Project Runway Bez Majtek: Horrendalna Kreatura

bm

Jednym z największych nadużyć, jakie można znaleźć w modzie, jest operowanie terminem Haute Couture. Dosłownie każdy i bez żadnych konsekwencji może nim sobie wytrzeć gębę. Kiedy chce i jak chce. Wszystko jest Haute Couture – od kafelków, przez potrawy, aż po bezbarwne szmaty od projektantów z niejasnymi intencjami. Powód jest oczywisty, wysokie krawiectwo, jak żadna inna kategoria mody, posiada niezwykłą historię i wyjątkowo wyrazistą tożsamość. Jest synonimem najbardziej ekskluzywnej oferty, jaką można sobie wyobrazić. We Francji, w której narodziny tego nurtu były podyktowane wspieraniem lokalnego przemysłu tekstylnego, istnieje multum warunków i obostrzeń, które trzeba spełnić, żeby móc tytułować swoje kolekcje słowami Haute Couture. Liczy się dosłownie wszystko – od zachowania ciągłości prezentacji kolekcji w sezonach Jesień/Zima i Wiosna/Lato (co najmniej 15 sylwetek przedstawionych publiczności), przez francuskie pochodzenie materiałów i ich konkretną ilość w kolekcji, absolutnie ręczne wykonanie kreacji od samych podstaw, minimalną liczbę pracowników zatrudnionych na stałe (20), aż po ilość warsztatów i pracowni (umiejscowionych oczywiście w Paryżu). Obecnie przymruża się oko na niektóre aspekty, szczególnie te, dotyczące surowców, ale jedno jest pewne – uzyskanie tego tytułu, o którego interesy dba organizacja Chambre Syndicale de la Haute Couture, nie jest proste i stanowi ono prawdziwe wyróżnienie, a nawet nobilitację dla projektanta, który od tej pory jest uznawany za twórcę mody prawdziwie luksusowej. Nie wspominając o tym, że dla marki, to bardzo droga impreza. Koszty wykonania takiej kolekcji, surowców i robocizny, a do tego organizacji pokazu, są nieporównywalne do kolekcji Prêt-à-Porter.  Haute Couture to przede wszystkim krawiectwo miarowe. Podczas pokazów prezentowane są konkretne stroje, które klientki zamawiają później pod swój rozmiar. Kwestia finansów jest tu jednym z najbardziej tajemniczych aspektów. Cen kreacji Haute Couture nie znajdziecie ot tak, w Internecie. Więcej – nawet ogromna ilość pieniędzy nie zagwarantuje wam możliwości kupienia takiej kreacji. Nie wiadomo też do końca ile sztuk konkretnych sylwetek tak naprawdę powstaje. Haute Couture to zamknięty świat arabskich księżniczek, potentatów naftowych, obłędnie zamożnych kolekcjonerek z USA i Azji, kobiet, które traktują modę na pograniczu sztuki i mogą w nią inwestować każdą możliwą sumę. Większość z nich pozostaje anonimowa. Dla nich moda, w przeciwieństwie do gwiazd i celebrytów, nie jest narzędziem do autopromocji. Ktoś, kogo stać na taką modę nie musi się promować. To właśnie fantazja i magia napędzają to zjawisko. Wrażenie niedostępności, mody, która dla zwykłego śmiertelnika jest równie abstrakcyjna, co podróż na księżyc. Jeśli interesuje was to zjawisko, to polecam książkę „Królowie Mody”, autorstwa Rudolfa Kinzela, która doskonale wyczerpuje ten temat. Nie jest łatwa do zdobycia, z tego co wiem nie pojawiły się jej wznowienia, ale przy odrobinie uporu można ją znaleźć na aukcjach i w antykwariatach. Wydaje mi się, że pojęcie Haute Couture najlepiej przedstawi krótki film, prezentujący kulisy powstania sukni domu mody Dior. Ilość pracy, którą wkłada się w te kreacje jest wręcz nierealna. To nie są ani godziny, ani dni, ale tygodnie, a nierzadko i całe miesiące, poświęcone na mozolne farbowanie, wyszywanie, ozdabianie i szukanie absolutnej perfekcji w konstrukcji i kroju. Prawdziwa krawiecka maestria.

 

Nic dziwnego, że to zjawisko musiało się prędzej czy później przedostać do głównego nurtu. Ludzi fascynuje luksus. Niesieni aspiracjami chcą choć przez chwilę dotknąć tego nierealnego i niedostępnego świata. Dlatego to pojęcie jest często przeinaczane i pauperyzowane. Tak naprawdę Haute Couture to Paryż i nic więcej. Owszem, na świecie pojawiają się różne odpowiedniki, na przykład we Włoszech, gdzie lansuje się obecnie kategorię „Alta Moda” i w Chinach, które stanowią aktualnie ogromne zaplecze luksusowego konsumpcjonizmu, gdzie lokalni twórcy, choćby Zhang Jingjing, starają się wdrażać zasady wysokiego krawiectwa do swoich spektakularnych kolekcji. Prawda jest jednak taka, że prawdziwie Haute Couture powstaje tylko i wyłącznie we Francji, w której istnieje nawet szkoła skierowana tylko i wyłącznie na tę kategorię – Ecole de la Chambre Syndicale de la Couture Parisienne. Jakiekolwiek zestawienie tych słów w innym kontekście nie ma racji bytu i jest zwyczajnym nadużyciem, a nawet kłamstwem. Wątek Haute Couture przewija się w rozmaitych miejscach. Dobrym przykładem może być film fabularny Jedwabna Opowieść z 2004 roku, w którym został przedstawiony proces powstawania niezwykle kunsztownych haftowanych tkanin dla Christiana Lacroix, którego modę osobiście uwielbiam. Bardzo przyjemne kino, które szczerze polecam. To również doskonały przykład na to, jak ważne jest Haute Couture w kultywowaniu ekskluzywnego rzemiosła, które funkcjonuje na pograniczu sztuki użytkowej. W Internecie krąży też ciekawy dokument „The Secret World of Haute Couture”, zrealizowany przez stację BBC. Znajdziecie go nawet na Youtube, a jest o tyle ciekawy, ze zgłębia postać klientek, a nie samych twórców. Niezwykła perspektywa.

Tak naprawdę Haute Couture nie ma nic wspólnego z klasyką. Liczy się w nim progres, również estetyczny, a nawet eksperyment z materią. Od dekady trwa zresztą debata na ten temat – jakie miejsce we współczesnym świecie ma tak zbytkowna moda, i czy możliwy jest jej dalszy rozwój? Okazuje się, że tak, bo funkcjonują w niej tacy twórcy, jak na przykład niezwykle awangardowy duet Viktor & Rolf, którzy potrafią przygotować cały sezon z… Czerwonej wykładziny. Tak, dokładnie z czerwonej wykładziny, po której w tradycyjnych warunkach modelki prędzej by chodziły, a nie ją nosiły. Zaręczam, że świat Haute Couture potrafi wciągnąć bez reszty, dlatego wszystkich zachęcam do własnych poszukiwań. Zauważycie wtedy, że ta kategoria ma zdecydowanie inny kontekst, niż mogłoby się zdawać. To nie tylko umiłowanie rzemiosła, ale również poszukiwania nowatorskich i awangardowych rozwiązań. Jak już się pewnie domyślacie, TVN w ostatnim odcinku postanowił sprofanować Haute Couture i zapędził uczestników Project Runway do kolejnej nierównej walki, która od początku była skazana na porażkę.

Czytaj dalej „Project Runway Bez Majtek: Horrendalna Kreatura”

Project Runway Bez Majtek: Modny Uniform

bm

Zacznijmy dziś od konkretu. Zaglądam na stronę Encyklopedii PWN i czytam definicję słowa „uniform”: „przepisowy ubiór członków jakiejś organizacji społecznej, formacji wojskowej lub grupy zawodowej”. Krótko i na temat. Ujednolicenie formy i kolorystyki ubioru sprawia, że osoba która go nosi, staje się momentalnie rozpoznawalna. Nie jako jednostka czy osobowość, ale jako przedstawiciel określonej grupy, która funkcjonuje według konkretnych zasad i reguł. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale „uniform” jest tak naprawdę bardzo mocno zakorzeniony w historii mody. Niegdyś każdy stan, każda grupa społeczna i zawodowa miała swoje określone kody ubioru, które pomagały im umiejscowić się na drabinie hierarchii. Wiązało się to z wieloma regulacjami, które wskazywały, jakie materiały, kolory i fasony mogą nosić konkretni ludzie. Nie było w tym żadnej demokracji czy swobody. Tak po prostu budowano ład i porządek w społeczeństwie. Każdy musiał znać swoje miejsce. Od więźnia, kurtyzany, żebraka, przez aptekarzy, medyków i kapłanów, aż po wojskowych. Swoją drogą uważam, że mundury i szaty liturgiczne są jednymi z najbardziej wyrafinowanych form uniformu. Wymyślono setki niuansów, które pozwalają wojskowym i kapłanom odróżnić się od siebie. Dlatego też te stroje tak bardzo inspirują projektantów mody. Kojarzą się z siłą i porządkiem, który moda tak bardzo lubi przecież burzyć. XX wiek wywrócił życie ludzi do góry nogami. Poznano słodki smak swobody ubioru, a uniform zaczął się kojarzyć negatywnie. Doskonałym przykładem może być Japonia, w której uniformizacja osiągnęła nie tylko niezwykle rozwiniętą formę, ale również została utożsamiona z opresją indywidualizmu. Młodzież, która całe dnie spędzała w szkolnych mundurkach, zaczęła szukać metody na zamanifestowanie swojego światopoglądu, stylu czy kreatywności. Efekt przekroczył najśmielsze oczekiwania, a japoński weekendowy streetstyle z Harajuku stał się zjawiskiem o globalnym zasięgu i niebagatelnym wpływie na modę i kulturę. To zresztą bardzo ciekawe zjawisko, bo Japończycy reinterpretując europejską modę, stworzyli z niej swoją własną, nową i niemal karykaturalną jakość. Kto widział nawiązujące do wiktoriańskiego stylu lolity, ten wie o czym piszę. O! I to jest kolejna bardzo ciekawa sprawa – seksualność uniformu. Zauważcie, że bardzo wiele tych strojów zyskało potencjał fetyszu. Stroje wyuzdanych pielęgniarek leczących seksem, drapieżnych policjantek przykuwających gachów do łóżek, perwersyjnych zakonnic, które modlą się o orgazm i pokojówek, które „przyszły zrobić porządek”, zalegają na półkach wyspecjalizowanych sklepów z erotycznymi i pornograficznymi gadżetami. To zjawisko bardzo łatwo wytłumaczyć – opresja i seks leżą bardzo blisko siebie. Zniewolenie bywa niezwykle podniecające, a uniform ma w sobie tę zniewalającą moc. Pozwala ukryć swój charakter, osobowość, preferencje i sprawia, że najważniejsze jest to co robimy, a nie to, kim jesteśmy. A zdjęcie uniformu staje się wyzwoleniem. Powrotem do prywatnego życia. No i powiedzcie, czy to nie fascynujący temat? Zresztą, nawet boska i nieodżałowana Anna Piaggi (włoska dziennikarka i prawdziwa ikona mody) miała w swojej fenomenalnej garderobie kamizelkę wyjętą z uniformu pracownika McDonald’s, a cesarz świata mody – Karl Lagerfeld pojawił się w 2008 roku w odblaskowej kamizelce bezpieczeństwa, pozwalającej zachować widoczność na drodze. Ja również mam w szafie policyjną kurtkę, którą uwielbiam. Uniform bywa niezwykle inspirujący i to właśnie z jego tematem musieli się zmierzyć uczestnicy Project Runway, w szóstym odcinku drugiej serii. Jak im poszło? Razem z platformą SHOWROOM.pl zapraszam do lektury.

Czytaj dalej „Project Runway Bez Majtek: Modny Uniform”

Project Runway Bez Majtek: Manewry na Ściance

bm

Jej życie jest krótsze niż laboratoryjna przygoda muszki owocówki. Tak, to sukienka na czerwony dywan i ściankę sponsorską – kreacja jednorazowa. Ten modowy eksperyment sprawdza się tylko w górnych i dolnych rejestrach, bo prasa i publiczność są zainteresowane wyłącznie dwoma kierunkami: spektakularny sukces lub jeszcze bardziej spektakularna porażka. Średniacy najczęściej się nie liczą. Mogłoby się wydawać, że „poprawna” stylizacja jest bardzo pożądana. I tak i nie. Bo jaki jest sens strojenia się, jeśli nikt go nie doceni? Ale z drugiej strony, czasami lepiej być niezauważonym, niż skrytykowanym. Bardzo często spotykam się z zarzutem, że nie powinno się oceniać stylizacji gwiazd, bo „ubiór” to prywatna sprawa. Zawsze powtarzam, że to bzdura, bo ścianka i czerwony dywan to nic innego, jak przyzwolenie: „oceń mnie”. Showbiznes można porównać do gry. W każdej grze obowiązują pewne reguły. Zastępy naszych uprzywilejowanych, ogrzanych blaskiem popularności i kontraktów gwiazd, mają swoją cenę. A właściwie (o)cenę. Fakt, życie bywa przykre, a słowa krytyków i publiczności… No cóż, potrafią być okrutne. Po co więc pchać się na świecznik? Dlaczego warto brać udział w tych czerwonodywanowych potyczkach? Odpowiedź jest prosta – publicity, czyli rozpoznawalność. Rozgłos! Tak się wycenia promocyjną wartość gwiazdy. Każda publikacja, każda wzmianka, każdy komentarz w mediach jest na wagę złota. Albo na wagę złotówek, bo w końcu taką mamy walutę. A odpowiednia sukienka na odpowiednim dywanie i odpowiedniej osobie, potrafi zapisać się, dosłownie, w historii świata – Lady Gaga w sukni z mięsa, Anjelica Huston w koronkach, Cher w słynnym pióropuszu i orientalnej kreacji zaprojektowanej przez Boba Mackie, Madonna w połyskującej sukni i futrze w klimacie starego Hollywod, Björk w łabędziej kiecce, Grace Kelly w lodowato błękitnej kreacji od Edith Head… Można tak wymieniać długo i namiętnie. Zresztą, ten temat już poruszałem przy okazji poprzedniego sezonu, na przykładzie Elizabeth Hurley. Nie wnikając w kreatywność polskiej produkcji przy wymyślaniu nowych zadań, chyba nie zdradzę wielkiej tajemnicy, że w ostatnim odcinku polskiej edycji Project Runway nasi bohaterowie mieli za zadanie zmierzyć się z tematem sukni na czerwony dywan. Tyle w ramach wstępu – razem z platformą SHOWROOM.pl zapraszam do lektury!

Czytaj dalej „Project Runway Bez Majtek: Manewry na Ściance”

Project Runway Bez Majtek: Bielizna Kryzysowa

bm

Znacie to uczucie? Ten bardzo charakterystyczny stan, kiedy oglądamy w telewizji coś tak niesamowicie żenującego i krępującego, że musimy odwrócić wzrok, bo czujemy autentyczny wstyd spowodowany wydarzeniami i zachowaniem bohaterów, których losy śledzimy w prostokątnym pudełku. Cóż za perwersyjna sytuacja – wstydzić się za kogoś, kogo nawet nie znamy. Absolutna abstrakcja. A jednak, coś takiego siedzi w gatunku ludzkim, że nie wstydzimy się tylko jednostkowo i personalnie. Dlaczego tak się dzieje? Prawdopodobnie dlatego, że mierzymy innych swoją miarą. Zachowania, które dla jednych ludzi są naturalne, dla innych mogą być po prostu odstręczające. Oglądając ostatni odcinek polskiego Project Runway można było poczuć komplet tych emocji. Brwi układały się we wdzięczne łuki, oczy unosiły się ze zdziwienia, a otwarte usta szukały odpowiedniego komentarza. Bezcelowo, bo to, co się działo w programie, wymyka się wszelkiej logice i rozsądkowi. A później nastąpiła jeszcze straszniejsza rzecz. Nie wiem, czy zaraza została przeze mnie przywleczona z ostatniej podróży do Krakowa, gdzie pojechałem oglądać pokazy dyplomowe SAPU. Być może ostatecznym ciosem, który powalił mnie łopatki, był właśnie Project Runway? Prawdą jest, że odcinek się skończył, a ja chwilę później poległem w nierównej walce z gorączką. Grypa wyłączyła mnie z obiegu na tydzień, w trakcie którego, niczym najgorsze demony, powracały do mnie obrazy piekielnej bielizny. W zbroi z ciepłego dresu, pod milionem koców, nafaszerowany lekami niczym reaktor chemiczny myślałem o jednym – co się odwlecze, to nie uciecze. Mija właśnie okrągły tydzień od emisji ostatniego odcinka, a odzyskawszy nieco sił, myślę, że możemy spróbować skonfrontować się z realizacjami z drugiego w historii polskiego Project Runway wyzwania z bielizną w roli głównej. Wspólnie z platformą SHOWROOM.pl zapraszam do lektury!

Czytaj dalej „Project Runway Bez Majtek: Bielizna Kryzysowa”

Project Runway Bez Majtek: Ubierając Divę

bm

Współpraca z gwiazdami, a co za tym idzie ubieranie ich na scenę, to zlecenia, za które większość projektantów da się pokroić. Jest to po prostu jedna z najlepszych metod budowania marki i rozpoznawalności, szczególnie dla twórców mody, których dzieła wykraczają poza codzienne życie. Scena rządzi się swoimi prawami. Moda zmienia na niej swój kontekst, stając się kostiumem. A sam kostium musi połączyć kilka sprzecznych ze sobą kierunków. Powinien być efektowny i widoczny z najdalszego miejsca na widowni. Musi być trwały, bo powinien wytrzymać bez większych uszkodzeń całe trasy, a gwiazda musi mieć pewność, że nie rozsypie się on na scenie. Jego konstrukcja powinna umożliwiać szybkie naprawy w trasie koncertowej, poprawki i co bardzo ważne – wygodne „przebiórki” między kolejnymi scenami lub utworami. Dobrze by było, żeby zapewniał swojej zawartości minimum komfortu i mobilności, których wymaga większość procederów artystyczno-rozrywkowych. W przypadku piosenkarki, kostium musi dawać możliwość swobodnego oddychania i pracy przeponą. W przypadku tancerki – nie może być zbyt ciężki czy agresywny dla skóry. Aktorka postawi na maksymalny autentyzm, który pomoże jej wcielić się w konkretną rolę. Performerka wybierze strój, który doda jej jak najwięcej ekspresji. Dobry kostium sceniczny musi pracować z oświetleniem, scenografią, a nawet warunkami meteorologicznymi, jeśli mówimy o występie na otwartym powietrzu. Myli się ten, kto myśli, że stworzenie dobrego kostiumu jest proste. Wręcz przeciwnie. A trzeba jeszcze pamiętać, że artystka, to nie modelka. Jeśli do tych wszystkich czynników dodamy więc trudną, a bywa że i nieproporcjonalną sylwetkę, pojawia się zadanie ponad zwykłe projektanckie siły. Tu jest potrzebny specjalista. Osoba wytrenowana nie tylko pod względem artystycznym, ale również świadoma technicznie, rozumiejąca scenę i jej pułapki. Ktoś, kto wie, jakie kolory i wzory podkreślą charakter gwiazdy, jaki kierunek estetyczny pomoże artyście zbudować swoją postać i dopełnić artystyczna wizję, gdzie wszywa się banalne potniki, jak się lutuje druty, tworzy elementy z silikonu i innych tworzyw, szyje gorsety i trykoty. Dobry kostiumograf ma w sobie też bardzo dużo z rękodzielnika i rzemieślnika, nie tylko projektuje, ale potrafi też szyć i konstruować. Wiele elementów, również rekwizytów, musi po prostu wyczarować sam – od kucia zdobnych koron, przez rozmaite gadżety (teraz również elektroniczne) aż po plecenie sielskich wianków. Konstatacja jest jedna – nie sposób postawić znaku równości między zawodem projektanta i kostiumografa. To są dwa bardzo odległe od siebie kierunki. Również pod względem rozpoznawalności – projektant w dzisiejszych czasach jest gwiazdą, często równorzędną z osobą, którą ubiera. Kostiumograf jest zawsze w czyimś cieniu. Dlatego jest to zawód dla kreatywnych, skromnych, cierpliwych (!) i bardzo pracowitych osób o artystowskiej duszy. Pech chciał, że w tym odcinku nasi projektanci musieli się zmienić właśnie w kostiumografów. Katalizatorem tego eksperymentu została wielka diva polskiej estrady – Maryla Rodowicz. Dokładnie w tym momencie możemy zacząć nucić „Kolorowe Jarmarki”, bo wątki jarmarku, odpustu i tandety, jeszcze nie raz wrócą w dzisiejszym odcinku Project Runway Bez Majtek. Razem z platformą SHOWROOM.pl zapraszam do lektury!

Czytaj dalej „Project Runway Bez Majtek: Ubierając Divę”

Project Runway Bez Majtek: Moda w Siatce

hbm

Sport, sport, sport moi drodzy! Świat mody dosłownie zwariował na punkcie sportu. A raczej na punkcie sportowego stylu, bo moda i pot jakoś nie idą w zgranej parze. Chyba, że pocimy się od świateł jupiterów i fleszy – jakby nie patrzeć, to też rodzaj rywalizacji – głównie o atencję obiektywów i reakcje publiczności. To co sportowe lub usportowione stało się ciekawe, nowe i świeże. Obcisłe i drapieżnie wykrojone sportowe bluzki, legginsy do biegania, bluzy, sportowe staniki, bokserskie szorty, akcesoria i wyspecjalizowane nowoczesne materiały, które sprawdzają się w ekstremalnych treningowych warunkach. Wszystkie te elementy, które dominowały do tej pory na halach, boiskach i w okolicznościach natury, płynnie przeszły (a nawet przebiegły) na wybiegi. A przede wszystkim sportowe buty. Jeśli świat mody zwariował na punkcie sportu, to sportowe buty wywołały w nim prawdziwy obłęd. Po tym, jak Chanel pokazało na wybiegu Haute Couture (sezon SS 2014) wygodne obuwie, zmieniły się zasady gry. Sneakersy można (a nawet należy) nosić do wszystkiego: od dżinsowych szortów, aż po koronkowe suknie do ziemi. Modny jest sportowy look, modna jest również sportowa sylwetka. Ponieważ energie zazwyczaj dążą do wyrównania, odrobina mody weszła więc na sale siłowni. Okazało się, że ciuchy do treningów, poza wygodą i akcentowaniem osiągniętych już efektów, mogą mieć jeszcze jeden cel – wyrażać charakter właściciela. Pojawiło się w nich więcej kolorów i popularnych w danym sezonie motywów graficznych czy deseni. Trykoty i zestawy à la Jane Fonda, a w szczególności ozdobne paski podkreślające talię, odeszły do lamusa, powracając od czasu do czasu jedynie w stylizowanych teledyskach. Marki sportowe proponują już nie tylko kolekcje stricte treningowe, ale i ubrania do noszenia na co dzień. Czasami aż trudno zidentyfikować pierwotne przeznaczenie danego ciucha. Popularne sieciówki i projektanci nie pozostają w tyle – przypomnijmy sobie na przykład olimpijską kolekcje H&M „Go for Gold” (jedna z moich ulubionych, mam dwie pary legginsów), czy współpracę z Alexandrem Wangiem, w której sport był przecież najsilniejszą (można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jedyną…) inspiracją.

Biorąc pod uwagę powyższe fakty, zadanie z którym mieli się zmierzyć uczestnicy drugiego odcinka, drugiej serii programu Project Runway, nie dziwi, a nawet przeciwnie – pozytywnie zaskakuje. Przynajmniej w swojej teorii, opierającej się na tworzeniu prawdziwych ubrań, a nie zlepków śmieci. Zaprojektować stroje dla drużyny siatkarek? Rewelacyjna sprawa i prawdziwe wyzwanie! No cóż, okazuje się, że tylko w teorii, bo projektanci zgotowali widzom i swoim modelkom prawdziwy survival, który zamiast poprawiać kondycję i wygląd, może zabić. I kto powiedział, że sport zawsze oznacza zdrowie? Uprzedzam lojalnie i już na samym wstępie – to był koszmarny odcinek, po którym można nabrać prawdziwej awersji nie tylko do mody, ale i do wszelkich aktywności fizycznych. Nie przedłużając już wstępu, razem z platformą SHOWROOM.PL zapraszamy do lektury!
Czytaj dalej „Project Runway Bez Majtek: Moda w Siatce”

Project Runway Bez Majtek: Wojna i Moda

bm

Mówi się – było minęło. Schowajmy więc do kieszeni, najlepiej dziurawej, stare urazy i zacznijmy od nowa. Jeszcze raz. Jakby poprzedniej edycji nigdy nie było. Jakbyśmy nigdy nie widzieli tych koszmarnych projektów, sztucznie wykreowanych sytuacji, na siłę wymyślonych charakterów i innych reżysersko-produkcyjnych szaleństw. Zapomnijmy więc o tym całym horrorze i otwórzmy się na nowe, lepsze, nieznane…

Czytaj dalej „Project Runway Bez Majtek: Wojna i Moda”