La Mania – premiera perfum i kolekcji SS 2016, czyli U Joanny na salonach

La Mania SS2016 - główne

Joanna Przetakiewicz nie ustaje w staraniach, żeby stworzyć jak najbardziej luksusowy, prestiżowy i światowy wizerunek swojej marki. Na swoim koncie ma już kilka pokazów, organizowanych ze sporym rozmachem, nieco bardziej kameralne prezentacje kolekcji, zawsze podlane celebryckim sosem, udział w dwóch edycjach polskiej edycji Project Runway, w której dała się poznać jako; „Joanna Przetakiewicz – Dyrektor Kreatywna Polskiej Marki Modowej”, o znajomości z kotką Karla Lagerfelda i wieszaku w Harrodsie (w dziale, jak to napisał Michał Zaczyński, poświęconym kreacjom z gatunku „Prom Dresses”) nawet nie wspominając. W swoich zgrabnych dłoniach trzymała też diament, który ostatecznie oszlifował się sam i błyszczy teraz niczym brylant, podbijając światowe rynki. Tak, piszę tu o Magdzie Butrym, która miała swój epizod w La Manii, i dla której emancypacja z okowów tej marki stała się przepisem na sukces. Joanna Przetakiewicz bardzo chce, tego jej nie sposób odmówić. Pytanie tylko czy potrafi? Ta zagwozdka miała szansę zaistnieć na nowo podczas wczorajszej premiery nowych perfum i kolekcji, w „zaciszu” butiku umiejscowionego w Galerii Mokotów.

Jak to powiedziała sama zainteresowana, podczas krótkiej przemowy, po której swoją drogą klaskała tylko Jola Czaja, umiejscowiona przy barze kawowym, gdzie miała najwyraźniej wystarczającą ilość miejsca, żeby sprawnie poruszać rękami, spotkaliśmy się wszyscy w okolicznościach butiku, raczej ciasnych i zdecydowanie gorących, bo atmosfera miała być niemal „domówkowa”. A to momentalnie podpowiada: „O! Sakiewka jakby opustoszała?”. Bogu trzeba dziękować za to, że wydarzenie łączyło dwie premiery, nie tylko nowej kolekcji na sezon SS 2016, ale i perfum, bo dzięki tym drugim, a szczególnie ich cytrusowemu aromatowi, „zapach człowieka”, skondensowany na tych 10 metrach kwadratowych nie był zbyt dokuczliwy, choć po 15 minutach można było dostać zawrotów głowy. Do samego zapachu, wąchanego moim laickim nosem, jeszcze wrócę, najpierw warto jednak zarysować okoliczności, tym bardziej, że pierwszy raz miałem okazję odwiedzić ten punkt sprzedażowy La Manii.

La-Mania3-1

Zdjęcie via czerwonedywany.pl

Butik, co jest raczej ewidentnie, aspiruje do wrażenia luksusu. Bardzo zresztą teatralnego. Ściany są zasłonięte ciężkimi kotarami i sztukateriami w kolorze ciemnego grafitu, podłogę zdobi śliczny drewniany parkiet, światło jest rozproszone i przygaszone – przy mniejszej frekwencji musi tam panować bardzo przyjemna, niemal zaciszna atmosfera. Pod sufitem wzrok przyciąga popartowy mobil, imitujący komiksowy  wybuch, w przestrzeni jest rozsianych kilka zgrabnych metalowych wieszaków, również zdobnych, jak i eleganckich, gablotek. Bardzo pozytywne wrażenie. Można powiedzieć – wszystko jest na swoim miejscu.

IMG_5761

Na swoim miejscu stawili się też rozpoznawalni znajomi Joanny. Pojawiła się Kasia Sokołowska, Dawid Woliński, Tomek Ossoliński, nie zabrakło też Agnieszki Jastrzębskiej, która, jak to niedawno usłyszałem, w środowisku telewizyjnym ma ksywkę… Kokosanka! Doprawdy, nie mam zie-lo-ne-go pojęcia, skąd się ona wzięła (#tiruriru) ta ksywka oczywiście, ale uważam, że jest więcej niż przeurocza i chyba się do niej przyzwyczaję. Tak więc była też Kokosanka (o! już się przyzwyczaiłem), oczywiście uzbrojona w kamerzystę, była ścianka, gdzie znani znajomi mogli sobie zrobić „pamiątkowe” zdjęcie, a skoro była ścianka, to był też tłum fotoreporterów. Można powiedzieć – standard.

Perfumy La Mania

A w powietrzu unosił się aromat prawdziwej Manii. Joanna w kilku słowach opowiedziała o procesie powstawania perfum zatytułowanych… „La Mania Parfum”! Aż chciałoby się napisać „My name is Mania, La Mania”. Okazuje się, tadam, że proces powstawania zapachu prawdziwie zaskoczył Panią Dyrektor Kreatywną. Wyobraźcie sobie, że prace nad nim trwały ponad rok! Aż brwi unoszą się ze zdziwienia. Naaaapraaawdę? A to nie trwa tydzień? #wszoku. Uważam jednak, mimo śmieszków-heheszków, że to życie w wiecznej nieświadomości jest absolutnie fenomenalne. Bo wystarczy (szczególnie jeśli ktoś ma alergię na literki i woli obraz, najlepiej ruszający się) wejść na Youtube i obejrzeć doskonały dokument BBC, podzielony na trzy części, opowiadający o branży perfumiarskiej, żeby się dowiedzieć, ile trwają prace nad banalnym dezodorantem popularnego producenta, o prestiżowych perfumach nawet nie wspominając. Trwają długo. Fakt, że perfumy muszą się kilka miesięcy macerować, żeby wydobyć z nich finalną kompozycję również był dla niej nowy. Dla Joanny jednak czynnik zaskoczenia i eksperymentowania na żywej tkance nowego projektu jest najwyraźniej ciekawszy, niż zdobycie konkretnych informacji, tak zwanego „know-how”, co mam wrażenie stało się podwaliną całej marki, a nie tylko tych perfum. Jak to podkreślała Joanna, nie jest to jednak woda toaletowa, tylko pełnoprawne perfumy, mocne, intensywne, jak wiadomo – na każdym prezentujące się inaczej. Nie jest to też zapach uniseks. Właściwie jest to antyteza jakiejkolwiek uniseksualności, która wywołuje u Joanny dreszcze na plecach. Perfumy mają być zmysłowe, podkreślać płeć, punktować kobiecość lub męskość, rozpalać namiętność i kusić, kusić, kusić. Zapach został wykreowany i wyprodukowany we francuskim mieście Grasse, uważanym za światową stolicę perfumiarstwa. Jego najmocniejsze nuty należą do ulubionych cytrusów Joanny – grejpfruta i kwiatu pomarańczy, które zostały osadzone w bazie z drzewa sandałowego, piżma i wanilii. Nie szukajcie tu nowych kierunków, bo ich nie znajdziecie, to zdecydowanie klasyczna kompozycja. Zapach został zamknięty w dość banalnym okrągłym flakonie, ozdobionym złotym pierścieniem i zamykanym, o zgrozo, na plastikowy korek. Całość została zapakowana w prostokątne pudełko z materiału przypominającego zamsz, wykończone złotym kartonem. I tak jak cała marka La Mania – z daleka sprawia wrażenie całkiem luksusowego, ale z bliska to cięcie kosztów daje po oczach bardziej, niż nowe kreacje Kokosanki. Prawda jest taka, że jeśli sięgamy po podobną estetyczną sztampę, jaką jest miks czerni i złota, to musi zostać on zrealizowany w bezwzględnej jakości. Szczególnie wewnątrz marki premium, w której nie powinny funkcjonować kompromisy. Joanna Przetakiewicz wyciąga ręce, uśmiech ma przy tym hollywoodzki, znajomości światowe, możliwości o jakich większość projektantów może tylko pomarzyć, a jednak ciągle nie udaje jej się złapać tego bakcyla prawdziwego prestiżu i niestety widać to na każdym kroku. Rozumiem ideę tworzenia produktu, który posiada atrakcyjną cenę, konkurencyjną dla drogeryjnych zapachów, ale w tym przypadku nie wierzę, że jakakolwiek światowa klientka, wiecznie cierpiąca na jet-lag i pasjonująca się perfumami, postawi ten flakon na honorowym miejscu przestrzeni swojej toaletki. To raczej nierealne.

Kartonowy „tort”

O samym zapachu trudno jest mi się wypowiadać, bo faktycznie, na każdej skórze pachnie on inaczej. Na niektórych nadgarstkach zmieniał się w mocny, ciężki, niemal archaiczny zapach, kojarzący się z babcią, która przejadła się cytrusami, a na innych miał w sobie nutę odświeżacza powietrza. Jako wielbiciel mieszania zapachów, mam wrażenie, że doskonale sprawdzi się jako cytrusowe urozmaicenie dla innych perfum, ale wiem, że nie każdy przepada za takimi eksperymentami. Pamiętajcie jednak, że w kwestii opiniowania perfum jestem kompletnie nieobiektywny, nie znam się na tym i jedyne co mogę zrobić, to napisać, że jeśli jesteście fankami marki, to powinnyście przekonać się o jakości tego produktu na własnej skórze i nosach. Od siebie mogę dodać jeszcze tyle, że uperfumowawszy się koło godziny 16:00 Lamaniją, o godzinie 22:00 zapach był już bardzo mało wyczuwalny. Przynajmniej jak na nos mojego laickiego partnera życiowego.

Podczas wydarzenia premierę miała również nowa kolekcja La Manii, na sezon SS 2016. Jako że Joanna jest teraz zafascynowana symetrią, której estetyka szczególnie przypadła jej do gustu, to cała kolekcja jest oczywiście symetryczna. Dużo w niej charakterystycznych dla marki ciężkich metalowych detali, sporo seksu, odrobinę wieczorowej mody. Kombinezon z peleryną jest ładny, ale nie ma w nim nic ekscytującego – już to widzieliśmy, kilka całkiem klasycznych sukienek w podstawowych kolorach kontynuuje wiernie linię estetyczną marki, a ich największy plusem jest spora uniwersalność. Trudno jednak zrozumieć spódnicę i sukienkę ozdobione drabinami metalowych blaszek, które odsłaniały banalne gacie modelek. Jakie jest przeznaczenie tych modeli? Nie wiem. Doskonale prezentował się za to granatowy szlafrokowy płaszcz i zwiewna suknia z wycięciami na ramionach. Klasyczne, proste, efektowne. Swoją inspirację kolekcja znalazła w pracach Alberto Pinto (styl „pałacowy”), dekoratora wnętrz, który w swoich realizacjach uwielbia ponoć pasy na podłodze, jak to można przeczytać w informacji prasowej, które „porządkują przestrzeń”. Te pasy odnalazły się w specjalnie zamówionej tkaninie, łączącej mięsiste pasy weluru (czyli gorszego aksamitu) i transparentnego szyfonu. Postała z niej sukienka-tuba, której nie mam nic do zarzucenia. W przypadku kolekcji warto również oddać głos samej projektantce, która opowiada o niej tak:

Info Prasowe La Mania - zrzut ekranu

Podsumowaniem niech będzie refleksja o detalach. Nieustannie twierdzę, że prawdziwy luksus to już nie pałacowe wnętrza, ubrania kipiące złotem, wzmianki o wielkim świecie i znajomościach. Luksusem w dzisiejszych czasach jest umiłowanie detalu, pieczołowitość, refleksja, jakość, unikalność, niedostępność. I tak jak perfumy są zatknięte plastikowym korkiem, a ekskluzywny catering spoczywał na kartonowym torcie, tak cytat w informacji prasowej jest źle i niedbale domknięty cudzysłowem. I ten Harrods nieszczęsny, na którego stronie w zakładce La Mania, znajdziemy jedną białą sukienczynę i pelerynę. Przy podobnych możliwościach taka niechlujność jest niczym sążnista rysa na szkle. Zamiast koncentrować się na pięknej panoramie i jej możliwościach, wzrok rozpraszają skazy. Szkoda, bo nadal jestem przekonany, że La Mania nieustannie marnuje swój potencjał i zamiast pioniersko kreować polski dom mody z prawdziwego zdarzenia, ktoś tu się po prostu bawi. Raczej w tłumie klakierów. Którzy tym razem nawet… Nie klaskali.

Never Ending Freestyle Voguing

Tobiasz Kujawa

freestylevoguing@gmail.com

PS. W tekście wspominałem o dokumencie BBC, jeśli macie ochotę go obejrzeć, to poniżej zamieszczam wszystkie trzy części. Warto!

3 Comments

  1. Anna Dziadosz pisze:

    Wybacz, ale: „A w powietrzU unosił się (…)” – mogę być Twoją darmową, wiecznie uśmiechniętą korektorką;).
    Tekst super, pisz więcej na blogu!

    Polubienie

  2. Anna Dziadosz pisze:

    Wybacz, ale „A w powietrzU unosił się” – popraw, bo dzięki temu tekst będzie idealny;).

    Polubienie

Dodaj komentarz

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s