Ilustracja – jedyna i niepowtarzalna Paulina Mitek.
Szedłem sobie ostatnio do redakcji. A raczej przemieszczałem się. Nie wiem czy macie tego świadomość, ale podobno nasza cywilizacja już nie chodzi sobie ot tak po prostu bez celu, tylko właśnie przemieszcza się. Na przykład z punktu „a” (który może być mieszkaniem) do punktu „b” (na przykład do pracy). Potem kolejno, przez cały dzień przenosimy się między punktami „c”, „d” i „e” jak etc. – spotkania, zakupy, randki, w zależności od tego, jaką mamy aktualnie potrzebę duszy lub ciała. Podobno jest to bardzo smutne i zwiastuje nasz rychły koniec, bo straciliśmy umiejętność poruszania się w czterech wymiarach, nie posiadając wcześniej zaplanowanego celu. Czy to źle? Nie wiem. Temat jest frapujący – to na pewno, ale nie czuję się na siłach, żeby go bardziej rozwinąć. Więc wracam do współczesnych nomadów. Jak już wspominałem, przemieszczam się przez centrum Warszawy, z mieszkania – punktu „a”, do redakcji – punktu „b”. Idę sobie, myślę o rzeczach natury błahej, rozglądam się na boki i patrzę co też ludzie noszą. Ale wyjątkowo nie na sobie, tylko ze sobą. I doznałem małego, prywatnego olśnienia. Owszem, myślałem o torebce jako dopełnieniu stylizacji, albo jako rzeczy stricte użytkowej, ale nie było w tym żadnej głębszej analizy. A tu nagle bum! Czegoż to ludzie ze sobą nie noszą. Co trzymają w tych pakunkach? Jakie mają metody przenoszenia swoich klamotów? Czemu chodniki w Warszawie mają tyle dziur? No właśnie. To była ostatnia myśl, kiedy się potknąłem i stłukłem sobie kolano.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.