wątpliwość. Dla mnie odpowiedź jest zawarta w pytaniu. Ponieważ nie chcemy. I mamy do tego prawo. Ja nie chcę, ponieważ wśród wielu kategorii estetycznych, które mam do wyboru moją ulubioną jest brzydota, którą w sposób dla mnie naturalny po prostu eksploruję. Nie rozumiem dlaczego mamy wymuszać społeczne posłuszeństwo w stosunku do jednego kryterium z wielu możliwych jakie oferuje nam rzeczywistość. Przecież osoba, której wygląd jest dla Pana niestosowny nie zmusza Pana do ubierania się w taki sam sposób. Osoba, która „brzydko” pachnie nie każe Panu pachnieć tak samo. W moim przekonaniu właśnie tu przebiega granica wolności. Tutaj, a nie w dostosowaniu się do jednej odgórnie narzuconej normy. Cytat z Pana odpowiedzi „Obrażanie innych swoim wyglądem nie ma nic wspólnego z szacunkiem” otwiera dla mnie kwestię tego co Pana obraża. Według współczesnej teorii komunikacji wykładanej w ramach psychologii społecznej obrażać może Pana tylko ten, kto ma taką intencję. Jeśli zaś czuje się Pan obrażony przez kogoś o kim nie wiemy jakie miał zamiary to jest to już kwestia Pana określonych potrzeb i oczekiwań. Argument o byciu obrażonym wysuwali także ludzie demonstrujący przeciwko sztuce „Golgota picnic” w wielu polskich miastach. Problem polega na tym, że nikt nie chciał ich obrazić. Sztuka jest czystą ekspresją doświadczeń Rodrigo Garcii. Idąc dalej – moje stwierdzenie, że „ludzie są różni” potwierdzone komentarzem „inni ode mnie” może być truizmem jeśli nie respektuje się go w całej rozciągłości. Nie chodzi o świadomość tego co jest widoczne gołym okiem – choćby płeć, wiek, kolor skóry – ale o kwestie różnych doświadczeń w zakresie jednego kręgu kulturowego. Pana Poczucie tego co jest estetyczne będzie się w niewielkim tylko stopniu pokrywać z subiektywnym doświadczeniem innych osób. Ludzie nie zachowują się inaczej niż Pan (np. chodzą niechlujnie ubrani) nie tylko dlatego, że ignorują istniejącą według Pana normę, ale również dla tego, że inaczej niż Pan myślą, inaczej doświadczają i inaczej wnioskują. Inaczej – ale nie gorzej. I temu przede wszystkim należy się szacunek. Ja nie mam kompleksów na punkcie Pana osoby i z zaciekawieniem czytam Pana artykuły. Nie mając problemu z tym jak wyglądam i jak się ubieram czuję się dość pewnie polemizując z Pana teoriami. Robię to z tym większym zaangażowaniem, że Pana tekst niesprawiedliwie ocenia osoby takie jak ja. Cieszę się, że mogłam Pana zaszokować. Tak jak mogą Pana zdziwić powody innych ludzi, którzy nie wyglądają wg Pana odpowiednio. Zachęcam do zadania im pytania „dlaczego?” i zbadania ich racji. Ja już wyjaśniłam jakie ma to u mnie przyczyny. I tak, ja naprawdę istnieję. I naprawdę „robię” w modzie. Nie jest nawet pewne czy nie ma Pan w szafie jednego z ubrań do których powstania się przyczyniłam. Pozdrawiam serdecznie. Kattalina.

        Polubienie

    3. Pani Kattalino – każdemu z nas wolno ubierać się, pachnieć i wyglądać tak, jak nam się podoba. I każdemu z nas – siłą rzeczy – wolno to oceniać, a na podstawie tej oceny podejmować decyzje. Nie przyjmę do pracy brudasa, choćby był geniuszem, bo geniusz w oczy się nie rzuca, a brudne włosy tak. Zatem choć geniuszowi wiele mogę wybaczyć, w tym ekscentryczny wygląd i zachowanie, to jednak musi on dać mi jakąś szansę na poznanie się na nim. Tymczasem jak mam go odróżnić od zdegenerowanego eksploratora społecznych marginesów, jeśli obaj wyglądają tak samo?
      Dlatego właśnie strój jest mocnym komunikatem niewerbalnym. To obiektywny fakt. Zawsze będziemy się oceniać po wyglądzie, przynajmniej na początku, choćbyśmy się od tego świątobliwie odżegnywali.

      Polubienie

      1. Drogi Panie/ Droga Pani „Czegonieogladac”,

        powyższy komentarz nie stoi w żadnej sprzeczności z tym co napisałam. Część ludzi rzeczywiście będzie się wzajemnie oceniać – pomimo, że współczesna psychologia jasno wskazuje na możliwość rezygnacji z takiego podejścia. Dokonywanie ocen jest pierwotnym instynktem wynikającym z poczucia zagrożenia – ilekroć jakiś osobnik „odstaje” od normy automatycznie budzi obawy wśród członków swojej społeczności. Bardzo dokładnie precyzuje to teoria zmiany. To po pierwsze. Po drugie – dokonywanie ocen nie musi być tożsame z działaniem pod ich wpływem. Intelekt pozwala nam opracować wyniki naszego postrzegania i dokonywać racjonalnych decyzji. Dlatego jeśli nie zatrudni Pan/Pani osoby o określonym wyglądzie to musi się Pan/Pani liczyć z możliwością określonego zysku lub straty w zależności od tego czy ocena była trafna czy błędna. To rzecz statystyki. Myślę, że osoba skrajnie zaniedbana lub po prostu flejtuch – tak jak ja – liczy się z możliwością odrzucenia. Nie budzi mojego zdziwienia fakt, że nie jestem pożądanym pracownikiem korporacji. Dlatego nie wybieram się tam na spotkanie o pracę. Nie będę też zdziwiona jeśli nie otrzymam posady w kancelarii adwokackiej. Nie będzie to dla mnie dziwne, ale będzie przykre, ponieważ godzi w moje podstawowe prawo. Prawo do własnego wyglądu. Co do błędnych ocen to wiele z nich spotkało w życiu Steve’a Jobs’a. Twórca I-phone’a chodził boso, nie mył się, rzadko zmieniał odzież (miał całą teorię dotyczącą kwestii brudu). Dziś jest ikoną popkultury, inspiracją trendu który nazywamy „hipsterstwem”, a jego marka jest synonimem najwyższej estetyki w świecie technologii. Do końca życia nosił czarny gofl włożony w spodnie – a to przecież symbol obciachu tak jak skarpetki z sandałami. Czy mógłby liczyć na etat w Pana/Pani firmie? Pozdrawiam ciepło. Kattalina.

        Polubienie

    4. Marika Maj pisze:

      Pani Kattalino,
      moje wyrazy uznania. Z Pani wypowiedzi bije bystrość i dojrzałość. Rozpisywanie się na temat tego jak bardzo zgadzam się z Pani podejściem byłaby czystą formalnością.

      Pozdrawiam serdecznie i życzę sukcesów.

      Karolina

      Polubienie

  7. Ariel Woy pisze:

    Łyknęłam artykuł jednym tchem, pomiędzy espresso a rogalikiem z morelami. Zgadzam się i podpisuję obiema rękami (chociaż lewą piszę trochę krzywo). Nieuchronne w tej sytuacji pytanie: czy ja dzisiaj nie zostałabym postawiona przy tablicy w którymś z akapitów? Tak się zastanawiam, odnosząc się do jednego z nich: czy ten makeup i ułożone włosy to jedyna opcja? Żeby nie było wątpliwości, absolutnie nie mam na myśli apoteozy pryszczy na wierzchu i tłustych strąków. Zostawiając ubranie jako takie na inną okazję bo zaraz biegnę do pracy, z ciekawości zapytam. Czy Twoim zdaniem jak makijaż jest taki, że ma ukrywać co do ukrycia i koniec na tym, a włosy (czyste, błyszczące) leżą sobie na plecach tak jak im wygodnie i kręcą się tak jak mają ochotę, to jest to niechlujstwo?

    Polubienie

  8. Właśnie w takich chwilach cieszę się, że na tę „polską ulicę” patrzeć nie muszę, bo od roku wszędzie wożę dupę samochodem. Na palcach jednej ręki mogę policzyć ilość moich przejazdów komunikacją miejską, ale i tak za każdym razem obiecywałam sobie, że nigdy więcej. Nie dość, że wrażenia zapachowe pozostawały wiele do życzenia to ludzie się na mnie tak gapili jakbym co najmniej była karłowatym Murzynem albinosem z zespołem downa. Załamanie totalne i brak komentarza, zostaję w samochodzie.

    Polubienie

  9. DA WI FI pisze:

    Jestem pod wrazeniem!!! Zawsze przywiazywalam duza wage do ubioru…i tak juz zostanie…Niestety w moim srodowisku, bylam spostrzegana,jako osoba majaca „swira” na punkcie swojego wygladu….Teraz ,kiedy mieszkam od 20lat w miescie swiatowej mody,ciesze sie kazdym wyjsciem na ulice Düsseldorfu i podziwiam dobrze ubranych ludzi….
    Jestem zachwycona,ze mlodzi ludzie z Polski pröbuja „naprawic” fatalne nastawienie Polaka, do odpowiedniego ubioru….
    Wyrazy glebokiego szacunku!!

    Polubienie

  10. Świetnie napisane – ostro i krytycznie. Świetnie czytać teksty, gdzie wiadomo, iż autor wie jak posługiwać się językiem polskim. Nie chcę się rozpisywać, powiem jedynie, że wiele tendencji, które Pan wskazał sama zauważam w swoim otoczeniu. Zwracam uwagę na to jak się ubieram, nie po to aby podobać się całemu otoczeniu, ale po to aby dobrze czuć się sama z sobą. Jest jednak problem, który Pan wyróżnił – często słyszę, że najlepiej gdybym nosiła tylko czerwone sweterki, bo przypuszczalnie ktoś zauważył, że w czerwieni mi do twarzy. Jakakolwiek „ekstrawagancja” (z cyklu: inny niż „standardowy” zegarek, skórzana torebka) – jest deprecjonowana i rozumiana jako niemądra fanaberia. Pracuję, zarabiam i wydaję pieniądze na co chcę. Swoją drogą nie znoszę sytuacji, kiedy ktoś próbuje zarządzać moim portfelem.. z resztą ostatnio usłyszałam „po co Ci portfel Kenneth Cole”? Nie komentuję wyglądu innych, jeśli nie do końca podoba mi się prezentowany przez daną osobę „styl”, choć z chęcią mówię, że ktoś świetnie wygląda, kiedy tak rzeczywiście sądzę. Ostatnio z moim chłopakiem stwierdziliśmy, że postępuję dokładnie odwrotnie niż większość rodaków..Pozdrawiam Autora i myślę, że będę częściej odwiedzać Pana blog!

    Polubienie

  11. Sonia Czosnek pisze:

    ,,Powoli umierają też subkultury. Dzieciaki wyglądają jak klony, odlane z jednej formy nie czują już żadnej potrzeby autoekspresji. Dlaczego? Bo nie mają żadnych przekonań.”

    SAMO SEDNO, gdzie się nie obrócę, tam armia klonów w ubraniach z sieciówek, nawet się nie wysilą, żeby to jakoś inaczej zestawić, tylko wszystko zdjęte z manekina i założone na siebie. Wszystkie dziewczyny w tych samych fryzurach, kraciastych koszulach, skórzanych spódnicach z koła i Vansach. Kolesie w rurkach, full-capach i vansach. Już lepiej się patrzy na obdartego pancura, chociaż i tych mało ;).

    Polubienie

  12. Mylisz higienę osobistą z subiektywnym poczuciem estetytyki. Pomyśl, ile razy kandydatki na Miss Swiata są krytykowane za rzekomą brzydotę. Jestem przeciwna bezmyślnemu powielaniu wzorców urody i mody dyktowanych przez kreatorów-milionerów z Paryża czy Nowego Jorku. Jest tyle różnych stylów, po co naśladować to, co jest powszechnie akceptowanie?

    Poza tym, nie rozumiem tego wywodu o braku szacunku. Jeśli dziewczyna ważąca 80 kg wkłada obcisłe lateksowe leginsy i uważa, że wygląda zjawiskowo, to nie ma to nic wspólnego z szacunkiem okazywanym innym ludziom. Jej się to po prostu podoba.

    Znajomych nie mają osoby z kompleksami, które czytają takie posty jak ten, a potem drżą, że każdego dnia popełnią modowe faux pas. Natomiast osoby pewne siebie, noszące ubrania w „złym stylu” przyciągają ludzi właśnie dzięki temu, że traktują opinii anonimowego blogera aspirującego do bycia głosem oświeconej części społeczeństwa, którego w życiu nie widzieli jak wyroczni.

    A „Polak-szarak” istnieje tylko w Twojej głowie i statystykach. Po ulicach chodzą indywidualni ludzie o zróżnicowanych charakterach i gustach.
    To jest ładne, co się komu podoba.

    Polubienie

    1. No cóż, każdy ma prawo do swojego zdania. Dziękuję za lekturę mojego felietonu i komentarz.

      Pozdrawiam,
      t.

      Polubienie

  13. haniahaniak pisze:

    Dzień dobry.

    Przeczytałam felieton, jest dobrze napisany bo wzbudza różnego rodzaju emocje i odczucia, a o to chyba autorowi chodziło. Niemniej jednak – mam parę uwag ad vocem.

    1) Czy naprawdę uważacie, że domena złego ubioru, skarpet i sandałów, niechlujstwa i złej estetyki jest przypisywana Polakom? Bo ja nie. Wystarczy poczytać blogi o podobnej tematyce jak ten i na całym świecie ludzie mają podobne problemy. Z tym, że poprzez naszą romantyczną naturę, wrodzoną martyrologię i brak kontynuowania tradycji pozytywistycznych cały czas będziemy zauważali tylko i wyłącznie to co złe w nas, umniejszając wartości tym dobrym cechom. Nie lubię tego – ktoś klaszcze w samolocie – domena Polaków – ktoś ma wsadzone skarpety w sandały – na pewno Polak – ktoś się przypiekł na „raka” na wakacjach – Polaczki jak nic! Podczas gdy w większości przypadków wcale nie jest to prawda – w samolotach klaszcze pół świata (wystarczy polatać sobie samolotem po Ameryce Południowej), cały internet myśli, że połączenie skarpety + sandały to ulubiony ubiór Niemców a na „raka” spalony jest co trzeci Amerykanin na Florydzie.
    HEJ, NIE JEST Z NAMI TAK ŹLE! 🙂 Skończyły się już te czasy, kiedy musimy cierpieć, być uciśnionym, przez to czuć się gorszym, nie dostrzegać własnych sukcesów. Twórcą pojęcia „polaczkowatości” są sami zakompleksieni Polacy. A ja jestem dumna z naszego narodu, uważam, że niesprawiedliwe jest przypisywanie negatywnych cech naszemu narodowi a nie ogółowi ludzkości. To takie pozostałości po czasach zaborów i komunizmu, ten żal, to takie „polaczkowanie” wszystkiego. Młodzi ludzie powinni dostrzegać to co dobre i przeć do przodu! Nie kalajmy własnego gniazda na oczach naszych współbratyńców.

    2) Gdy tylko czytam w internecie lub słyszę na ulicy „Jezuuuu ta gruba założyła szorty, fuu” uśmiecham się pod nosem i przywołuję pokazy mody plus size, wiele modelek plus size odnoszących ogromne sukcesy w świecie mody czy świetne blogerki modowe, posiadające serwisy dodające odwagi niepewnym siebie osobom. Wystarczy wpisać w google Nadia Aboulhosn lub Girl with Curves, żeby zobaczyć jak popularne są te dziewczyny. Dlaczego? Bo się to podoba. Cytując klasyka: „sorry, taki mamy klimat”. Dobór naturalny jest brutalny ale takich pań nie wykluczył. Czy ubierają się „poprawnie” zasłaniając swoje krągłe udziska? Wątpię, a nawet wiem, że nie 😉 To co podoba się jednym, innym niekoniecznie musi się podobać – na odwrót.

    3) „Wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innego człowieka” – i tego się trzymajmy. Niech robią co chcą – jeśli śmierdzą po to, żeby mi dokuczyć i wkroczyć w moją banieczkę – mam prawo zainterweniować. Jeśli są nieestetycznie ubrani ale dotyczy to tylko ich – ich sprawa. Jeśli nie ubierają się zgodnie z zasadami dresscode – ich sprawa – to oni nie znajdą drugiej połówki gotowej do prokreacji, bo przecież nie są przystosowani do otaczającego ich środowiska… o tym mówił Darwin. Ale chwila. A jeśli właśnie są przystosowani i to się podoba ;)? Przetrwają najsilniejsi, ale kto powiedział, że najsilniejsi jesteśmy „my-wypindrzeni”?

    Pozdrawiam ciepło,
    Hania 🙂

    Polubienie

  14. Ze mną jest problem. Ubieram się schludnie, przyzwoicie i wszystkie starsze babcie, ciotki etc mówią mi, że mam ładny styl i zawsze ubieram się odpowiednio do okazji etc. Czyli jest ok. Wiem, że mam lekką oponkę, nigdy nie noszę obcisłych bluzek gdzie byłoby to widać. Wiem, że moje stopy nigdy nie zmieszczą się do butów typu baleriny czy zgrabne obcasy więc noszę tenisówki, „oxfordki” etc. Moje kolana są lekko krzywe, nosze sukienki/spódnice za kolano. spoko. Ogólnie kryje się za ubraniem, co pewnie też nie jest rozwiązaniem. ALE ALE…ano właśnie mam trądzik ( o którym pisałeś, o plecach w trądziku) NIGDY bym nie założyła nic co by to pokazało. Ale mam trądzik na ramionach, przedramionach, plecach, dekolcie, szyi. Wszędzie. I zakrywam, bardzo staram się zakrywać. bardzo staram się leczyć. Nie da się przewidzieć wszsystkiego, zakryć wszystkiego, zapudrować etc. Codziennie rano kulę się przed lustrem, oglądam z każdej strony. Czy oponki nie widać, że ten trądzik taki straszny. 30 st ale może jednak jakieś pseudo kimono chociaż zarzucę. Że się pytają czy nie jest mi gorąco w tenisówkach (nie jest! wolę to niż ból istnienia, że ktoś zobaczy jak moje haluksy rozpychają każde sandały etc). Zgadzam się ze wszystkim co napisałeś ale za tym co robią ludzie kryją się kompleksy, niepewność, strach i niewiedza. Bardzo celnie opisałeś mężczyzn. Oni się boją zostać wyśmiani. Ja też, jak ubieram się jak „kobieta” to czuję, że zrobiłam za dużo, że przesadzam i będę za bardzo widoczna. Uwielbiam Koreę, Seul jest pięknym miastem, jak Berlin z opisu Harel. Nikt nikogo nie ocenia. Zadbani panowie, ładne ułożone włosy, uprasowane koszule, spodnie i eleganckie buty.
    ech…życie jest ciężkie. felieton cudowny ;d chyba chcę pójść na personal shopping kiedyś

    Polubienie

    1. DA WI FI pisze:

      Pieknie i szczerze napisane….Zycie w rzeczywistosci jest trudne i czesto smutne….Wszystko co napisalas,przechodzi kazda z nas,bo nie ma idealöw….Czasami zastanawiam sie,czy warto wkladac tyle trudu w dzien codzienny? …..ale,kiedy juz jestem wsröd ludzi i oddycham pelnia zycia,wiem; ze warto bylo!…..

      Polubienie

  15. Myślałam, że przeczytam sobie godzinkę przed końcem pracy ciekawy felietonik – a tu czytadła na półtorej godziny, bo nie można tak non stop siedzieć z oczami wlepionymi w monitor. Nie mam więc zbyt dużo czasu na lepszy komentarz, ale chciałabym, oczywiście, coś usprawiedliwić! Otóż: jest lepiej niż było 🙂
    Druga kwestia, to wątek polskich projektantów… ja rozumiem, że ich ubranka fajne, lepsze, że dzięki nam, kupującym, mogą oni wypłynąć, ale jak kogoś nie stać nawet na sieciówkę, to rodzi się problem…. ja większosc butów mam z second handów, bo za 20zł można dostac pożądne, skórzane buty… w głowie mi się nie mieści, że w Polsce sieciówki mają tak bardzo wygórowane ceny, że szmaty rozwalające się po sezonie (pozdrawiam h&m) kosztują przed wyprzedażą niewiele mniej, niż dobre buty z np. ecco. Z drugiej strony, istnieje też pewien trend, że kupując słabej jakości ciuchy, można częściej zmieniać zawartość szafy.

    Polubienie

  16. I jeszcze dodam coś o subkulturach – one zawsze były negowane. Zawsze „metale” w szkole byli uważani za gorszych,brudasów, może dlatego jest ich coraz mniej… ale może nam się tylko wydaje? siedzimy głównie w centrach miast, rzadko zaglądamy pod gimnazja (tak, gimnazja, bo tam to wszystko się rodzi) a „dresy” nadal są, nadal w centrum warszawy siedzą panczury, nadal widuję plagi mangowców (pracuje w sklepie z komiksami, muszę ich oglądać), nadal przystanek woodstok przyciąga masy różnych osób, pogo-wców i delikatniejsze osóbki, nadal są grona oazowe w grzecznych sweterkach, co roku zmierzające na Jasną Górę. Na to na co dzień nie zwraca się uwagi, ale zróżnicowana młodzież nadal jest, tylko, jak to było zawsze, chowa się w swoim otoczeniu i nie zauważamy ich

    Polubienie

  17. porta celeste pisze:

    Ahem. Higiena to jedno, osobiste poczucie estetyki – drugie. Owszem, nie wyjdę z domu nieumyta i rozczochrana, ale wyjdę w rurkach z Primani za 6 funtów, bo moim zdaniem są fajne. Owszem, nie pójdę na służbowe spotkanie w szortach, bo mi nie wypada. Ale gdy idę do knajpy, kina albo na zakupy, wkładam to, co lubię, i zabieram jedną z moich obsesyjnie kupowanych torebek (tak, są ze sztucznej skóry), i ani mi w głowie trwożyć się tym, co na mój widok myśli przechodzień, który zapewne nigdy więcej mnie nie zobaczy i który nie ma pojęcia, kim jestem.
    Oczywiście wiem, że trawa zawsze zieleńsza tam, gdzie nas nie ma, ale nigdy bym nie pomyślała, że zauważanie źle ubranych ludzi na ulicach zagranico jest oznaką bydlęcej tępoty. Cóż, od tego mamy blogi, żeby się uczyć 🙂 Tak czy inaczej, ludzie w parkach Londynu i Sztokholmu są uśmiechnięci i radośni w dużej mierze dlatego, że są duuuużo bardziej wyluzowani niż my.

    Gwoli ścisłości, nie jestem fanką legendarnych skarpetek z sandałkami, ale jeśli komuś tak się podoba i tak mu wygodnie, to jego sprawa. Uszanowanie czyjegoś gustu też jest przejawem kultury osobistej. I nie sądzę, żeby jakiekolwiek muzeum zamknęło się z powodu mojego bywania w nim w trampkach 😉

    Polubienie

  18. A co sądzisz o sposobie ubierania się Pana Wojciecha Cejrowskiego? Nie jest to żadna ironia itp., szczerze mnie to ciekawi. I czy podałbyś jakieś polskie gwiazdy lub celebrytów, które ubierają się według Ciebie nieprzeciętnie i na fajnym poziomie? Swoją drogą bardzo inspirujący tekst – inspirujący do zmiany sposobu ubierania, szczerzę dziękuję 🙂

    Polubienie

  19. Panie Tobiaszu,
    felieton wyborny, obserwacje trafne, troszkę kij wetknięty w mrowisko i pretekst do rozmowy o wolności jako takiej (jak można wnosić z komentarzy). Zachęcona podzielę się własną obserwacją – polska ulica nie jest bura, polska ulica tonie w skrajnościach. Z jednej strony mamy bowiem wyraźnie zarysowaną tendencję do wybierania ubrań bezpiecznych, stylizacji sieciówkowych, równania do jakiejś abstrakcyjnej średniej, z drugiej zaś równie silny trend opierających się na kolorach krzykliwych, kakofonii wzorów, wszelkich „uładnień”, kryształków, napisów, koronek…I to we wszystkich grupach wiekowych, na co dzień spotykam ludzi strojem upodabniających się do beżowych manekinów z H&M i chodzące bombki choinkowe, szczególnie wdzięcznym miejscem do obserwacji są duże dworce kolejowe. Absurdalna mieszanka lęku przed wyróżnieniem się i tęsknoty za barwną ludowością?

    Polubienie

  20. Napiszę to kompletnie bez złośliwości (i mam nadzieję, że się na mnie za to nie obrazisz), ale dopiero po przeczytaniu tego felietonu jestem w stanie zgodzić się z Twoim punktem widzenia. Wcześniej po wpisie na facebooku… raczej mnie rozczarowałeś (nie jestem osobą, która komentuje Twoje wpisy tam, ale mimo wszystko zadaję sobie trud ich przeczytania). Rację masz i to całkiem sporą. Pozdrawiam.

    Polubienie

    1. Właśnie dlatego powstał ten felieton. Nie uznaję metody „kopnąć i uciec”, bo to do niczego nie prowadzi. Dzięki za czas poświęcony na lekturę i komentarz!

      Pozdrawiam,
      t.

      Polubienie

  21. Polak – Wegier dwa bratanki. Wciaz pokladam nadzieje w Polkach, bo jesli chodzi o Wegierki to chyba Tsunami musialby przejsc aby zatopic wszystkie chinskie sklepy..

    http://thespoiledqueen.wordpress.com/2014/01/06/why-budapest-is-not-a-fashion-hub/

    http://thespoiledqueen.wordpress.com/2014/01/15/crusade-against-sequins-unfashionable-budapest-part-ii/

    Polubienie

Dodaj komentarz

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s