Zacznijmy dziś od konkretu. Zaglądam na stronę Encyklopedii PWN i czytam definicję słowa „uniform”: „przepisowy ubiór członków jakiejś organizacji społecznej, formacji wojskowej lub grupy zawodowej”. Krótko i na temat. Ujednolicenie formy i kolorystyki ubioru sprawia, że osoba która go nosi, staje się momentalnie rozpoznawalna. Nie jako jednostka czy osobowość, ale jako przedstawiciel określonej grupy, która funkcjonuje według konkretnych zasad i reguł. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale „uniform” jest tak naprawdę bardzo mocno zakorzeniony w historii mody. Niegdyś każdy stan, każda grupa społeczna i zawodowa miała swoje określone kody ubioru, które pomagały im umiejscowić się na drabinie hierarchii. Wiązało się to z wieloma regulacjami, które wskazywały, jakie materiały, kolory i fasony mogą nosić konkretni ludzie. Nie było w tym żadnej demokracji czy swobody. Tak po prostu budowano ład i porządek w społeczeństwie. Każdy musiał znać swoje miejsce. Od więźnia, kurtyzany, żebraka, przez aptekarzy, medyków i kapłanów, aż po wojskowych. Swoją drogą uważam, że mundury i szaty liturgiczne są jednymi z najbardziej wyrafinowanych form uniformu. Wymyślono setki niuansów, które pozwalają wojskowym i kapłanom odróżnić się od siebie. Dlatego też te stroje tak bardzo inspirują projektantów mody. Kojarzą się z siłą i porządkiem, który moda tak bardzo lubi przecież burzyć. XX wiek wywrócił życie ludzi do góry nogami. Poznano słodki smak swobody ubioru, a uniform zaczął się kojarzyć negatywnie. Doskonałym przykładem może być Japonia, w której uniformizacja osiągnęła nie tylko niezwykle rozwiniętą formę, ale również została utożsamiona z opresją indywidualizmu. Młodzież, która całe dnie spędzała w szkolnych mundurkach, zaczęła szukać metody na zamanifestowanie swojego światopoglądu, stylu czy kreatywności. Efekt przekroczył najśmielsze oczekiwania, a japoński weekendowy streetstyle z Harajuku stał się zjawiskiem o globalnym zasięgu i niebagatelnym wpływie na modę i kulturę. To zresztą bardzo ciekawe zjawisko, bo Japończycy reinterpretując europejską modę, stworzyli z niej swoją własną, nową i niemal karykaturalną jakość. Kto widział nawiązujące do wiktoriańskiego stylu lolity, ten wie o czym piszę. O! I to jest kolejna bardzo ciekawa sprawa – seksualność uniformu. Zauważcie, że bardzo wiele tych strojów zyskało potencjał fetyszu. Stroje wyuzdanych pielęgniarek leczących seksem, drapieżnych policjantek przykuwających gachów do łóżek, perwersyjnych zakonnic, które modlą się o orgazm i pokojówek, które „przyszły zrobić porządek”, zalegają na półkach wyspecjalizowanych sklepów z erotycznymi i pornograficznymi gadżetami. To zjawisko bardzo łatwo wytłumaczyć – opresja i seks leżą bardzo blisko siebie. Zniewolenie bywa niezwykle podniecające, a uniform ma w sobie tę zniewalającą moc. Pozwala ukryć swój charakter, osobowość, preferencje i sprawia, że najważniejsze jest to co robimy, a nie to, kim jesteśmy. A zdjęcie uniformu staje się wyzwoleniem. Powrotem do prywatnego życia. No i powiedzcie, czy to nie fascynujący temat? Zresztą, nawet boska i nieodżałowana Anna Piaggi (włoska dziennikarka i prawdziwa ikona mody) miała w swojej fenomenalnej garderobie kamizelkę wyjętą z uniformu pracownika McDonald’s, a cesarz świata mody – Karl Lagerfeld pojawił się w 2008 roku w odblaskowej kamizelce bezpieczeństwa, pozwalającej zachować widoczność na drodze. Ja również mam w szafie policyjną kurtkę, którą uwielbiam. Uniform bywa niezwykle inspirujący i to właśnie z jego tematem musieli się zmierzyć uczestnicy Project Runway, w szóstym odcinku drugiej serii. Jak im poszło? Razem z platformą SHOWROOM.pl zapraszam do lektury.
Odcinek zaczął się od wycieczki do Zakopanego. Ponieważ wielu z was nie ogląda tego programu, tylko czyta moje podsumowania, chciałbym nakreślić ramy tego specyficznego odcinka, który był tak naprawdę 45-minutową reklamą pewnego hotelu umiejscowionego w polskich górach. Projektanci zostali wysłani na południe Polski, spotkali się przy ognisku ze specjalistą od regionalnych strojów, a później zostali zapędzeni do kieratu. Zanim jednak dojdziemy do tych traumatycznych doświadczeń, trzeba zaznaczyć, że tym razem czekało ich zadanie pseudo-grupowe. Piszę pseudo, bo koniec końców i tak uczestnicy byli oceniani osobno. Na samo wspomnienie panelu jurorskiego mam dreszcze. Gościem specjalnym była najsłynniejsza polska sprzątaczka – Małgorzata Rozenek, która lansuje się obecnie jako specjalistka od stawiania upadających hoteli na nogi. Przyznam, że chociaż bardzo bym chciał, to nie potrafię tak zupełnie zdyskredytować tej postaci. Mam dziwne wrażenie, że w tym pokręconym kraju, naprawdę potrzebujemy takiej Małgosi, która pokaże, jak składać prześcieradła i grupowo myć okap. Jeśli ktoś decyduje się publicznie prać nasze brudy, dosłownie zresztą? Droga wolna. Musicie wiedzieć, że tym razem podczas panelu naprawdę iskrzyło. Anja Rubik poczuła się już na tyle pewnie, że kompletnie przestała moderować swoje wypowiedzi, które najłatwiej porównać do bredzenia. I to takiego bredzenia #LevelHard. Poziom „dyskusji”, który wywiązał się między Rubik i Rozenek przywodził na myśl dwie przekupy na bazarze, symultanicznie szczekające na temat ceny kiełbasy. Z tym, że Anja ma teraz nową manierę, opierającą się na jednym argumencie: jest przewodniczącą, więc tylko ona się liczy. Dlaczego się liczy? Bo przeszła po tysiącu wybiegów. Nie od dziś wiadomo, że chodzenie dobrze wpływa na nogi, a nie na szare komórki. Nie zrozumcie mnie źle, nadal z uporem maniaka podkreślam, że Anja Rubik osiągnęła niepodważalny i światowy sukces, którego jej bardzo gratuluję. Ale nikt mnie nie przekona, że sposób wysławiania się tej modelki można uznać za elegancki, świadomy czy światowy. Jest po prostu bardzo prowincjonalny. Przykro mi. Chciałbym widzieć w tym panelu błyszczącą top-modelkę. Niestety Rubik robi wszystko, żeby dać się poznać od najgorszej strony. I ten odcinek obnażył ją równie skutecznie, co zastępy fotografów, którzy mieli szczęście fotografować ją nago. Biedny Tyszka próbował być dowcipny, a Pani Założycielka i Dyrektorka Kreatywna Polskiej Marki Modowej Joanna Przetakiewicz próbowała bezskutecznie wbić się w dyskurs prowadzony przez modelkę i Telewizyjną Sprzątaczkę. W międzyczasie moda płakała, bo znowu robią z niej idiotkę w całkiem porządnym czasie antenowym. Wróćmy jednak do uczestników. Napisałem wcześniej, że zostali zapędzeni do kieratu. I tak właśnie było – Piotr i Agata poznali smak pracy pokojówek, sprzątając pokój, który wyglądał, jakby cała produkcja programu urządziła w nim orgię. Kto się tak zachowuje w hotelu? Nie wiem, nie pytam, nie chcę wiedzieć. Michał i Dominika trafili na recepcję, na której nasza Laleczka miała okazję potraktować gości z właściwą dla siebie omdlewającą manierą. Patryk i Sylwia zostali wysłani na kuchnię, a Bartosz i Anna wcielili się w rolę kelnerów. Okazało się, że ta prawdziwa praca, to nie przelewki, a projektanci mieli później okazję do ckliwych wypowiedzi na temat szacunku do pracy sprzątaczek, dając do zrozumienia, że projektant mody to ludzki pan, który szanuje trudy wszystkich zawodów. Nie sądzę, żeby grupa zawodowa sprzątaczek potrzebowała orędowników w postaci uczestników talent show z TVNu. Taka populistyczna demagogia dla ubogich duchem i ciałem. Całe to zamieszanie, które ciągnęło się w nieskończoność, miało jedną przyczynę – zaprojektowanie uniformów dla tych konkretnych zawodów. Myślę, że tę samą metodę powinna zastosować Joanna Klimas, jeśli jeszcze kiedykolwiek przyjdzie jej do głowy, żeby projektować uniformy dla pracowników warszawskiego metra. Przeżyjmy to jeszcze raz.
Zdjęcie: Leonard Karpiłowski via transport-publiczny.pl
No właśnie. To koronny dowód na to, że projektowanie uniformów wymaga niezwykłej wprawy, skoro nawet projektantka ze stażem liczonym w dekadach, może na nim polec, tworząc męską marynarkę z szokującą taśmą biegnącą wzdłuż kręgosłupa. Taka archaiczna dosłowność. Jeszcze gorszą wpadkę zaliczyła Vivienne Westwood projektując stroje dla pracowników linii lotniczych Virgin Atlantic, które podobno obcierały ciało do krwi i masakrowały stopy stewardess. Tworzenie uniformów i mundurów (w sensie stricte) nie ma nic wspólnego z modną kreacją. Taki strój musi być neutralny, estetyczny, wygodny, trwały i łatwy w utrzymaniu. A najlepiej jeszcze tani. Takie są realia. Dopiero po spełnieniu tych założeń, można myśleć nad ornamentyką. A ta musi być bardzo dyskretna. Wizerunek uniformu, szczególnie w sytuacjach „komerycyjnych”, ma bardzo specyficzny kierunek. Ani kelnerka, ani sprzątaczka, ani nawet recepcjonistka nie mogą wyglądać lepiej od gościa hotelowego. To żelazna zasada. Pracownik musi wyglądać jak pracownik. Jego wygląd ma zachęcać do komunikacji, sugerować pomoc i skromność. To gość ma błyszczeć. Za to między innymi płaci. Pracownik musi być po prostu widoczny i schludny. Jak w tak wąskich ramach zmieścić projektanckie ego? Nie da się. To jest niemożliwe, a nawet bezsensowne. Co innego, gdyby zadanie polegało na inspiracji uniformem. Tu można szaleć. Ale nie, wyzwanie z tego odcinka było bardzo, ale to bardzo jasne – zaprojektowanie uniformów dla pracowników hotelu, które będą nawiązywać do góralskiego folkloru. Musicie wiedzieć, że te wymyślne zadania konsultują aż trzy panie, z czego dwie mają to samo nazwisko: Katarzyna Dziedzic, Dagmara Dziedzic i Małgorzata Chruściel. Kim są te trzy Mojry telewizyjnej mody? Jaka ciemna noc je zrodziła? Niestety, Internet milczy na ich temat. Na czym mogą polegać te „konsultacje”? Niech każdy dopowie sobie sam. Moje domysły nie nadają się do publikacji. Wróćmy jednak do meritum – stroje do pracy. Uwaga, będzie zabawnie!
Drużyna Męska
1. Piotr Pyrchała, Temat: Pokojówka
U panów motywem przewodnim stał się „zawijas”, który stanowił łącznik między poszczególnymi sylwetkami. Piotr miał za zadanie stworzyć uniform pokojówki. Zaproponował worek ściągnięty w pasie, z otworami na głowę i ręce. Odsłonięte pachy i brak fartuszka dyskwalifikują jednak ten projekt. Opaska, niczym do niedzielnego mycia okien w domowych pieleszach, również wygląda mało zachęcająco. Realizacji nie ratuje nawet tradycyjny wykładany kołnierzyk, który kojarzy się z mundurkiem panny pokojowej. Całość jest naiwna, może i w pewnym stopniu funkcjonalna, ale mimo wszystko nie ma nic wspólnego ze zadaniem.
2. Michał Zieliński, Temat: Recepcjonistka
Projekt Michała również rozczarowuje. Głównie z powodu kolorystyki, która jest wybitnie nietrafiona. Owszem, kojarzy się z baranim runem i wyprawioną skórą, ale efekt jest po prostu tandetny. Gdyby odszyć ten zestaw w bardziej tradycyjnych ciemnych barwach z pewnością prezentowałby się o niebo lepiej. Patent z kontrastującym kołnierzykiem i listwą koszuli jest świetny. To jest właśnie optymalny poziom ornamentyki, który pasuje do idei uniformu. Jury niestety nie doceniło starań Michała, któremu ewidentnie chciano utrzeć nosa. Nic dziwnego, wygrał już trzy zadania i program staje się przewidywalny, więc jury pod dyktando produkcji musiało podjąć kretyńską decyzję, wedle której Michał trafił do najgorszej dwójki. Oczywiście się wybronił, chociaż w międzyczasie zdołał absolutnie zniechęcić do siebie Małgorzatę Rozenek, która na odchodne rzuciła mu „jesteś beznadziejny”. Poniekąd słusznie, bo linia obrony Michała była bardzo adekwatna do jego bardzo młodego wieku, czyli nieprzemyślana i naiwna. Głodne kawałki o „motywującej porażce” nie zrobiły wrażenia na Głównej Sprzątaczce TVNu. I słusznie. Co by nie mówić o Rozenek, posiada ona w sobie jakiś rodzaj całkiem pociągającej stanowczości.
3. Patryk Wojciechowski, Temat: Kucharka
Już na wstępie napiszę, że Patryk wygrał i z tym wyborem zgadzam się jak rzadko z którym. To już trzecia wygrana w kieszeni tego wyautowanego uczestnika. Ten strój naprawdę wygląda na zaprojektowany, a do tego wygodny. Choć „ślimak’ mógł być nieco bardziej kształtny, to z pewnością można by było z tego projektu stworzyć punkt wyjścia do naprawdę efektownego kucharskiego kitla. Ponieważ istnieją restauracje, w których kucharze gotują na oczach klientów, byłyby to świetny uniform do takiego przybytku. Co ważne – tę stylistykę bardzo łatwo przenieść również do męskiego fasonu, a jak wiadomo ten zawód jest silnie zmaskulinizowany. Dodam jeszcze, że bardzo podoba mi się krój kołnierzyka, który jest naprawdę zaskakujący. Jeśli miałbym szukać minusów, to ponarzekałbym trochę na fason spodni i szpilki. Jeśli traktujemy to zadanie poważnie, to hipotetyczna kucharka powinna się pojawić na wybiegu w płaskich butach. Kryteria były jasne, więc stylizacja powinna się do nich dopasować. Ale chyba wszyscy już zauważyli, że ten program jest robiony po łebkach.
4. Bartosz Wcisło, Temat: Kelnerka
Przepraszam, ale skorzystam z mojego autorskiego przywileju i tym razem powstrzymam się od szerszego komentarza. W tym przypadku nie ma ani o kim ani o czym pisać. Zaznaczę tylko, że Anja Rubik widziała w tym „projekcie” powiew geniuszu, bazując na metodzie analitycznej, wedle której zestaw Bartosza jest tak zły, że aż ciekawy. Bzdura. To po prostu kawał białej szmaty, kawał brązowej szmaty i chusta, którą zrobił ktoś inny. To nie jest projektowanie.
Drużyna Damska
5. Agata Mickiewicz, Temat: Pokojówka
Agata po raz kolejny rozwija jakąś dziwną wizję, która nie jest ani ciekawa ani wpisana w ramy zadania. Widać w tej projektantce tęsknotę do projektowania, które osobiście nazywam „antykomercyjnym”. To bardzo specyficzne propozycje dla specyficznych klientów, zahaczające o artyzm, poetykę i aestetykę. Problem Agaty polega na tym, że jej dynamika kompletnie nie pasuje do założeń tego programu. Mam wrażenie, że ta projektantka po prostu się tam męczy. Oglądałem jej realizacje „spoza programu” i muszę przyznać, że Agacie nie brakuje ani fantazji, ani wyczucia, szczególnie w kwestii faktur. Jednak jej moda funkcjonuje w niszy i nie nadaje się do tego typu programu. Powyższy projekt nie realizuje założeń zadania, nie jest nawet sukienką, którą ktoś chciałby z przyjemnością nosić. To jest po prostu takie nic, które powstaje w sytuacji, kiedy kreatywnej jednostce narzuca się bezsensowne ramy.
6. Dominika Syczyńska, Temat: Recepcjonistka
Akurat w momencie, kiedy Dominika zaczęła się zbliżać do rzeczy w miarę (ciągle daleko, ale jednak) akceptowalnych, jury postanowiło ją wykopać z programu. Parując ją w najgorszej dwójce z Michałem. Cóż za wyrafinowany pomysł reżyserski. Nic tylko gratulować. W tym projekcie wszystko to, co już zostało wymyślone – broni się. Spódnica i koszula to ponadczasowe połączenie. Niestety, wszystko co wymyśliła Dominika jest już straszne. Pasek i zdobienia na ramionach wyglądają na okrutną amatorszczyznę. O koszuli zapinanej na suwak nawet się nie wypowiadam, bo jestem przekonany, że w piekle jest specjalne miejsce, dla projektantów, którzy mają podobne pomysły. Efekt przypomina domowe rękodzieło, polegające na manipulowaniu ciuchami z sieciówki. Za Dominiką, co raczej oczywiste, nikt tęsknić nie będzie. Czy jeszcze o niej usłyszymy? Nie sądzę. Ale może jeszcze ugryzę się w język. Tfu! Klawiaturę.
7. Sylwia Kozubska, Temat: Kucharka
Muszę przyznać, że modelka Sylwii… Naprawdę wygląda jak kucharka! Zaznaczam, że ciągle nie akceptuję jej wyborów estetycznych, które z mojej perspektywy wydają się tandetne i kiczowate, ale fakt pozostaje faktem. Oczywiście Sylwia nie byłaby sobą, gdyby nie urozmaiciła swojego projektu fatalnym detalem. Tym razem padło na zaczepy do łyżek, umiejscowione na ramieniu. Nie wydaje mi się, żeby taki brzęczący balast wpływał na poprawę komfortu pracy kucharza, tym bardziej, że raz użyta łyżka powinna trafić na zmywak, a nie jako element dekoracji. Duży plus należy się jednak Sylwii za nakrycie głowy. W profesjonalnych kuchniach pracownicy dbają o higienę potraw i deklarują swoją hierarchię również za pomocą tych dodatków. Rozmaite czapki, czepki, furażerki, budyniówki, toczki dodają im również wiele uroku. Biedna Anja Rubik dopatrzyła się w czapce Sylwii „biskupa”, a Pani Założycielka i Dyrektorka Kreatywna Polskiej Marki Modowej Joanna Przetakiewicz „papieża”. Obie bidne, niedokształcone w temacie, nie znają słów typu „mitra” czy „infuła”, do których chyba chciały nawiązać. Nie zamierzam już nawet ukrywać mojej dezaprobaty za woalem kultury, bo w takich sytuacjach niestety ją tracę. Jeśli ktoś ma być ekspertem od mody, jej historii i kodów, a dodatkowo ma ambicję oceniania pracy innych, powinien znać dość sztampową terminologię. Tym bardziej, że żyjemy ponoć w katolickim kraju i elementy stroju liturgicznego mamy głęboko zakorzenione w świadomości. Zresztą, to naprawdę nie jest wielka filozofia. Trzeba tylko trochę poczytać i mieć w sobie wolę poszerzania horyzontów. Inaczej można wyjść na ignoranta, albo nawet, ekhm, głupka, który jako koronny argument duka później: „Wasze projekty były złe… brzydkie… i polegliście… na…. tym… zadaniu”*.
8. Anna Młynarczyk, Temat: Kelnerka
Mój drugi (po Patryku) ulubiony projekt z tego odcinka. Okazuje się, że założenie Annie twórczego kagańca może przynieść nieoczekiwane i bardzo przyjemne skutki. Księżniczka Alternatywy długo utyskiwała na to, że nie może swojej modelki rozebrać, bo jak już wiemy, Anna jest orędowniczką fizyczności. Ten zestaw wygląda całkiem nowocześnie, jest ostry, charakterny i utrzymany w ramach inspiracji. Widać w nim rękę Anny, a to bardzo ważne. Niezależnie od tego wygląda również na funkcjonalny. Oczywiście tak głębokie rozcięcie w spódnicy jest nieakceptowalne w przypadku kelnerki, ale to mały niuans, który bez problemu można poprawić. Nie miałbym nic przeciwko, żeby taka kelnerka obsługiwała mój stolik w regionalnej restauracji. W miejskich warunkach ta stylizacja jednak się nie sprawdzi.
W dzisiejszej odsłonie mini-cyklu #SHOWROOMabc przejdziemy już płynnie do kryteriów, które należy spełnić myśląc o współpracy z tą platformą sprzedażową i zasad, które pozwolą zachować odpowiednią higienę tej współpracy. Ok, powiedzmy, że fantazja życiowa poniosła was w kierunku projektowania mody. W trudzie i znoju przygotowaliście kilka ciuchów i teraz wypadałoby je sprzedać. Mogłoby się wydawać, że Internet zniesie wszystko, więc multibrandowy sklep online również przyjmuje wszystko jak leci. Niestety, realia są inne. Najpierw czeka was weryfikacja. Wielokrotnie już podkreślałem, jak ważna jest znajomość rynku i produktów, które aktualnie są sprzedawane. Zanim więc zaczniecie wysyłać pełne pasji i namiętne zgłoszenia, zorientujcie się, czy na platformie ktoś już nie sprzedaje podobnych produktów. Wtórność to jedno, ale jest jeszcze kwestia promocji. Logiczne jest, że skoro ktoś już funkcjonuje na rynku i współpracuje z platformą dłużej od was, to właśnie jego produkty będą chętniej promowane. Wypuszczanie do sprzedaży bliźniaczo podobnych ubrań byłoby dla platformy działaniem samobójczym. To również sabotowanie projektanta, który ma już podpisaną umowę. SHOWROOM, jak każda podobna działalność, jest nastawiony na zysk, bo tylko zysk może zagwarantować stały i stabilny rozwój. Nie dziwcie się więc, że będą wobec was stosowane wymogi stricte biznesowe. Specjaliści z platformy sprawdzą nie tylko wasz potencjał sprzedażowy, ale również możliwości produkcyjne. Dlaczego? Bo sprzedaż unikatów jest nierentowna. Przypuśćmy, że jakimś cudem zaprojektujecie bluzę, która przypadnie do gustu klientom. Musicie mieć świadomość, że trzeba mieć odpowiednie zaplecze produkcyjne. Co to oznacza? Udostępnienie pełnej rozmiarówki, zapas materiału i szybka reakcja w przypadku wyprzedania konkretnego modelu. Gwarantuję wam, że nikt nie będzie czekać na bluzę miesiąc, ani nie będzie słuchać tłumaczeń, że akurat ten materiał kupiliście w formie kuponu na przecenie. Takie działanie jest niepoważne i świadczy o tym, że nie myślicie o swojej marce, jak o biznesie. Jeśli wy nie myślicie tak o swojej działalności, nikt nie weźmie was na poważnie, bo z niepoważnymi osobami interesów się nie robi. Bardzo ważne jest przemyślenie polityki marki i zadeklarowanie jej w propozycji współpracy. Jasne reguły pozwolą uniknąć problemów i niedomówień. Jeśli zamierzacie sprzedawać limitowane serie, które nie będą doszywane, zaznaczcie to w waszym modelu biznesowym. I liczcie się z konsekwencjami. To bardzo ważne w przypadku początkujących twórców, którzy nie posiadają jeszcze własnego zaplecza promocyjnego, a pozycjonowanie się poprzez platformę sprzedażową, ma również przynieść rozpoznawalność. Chcecie, żeby was promowano? Polecano stylistom, umieszczano w selekcjach? Nie ma nic za darmo – SHOWROOM musi widzieć wasze staranie. To nie jest kwestia „zastaw się, a postaw się”. Nikomu nie zależy, żebyście głodowali kosztem kariery. Myślcie jednak profesjonalnie i partnersko. Obie strony odpowiadają za siebie i wspólnie budują swój prestiż. Im więcej dacie z siebie, tym więcej zyskacie. Jeśli nie jesteście pewni, co do metod kształtowania swojej marki – korzystajcie z wiedzy innych. Ekipa SHOWROOMU zjadła już niejedną parę zębów na analizie rynku mody autorskiej. Zawsze można poprosić o poradę.
W procesie rozpatrywania zgłoszeń i przyjmowania nowych marek przygotujcie się na to, że zostaniecie rozebrani (dosłownie) na czynniki pierwsze i prześwietleni z każdej strony. Zostanie sprawdzona nie tylko oferta, ale również wasze dotychczasowe poczynania, opinie w internecie, wasze kanały social media, obecność w innych sklepach, również stacjonarnych i komentarze specjalistów. Na podstawie tych czynników zostanie określony wasz potencjał sprzedażowy. Jeśli jakimś cudem uda wam się przeinaczyć rzeczywistość, wierzcie lub nie, szydło prędzej czy później wyjdzie z worka. Podobnie, jak każda niekompetencja, która wypłynie po nawiązaniu współpracy. Jest wiele sposobów na utratę sympatii tej platformy. Nieodpowiednia obsługa klienta, niedbałe pakowanie produktów (SHOWROM jako pierwszy w Polsce, w swojej kategorii oczywiście, wprowadził standaryzację opakowań), a w szczególności transakcje przeprowadzane na boku. Pamiętajcie o tym, że klient, który jest niezadowolony z usługi, zrobi wszystko, żeby o swoim niezadowoleniu poinformować jak największe grono osób. Specyfika ludzkiego charakteru jest bezwzględna – zdecydowanie chętniej piętnujemy, niż chwalimy. Dlaczego? Bo bezproblemowa usługa czy transakcja powinny być standardem. I nie ma sensu się nad nią rozpływać – projektant coś wyprodukował, SHOWROOM zamieścił ten produkt w swoim agregacie, a na końcu klient go kupił. Wszystkie strony są zadowolone, mamy modelowy przykład doskonałej transakcji. Jeśli jednak klient nie będzie zadowolony, szczególnie z powodu projektanta, który na przykład zapomniał domówić opakowania i wysyła płaszcz za kilka tysięcy złotych w pudełku po bananach… No cóż. Uwierzcie mi, tu nikt się nie będzie z nikim pieścić. Bo w takiej sytuacji oczami musi świecić SHOWROOM, a chyba się nie zdziwicie, jeśli napiszę, że im to kompletnie nie w smak. Niezadowolenie klienta potrafi być tak duże, że nawet kiedy uda wam się zachachmęcić transakcję i skierować sprzedaż poza platformę, żeby uniknąć marży, a klient mimo wszystko nie będzie zadowolony, wierzcie lub nie – napisze skargę. Bo nie ma nic do stracenia. A dla projektanta to już poważne tarapaty, których konsekwencje możecie wyobrazić sobie sami.
Oczywiście monitoring nie kończy się na przyjęciu marki do multibrandowego sklepu online. Ważny jest każdy detal – jak kontaktujecie się z klientami, czas waszych odpowiedzi na pytania, czas realizacji zleceń, opisy produktów, zdjęcia (o których pisałem w poprzednim odcinku #SHOWROOMabc), aktywność w social media, a nawet kultura osobista. Będziecie również rozliczani ze swoich deklaracji, więc jeśli w zgłoszeniu odpowiadaliście cuda o ofercie, a później wrzucicie do sprzedaży trzy bluzy – nie liczcie na litość. Bo jak to kolejny raz powtórzę, jakkolwiek temat mody nie brzmi lekko i radośnie, to jest to biznes. Na podstawie tych wszystkich czynników, zostanie podjęta decyzja, jak chętnie i intensywnie wasza marka i wasze nazwisko będą później promowane przez SHOWROOM. Dobrze wtedy pamiętać, że to największa i najpopularniejsza platforma z modą autorską, która na dodatek współpracuje z takim uszczypliwym i bezkompromisowym blogerem, jak ja. Na koniec dodam, żebyście wzięli sobie do serca moje sugestie, bo niedługo będziecie mogli je wprowadzić w życie. Ale do tego jeszcze dojdziemy.
Ciekawy odcinek. Wywołujący wiele, niekoniecznie pozytywnych emocji. Nie sądziłem, że to kiedykolwiek napiszę, ale Małgorzata Rozenek przedstawiła się tym razem, jako najsensowniejsza osoba w jury. Doszło do tego, że oglądając program, mówiłem w swoich myślach: „Anja, zamknij te sepleniące usteczka i pozwól mówić Sprzątaczce”. Tak, nadal podtrzymuję teorię, że telewizja to nie miejsce dla osób z wadą wymowy, dukających wypowiedzi i kaleczących na dodatek polski język w stopniu nieakceptowalnym. Tym razem ostateczny głos oddam mojej czytelniczce Barbarze, która po ostatnim odcinku wysłała mi maila, którego fragment pozwolę sobie zacytować.
Witaj,
Czy też masz wrażenie, że wczorajszy odcinek Project Runway to była jedna wielka reklama tego ośrodka w Zakopanem? Dodatkowo, po wczorajszej bójce słownej Rozenek z Rubik, naprawdę nie chce mi się już tego oglądać. Strasznie wkurza mnie również fakt, iż same ubrania mają tak strasznie mało czasu antenowego […]
Droga Barbaro, tak, tak i… tak!
Never Ending Freestyle Voguing
Tobiasz Kujawa
freestylevoguing@gmail.com
*Cytat: Anja Rubik podczas eliminacji Dominiki.
PS. W przyszłym tygodniu projektanty będą klecić suknię „Łot Kotjur”, ze szmaty, która spadła ze Stadionu Narodowego. Do programu wróci też jeden z odpadków z poprzednich odcinków. Mam szczerą nadzieję, że będzie to albo Quoc Anh (bo jest zabawny, a jakby się w końcu postarał, to pewnie mógłby i uszyć coś ciekawego) albo Sara (bo jest cudnej urody i oglądanie jej sprawia mi estetyczną przyjemność).
Fantastyczny tekst, a wręcz opowiadanie. Płakałam ze śmiechu przy każdym zdaniu.
Poziomu programu już nie trzeba chyba komentować, temat wyczerpałeś brawurowo.
PolubieniePolubienie
Przyznam szczerze, że do niedawna bywałem tu bardzo sporadycznie, lubię czytać twoje teksty, natomiast powyższa historyjka jest naprawdę genialna! Będę zaglądać częściej.
PolubieniePolubienie
powiem jedno: tak jak cenię swój czas i absolutnie nie lubię go marnować, tak co tydzień przemęczam się przez nowy odcinek PR tylko po to, by móc potem z odpowiednim backgroundem rozkoszować się ironią i uszczypliwością Twoich tekstów.
PolubieniePolubienie
O wszyscy przenajświętszy ależ mi poprawiłeś humor! A przy tych mundurkach pracowników metra – to łzy napłynęły mi do oczu. Co ja się uśmiałam. Świetny tekst. Modą interesuję się prawie wcale, ale twój blog mam przeczytany od deski do deski. No i dziękuję za te świetne rady biznesowe dotyczące showroomu. Są to cenne uwagi dla każdego, kto myśli zarządzać jakimkolwiek biznesem. Pełen profesjonalizm.
PolubieniePolubienie