Sport, sport, sport moi drodzy! Świat mody dosłownie zwariował na punkcie sportu. A raczej na punkcie sportowego stylu, bo moda i pot jakoś nie idą w zgranej parze. Chyba, że pocimy się od świateł jupiterów i fleszy – jakby nie patrzeć, to też rodzaj rywalizacji – głównie o atencję obiektywów i reakcje publiczności. To co sportowe lub usportowione stało się ciekawe, nowe i świeże. Obcisłe i drapieżnie wykrojone sportowe bluzki, legginsy do biegania, bluzy, sportowe staniki, bokserskie szorty, akcesoria i wyspecjalizowane nowoczesne materiały, które sprawdzają się w ekstremalnych treningowych warunkach. Wszystkie te elementy, które dominowały do tej pory na halach, boiskach i w okolicznościach natury, płynnie przeszły (a nawet przebiegły) na wybiegi. A przede wszystkim sportowe buty. Jeśli świat mody zwariował na punkcie sportu, to sportowe buty wywołały w nim prawdziwy obłęd. Po tym, jak Chanel pokazało na wybiegu Haute Couture (sezon SS 2014) wygodne obuwie, zmieniły się zasady gry. Sneakersy można (a nawet należy) nosić do wszystkiego: od dżinsowych szortów, aż po koronkowe suknie do ziemi. Modny jest sportowy look, modna jest również sportowa sylwetka. Ponieważ energie zazwyczaj dążą do wyrównania, odrobina mody weszła więc na sale siłowni. Okazało się, że ciuchy do treningów, poza wygodą i akcentowaniem osiągniętych już efektów, mogą mieć jeszcze jeden cel – wyrażać charakter właściciela. Pojawiło się w nich więcej kolorów i popularnych w danym sezonie motywów graficznych czy deseni. Trykoty i zestawy à la Jane Fonda, a w szczególności ozdobne paski podkreślające talię, odeszły do lamusa, powracając od czasu do czasu jedynie w stylizowanych teledyskach. Marki sportowe proponują już nie tylko kolekcje stricte treningowe, ale i ubrania do noszenia na co dzień. Czasami aż trudno zidentyfikować pierwotne przeznaczenie danego ciucha. Popularne sieciówki i projektanci nie pozostają w tyle – przypomnijmy sobie na przykład olimpijską kolekcje H&M „Go for Gold” (jedna z moich ulubionych, mam dwie pary legginsów), czy współpracę z Alexandrem Wangiem, w której sport był przecież najsilniejszą (można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jedyną…) inspiracją.
Biorąc pod uwagę powyższe fakty, zadanie z którym mieli się zmierzyć uczestnicy drugiego odcinka, drugiej serii programu Project Runway, nie dziwi, a nawet przeciwnie – pozytywnie zaskakuje. Przynajmniej w swojej teorii, opierającej się na tworzeniu prawdziwych ubrań, a nie zlepków śmieci. Zaprojektować stroje dla drużyny siatkarek? Rewelacyjna sprawa i prawdziwe wyzwanie! No cóż, okazuje się, że tylko w teorii, bo projektanci zgotowali widzom i swoim modelkom prawdziwy survival, który zamiast poprawiać kondycję i wygląd, może zabić. I kto powiedział, że sport zawsze oznacza zdrowie? Uprzedzam lojalnie i już na samym wstępie – to był koszmarny odcinek, po którym można nabrać prawdziwej awersji nie tylko do mody, ale i do wszelkich aktywności fizycznych. Nie przedłużając już wstępu, razem z platformą SHOWROOM.PL zapraszamy do lektury!
Ogólny zarys zadania jest już znany, ale warto dodać kilka istotnych detali. W tym odcinku projektanci znów nie mieli możliwości, żeby podjąć samodzielną decyzję odnośnie materiałów, które chcą wykorzystać w swoim procesie twórczym. Zostały im one wręczone w pakiecie z modelką, a modelki były wybierane na podstawie kolejności nazwisk, wylosowanych przez Anję z woreczka. Wszyscy wybrali dokładnie te modelki, z którymi pracowali w poprzednim odcinku. Była to doskonała okazja, żeby zdeklasować swoich przeciwników i wprowadzić odrobinę taktycznego zamieszania, ale żaden z uczestników nie zdecydował się na takie działanie. Nie obyło się jednak bez krępującej sytuacji – jedna z projektantek uroiła sobie pod niewidzialnym beretem, że skoro ktoś jej dał prawo wyrażania opinii, to ona tę opinię wyrazi. Do tego jeszcze jednak dojdziemy. Każda modelka dzierżyła w zgrabnych rękach czarne pudło. Jak się okazało następnego dnia w pracowni, w każdym pudle był zestaw materiałów i dodatków krawieckich, których kolorystykę najwygodniej określić słowem – #oczojebna. Gościem specjalnym tego odcinka była Ranita Sobańska, główna projektantka sportowej marki 4F. Szkoda tylko, że Anja przedstawiając Ranitę, połknęła literkę „ł” i z określenia „główna projektantka”, zrobiła się projektantka… Albo nie, nie idźmy tym tropem. Warto dodać, że owa marka ma już za sobą pierwsze „modowe” podrygi. W zeszłym sezonie 4F zaprezentowało kolekcję podczas łódzkiego tygodnia mody. Skłamałbym, gdybym napisał, że te propozycje miały w sobie jakikolwiek potencjał zapisania się w pamięci, poza jednym szczegółem – w finale sylwetki zostały zaprezentowane przy zgaszonych światłach, ponieważ miały fluorescencyjne detale. Dość powiedzieć, że pokaz ten bardziej „ćmił’, niż „świecił”, ale! Oczywiście musi być jakieś „ale”. Warto tu zaznaczyć dość nietypowe, jak na polskie warunki, starania marki, która ma ambicję łączenia mody i sportu. Jednak budowanie takiego wizerunku nie jest łatwe. Podobnie, jak zaprojektowanie odzieży sportowej, która ma konkretne założenia, często sprzeczne z tym, co uważamy za modne, czy ciekawe. I tu pojawia się najważniejsza wytyczna tego zadania. Ubrania zaprojektowane przez uczestników miały być w pełni funkcjonalnym, wygodnym i interesującym pod względem wzornictwa strojem do uprawiania sportu. Chyba już wszyscy się domyślają, że to pozornie proste wyzwanie przerosło możliwości naszych małych kreatorów. Po pierwszych przymiarkach na krytym boisku, Tomek Ossoliński stwierdził, że projektanci „odwalili chałę”. Remedium miała być dodatkowa walizka z materiałami, która została dosłownie rozszarpana. Nie o materiały tu jednak chodziło, ale o zrozumienie zadania, więc jak się domyślacie, nawet cała hurtownia tkanin na niewiele by się tu zdała. A zresztą, zobaczcie sami!
Tradycyjnie dodaję, że cały odcinek możecie zobaczyć TU. Zauważyłem też, że wielu z moich czytelników przebywa poza granicami kraju, więc jeśli macie problem z odtworzeniem wideo, to polecam znalezienie odpowiedniej wtyczki do waszej przeglądarki, która pozwoli na zmianę IP. Może to być na przykład (w przypadku Google Chrome) Hola Better Internet.
Alicja Czarniecka
Alicja stwierdziła, że 90% projektów w tym odcinku wyglądało lepiej, niż jej realizacja. Alicjo, nie bądź taka surowa dla siebie! 90% projektów w tym odcinku było równie złe, jak twój, czyli ten koszmarny tekstylny śmietnik, przez który można nabrać awersji do sportu na najbliższe tysiąc lat. Na uwagę zasługuje zarówno serdak, w którym lalka Barbie mogłaby iść na ryby, jak i szorty z… No cóż, nie owijając w bawełnę – Joanna Przetakiewicz stwierdziła, że jest tam miejsce na pokaźne męskie przyrodzenie, ale ja twierdzę, że to po prostu zmyślna skrytka na zapasową piłkę tenisową. Sama stylizacja tych „projektów”, to temat na osobny dramat. Jednak w tym pseudo-sportowym wdzianku jest jeden ogromny plus! Dzięki niemu Alicja odpadła z programu i nie będzie nam więcej zawracać głowy! Teraz może spokojnie wrócić do ubierania Dody.
Patryk Wojciechowski
Patryk zdobył w poprzednim odcinku immunitet, dzięki któremu zyskał automatyczny transfer do kolejnego. Jeśli wierzyć jury (nie wiem, jak wy, ale ja im zdecydowanie nie wierzę) to fakt ten okazał się prawdziwie zbawienny, bo podobno projekt Patryka był tak zły, że mógł mu zagwarantować opuszczenie programu. Jak się za chwilę przekonacie była to zwyczajna #ściema, bo w tym odcinku zobaczymy jeszcze sporo o wiele gorszych pomysłów. Chciałbym jeszcze dodać, że połączenie legginsów i szortów to naprawdę mocno wyeksploatowany trend, więc jeśli chcemy być „na czasie”, to warto o tym pamiętać.
Quoc Anh Tran
Anh twierdzi, że to strój do tenisa (sic!). Jakby się zastanowić, to nie ma w tym nic dziwnego – jeśli Anh uznaje tylko jeden rodzaj sportu, i jest to konsumpcja na czas, to nic dziwnego, że sam strój do uprawiania sportu może przerosnąć jego możliwości pojmowania. A prawda jest taka, że Anh, jak mało który uczestnik tego programu, powinien zainteresować się przede wszystkim sportem. I wcale nie mówię tu o projektowaniu odzieży, tylko treningach. Ale wracając do meritum – ten projekt jest tak zły, tak niewdzięczny i tak mało interesujący, że szkoda na niego więcej liter. Zresztą, to marnotrawstwo materiału najlepiej podsumowała kreatorka mody… Stop! W tym miejscu trzeba wspomnieć, że w końcu zaistniała jakaś prawdziwie pozytywna i sensowna odmiana na gruncie polskiego Project Runway. Musicie wiedzieć, że Joanna Przetakiwicz abdykowała i już nie jest kreatorką mody! Zamieniła swój tytuł na zdecydowanie mniej efektowny: Dyrektor Kreatywna Polskiej Marki Modowej. Zaczynam mieć wrażenie, że Joanna czyta FV – ta zmiana nie może być przecież przypadkowa! Pytanie tylko, dlaczego nazwa jej marki została ukryta? Musiało dojść do jakiejś rewolucji w kontrakcie. Zresztą, od samego początku tego programu wiele osób zastanawiało się, na czym polega ten układ i kto tu komu właściwie płaci – TVN Przetakiewicz? Czy może raczej odwrotnie? Niezależnie od tego, dziś bijemy Pani Dyrektor brawo, bo ta zaliczyła najtrafniejszy komentarz w swojej jurorskiej karierze. Powiedziała: „to jest brzydkie”, ucinając tym samym zbędną dyskusję. Dobrze, że nasz wietnamski agent ma w sobie chociaż potencjał komediowy, bo inaczej opuściłby programu już w tym odcinku. Jury dało mu jednak szansę. Tym razem o tyle słusznie, że Anh wykazał się koleżeńską postawą i oddał Michałowi suwak. Chociaż tyle dobrego, z jego obecności w programie.
Piotr Pyrchała
Piotr ma wiele do powiedzenia. Szczególnie, jeśli przychodzi do oceny projektów innych uczestników. Owszem, są to zazwyczaj trafne komentarze, ale problem polega na tym, że propozycje Piotra… Powiedzmy sobie wprost – jak na razie nie zachwycają. Asekurancka postawa, polegająca na odtwarzaniu swoich projektów „sprzed programu” (na tych spodniach projektant chyba zjadł już dwa komplety zębów), opłaca się tylko do pewnego momentu. Na początku programu uwaga jury jest rozproszona na wielu uczestników, dlatego z neutralnymi ciuchami łatwiej się prześlizgnąć do następnego odcinka, ale to się w pewnym momencie kończy. Nie wspominając o tym, że immunitet bywa prawdziwie zbawienny. Piotr ubrał swoją zawodniczkę w obszerne spodnie-alladynki i bluzkę z podkreślonymi ramionami. To zdecydowanie najbardziej estetyczna (pod względem wykonania) realizacja z tego odcinka. No i jedna z niewielu, która nie „ubrzydziła” samych modelek. Wniosek? Znów mówimy o sukcesie w miejscu, w którym go nie ma. Mam jednak wrażenie, że Tyszka właśnie rozpoczął polowanie na Piotra, bo jak sam przyznał, bardzo go denerwuje jego uśmiech. Duża grupa widzów chyba podziela zdanie fotografa. A ja czekam na coś więcej, niż basic rodem z oferty trzecioligowej polskiej marki.
Monika Olszewska-Sulejewicz
Zdaję sobie sprawę, że oczekujecie ode mnie nie tylko powodu do radości, ale i merytorycznej oceny sylwetek. Problem polega jednak na tym, że w niektórych przypadkach naprawdę trudno o sensowną weryfikację projektu. Bo jak zinterpretować powyższy zestaw? Dla kogo on jest przeznaczony? Do czego służy? Dlaczego tak koszmarnie zaburza sylwetkę dziewczyny, która jest sportsmenką? Swoją drogą kocham to słowo – #sportsmenka, prawie jak #supermenka! Niestety, w przypadku tego projektu, „super” jest jedynie to, że nigdy więcej nie będziemy musieli na niego patrzeć. Jury wyrozumiale przepuściło Monikę do kolejnego odcinka w grupie „średniaków”, czyli projektantów, których pomysły nie były wystarczająco złe na #zjebkę i wystarczająco dobre na #pochwałę. Prawdopodobnie też już nie chcieli na to patrzeć.
Sylwia Kozubska
Sylwia lubi grać ostro i taką samą taktyką należy się jej rewanżować. Przyjęła ryzykowną taktykę, opierającą się na wizerunku szantrapy, która wali „prawdą” prosto z mostu, nawet, jeśli ta prawda nikogo nie interesuje. Zgrywanie się na podobną faszion-bicz ma sens tak długo, dopóki idzie za nią (a raczej przed nią) talent. Bez talentu pozostaje tylko nieznośna pretensja. Czy ktoś będzie chciał ubierać się u pretensjonalnej, chamskiej projektantki z zaburzeniami postrzegania rzeczywistości? Nie sądzę. A kiedy rozpatrujemy podobny przypadek w kontekście 37-letniej kobiety, która „zaprojektowała” koszulkę i spodenki? #Litości!
Kiedy projekty nie są ekscytujące, wrażeń musi dostarczać charakterek. Sylwia wybierając modelkę jako ostatnia, miała do wyboru dwie dziewczyny, w tym Karolinę, z którą pracowała w poprzednim odcinku. Tak jak reszta projektantów zdecydowała się na sprawdzoną współpracę. Nie ma w tym nic złego. Jednak przemowa o tym, że druga modelka pogrążyła sukienkę w poprzednim odcinku i dlatego musi odpaść, była co najmniej nie na miejscu. Jak zawsze sprawdza się stara zasada – „mniej gadania, więcej projektowania”. Ale właściwie jakie to ma znaczenie? Przecież to oczywiste, że Sylwia nie wygra tego programu. Pytanie tylko, dlaczego wszystkie „zaślepki” w tym programie muszą być tak niesamowicie irytujące. Ta konkretna zaślepka również trafiła do grupy średniaków.
Anna Młynarczyk
Nasza Księżniczka Alternatywy, na widok walizki przyniesionej przez Tomka Ossolińskiego, dosłownie oszalała. Wgryzła się w ten praktyczny przedmiot, jakby od tego zależało jej życie. To był prawdziwy moment grozy, bo mając w pamięci jej zeszłotygodniową stylizację, z wisienką na torcie w postaci abażura na głowie modelki, wizja zawodniczki siatkówki ubranej w walizkę, była równie bliska, co przerażająca. Anna postanowiła jednak oszczędzić widzom podobnych atrakcji.
Dekonstrukcja Walizki
Ale wcale jej to nie pomogło, bo przygotowała sylwetkę bardzo skomplikowaną, która po prostu nie mogła odnieść powodzenia, bo była… Zbyt skomplikowana. Warto jednak zauważyć, że Anna znalazła się dość blisko kierunku, który miał łączyć modę i sport. Widać tu mnóstwo pomysłów, niektórych bardzo dobrych i trafnych, na urozmaicenie przewidywalnej mody sportowej. Jednak realizacja zawiodła na całej linii, a truchło biednej walizki zostało przez Annę wykorzystane do stworzenia bezkształtnej kurtki. Całość sprawia wrażenie bardzo bałaganiarskiej i niechlujnej, ale na wyróżnienie z pewnością zasługuje jeden detal – tył stanika, który jest całkiem efektowny. Mało efektowne było jednak utyskiwanie na rzekomy plagiat. Projektantka poinformowała widzów, że nie zawaha się oskarżyć swojej rywalki o plagiat, w trakcie oceniania projektów. Na nasze szczęście jury nie dało jej tej satysfakcji, bo Anna przeszła do kolejnego programu w grupie średniaków. I dobrze, bo w powietrzu wisiała bójka. Mam też dobrą radę – jeśli ktoś kopiuje wasze projekty, teksty, etc. NIGDY nie poruszajcie tego tematu sami. Dajcie to zauważyć swoim klientom, czytelnikom, czy prasie (tu przyda się zaprzyjaźnione medium). W przypadku bycia kopiowanym jest tylko jedno rozsądne wyjście – po raz kolejny wyskoczyć przed szereg z nowym, jeszcze lepszym pomysłem. Robienie z siebie ofiary, szczególnie w przypadku tak mocno oklepanego motywu, jest raczej kompromitujące.
Agata Mickiewicz
Jedyny detal zasługujący na pochwałę w tym projekcie, to granatowo-turkusowy fragment topu. Gdyby utrzymać całą sylwetkę w tej kolorystyce, usunąć koszmarny, odkształcający się na biuście suwak, jak i naiwne detale w spodniach i zrobić z tego, na przykład… kombinezon do joggingu? Byłby to ciekawy i unikalny projekt. #CouldaWouldaShoulda Niemniej, ten zestaw usatysfakcjonował zarówno Anję, jak i Panią Dyrektor, a Agata dostała ustną pochwałę na apelu, który miał miejsce tuż po ogłoszeniu wyników. Laurkę i order z ziemniaka wręczono poza kamerami.
Dominika Syczyńska
Dominika radzi sobie w programie iście doskonale! Już w drugim odcinku zyskała łatkę kopistki – czy to nie jest spore osiągnięcie? Ten czarny piar zagwarantował projektantce sam Tomek Ossoliński, wskazując na podobieństwa między jej projektem, a realizacją Anny. Gdzie czai się podstępna kopia? W wykorzystaniu krzyżujących się na piersiach taśm. Kopia czy nie kopia – ważne jest jedno. Tak jak projekt Anny ma w sobie potencjał, dzięki któremu nadaje się do ewentualnej i bardzo gruntownej poprawy, tak projekt Dominiki nadaje się tylko do kosza. I wcale nie chodzi mi tutaj o grę drużynową. A co w tym zestawie robią gogle? Kogo to właściwie obchodzi, kiedy jest dużo ważniejsze pytanie – co w tym programie robi dalej Dominika?! A to #zagwozdka.
Magdalena Ba
Projektantka zapytana przez Jury: „kto chodzi w samych majtkach na siłownię”, stwierdziła, że ona by poszła. No cóż, można się ubierać we własnoręcznie zaprojektowane ciuchy, projektant może być nawet ambasadorem swojej marki, ale jeden klient, który na dodatek nie płaci, to za mało, żeby stworzyć biznes. Nawet jeśli mamy koleżankę z podobnie brawurowymi pomysłami. Ten projekt to jedno wielkie nieporozumienie. Obrzydliwy kawał szarej dresówki pospinany w formę pokracznej niby-spódnicy zapinanej na karabińczyk, banalna szara bluza, a do tego strój do pływania i szpilki. Takie pomysły powinny być karalne.
Sara Betkier
Bluza, top i spodnie. Co można powiedzieć o tym projekcie? Przy odrobinie dobrej woli, że jest co najwyżej poprawny. Patrząc bardziej realistycznie – że jest nudny i boleśnie przewidywalny. Jeśli coś jest nudne i boleśnie przewidywalne, to najczęściej można to kupić w sklepie sieciowym. Wniosek? Ocenianie tej sylwetki jest niepotrzebną stratą czasu. Jury też tak uznało i Sara, jako czwarta, dołączyła do grupy średniaków.
Bartosz Wcisło
Bartosz, jak przystało na stereotypowego samca, skoncentrował się głównie na fakcie, że jego zawodniczka ma ledwo skończone 18 lat i jest śliczna. Oczywiście rechocząc przy tym lubieżnie, bo taka bajera najwyraźniej ciągle działa w Radomiu. I tu leży odpowiedź na odwieczne pytanie – dlaczego kobiety są głównie ubierane przez gejów. Bo kiedy gej ubiera kobietę, nie myśli o tym, o czym myśli na przykład Bartosz. A Bartosz ma w głowie jedno – rozmnażanie. Nie ma w tym nic złego, taki wiek, powiedzmy „rozpłodowy” (Bartosz zmajstrował już z urodziwą małżonką dwie latorośle), ale ubierając śliczną dziewczynę, warto podkreślić jej atuty, a nie pogrążyć ją w koszmarnym zestawie. Owszem, brzydkie ciuchy mogą sprawić, że owa dziewczyna chętniej się rozbierze. Ale chyba nie o to chodzi w tym programie… Co ciekawe, Bartosz podobno żyje z projektowania sportowej odzieży. Kiedy Tomek Ossoliński wyraził odrobinę zwątpienia tym faktem, dostał w rewanżu poradę, żeby zajął się projektowaniem garniturów. Szkoda tylko, że męskość Bartosza nie podpowiedziała mu, że podobne rzeczy mówi się komuś prosto w oczy, a nie popiskuje do kamery.
Michał Zieliński
Ach ten Michał. Jakiż to gagatek! Ta Laleczka jest niczym ostra szpilka, wbita we wrażliwe pośladki większości uczestników. Młody, estetyczny (co za kości policzkowe!), widać że całkiem zdolny, a do tego pozuje na cholernie pewnego siebie. Jest tak arogancki, że zapomniał imienia swojej zawodniczki, a potem jeszcze bezczelnie wygrał ten odcinek, więc zirytowani są zarówno uczestnicy, jak i widzowie #CoZaTupet! Duże ambicje wymagają dużych wyzwań, dlatego Michał w tym odcinku musiał się zmierzyć z wyjątkowo wysoką modelką. Szycie ubrań na kobietę mierzącą ponad 190 centymetrów? Bardzo trudne zadanie. Projektant przybrał jednak ciekawy kierunek – nie kombinował zbytnio, pamiętał o tym, że sportowy strój musi zapewniać wygodę i swobodę, a dodatkowo, jako jeden z nielicznych, nie potraktował tego zadania infantylnie. Jego zawodniczka wyglądała nowocześnie, silnie, męsko (ale nie jak #babochłop) i nawet modnie. W przypadku sportu nastawionego na rywalizacje, jest to jak najbardziej zrozumiałe i akceptowalne. Największe zażalenia można mieć do kolorystyki projektu, która przez błyszczące taśmy, kojarzy się z uniformami służb drogowych. Ale cóż, taka widocznie była zawartość czarnego pudełka. Michał wygrał odcinek, dostał bonus w wysokości 5 tysięcy złotych i staż w biurze projektowym marki 4F. Była to jedyna słuszna decyzja.
W tym miejscu zazwyczaj kończę Project Runway Bez Majtek wnioskami, ale ten sezon przyniósł kilka nowości. Jedną z nich będzie konkurs dla młodych projektantów, który mam przyjemność współtworzyć z platformą SHOWROOM.PL! Szczegóły tego konkursu, jak również samą nagrodę (będzie o co walczyć!) poznacie dopiero za kilka tygodni. Najpierw będą miały miejsce przygotowania, a raczej treningi, bo w końcu dzisiejszym tematem jest sport. W każdym odcinku PRBM, pod koniec tekstu, znajdziecie nowy segment „SHOWROOM ABC”, który będę dla was przygotowywać wspólnie ze specjalistami z tej platformy sprzedażowej. W kolejnych odcinkach dowiecie się, między innymi, jakie kryteria należy spełnić, żeby znaleźć swoje ubrania i nazwisko w katalogu SHOWROOMu. A ponieważ sprawę traktujemy kompleksowo, to poznacie wiele rozmaitych i nie zawsze oczywistych wskazówek na temat budowania marki modowej – od planowania asortymentu, przez obsługę klienta, sprzedaż, produkcję, aż po przygotowywanie materiałów graficznych i promocyjnych, które spełniają swój zamierzony cel. Czyli wiele praktycznych porad #KnowHow, które sprawiają, że wasz ciuch po prostu się sprzeda. Bo moda, powtórzę to po raz kolejny, jest biznesem, w który wizerunek cierpiącego artysty nigdy specjalnie się nie wpisywał. Generowanie zysków jest w tym momencie wartością nadrzędną, bo wkład własny projektanta jest bardzo duży, a co za tym idzie, równie duże jest ryzyko poniesienia dotkliwych konsekwencji, które generują nieprzemyślane decyzje. Zapamiętajcie – #SHOWROOMabc, ten hashtag zagości w tej edycji na stałe. #StayTuned!
Pora na winsoki! Chyba najlepiej podsumowała ten odcinek moja serdeczna przyjaciółka i projektantka – Kas Kryst, z którą podczas każdego PR otwieram facebookowy #HotLine i wymieniam się refleksjami. Kas stwierdziła: „Wizerunek młodego projektanta, który powstał w oczach przeciętnego Polaka, juz nigdy się nie odbuduje po tym programie”. I tu jest pies pogrzebany, bo wizerunek młodego projektanta został w tym odcinku stworzony na podstawie kilku awantur, paru pyskówek, scen przy piciu wina, scen na hali sportowej i przede wszystkim niezbyt szczęśliwego zadania, za które marka 4F musiała z pewnością słono zapłacić. To jest dopiero paradoks – w ciągu godzinnego programu traktującego o projektowaniu mody, samemu projektowaniu poświęcono zaledwie kilka minut. Żenujące projekty i fabuła naciągnięta jak guma w wyeksploatowanych gaciach. Po raz kolejny przekonaliśmy się, jak bardzo trudne jest projektowanie prawdziwych ubrań. Sklecić efektowną kieckę na czerwony dywan – do pewnego poziomu jest to zadanie najprostsze z możliwych. Ale ciekawy i oryginalny strój z praktycznym zastosowaniem? To jest prawdziwe wyzwanie, na którym tym razem wszyscy i bez wyjątku polegli. Pora kończyć, dlatego dziękuję za uwagę i do przeczytania w przyszłym tygodniu!
Never Ending Freestyle Voguing
Tobiasz Kujawa
freestylevoguing@gmail.com
PS. W następnym odcinku gościem specjalnym będzie Boska Maryla Rodowicz ❤ #CantWait
Jestem ciekawa jak zawodnicy poradzą sobie z Marylą, bo ma trudną do ubrania sylwetkę, a do tego charakterek 😀 Założę się, że jak i w tym zadaniu, 3/4 projektantów polegnie.
Swoją drogą świetna recenzja odcinka, uśmiałam się jak zwykle! 🙂
PolubieniePolubienie
Juz wszystkiego probowalam i nadal nie moge ogladac programow za granica:(Ale to jak Pan opisuje odcinki jest naprawde super!Dziekuje!I pozdrawiam serdecznie!
PolubieniePolubienie
Zagladnij na strone serialnet.pl Chyba wszystkie polskie seriale sa tam dostepne😉
PolubieniePolubienie
Uwielbiam czytać Twoje artykuły ale BŁAGAM! BŁAGAM, nie jesteś w hiphopowym „sqadzie”, nie piszesz na instagramie, nie podlinkowujesz swoich hasztagów więc zaprzestań. Oczy strasznie bolą!
To tak jak używanie emotikonek przez dziennikarzy „Twojego Stylu” czy „Elle” – wszystko ma swój czas i swoje miejsce.
Do tego nie każdy wszystko musi robić perfekcyjnie, a Ty się w tych # odrobinę gubisz, chyba że są one używane ironicznie #heheszki.
Polecam szkolenie hasztagowe by Dwa Sławy jak już pakujemy się w hiphopowe klimaty.
Z wyrazami szacunku 🙂
M.
PolubieniePolubienie
Bo kiedy gej ubiera kobietę, nie myśli o tym, o czym myśli na przykład Bartosz. #Cudowne
PolubieniePolubienie
Jak zawsze swietnie napisany tekst, czytalam z prawdziwa przyjemnoscia. Jesli natomiast chodzi o mode na sportowe rzeczy a juz szczegolnie na sneakers- mam jej juz powyzej uszu. Na kilka sezonow przed pokazem Chanel Phebe Philo „wypromowala” Adidas Stan Smith wychodzac w nich po pokazie no i zaczelo sie. Najpierw fashionistki potem ulica- kazdy nagle byl „cool” w bialych adidaskach. Teskni mi sie za odrobina kreatywnosci.
Pozdrawiam z Londynu
Ana
http://www.champagnegirlsabouttown.co.uk
PolubieniePolubienie