Współcześni nomadzi czyli o codziennym targaniu przedmiotów mniej lub bardziej osobistych.

Ilustracja –  jedyna i niepowtarzalna Paulina Mitek

Szedłem sobie ostatnio do redakcji. A raczej przemieszczałem się. Nie wiem czy macie tego świadomość, ale podobno nasza cywilizacja już nie chodzi sobie ot tak po prostu bez celu, tylko właśnie przemieszcza się. Na przykład z punktu „a” (który może być mieszkaniem) do punktu „b” (na przykład do pracy). Potem kolejno, przez cały dzień przenosimy się między punktami „c”, „d” i „e” jak etc. – spotkania, zakupy, randki, w zależności od tego, jaką mamy aktualnie potrzebę duszy lub ciała. Podobno jest to bardzo smutne i zwiastuje nasz rychły koniec, bo straciliśmy umiejętność poruszania się w czterech wymiarach, nie posiadając wcześniej zaplanowanego celu. Czy to źle? Nie wiem. Temat jest frapujący – to na pewno, ale nie czuję się na siłach, żeby go bardziej rozwinąć. Więc wracam do współczesnych nomadów. Jak już wspominałem, przemieszczam się przez centrum Warszawy, z mieszkania – punktu „a”, do redakcji – punktu „b”. Idę sobie, myślę o rzeczach natury błahej, rozglądam się na boki i patrzę co też ludzie noszą. Ale wyjątkowo nie na sobie, tylko ze sobą. I doznałem małego, prywatnego olśnienia. Owszem, myślałem o torebce jako dopełnieniu stylizacji, albo jako rzeczy stricte użytkowej, ale nie było w tym żadnej głębszej analizy. A tu nagle bum! Czegoż to ludzie ze sobą nie noszą. Co trzymają w tych pakunkach? Jakie mają metody przenoszenia swoich klamotów? Czemu chodniki w Warszawie mają tyle dziur? No właśnie. To była ostatnia myśl, kiedy się potknąłem i stłukłem sobie kolano.

Czytaj dalej „Współcześni nomadzi czyli o codziennym targaniu przedmiotów mniej lub bardziej osobistych.”

Trup w szafie czyli nasze codzienne, tekstylne zbrodnie

Ilustracja – Spektakularnie kreatywna Paulina Mitek.

Otworzyłem ostatnio swoją szafę. Hmm… Chwila zastanowienia. To chyba nawet nie jest szafa! Bo czy wypada tak nazywać przestrzeń ukrytą za banalnymi, przesuwanymi lustrami? Jedno jest pewne. Nie jest to na pewno elegancka, wolno-stojąca i klasyczna szafa z drewna. Taki mebel, w magicznej wersji de lux mają moi rodzice. Jest to wielki, stuletni, drewniany byt, który dumnie stoi w ich sypialni. Ma trzy segmenty i waży nieskończoną ilość kilogramów. Pięknie błyszczy politurą, skrywa w sobie fantastyczną ilość szuflad i szufladek wyłożonych pachnącym papierem, wieszaków na krawaty i półek na kapelusze. Marzenie z drewna, które zamiast tylnej ściany na pewno ma przejście do Narni. Moja szafa, a raczej ta bliżej niezidentyfikowana przestrzeń do przechowywania ubrań, nie ma w sobie nic z romantycznej garderoby. Przezornie i wygodnie mości się w przedpokoju. Żegna mnie codziennie rano, kiedy wychodzę z mieszkania. Wita mnie, kiedy do niego wracam. Każdego dnia przeżywamy konfrontację, której po prostu nie sposób uniknąć. Nasza relacja nie ma w sobie nic z pragmatyczności. Jest to związek czysto emocjonalny. Więcej! Można powiedzieć, że jest to uczucie bardzo sentymentalne. Dlaczego? Bo moja szafa to swoiste archiwum. Nie przywiązuję się do rzeczy. Nie zbieram figurek, bibelotów, szkatułek, obrazków i świeczników. Nie znajdziecie u mnie zasuszonych kwiatów i kompletu starych biletów do kina, powtykanych w ckliwe pamiętniki. Ale szafa? To miejsce gdzie dokumentują się wszystkie moje próby znalezienia własnego stylu. Nigdy nie kończące się przygody z ubraniami. Pokaż mi swoją garderobę, a powiem ci kim jesteś? Że niby co? To zdanie brzmi banalnie? No cóż, najwyraźniej banały mają w sobie najwięcej prawdy.

Czytaj dalej „Trup w szafie czyli nasze codzienne, tekstylne zbrodnie”