Tallinder – Nowe Dziecko LPP

Tallinder SS2016 Facebook

Najbardziej naturalnym i najwygodniejszym porównaniem, które nasuwa się na myśl, gdy w grę wchodzi rdzennie polski koncern odzieżowy LPP, to oczywiście światowy lider branży tekstyliów – Inditex. Obie korporacje posiadają w swoim portfolio spektrum marek, których zadanie jest bardzo czytelne – spełnianie oczekiwań zróżnicowanych grup konsumentów, a co za tym idzie – dążenie do dominacji i maksymalizowania zysków. W ofercie LPP brakowało jednak do tej pory marki z półki, którą chciałoby się określić, nieco na wyrost, jako „premium”. Owszem, w sklepach Reserved (wzorem H&M) znajdziemy produkty „premium quality”, ale to oczywiście nie to samo. Inditex stworzył w tym celu Massimo Dutti, które spośród wszystkich marek hiszpańskiego giganta, prezentuje najwyższe ceny i aspiruje do najwyższej jakości. Nic więc dziwnego, że rownież LPP zwróciło w końcu swoje oczy w kierunku klientów posiadających zasobniejszy portfel – to naturalny proces. Tak narodziła się nowa marka odzieżowa, nazwana całkiem wdzięcznie Tallinder. We wtorkowe popołudnie miałem okazję uczestniczyć w wydarzeniu inaugurującym działalność najnowszego, a co za tym idzie najbardziej wychuchanego dziecka. Teraz pozostaje pytanie – co z niego wyrośnie? Modna i wdzięczna latorośl, czy wyrodny tekstylny bękart?

Inauguracyjna impreza miała miejsce w świeżo odnowionej kamienicy, umiejscowionej opodal Placu Małachowskiego, znanego z Galerii Zachęta i Kościoła Świętej Trójcy, utrzymanego w klasycystycznej manierze i zwieńczonego imponującą kopułą. Moje przewidywania były słuszne – podobne wydarzenie wymaga odpowiedniej pompy i rozmachu, więc przestrzeń jednego piętra została zaaranżowana wręcz butikowo, a swoje miejsce znalazły zarówno szatnia, bufet, jak i scena muzyczna, o piramidzie z kieliszków do szampana nawet nie wspominam. Nie zabrakło również imponującej ścianki, dzięki której kilka celebrytek mogło podreperować domowy budżet. Kotletem nie pogardził również Olivier Janiak, który wcielił się w rolę prowadzącego wydarzenie. Tłumów niestety nie porwał, 15 minut pogadanki ciągnęło się w nieskończoność, a jej finał był godny komiwojażera, bo Olivier zrozpaczony brakiem reakcji, kazał gościom, zdecydowanie stanowczym głosem, wyceniać swoją dzisiejszą stylizację, oczywiście od Tallindera. Chyba nie muszę dodwać, że wyglądał (jak zawsze zresztą) szałowo. W programie zaistniały również występy quasi artystyczne – na scenie spalała się Kasia Warnke, która z pewnością jest przemiłą, przesympatyczną i przeuroczą osobą; i pewnie szalenie utalentowaną aktorką, co nie zmienia faktu, że kariera wokalna w jej przypadku może nie być do końca trafionym pomysłem. Niestety – początek jej występu był również początkiem exodusu gości. Kolejne utwory sprawiały, że przestrzeń sukcesywnie pustoszała, aż w końcu sama zainteresowana zorientowała się, że występ jest „nieco” za głośny – słuchać się tego nie dało, rozmawiać w trakcie również. Kasia Warnke poprosiła więc o przyciszenie inwazyjnego dźwięku – nie wypada nic innego, jak docenić zdroworozsądkowe podejście samej zainteresowanej. Zdrowego rozsądku nie wykazali jednak organizatorzy, bo kto przy zdrowych zmysłach organizuje nagłośniony koncert w przestrzeni wykastrowanej z akustyki i nieprzystosowanej do niesienia dźwięku? To jest niestety absurd i strata czasu, nie pierwszy raz zresztą, bo powstało dziwne przekonanie, że branży mody trzeba nieustannie dostarczać rozrywek wokalnych. Rozumiem jeszcze plumkające pianino, które idealnie komponowałoby się ze szwedzkim stołem i niezobowiązującą atmosferą. Po co jednak męczyć gości koncertem, który z góry jest skazany na porażkę? Nadal się nad tym zastanawiam.

Tallinder Wiosna/Lato 2016 Lookbook
Tallinder Wiosna/Lato 2016 Lookbook

No dobrze, ja tu o okolicznościach i innych drobnostkach, a czytelnik się pewnie zastanawia – cóż to takiego ten cały Tallinder, po co i na co on komu. Już śpieszę z tłumaczeniami. Hasłem przewodnim debiutanckiej kolekcji marki, dedykowanej naturalnie sezonowi SS 2016, jest połączenie „współczesnej elegancji” z kierunkiem estetycznym znanym jako sprezzatura, czyli wyglądem nonszalanckim, swobodnym, ale i dopracowanym w szczegółach. Anglosasi jak zawsze mają pod ręką idealne słowo, które brzmi oczywiście effortless. O aspiracjach informuje nas schludny katalog marki, który z jakiegoś powodu został wydany w języku… angielskim. Przepraszam, ale trudno to działanie określić inaczej, jak pretensjonalne i niezbyt zgodne z przedstawionymi założeniami. Jesteśmy w Polsce, na wydarzeniu byli Polacy, koncern jest głównie lokalny (chociaż niepozbawiony ekspansywnych ambicji), więc miłym gestem byłoby poszanowanie naszego ojczystego języka, zamiast silenie się na pretensjonalny klimat „so international”. To jednak nie koniec dziwów i cudów w katalogu, bo wyobraźcie sobie, że dwójka modeli prezentujących całą ofertę – Ben Hill i Aline Weber, z jakiegoś nieodgadnionego powodu są podpisani pod każdym swoim zdjęciem, na każdej możliwej stronie. Jaki stał za tym powód? To kolejna zagadka.

Tallinder Wiosna/Lato 2016 Lookbook
Tallinder Wiosna/Lato 2016 Lookbook

Oferta? Zacznę od największych plusów – akcesoriów. Ciekawie prezentowały się damskie buty, choćby botki bez palców z cudownie miękkiej naturalnej skóry, ozdobione przy suwaku rzemieniami, świetne klapki na bardzo masywnym obcasie, pantofle na grubej podeszwie, z czubem ze skóry węża, a raczej skóry à la wąż. W oko wpadały również wdzięczne codzienne torebki, oczywiście skórzane. Kwestia ubrań jest bardzo klarowna – dominują gładkie i jasne plamy koloru, urozmaicone od czasu do czasu pasami i prążkami. Fasony są proste i uniwersalne – kimonowe żakiety, sukienki wytaliowane wyrazistymi zaszewkami, luźne koszule o przedłużonych połach, również efektownie odcięte na wysokości bioder, klasyczne trencze, świetne spodnie typu palazzo i kilka nieco rockowych akcentów, choćby czarna, skórzana, panelowa sukienka czy kurtka, utrzymana w tej samej manierze. Jakość i wykonania naprawdę stwarzają wrażenie dopracowanych – szwy często wykończone są lamówkami, ubrania mają porządne podszewki, a materiały są miłe w dotyku. Jednak jakość ostatecznie weryfikuje użytkowanie, pięlęgnacja i czyszczenie, więc jak jest naprawdę, każdy będzie musiał się przekonać samemu. Jeśli chodzi o męską sekcję, to niestety trudno jest mi w niej znaleźć jakieś większe plusy. Kilka garniturów w kolekcji, choć utrzymanych we wspólczesnej modnej linii, nie tworzą oferty, która może być konkurencyjna dla wyspecjalizowanych i ugruntowanych marek. Jest na wskroś banalna, przewidywalna i asekurancka, czyli idealnie wpisuje się w wizerunek stereotypowego polskiego klienta, dla którego ciekawy fason czy niestandardowe rozwiązania krawieckie są nadal niemęskie. Czy tak jest na pewno? Myślę, że Tallinder trochę nie docenia tego polskiego klienta, który ma coraz większą świadomość kreowania własnego wizerunku i coraz częściej szukającego rozwiązań niesztampowych, oryginalnych, niekoniecznie kłócących się z elegancją czy zaawansowanym wiekiem (cokolwiek to znaczy). Tym bardziej, że w informacji prasowej mogłem przeczytać: „Projekty powstały z myślą o ludziach spełnionych i ambitnych,  świadomych swojej wartości i chcących być na bieżąco w temacie mody, kultury, sztuki”. Czy to się w jakikolwiek sposób pokrywa z ofertą? Prawda jest taka, że męska linia jest żadna i na tle innych marek z podobnej półki nie wyróżnia się absolutnie niczym. Koszule są koszulami, polówki polówkami, a garnitury wyglądają jak garnitury. Nie ma w nich żadnych detali, które wybiłyby je wśród konkurencji. W komunikacie można oczywiście przeczytać dużo dłuższą litanię roszczeń kreatywnego piarowca, jakieś utyskiwania do minimalizmu, prostoty formy, ponadczasowej elegancji, ale szczerze? Te słowa-klucze już dawno straciły na mocy. Koniec końców liczy się produkt, a nie krasomówstwo, które go opisuje. O tym, że prostota i minimalizm nie są synonimami nie chce mi się już nawet pisać, bo ile razy można tłuc to samo. Ach, przepraszam, teraz nikt nie jest „prosty”, wszyscy jesteśmy „minimalistami”…

[instargram url=https://www.instagram.com/p/BAccSf9BNmw]

Oferta Damska 

Akcesoria

Oferta Męska 

Tallinder jest ewidentnie skierowany do grupy wiekowej powyżej 30 roku życia, do której sam się zresztą zaliczam. Jednak powodzenie podobnej marki, debiutującej na konkurencyjnym rynku, zależy nie tylko od wyklarowania przedziału wiekowego i zastosowania jakościowych rozwiązań, ale przede wszystkim od wykształcenia snobizmu na daną metkę. Zamożny klient dysponujący środkami, które pozwalają mu na inwestowanie w ubrania o nieskazitelnej jakości bywa przecież kapryśny. Ma do dyspozycji nie tylko cały świat marek, które można kupić w Internecie, ale również podróżuje i inwestuje w autorskie produkty, za którymi stoi projektant z krwi i kości, albo w marki o ugruntowanej prestiżowej pozycji, które sprzedają nie tylko ubrania, ale cały lifestyle, o otoczce, czyli usłudze, wyjątkowych butikach, znanych ambasadorach i pięknych sesjach nawet nie wspominam. A Tallinder wystartował z lookboczkiem banalnym i przewidywalnym, który niestety nie sprzedaje żadnej wizji. Tłem niby stało się Palm Springs, ale czy jest tak naprawdę widoczne? Motywacją dla wyboru lokacji był fakt, że w domu który można ujrzeć na zdjęciach mieszkał kiedyś Frank Sinatra… Ale czy to ma jakieś znaczenie? Czy jest to zaznaczone w kolekcji, w której nie ma nawet jednej fedory? Nie! Taka referencja nie ma wobec tego żadnego znaczenia i żadnej logiki. Może poza tym, że pracownicy koncernu, którzy na tę uroczą sesyjkę polecieli, mieli miłą wycieczkę. Ale szczerze? Strata czasu. Efekt jest kompletnie niewspółmierny do takich manewrów. Zresztą – oceńcie go sami.

Marka niby premium, a w prezentach dla gości, w przepastnej torbie, poniewierała się na dnie zapakowana w pudełko poszetka, katalog i bon rabatowy na 30%. Ja wiem, że ściankowe gaże celebrytek kosztują, ale czy te pieniądze naprawdę zostały dobrze zainwestowane? Mam nieodparte wrażenie, że Tallinder ma duże aspiracje, ale brak doświadczenia LPP w tej konkretnej produktowej półce aż kłuje w oczy. Marka wystartowała, a w Internecie próżno szukać jej strony. To znaczy – jest, ale to nie strona marki, tylko wariacja na temat bloga, na której nie ma produktów, cen, manifestu marki czy sklepu online, ale są teksty o… Olivii Palermo i butach. Po wydarzeniu oczywiście nie została rozesłana nawet najmniejsza informacja prasowa. Czyli? Znów wielkie halo o potencjale na pół gwizdka. Miał być śliczny, wymuskany i wycacany bobas, a zamiast niego, z łona odzieżowego giganta, wyskoczył nieco rachityczny wcześniak. Falstart. A szkoda, bo widać tu potencjał. Myślę, że idea lansowania jakości, dobrego krawiectwa i materiałów w sposób sieciowy ma sens i swoje miejsce na rynku. Czekam jednak, aż Tallinder naprawdę czymś zachwyci, bo jako premierowa marka, wypadł niestety blado i chaotycznie.

Never Ending Freestyle Voguing 

Tobiasz Kujawa

freestylevoguing@gmail.com

Reklama

2 Comments

  1. ventylacja pisze:

    Ja mam wrażenie, że to, co z tego wyjdzie to taka polska Zara. Ceny niby wyższe, niż w tych przeciętnych sieciówkach, ubrania niby bardziej klasyczne, ale poziom jakości nadal… sieciówkowy. Dlatego bardziej chyba przypadnie do gustu (jak Zara) licealistkom i studentkom, które lubią się polansować na ‚coś droższego’. Jednak mimo wszystko ich oferta mi się podoba, mój styl. Lubię takie kroje. I Twoje teksty, bo czytam nałogowo! Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

  2. Wygląda to jak Banana Republic, szczerze mówiąc. Nuuuda!

    Polubienie

Dodaj komentarz

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s