Project Runway Bez Majtek: Wydanie podwójne, syzyfowe i bardzo wulgarne

bm

Ostatnio mam wrażenie, że wszystko co można było napisać o tym programie, zostało już przeze mnie napisane. Dlatego przez dwa tygodnie biłem się z myślami, czy warto kontynuować ten cykl, szczególnie w jego obecnej formie. Po pierwsze – mam wrażenie, że od dłuższego czasu nieustannie klepię to samo, a ocieranie się o banał i powtarzalność, jest dla mnie destrukcyjne, a nawet zabójcze. Po drugie – jeśli przygotowanie publikacji #PRBM trwa dłużej, niż czas, który uczestnicy mają na wykonanie zadania, a efekty tej pracy są niewspółmierne, to okazuje się, że po półtora sezonu nawet ja mogę stracić cierpliwość do stukania palcami w klawiaturę. Całe to zamieszanie, drama, chamstwo i ignorancja byłyby znośne, gdyby stały za nimi ciekawe i kreatywne ciuchy. Naprawdę, to wystarczy. Niestety, polska edycja nie spełnia tego minimum. Dlaczego? Bo pierwszy sezon skutecznie odstraszył każdego zdolnego projektanta, który sensownie myśli o swoim wizerunku i nie chce być kojarzony z tą marką. Nawet 100 tysięcy złotych nie jest wystarczającym lepikiem, bo owszem, mogą one zapewnić 2-3 lata stabilizacji, ale łatka „Projektant z Project Runway” zostanie na zawsze. Uprzedzam wszystkich lojalnie, że dzisiaj zamierzam się (dosłownie) wyrzygać, a kto myślał, że do tej pory się nie ograniczałem, tego czeka zaskoczenie. Kilka rzeczy leży mi na żołądku, a ponieważ nie lubię się męczyć samotnie, to dziś będę opróżniać trzewia praktycznie na waszych oczach. Nie jest wesoło moi drodzy, oj nie jest. Każdy kolejny odcinek niesie ze sobą rozczarowanie i irytację, sprawiając, że widzowie stają się świadkami farsy, z modą w postaci bohaterki drugoplanowej, którą spora ekipa oprawców obdarzonych syzyfową skutecznością, morduje i gwałci dokładnie co tydzień. Pech Syzyfa sprawia, że jego katorga będzie trwać wieczność. I tu objawia się nieoczekiwany atut Project Runway, który jest całe szczęście formą mocno ograniczoną, posiadającą z góry zaplanowaną ilość odcinków. Kara, która ma swój początek, rozwinięcie i koniec, jest z pewnością bardziej znośna, od tej pozbawionej ram, wyznaczonych przez kalendarz. Przynajmniej możemy wyczekiwać jej końca, który jest pewny. Ileż to będzie powodów do radości! Na przykład koniec słuchania jury pełnego pajaców. Oczywiście sprawa nie przedstawia się tak różowo. Najlepszym przykładem niech będzie zeszłotygodniowa prezentacja La Manii, która przypominała skrzyżowanie prezentacji ramówki TVNu z polską wersją Żon ze Stepford, która w naszym przypadku brzmiałaby „Żony z Konstancina”. Tak, to był #diss. O tym wydarzeniu napiszę niedługo osobny tekst, a dzisiaj dodam tylko, że z mojej perspektywy było arcyzabawne, bo gdzie by się nie postawiło kroku, tam już czekał tabun fotografów (ilość fotoreporterów była porównywalna do ilości gości) i jakieś medialne cudeńko, oczywiście w centrum atencji obiektywów, na przykład Woliński (podobno projektant, chociaż jego media społecznościowe prezentują zupełnie inny kierunek), Tyszka, Rubik, Ossoliński, Jastrzębska, Magdalena Ogórek (sic), a na deser (smakowicie kaloryczny) Gosia Baczyńska. Boże, ta Gosia, cóż to za maestria osobowości i dyskrecji. Wiecie, po co warto chodzić na takie spędy? Wiadomo, że nie dla mody. Raczej dlatego, że można być świadkiem naprawdę zabawnych sytuacji. Na przykład wypowiedzi Gosi Baczyńskiej, która w kameralnym towarzystwie (rzucając mi co jakiś czas przenikliwe spojrzenie) opisywała swoje wrażenia na temat świeżo obejrzanej kolekcji. Nie chcę tu zdradzać tajemnic konwersacji, w której nie brałem nawet udziału (choć uwikłani byli wszyscy w promieniu 10 metrów, a jedynym warunkiem było posiadanie uszu) ale powiedzmy, że jej ton był utrzymany w manierze wymagającej nauczycielki plastyki, która omawia twórczość jednego z uczniów, zauważając nieznaczny progres na przełomie klasy drugiej i trzeciej. Podstawówki. Całe wydarzenie, utrzymane w klimacie aspiracji do kultowego klubu Studio 54, mogłoby się udać, gdyby nie ta koszmarna maniera budowania fałszywej ekskluzywności. Nie wiem kto się na to łapie, być może klientki-statystki, przystrojone w sukienczyny z baskiną, która powinna być odgórnie zakazana. Nie dziwię im się – nakupowały tych „kreacji” nie wiadomo po co, nie mają gdzie tego nosić, więc stroją się w poniedziałkowy wieczór na zwykłą prezentację odzieży, a później funkcjonują jako tło, na wydarzaniu, gdzie kamerzysta, czy inny wirtuoz aparatu fotograficznego, nie ma absolutnie żadnego problemu, żeby zdzielić je po głowie swoim sprzętem, agresywnie przeciskając się w tłumie do kolejnej gwiazdki, o której będą trąbić kolejnego dnia portale plotkarskie. I tak przez dwie urocze godziny, bo przecież dziennikarz czy bloger może czekać dwie godziny na obejrzenie kolekcji, szczególnie na początku tygodnia. Bo kto by tam pracował we wtorkowy poranek. Dodam tylko, że ani zdjęć, ani informacji prasowej na temat tego wydarzenia nie dostałem po dziś dzień. La Manio! Ja się nie chcę z tobą bawić. Nie widzę powodu, żebyś organizowała mi zakrapianą rozrywkę, rodem z dubajskiego jachtu. Wystarczy kilka modelek i ciuchy. Potem ja piszę tekst i widzimy się za pół roku. A alkoholowe spędy radzę połączyć z wyprzedażą wzorów dla wierniejszych klientek. Być może odurzone procentami jeszcze szerzej otworzą swoje portmonetki.  Partycypowanie w tym schizofrenicznym świecie nie jest proste. Z jednej strony otaczają mnie niezliczone aspiracje do luksusu i sławy. Lepiej, na własnym karku czuję macki tego potężnego stwora, bo podczas wydarzenia zostałem zapytany wprost, czy nie chciałbym zostać celebrytą, bo w moim przypadku to „zaklika”. Tak, dokładnie tego teraz potrzebują media – wykolczykowanego blogera z zamiłowaniem do makijażu, który będzie ględzić o wzornictwie, albo o tym, jak marni są nasi najchętniej promowani projektanci. A kogo obchodzi wzornictwo? Opinia albo refleksja? #Triruriru, podpowiadam – mało kogo. Za to anonimów chętnych do napisania „brzydki pedał” jest wielu. I po co to komu? Tylko po to, żeby dostać kontrakt na firmowanie własną twarzą gównianego serka homogenizowanego, prosto od marki, która łże w oczy na temat jakości i funkcjonalności swoich produktów? A to tylko dlatego, że polskie prawodawstwo jest ułomne i pozwala producentom na kłamstwa? Albo jakiegoś trefnego napoju, który nawet nie stał obok piwa? To ma być cel? Funkcjonowanie jako latawica z chemicznym serkiem homogenizowanym w roli alfonsa? Moda ma być trampoliną do takiego świata? Po moim trupie. Zresztą casus Witkowskiego doskonale punktuje słabość tej metody, nastawionej na szybki i łatwy efekt. Szanowanemu i uznanemu pisarzowi, który przez lata budował swoją pozycję, zachciało się zabawy w modę. Skończył jako propagator nazizmu, odsądzony gremialnie od czci i wiary, z bonusem w postaci atencji prokuratury. O wytykaniu doświadczeń, na podstawie których budował swoją prozę nie wspomnę, bo to zakrawa na kosmiczną hipokryzję. Paradne, w kraju w którym z łatwością można znaleźć swastyki wymalowane na osiedlowych murach, teraz będziemy osądzać blogera, któremu bliżej do Cirque du Soleil niż Waffen-SS. Jak Boga kocham, żyję w kraju dla idiotów. I to nawet nie wesołych idiotów, ale smutnych, szarych i generujących permanentną depresję. Rok w rok moje rodzinne miasto, w imię radosnej rocznicy Niepodległości, jest rozpierdalane na kawałki przez bandę oszołomów, a podstawą dla debaty społecznej staje się nagle wypacykowany bloger! No ale przepraszam, skoro kolejne radosne święto, tym razem 3 maja nie jest świętem Polaków, ale smutnych panów z armii i polityki, to o czym ja w ogóle piszę? USA wywołuje we mnie skrajne emocje, ale prawda jest taka, że Amerykanie potrafią fantastycznie celebrować i jednocześnie monetyzować swoją patriotyczną radość. My jesteśmy perfekcyjni w umartwianiu się. Ale w międzyczasie mieliśmy również kupę śmiechu z tą cudaczną Michaśką, prawda? A do tego złoty telefon od HTC i regularne wizyty w bunkrze znanym jako Vitkac. Ile marek pluje sobie teraz w brody, że skuszone wesołą nowością, powiązały swój wizerunek z tworem, na który Polska nie była i długo nie będzie gotowa? Polaczki, w imię tej nieustannej krzywdy, którą musimy tak mocno przeżywać przez nieskończoną ilość pokoleń, radzę wziąć na radar sezon Spring-Summer. W nim też może się czaić, używając wdzięcznej kalki językowej, jakaś ukryta agenda.

I taki jest właśnie ten nasz haj-lajf. Rozsądni uciekają z kraju, bo wiedzą, że moda w Polsce nie rozwija się odgórnie, a wręcz przeciwnie. Moda powstaje oddolnie, a jej jedyny problem, to brak realnego rynku, a nie talentu. To młodzi projektanci wprowadzają trendy i nowe kierunki, a dinozaury odtwarzają je kilka sezonów później. Poza wyżej wspomnianą Gosią Baczyńską, Mariuszem Przybylskim i Anią Kuczyńską, którzy stanowią crème de la crème w dziedzinie polskich kolekcji wybiegowych. Szczególnie Baczyńska, tworząca modę, której nie uniesie żaden polski czerwony dywan i żadna polska „gwiazda”. To młodzi jeżdżą po świecie, promując polską modę (a nie Ewa Minge, czy Robert Kupisz), często ciułając złotówki na bilet lotniczy, w tym samym czasie, kiedy Anja Rubik, zaklinająca się uprzednio, że polska branża „fashion” jest zbyt mało ekskluzywna, więc topmodelka jej sortu nie będzie tracić czasu na chodzenie w polskich pokazach, występuje później w kampanii producenta plastikowych akcesoriów. Utalentowani twórcy rozwijają się na zagranicznych uczelniach, stażują w pracowniach prestiżowych projektantów i pewnie mądrze zrobią, jeśli nie zamierzają tu wracać. A w międzyczasie TVN snuje swoją fałszywą i destrukcyjną wizję, w której projektowanie ubioru musi posiadać sensacyjny wątek i koszmarny efekt. Gdybyśmy mieli jeszcze w tym wszystkim jakiś wybór. Ale nie – jest tylko jeden program telewizyjny, który jakkolwiek bierze na tapetę wizerunek i pracę projektanta mody. I ktoś się dziwi, że przeciętny Kowalski (nawet jeśli go stać) nie jest zainteresowany autorskim produktem? Ja nie, bo patrząc na te wykwity, sam tracę zainteresowanie. Powiedzcie sami – jeśli program nie szanuje widza i tematu, to jak widz ma szanować osoby, które w tym programie biorą udział? Lepiej – jak się później odnaleźć w tej samej przestrzeni? Na przykład goszcząc u takiej Joanny Przetakiewicz? Czytelnikowi to się wydaje banalnie proste – ot, bloger napisze kilka mocniejszych słów, postawi tę wyczekiwaną kawę na ławę i jest ekstra! #GoTobiasz, kiedy kolejny tekst? Tylko Żabki zapominają, że one kończą temat na przeczytaniu ostatniego akapitu, a w przypadku blogera ten temat trwa dalej i dalej i dalej… A później jest psychoza.

Sięgnijmy pamięcią do poprzedniego sezonu. Piąty odcinek, temat – „moda uliczna”. Najpierw widzimy, jak Tomek Ossoliński, który w wyreżyserowanej ekscytacji prawie popuszcza nogawką, opowiada o tym, jak to Robert Kupisz uwolnił polską modę od sukienek na czerwony dywan (co nie jest jego zasługą, ale morza marek z półki lifestyle, które przecierały szlaki dużo wcześniej, choćby MISBHV, czy UEG), a potem słyszymy głos narratora, wymieniającego zasługi tego celebryty, który na przestrzeni trzech lat został jednym z „najlepszych” polskich projektantów… Hahaha, dobre sobie & #GównoPrawda Jakim prawem stacja TVN wyrokuje na takie tematy? Na podstawie jakich kompetencji? Tych trzech anonimowych konsultantek z bożej łaski, o których pisałem w poprzednich odcinkach? Już więcej dla promocji polskiej mody zrobiła infantylna marka Local Heroes, która udowodniła, że wielki świat i polski produkt mogą ze sobą korelować, jeśli poświęci się trochę zwojów mózgowych na zaplanowanie doskonałej i nieoczekiwanej akcji wizerunkowej. A „najlepszy” projektant w kraju powinien mieć środki na zatrudnienie grafika, do tak istotnych zadań, jak projektowanie materiałów promocyjnych i sprzedażowych. Szukanie stażysty-frajera, na okres trzech miesięcy, kompletnie nie wpisuje się w tę wizję sukcesu. Hmm.. A może jednak? Może ten cały splendor ma się sprowadzać do jednego – wygodnego oszukiwania? Doskonale tę sytuację odzwierciedla aktualna kondycja Zienia, który podobno zbankrutował, popłynął w kierunku Brazylii i skutecznie odwraca uwagę od tej plotki swoim rzekomym ślubem. Maciej DeWitt Bukater opuszcza okręt mody wieczorowej i kieruje swoją tratwę miłości na nieznane lądy. Jak romantycznie! A media, jak zawsze skore do komentowania sensacji, powołują się na wypowiedź PRowca, który od dwóch lat nie jest związany z marką, wysysając jego wypowiedź… Strach pomyśleć z czego. Ale cokolwiek by to nie było, na pewno czają się na TYM bakterie. W tarapaty popadł też łódzki tydzień mody, który po XII edycjach doczekał się w końcu solidnej weryfikacji. Trwa właśnie starcie na linii radni miasta – organizatorzy, a przyszłość wydarzenia stoi pod znakiem zapytania. Lokalne konkursy dla projektantów zakrawają o śmieszność, a brak Złotej Nitki (mocno skompromitowanej) jest więcej niż dotkliwy. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale na naszych oczach właśnie kończy się pewna era. Czas sponsorów sikających strugą pieniędzy na wszystko, co kojarzy się z pokazami mody (jak się okazuje niemających żadnego wpływu na sprzedaż), sukcesów bez pokrycia, szumu bez treści, durnych celebrytek myślących, że projektowanie mody, czy nawet ubioru, to bułka z masłem, napompowanych wydarzeń dla tabunów gapiów, spragnionych rozrywki i darmowych drineczków, a nie estetycznych uniesień, blogerek-kretynek, lansujących bezrefleksyjnie konsumpcyjny styl życia wśród swojej prowincjonalnej grupy odbiorczyń, dla których torebka z logo Chanel, to najważniejszy życiowy cel. Tych „Wielkich projektantów”, którzy nie są w stanie utrzymać ciągłości nawet nie pokazów, ale samych kolekcji. „Kreatorów” z jednym butikiem, nie będących nawet namiastką klienta prasy, bo nie stać ich na wykupienie strony reklamowej, ale nie mających problemu z płatną sesją i wywiadem pod palmą. Cały ten syf, bez wyjątku, z obłudnym wyrachowaniem promowały media – od magazynów (gro pokazów stylizują osoby pracujące w prasie, nie wspominając o darmowych ciuszkach) i telewizję (dla której to temat, jak każdy inny, ważne żeby sprzedał blok reklamowy), przez portale (którym jest wszystko jedno, jaką informację prasową przedrukują), aż po blogi (bo przecież trzeba się podlizać, żeby posadzić dupsko w jakimś rzędzie). Zero sensownej selekcji, zero odpowiedzialności, komunikacji czy krytyki, tona kumoterstwa i nieustanna pogoń za wygodą. Moda ma jednak to do siebie, że nie szuka wygody. Takie jest zadanie ubioru. A Project Runway stał się prawdziwym ucieleśnieniem tego pustego i wygodnego świata. Papierkiem lakmusowym kondycji polskiej branży. I teraz, na naszych oczach, ten twór powoli się rozpada, ujawniając smutną prawdę. W jednym odcinku Zień jest ekspertem od mody wieczorowej, kilka tygodni później okazuje się, że zwiał z kraju, bo jego marka (podobno) bankrutuje. No przepraszam, ale to aż się prosi o komentarz pokroju #LOL. O czym my w ogóle mówimy? Jaka moda? W 2000 roku, polski projektant Arkadius, podczas londyńskiego tygodnia mody, przedstawił w finale swojego pokazu (na sezon SS 2001) suknię wypełnioną sianem. Z perspektywy 15 lat można zaryzykować stwierdzenie, że w pewnym sensie był prorokiem, bo siano i moda mają w naszym kraju bardzo wiele wspólnego. Panujący od lat trend podpowiada – wepchnij je do cholewek, albo wypełnij nim głowę. Najgorsza życiowa miernoto, wiedz, że siano przyciąga złoto!

Rozumiem, że media muszą manipulować rzeczywistością, aby uczynić ją bardziej interesującą, lub pasującą do profilu danego tytułu, ale w przypadku mody ma to naprawdę zgubny efekt. To tak, jakby nastrzykiwać botoksem gimnazjalistkę. Jeszcze jej cycki na dobre nie wyrosły, a ciocia Menstruacja nie wpadła w odwiedziny, a twarz ma już tak przerobioną, że rodzona matka jej nie pozna. Monstrum z ustami karpia, a nie ludzka istota. Zauważcie ten paradoks – z jednej strony mamy telewizję i magazyny, które forsują pewną rzeczywistość, dosłownie mdlącą od lukru i sukcesów, a z drugiej szare, często dobijające realia. Ja partycypuję w obu tych światach. Jednego wieczora jestem na posh imprezce u Joanny Przetakiewicz, sącząc pysznego drineczka i obserwując festiwal chirurgii plastycznej, a godzinę później siedzę przy komputerze i odbieram wiadomości, w których, muszę przyznać, przechodzicie już sami siebie. Niekończąca się litania skarg i zażaleń – od tragicznie opłacanych krawcowych, szwaczek, fotografów, wizażystów, stylistów i modelek, którzy bez wyjątku są notorycznie wykorzystywani, a często również poniżani przez swoich celebryckich przełożonych za cenę bliżej nieokreślonego „prestiżu”. Historie o znanych czupiradłach, które przychodzą do szwalni ze zdjęciami od polskich projektantów i mówią: „chciałbym zamówić takie tuniki, bo chce mieć taką markę jak xxx”. Nie skłamane moi drodzy, #TrueStory Stąd właśnie biorą się pytania od początkujących twórców, powracające niczym perfekcyjny bumerang, którzy naprawdę zaczynają wierzyć, że kluczem do sprzedaży mody w Polsce jest produkcja basicu, najlepiej promowanego przez popularną, tak zwaną, twarz. Owszem, wszystko to prawda, ale co dalej? Cóż ja mam zrobić z tą wiedzą? Pisać po raz kolejny, jak bardzo jest chujowo? Ktoś ma jeszcze jakieś złudzenia? Obawiam się, że za chwilę to utyskiwanie przestanie robić na kimkolwiek wrażenie, bo człowiek ma to do siebie, że szybko się uodparnia, a każdy temat można po prostu zamęczyć. Wszystko w naszej rzeczywistości ma swój ciąg przyczynowo-skutkowy. Również moda. I ten ciąg przyczynowo-skutkowy bywa bardzo frapujący. Weźmy na przykład Tomka Ossolińskiego. Długa historia zawodowa, praca dla prehistorycznych polskich marek, później piękny sfilmowany pokaz, tak wdzięcznie uzupełniony przez sukienki wiszące na fastrydze i koszule z egzotycznymi metkami, następnie ciekawy film dokumentalny, który sam chętnie i szczerze promowałem. A do czego to wszystko doprowadziło? Do funkcji pseudo-mentora, którego jedyne zadanie opiera się na podjudzaniu i szczuciu uczestników w tandetnym programie telewizyjnym. I to ma być nasz pierwszy krawiec, stojący na straży gustu, kunsztu i rzemiosła? To naprawdę możliwe? Egzystowanie jednocześnie w dwóch planach, które nie tylko są różne, ale w jakiś sposób ze sobą walczą? Z mojego punktu widzenia jest to po prostu nieetyczne. Myślicie, że podobna sytuacja mogłaby zaistnieć w jakimkolwiek cywilizowanym pod względem mody miejscu na świecie? A gdzie się podziała jakakolwiek namiastka odpowiedzialności? Jeśli ktoś ponosi wszelkie zyski z bycia osobą rozpoznawalną, której nazwisko ma moc sprzedażową i promocyjną, a na dodatek stało się synonimem jakości, to jak powiązać te dwa niepasujące do siebie końce? Przymknąć oko, bo ktoś postanowił sobie dorobić w telewizji? Rozumiem, że kontekst umarł śmiercią naturalną. Pytanie tylko – od kiedy projektant musi dorabiać w ten sposób? Chyba tylko taki, który nie sprzedaje ubrań. Owszem, ja też w jakiś sposób uczestniczę w tym syfie, pisząc o nim. Jednak zawsze traktuję publikacje #PRBM, jako okazję do przekazania nowych inspiracji, wyjaśnienia zjawiska, które jest tematem odcinka, konkretnej wiedzy, czy koniec końców – zwykłej, często satyrycznej pogadanki (jak to ma miejsce dzisiaj), na temat mody. I tylko jedno zmotywowało mnie, żeby nie zawiesić tego cyklu. Konsekwencja. Skoro powiedziało się „G”, to należy również powiedzieć „O”. I całe szczęście to „O” jest już bardzo blisko.

Odcinek 8, temat: Strój biznesowy

Gościnnie w jury zasiadły: Ewa „Materiały są naturalne, silk, wool, bawełna, cotton, natural, natural” Minge, słynąca z mistrzowskiego manipulowania faktami na temat swoich pokazów i (nieustająco) z „natural” urody, wywołującej w Polsce niebywałe emocje, jak również Anna Dereszowska, która z modą ma tyle wspólnego, co ja z matematyką. Podpowiem – niewiele. W programie pojawiła się również uznana kostiumografka, Anna Męczyńska, będąca prawdziwą profesjonalistką w swojej dziedzinie. Ania miała za zadanie przedstawić zarys tematu aktualnego odcinka, na podstawie swojej pracy przy ubieraniu serialowych postaci. Samo zadanie nie było jednak jasne – nie wiadomo do końca, czy strój miał być przeznaczony dla bizneswomen, prawniczki, czy generalnie kobiety sukcesu. Twist? Stylizacja miała charakteryzować się płynną metamorfozą „day-to-night”. Kompletnie nie rozumiem, po co się tak ograniczać, moim zdaniem zadanie byłoby jeszcze bardziej atrakcyjne, gdyby związać projektantów w pary, albo zakleić im po jednym oku. Skołowani uczestnicy oczywiście zawiedli. Wszyscy bez wyjątku polegli na tym zadaniu, bo każdy dizajner ma teraz ambicje tworzenia haj-fashion, a taka rzecz, jak gustowna garsonka, czy elegancki komplet wymagają solidnej konstrukcyjnej i krawieckiej wiedzy. Kiedy się nie posiada tej wiedzy, to co można zrobić? Ano to, co zobaczycie poniżej. Nie zamierzam komentować osobno każdej realizacji, bo wszystkie one są nie tylko nie na temat, ale również porażają swoją archaicznością i brzydotą. Odcinek wygrała Sylwia, a z programu odpadła (już drugi raz) Dominika. Na szczególną uwagę zasługuje Bartosz, który umieścił zaszewki bluzki nad biustem i Michał, który przygotował frywolny kombinezon.

1. Sylwia Kozubska

Sylwia Kozubska Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 3 Sylwia Kozubska Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 2 Sylwia Kozubska Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 1

2. Piotr Pyrchała

Piotr Pyrchała Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 1 Piotr Pyrchała Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 2

3. Patryk Wojciechowski

Patryk Wojciechowski Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 1Patryk Wojciechowski Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 2

4. Anna Młynarczyk

Anna Młynarczyk Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 1 Anna Młynarczyk Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 2 Anna Młynarczyk Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 3 Anna Młynarczyk Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 4

5. Michał Zieliński

Michał Zieliński Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 1 Michał Zieliński Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 2

6. Dominika Syczyńska

Dominika Syczyńska Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 3 Dominika Syczyńska Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 2 Dominika Syczyńska Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 1

7. Bartosz Wcisło

Bartosz Wcisło Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 5 Bartosz Wcisło Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 4 Bartosz Wcisło Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 3 Bartosz Wcisło Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 2 Bartosz Wcisło Project Runway Bez Majtek S02E08 Wybieg 1

[*]

Odcinek 9, temat: Projektowanie dla członków rodziny i partnerów

W tym odcinku projektanci mieli za zadanie zrealizować projekty dla członków rodzin i bliskich. Niektórzy dla własnych, inni dla pożyczonych, o czym decydowało zidentyfikowanie projektantów przez krewnych, na podstawie realizacji z poprzednich wyzwań. Niektórym się to udało, a innym nie. Pominę wszystkie krępujące dramy, dotyczące intymnych spraw, czy publicznego wychodzenia z szafy, bo jest to poniżej wszelkiej krytyki i kompletnie nie ma związku z modą. Nie odmówię sobie jednak przyjemności skomentowania każdego projektu, bo były one, dosłownie, komiczne. Dodam tylko, że najbardziej zabawnym elementem odcinka, było spekulowanie nad ilością gejów wśród uczestników. Piotr twierdzi, że jest ich trójka, a panów w tym odcinku było czterech, z zaznaczeniem, że Bartosza i Patryka odwiedziły kolejno żona i dziewczyna. Chyba ktoś tu ma nadprogramową brodę. W programie gościnnie pojawiły się projektantka Teresa Rosati i aktorka Weronika Rosati. Z naszej perspektywy (czytaj mojej i twojej czytelniku) osoby mało interesujące, bo pierwsza bardzo konsekwentnie funkcjonuje w getcie poprawnej mody wieczorowo-koktajlowej, nie wzbudzając większego zainteresowania ze względu na oryginalne wzornictwo, a druga słynie z permanentnych problemów ze stylem i makijażem, zbyt mało jednak wyrazistych, żeby szukać w nich jakiegoś wybitnego potencjału komediowego. Przynajmniej fanpage Teresy Rosati miał jakieś urozmaicenie, między informacjami o kolejnych wizytach w śniadaniówce i ekscytującymi publikacjami z gazetek poświęconych plotkom i showbizowi. Warto jednak dodać, że Teresa Rosati, jak mało która polska projektantka, jest realnie zaangażowana w sprawy charytatywne i ma mocną linię estetyczną, która nie uznaje kompromisów. Tak u Rosati nie uświadczycie banalnego basicu, bluz czy innych sprzedażowych wymysłów, którymi ratują się inni.

1. Projektant: Bartosz Wcisło, Model: ojciec Piotra

Bartosz Wcisło Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 3 Bartosz Wcisło Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 2 Bartosz Wcisło Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 1

Zacznijmy od naprawdę pozytywnej wiadomości. Ten odcinek w końcu wyautował Bartosza z programu. Można się zastanawiać, czemu tak późno, ale bardziej interesujące jest jednak to, co może siedzieć w głowie osoby, która prawdziwego ślunskiego chopa, przystraja w komplet dla nastolatka z poważnie zachwianym gustem? Szałowe spodnie, choćby chinosy, koszula i kamizelka – mielibyśmy faceta, a nie jakąś popierdółkę, która większość czasu traci na slam przy osiedlowym trzepaku i komplementowanie koleżanek przy pomocy epitetów godnych masarza z powiatowej przetwórni mięsnej. Niebywałe! Pomyśleć, że męczyliśmy się z tym gagatkiem tylko po to, żeby jego żona, o jakże efektownej figurze, mogła zaistnieć w tym odcinku. Brawo wszyscy! A ja się tylko zastanawiam, jak czują się inni uczestnicy, którzy odpadli wcześniej? Ktoś z was, robaczki, zrobił durniów.

2. Projektant: Patryk Wojciechowski, Modelka: dziewczyna Patryka

Patryk Wojciechowski Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 2 Patryk Wojciechowski Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 1

Jak można, ale na serio, jak można takie eteryczne stworzenie ubrać w coś, co przypomina owoc gwałtu giezła na worku pokutnym? Nie wiem. Owszem, Patryk stworzył ten projekt rzutem na taśmę, bo większość czasu pochłonął mu pierwotny pomysł, który wierzcie, lub nie, był jeszcze gorszy od tej pokraki. Jednak w morzu beznadziei, nawet podobny koszmarek, może nie tylko uratować skórę, a nawet zagwarantować wygraną. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale Polak idzie na rekord! Aktualnym zdobywcą największej ilości wygranych wewnątrz jednego sezonu, jest Daniel Vosovic z drugiej edycji amerykańskiego Project Runway. Pokonał rywali w pięciu zadaniach, choć w finale zajął drugie miejsce.

3. Projektantka: Anna Młynarczyk, Modelka: żona Bartosza

Anna Młynarczyk Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 3 Anna Młynarczyk Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 2

Anna Młynarczyk Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 1

Księżniczka Alternatywy trafiła na najwdzięczniejsze do ubierania ciało. Efekt samobieżnego dystrybutora chusteczek higienicznych jest jednak daleki od tego, co możemy określić jako udaną stylizację, czy projekt. Wręcz przeciwnie, ta sukienka, ze względu na materiały i swoją kusość (jaki cudny archaizm!), generuje niemal pornograficzne skojarzenia.

4. Projektant: Piotr Pyrchała, Modelka: matka Michała

Piotr Pyrchała Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 3 Piotr Pyrchała Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 2

Piotr Pyrchała Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 1

Powyżej widzieliśmy strój dla kobiety, której obyczaje są tak lekkie, że zużyta chusteczka higieniczna mogłaby na jej widok spłonąć rumieńcem, a tu dla odmiany mamy szyk bazarowy wymieszany z elegancją PGRów. Ani to ładne, ani ciekawe, a tak naprawdę, to ta stylizacja wygląda na skompletowaną w szmateksie trzeciego sortu.

5. Projektant: Michał Zieliński, Modelka: matka Anny

Michał Zieliński Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 4 Michał Zieliński Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 1 Michał Zieliński Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 2 Michał Zieliński Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 3

Modelowy przykład, jak z fajnej i charakternej babki, zrobić pańcię w sukienczynie. Michał-Laleczka kompletnie się nie postarała w tym odcinku. Linie modyfikujące sylwetkę, zamiast ją jeszcze dodatkowo wyostrzyć, zadziałały odwrotnie i pogrążyły figurę modelki. Pas w tali kompletnie ją zasłonił, tworząc z ciała niewdzięczny kloc na chudych nóżkach. Całość jest tandetna i wtórna. Nie śpię po nocach, bo mam wrażenie, że taki styl aktualnie dominuje w przypadku kobiet po trzydziestym roku życia, szczególnie na weselach i innych rodzinnych spędach. Najbardziej zmarnowany potencjał w tym odcinku, bo uroda i charakter Urszuli aż się prosiły o ekstra skórzane portki i górę z mnóstwem fantastycznie mobilnych frędzli. Mieliśmy zadatki na rockandrollową królową, a zamiast tego dostaliśmy dzidzię-piernik.

6. Projektantka: Sylwia, Model: mąż Sylwii

Sylwia Kozubska Project Runway Bez Majtek S02E09 Wybieg 1

Dorosły mężczyzna w piżamie. To chyba nie wymaga dalszego komentarza?

Wniosków dziś nie będzie. Zamiast tego, po raz kolejny zresztą, zamykając tekst posłużę się żywym cytatem. Każdemu, kto myśli, że kontakt blogera z kilkudziesięcioma tysiącami ludzi jest prosty, bezproblemowy i przyjemny, proponuję lekturę poniższej wiadomości, którą dostałem kilka dni temu:

[…] Dziękuję Panu za odpowiedź. Cieszę się, że Pan kontynuuje cykl. Pewnie to co napiszę nie jest ważne z perspektywy Pana osoby, ale moja żona bardzo lubiła oglądać ten program właśnie po to, by porównywać sobie własną opinię z Pana zdaniem. Teraz niestety jest w bardzo trudnej sytuacji wynikającej z choroby i jedną z niewielu rzeczy, jaka wywołuje uśmiech na jej twarzy jest to, kiedy czytam jej podsumowania odcinków, które Pan zamieszcza. Kiedyś ona mi dużo czytała, nie skupiałem się nawet na treści, ale lubiłem słuchać jej głosu. Zapamiętałem jednak sens jednego opowiadania o historii jakiegoś staruszka, który zmarł z żalu, ponieważ zlikwidowano gazetę jaką czytywał od lat. Może źle przekazuję to, co chcę Panu powiedzieć, nie jestem żadną duszą artystyczną ani nie podejrzewam się o możliwość posiadania jakiegoś gustu, który wykraczałby ponad to co nazywa się schludnym lub czystym, jeśli chodzi o ubrania, natomiast mam na myśli to, że dla mojej żony Pana artykuły są bardzo ważne, poniekąd jak ta gazeta dla tego staruszka z opowiadania, i to już nasz taki małżeński rytuał, że czekam wraz z nią na komentarz, jaki Pan zamieszcza na blogu, aby móc go jej przeczytać. Niewiele jest bowiem rzeczy w naszym życiu, które w obecnej sytuacji odrywałyby jej uwagę od choroby, a dzięki Pana pisaniu tak jest.

Nie jestem sentymentalny i bardzo daleko mi do ckliwości, ale są takie sytuacje, wiadomości i komentarze, które realnie motywują mnie do działania. To jeden z takich przypadków. Nie ma już ani czasu, ani sceny, żeby zakrywać się woalami grzeczności, czy dyplomacji. Kostiumy się przetarły. Chciałbym wierzyć, że przyszedł czas na reset mody w Polsce, zmianę warty i wprowadzenie nowych standardów. Oby! A żeby nie kończyć tak pesymistycznie, to napiszę wam, że jest taka osoba, jak Marta Twarowska. Marta pochodzi z Białegostoku i jest studentką trzeciego roku jednej z najlepszych światowych uczelni kształcących projektantów – Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Antwerpii. Lista absolwentów tej placówki dosłownie iskrzy się od znanych nazwisk, a projektanci, którzy ukończyli tam edukację, słyną z awangardowego i progresywnego wzornictwa. Taka jest też moda Marty – oryginalna, plastyczna, przemyślana. Jeśli chcecie zrobić coś pożytecznego w szerszej skali i w kontekście mody, to wiedzcie, że Marta za pomocą platformy Indiegogo zbiera fundusze na kolekcje dyplomową. Edukacja w tej branży, szczególnie jeśli chodzi o projektowanie, jest piekielnie droga. Siedzi wam w głowie modny bakcyl? Chcecie oglądać polskie nazwiska na międzynarodowej arenie? Marta jest właśnie jedną z tych osób, które mają ku temu zarówno talent, jak i predyspozycje. Serdecznie zapraszam na stronę jej akcji. I nie, tu nie chodzi o jałmużnę. To po prostu długodystansowa inwestycja, połączona z wymianą świadczeń. Każda kwota gwarantuje jakiś rodzaj rekompensaty ze strony projektantki. Gdybyście jakimś cudem chcieli się odwdzięczyć za mój nakład pracy włożony w prowadzenie Freestyle Voguing, to gwarantuję, że nie ma na tę chwilę lepszej możliwości – zróbcie to pomagając Marcie osiągnąć sukces.

Never Ending Freestyle Voguing 

Tobiasz Kujawa 

freestylevoguing@gmail.com

4 Comments

  1. Bardzo dobry, mocny tekst. Czytało się go wspaniale. Dziękuję.
    Wiele Twoich spostrzeżeń pokrywa się z moimi, i nie chodzi mi tu tylko o branżę mody (ja akurat działam w innej, a modą się po prostu interesuję), ale o życie (w tym kraju) w ogóle.
    Cieszę się, że jest ktoś, kto mówi głośno (pisze wprost) o tych jakże niewygodnych sprawach, bo jest to chyba najlepszy ze sposobów na uzdrowienie każdej sfery naszego życia.
    Pozdrawiam
    Karina

    Polubienie

  2. Wiele z Twoich spostrzeżeń pokrywa się z moimi odczuciami, które sprawiły, że od razu po maturze wyjechałam do Holandii. Jestem tu już rok i z coraz większą niechęcią włączam polskie programy. Nie mam telewizji. Mam dopiero dziewiętnaście lat a już czuje zażenowanie widząc co polska „kultura” oferuje DOROSŁYM ludziom.
    I ci Polacy, którzy mają o wszystkim zdanie, nie potrafiąc jednocześnie odróżnić spódnicy od sukienki. Tutaj tego nie ma. Jeśli ktoś interesuje się modą to to manifestuje, ubierając się świadomie i pozytywnie rzucając się w oczy. Jeśli ktoś totalnie nie czuje się w temacie to ubiera t-shirt i spodnie z HMa. Nikt na nikogo nie patrzy spod byka. Ludzie żyją (i ubierają się) dla siebie, obok innych.
    Dzięki za wartościowy artykuł. Czytam Twojego bloga skrycie od dwóch lat i nie planuje przestać, i choć daleko mi do Twojego stylu (ubierania i życia) to jesteś dla mnie wielką inspiracją.
    never ending reading freestylevouging
    Monika

    Polubienie

  3. Dziwi mnie Twoje oczekiwanie, że w tym wszystkim będzie chodzić o modę… Gdyby tu chodziło o modę, nie byłby to program tak szeroko reklamowany i „bębniony” w TV, która przecież głównie szczyci się szeroką ramówką rozrywkową wątpliwej jakości.
    To ma być show. Im więcej show z jakąś „modą” w tle, tym lepiej – w końcu mamy aktualnie modowy boom wśród młodych. Ale ciągle chodzi tu jednak o show.

    Polubienie

  4. Też mnie to zaskoczyło, ale wydaje mi się, że Patryk typując trójkę, brał po prostu pod uwagę też Tyszkę.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s