Dzisiejszą relację chciałbym zacząć inaczej. Bardziej lirycznie, na przykład od opisu ciepłego zachodzącego słońca. Rozgrzanego piasku. Mgły. Dodać do tego osobistą anegdotę. Parę wspomnień. Coś nostalgicznego, ale bez taniej ckliwości. Okazja jest przecież idealna, bo wczoraj Łukasz Jemioł zabrał nas w podróż. Wybraliśmy się na daleki kontynent, wprost do Australii. Na spacer po plaży. A może pustyni? Hala w Soho Factory (która jednym przynosi szczęście, a innym prawdziwego pecha) została zasłonięta białą tkaniną. W tym białym pudełku znalazł się wybieg usypany z piasku. W tle widniała prosta konstrukcja, dwie ściany z białego drewna. Pomarańczowe światło, krzyki ptaków. Niesamowity klimat. Prosto, ale bardzo efektownie.
O nie! Romantyzm i nostalgia nie są moją mocną stroną, dlatego skończę na samej chęci głębszego opisania tej magicznej sytuacji. A anegdoty z mojego życia zachowam dla siebie, albo na inne okazje. Mam tylko nadzieję, że choć odrobinę poczujecie ten klimat i wyobrazicie sobie okoliczności. A zamiast ckliwych opisów przyrodniczo-meteorologicznych proponuję konkrety.
Zaproszenie na pokaz miało formę przypominającą bilet. A bilet to zawsze pewna obietnica. Ekscytacji, miłych wrażeń, ciekawych przeżyć. Przygody. Wszystkich aspektów, które wiążą się z podróżą. Nasza podróż miała się zacząć o 20:30. Usiedliśmy na białych krzesłach. Widoczność nie była rewelacyjna. Ale nie było też źle. W czasie pokazu mogłem przyjrzeć się każdej sylwetce. Widziałem detale. Fryzury, makijaże, stylizacje. Opóźnienie było minimalne. Chyba zbyt dobrze rozmawiało mi się z moją towarzyszką, bo nie zwróciłem na nie najmniejszej uwagi. Rozmowa dotyczyła kolekcji, którą mieliśmy już okazję zobaczyć na Fashion Weeku w Łodzi. O stylu Łukasza. O konsekwencji jego projektów i ciągłości, którą utrzymuje w swoich
kolekcjach.
Czytaj dalej „Spacerując z Łukaszem Jemiołem. Czyli o tym, jak powinno dotrzymywać się obietnic.”
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.