Przez ostatni rok Michał Szulc fundował swojej widowni prawdziwą sinusoidę emocji i wrażeń. Nie zawsze jednak pozytywnych. W jego marce działo się dosłownie wszystko – widocznie był to okres intensywnych eksperymentów i szukania nowych kierunków. Oczywiście najważniejszy jest fakt, że Szulc w końcu wyemancypował się z okowów zewnętrznych organizatorów i zaczął przedstawiać swoje kolekcje własnym sumptem, na warszawskich autorskich pokazach. Pierwsze takie wydarzenie miało miejsce w kwietniu 2014 roku (kolekcja „Fire”, na sezon AW 2014) i należało do bardzo udanych. Kolejny autorski pokaz (kolekcja „The Past”, na sezon SS 2015) niestety nie powtórzył sukcesu poprzednika a nawet przeciwnie – rozczarował i zapisał się w pamięci głównie z powodu fatalnie przeprowadzonej gry niewdzięcznymi fasonami, krępującej infantylności i kolorystyki tak trudnej, że położyłaby na łopatki projektanta ze stażem liczonym w ćwierćwieczach. Jakby tego było mało, Michał Szulc przygotował drugą linię, dramatycznie nudną, choć zadziornie nazwaną „Sold”, utrzymaną w popularnym ostatnio nurcie „basic”. Największym błędem było przedstawienie jej w formie pokazu podczas łódzkiego tygodnia mody (aktualnie skompromitowanego) – skuteczność porównywalna z pigułką nasenną. W międzyczasie Szulc eksperymentował też z ubieraniem gwiazd i blogerek, zaktywizował się w social media, zaproponował fanom konkursy. A co najważniejsze, wrócił do formy. Kolekcja na sezon AW 2015, pod tytułem „Hold The Rivers”, udowadnia, że Szulc jest jak najbardziej daleki, od powiedzenia ostatniego słowa. I całe szczęście, bo to z pewnością jedna z ciekawszych postaci na polskiej scenie mody.
Czytaj dalej „Michał Szulc Jesień/Zima 2015 – „Hold the Rivers””
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.