Projektanci, styliści, blogerki, szafiarki, fotografowie, gwiazdy, celebrytki, dziennikarze – tłum na modnej scenie gęstnieje z roku na rok. A to dlatego, że moda coraz mocniej pobudza nasze zmysły i emocje. Nie jest już tylko zjawiskiem opierającym się na linii dystrybutor – klient. Projektanci zaczynają między sobą rywalizować, również o atencję opinii publicznej. Równie ważny co słupek sprzedaży, stał się słupek wskazujący popularność i rozpoznawalność. Moda w Polsce powoli staje się również przedmiotem dyskusji, podobnie jak kulinaria, polityka, teatr czy literatura. Obserwujemy zachodzące w niej zjawiska, szukamy metod i reguł, które kształtują jej rzeczywistość. Dzień po dniu, przez cały rok, razem z czytelnikami poruszyliśmy setki tematów. Mądrzejszych i głupszych, poważniejszych i bardziej beztroskich, dotyczących zarówno Polski, jak i całego świata, mody i showbiznesu. Co w 2014 sprawiało, że krew nam szybciej krążyła w żyłach, brwi wyginały się w łuk, a brzuchy nierzadko bolały ze śmiechu? Zapraszam do podsumowania ubiegłego roku, zawartego W Dwunastu Wybuchowych Aktach!
Tag Archives: Maldoror
Maldoror Jesień-Zima 2013 czyli „Bóg, Honor, Ojczyzna” i.. Chuj.

Jest jeden, dość ciekawy detal dotyczący pokazów mody i prezentacji prasowych, którego chyba nigdy do tej porty nie poruszałem. W języku angielskim mówi się na niego „goodie bag” lub „gift pack”. Jest to tajemnicza torba, która w swoim wnętrzu skrywa prezencik. Wychodząc z jakiegoś przemiłego wydarzenia, zawsze z odrobiną obowiązkowego zażenowania na twarzy, odbieramy ten pakuneczek, wypchany próbkami kosmetyków, sznurówkami, pastami do butów, biżuterią, ciastkami, butelkami wina, voucherami, porcelaną, pokrowcami na laptopy (uwaga, mogę tak wymieniać bez końca), katalogami, kuponami zniżkowymi, słuchawkami, ciuchami, świecami, perfumami, breloczkami, pendrive’ami… Generalnie same cuda-wianki, klęska dobrobytu, która teoretycznie jest nam wręczana z sympatii, a tak naprawdę sami wiemy czemu ma służyć. Dobrze jest się przyjaźnić z dziennikarzem, stylistą albo blogerem. Sam jestem najlepszym przykładem. Jeszcze żadna osoba, która mnie odwiedziła, nie wyszła z pustymi rękami. Dla każdego mam zawsze coś miłego. Kolczyki dla mamy przyjaciółki, cienie do powiek dla siostry, farba do włosów dla koleżanki i szałowy szaliczek dla równie szałowej babci. Jeśli ktoś jest w miarę ogarnięty w pokazach i prezentacjach prasowych, to ma problem kupowania prezentów całkowicie z głowy. No i jak tu nie lubić „giftpacków”?
Czytaj dalej „Maldoror Jesień-Zima 2013 czyli „Bóg, Honor, Ojczyzna” i.. Chuj.”
Krytycznie o krytyce czyli o „modnym” pisaniu, zasadach i ich braku
(Ilustracja – Paulina Mitek)
Jakiś czas temu moja zaprzyjaźniona dziennikarka i stylistka opowiedziała mi o pewnym ciekawym zdarzeniu ze swojego życia zawodowego. Historia jest na tyle symptomatyczna, że posłuży jako wstęp do dzisiejszego felietonu. Otóż owa koleżanka, nazwijmy ją koleżanką „X”, pracowała, jak to dziennikarze mają w zwyczaju, w pewnym redakcyjnym padole. Konkrety nie są w tym przypadku aż tak istotne. Zresztą otoczka tajemnicy i niedopowiedzenia potrafi skutecznie podkręcić atmosferę. Przełożony Koleżanki „X” był (a właściwie nadal jest) dość szanowanym dziennikarzem mody. Nazwijmy go Panem „Y”. Koleżanka „X” należy do gatunku ambitnych bestii – dysponuje dużą i rozległą wiedzą. Ceni sobie takie drobnostki jak elokwencja, stylistyka, ortografia, czy interpunkcja. W swojej rozkosznej naiwności chciała o modzie pisać konkretnie, szczerze i merytorycznie. Dziwna fanaberia, doprawdy. Pan „Y”, próbując ukrócić jej zapędy i chęć realizacji zawodowej, stwierdził, że tak być nie może, bo co ona sobie właściwie myśli. Jego wieloletnie doświadczenie nauczyło go przecież, że o modzie w naszym kraju nie wolno pisać krytycznie. Nie jest to ani potrzebne ani mile widziane. Należy pisać dobrze, a jak się nie ma nic miłego do powiedzenia, to lepiej zatrzymać opinie dla siebie. Czyli mówiąc kolokwialnie nakazał Koleżance „X” trzymać buzię na kłódkę. Pan „Y” stwierdził też, że Koleżance „X” kategorycznie nie wolno pisać w pierwszej osobie, dopóki nie będzie „kimś”. W tym przypadku najprawdopodobniej chodziło o „bycie” właśnie panem „Y” (albo jak to później dodał, Kingą Rusin – ?!). Uważam, że nie bycie „kimś” jest w tym przypadku dużym szczęściem dla Koleżanki „X”, ale to tylko moja, skromna opinia. Słuchając tej opowieści nie mogłem wyjść ze zdumienia…. Jak zawsze w takich sytuacjach, niczym przykładne dziecko Internetu, pognałem na Wikipedię, skarbnicę wiedzy wszelakiej.
Krytyka (łac. criticus – osądzający) – analiza i ocena dobrych i złych stron z punktu widzenia określonych wartości (np. praktycznych, etycznych, poznawczych, naukowych, estetycznych, poprawnych) jako niezbędny element myślenia.
Może dotyczyć wielu dziedzin np. nauki (krytyka naukowa), poprawności formalnej (krytyka logiczna), poprawności merytorycznej (krytyka merytoryczna lub krytyka empiryczna), metod (krytyka metodologiczna), etc.
Czytaj dalej „Krytycznie o krytyce czyli o „modnym” pisaniu, zasadach i ich braku”
Fashion Week Poland SS 2013. W zaułkach Designer Avenue.
Kiedy wracam z Łodzi, moi znajomi, kompletnie niezwiązani z modą, majzą zawsze te same pytania. I jak było? Dobrze się bawiłeś? Odpocząłeś na wyjeździe? Zrelaksowałeś się? Wtedy dosłownie opadają mi ręce i mam ochotę gryźć. Nie mam pojęcia jak to się stało, że w powszechnej świadomości moda kojarzy się jedynie z przyjemnością, czymś lekkim, niezobowiązującym i bajecznie prostym. Otóż nie. Nie odpocząłem. Mimo tego, że spałem w przepięknym hotelu Andel’s, w strefie spa byłem raz i to tylko dlatego, że gdybym nie poszedł na saunę, to moje zatoki prawdopodobnie by eksplodowały. Ponieważ wyznaję politykę 100%, łódzkie noce służą dosłownie wszystkiemu, tylko nie odpoczynkowi. Cztery dni oglądania pokazów (przy niektórych trzeba pilnować, żeby oczy nie uciekły nam w siną dal), cztery dni wypełnione imprezami po których człowiek ledwo chodzi, cztery dni w nieustannym ruchu, niczym znerwicowany chomik zamknięty w kołowrotku. Przez kilkanaście godzin jesteśmy ograniczeni przestrzenią Fashion Weeku. Odbijamy się jak piłeczka ping-pongowa z sali do sali. Czekasz na pokaz, oglądasz pokaz, wychodzisz z pokazu. 15/30 minut przerwy, które trzeba w jakiś sposób zagospodarować, po czym powtarzamy schemat. Kilkanaście-kilkadziesiąt razy dziennie. To ma być odpoczynek? Wolne żarty. Absolutnie się nie skarżę, nie o to mi chodzi. Jednak trzeba mieć świadomość, że moda to nie zawsze lekki i przyjemny temat. Obejrzenie wszystkich pokazów jest na granicy próby samobójczej. No ale cóż, chyba drzemie we mnie ten autodestrukcyjny instynkt leminga.
Dziś przechodzimy do recenzji pokazów i kolekcji z Designer Avenue. Tekstu i zdjęć jest zatrzęsienie, dlatego daruję sobie dalsze wywody. Dodam tylko, żebyście się nie sugerowali fotografiami, które troszkę oszukują. Aha, i jeszcze jedna sprawa – w tym tekście opisuję tylko polskie, autorskie marki.
Macie pod ręką kawę, valium i piłeczkę antystresową? Tak? Ok, możemy zaczynać.
Czytaj dalej „Fashion Week Poland SS 2013. W zaułkach Designer Avenue.”
Fashion Week – vol. I – OFF’owo i na 100%.
Jest poniedziałek, godzina 21. Właśnie wypakowałem walizkę, z którą na dzień przed wyjazdem do Łodzi stoczyłem kilka dość poważnych starć. Okazało się, że owa walizka bezczelnie postanowiła mieć ograniczone miejsce. Była to podłość z jej strony, bo mam dość spory problem z decyzyjnością. Jedni mają ataki paniki przed wizytą u dentysty, a inni – przed pakowaniem się. Ja należę do tej drugiej kategorii. Po czwartym podejściu, dwóch drinkach i rozpaczliwym telefonie do przyjaciółki, niewdzięczny przedmiot martwy pękał w szwach i wyglądał, jakby miał za sekundę wybuchnąć. W szale dopychania kolejnych ubrań straciłem rozeznanie, co właściwie jest w środku nie wspominając o tym, że musiałem użyć obcęgów, żeby dopiąć suwak. Z tą tykającą, tekstylną bombą i głową pełną bardzo mieszanych myśli pojechałem w czwartek rano do Łodzi. Nadal nie byłem pewien, czy na pewno spakowałem skarpetki, po co zabrałem żelazko i czy w hotelu będą mieć kombinerki, których oczywiście zapomniałem. No i oczywiście czy wybór lektury do pociągu był na pewno trafiony. Chciałem zaszpanować i wziąć „Ulissesa” Jamesa Joyce’a, ale stwierdziłem, że i tak nikt przy zdrowych zmysłach w to nie uwierzy, więc wybór padł na Muminki…
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.